Za winy ojca
Tamten piątek trzynastego zaczął się dla mnie naprawdę pechowo. Zaspałam i byłam zmuszona do robienia wszystkiego w biegu. Tak się spieszyłam, że poplamiłam nowy żakiet kawą. Zła jak diabli, przebrałam się szybko i popędziłam do garażu, by odpalić swój samochód, który jak na złość się zbuntował. Chcąc, nie chcąc byłam zmuszona do skorzystania z komunikacji miejskiej.
Z racji tego, że mój dom stał na obrzeżach miasta, musiałam czekać na autobus 20 minut. Kiedy wreszcie się w nim znalazłam, okazało się, że jedną z ulic miasta zamknięto z powodu wypadku i autobus musiał skorzystać z objazdu.
Byłam bezradna wobec tego, co się dookoła mnie działo. Postanowiłam się jednak nie poddawać i do pracy biegłam szybciej, niż niejeden sprinter podczas wyścigu. Myślałam, że już nic gorszego może mnie nie spotkać. Myliłam się. Na przejściu dla pieszych oddzielającym mnie od biura ubezpieczeniowego, w którym pracuję jakiś wariat prawie mnie potrącił.
Złorzecząc każdemu czarnemu kotowi, jaki żył na tym świecie, wkroczyłam do biura z półgodzinnym spóźnieniem. Na szczęście, mojego szefa, który miał hopla na punkcie punktualności, jeszcze nie było. Chociaż jedna dobra rzecz mnie dzisiaj spotkała, pomyślałam z ulgą.
Zdyszana i rozeźlona, weszłam do pomieszczenia biurowego, w którym pracowałam. Znienacka ostry pisk przeciął powietrze. Podskoczyłam jak oparzona i odwróciłam się przodem do miejsca źródła dźwięku. Była nim moja koleżanka, z którą dzieliłam to pomieszczenie, Clarissa.
Co się stało? - spytałam się, kiedy wreszcie przestała piszczeć. - Paznokieć ci się złamał? - nie mogłam powstrzymać się przed tą małą złośliwością. Clarissa miała świra na punkcie swoich paznokci i każdą uwagę dotyczącą ich odbierała jako bardzo osobistą uwagę.
Ty żyjesz – wyszeptała z bladą twarzą i ukryła twarz w dłoniach.
Marszcząc brwi, popatrzyłam na nią. Może ja i Clarissa byłyśmy niezbyt dobrze dobrane pod względem zgodności charakterów, ale w gruncie rzeczy, całkiem nieźle się dogadywałyśmy, więc nie rozumiałam, czemu tak zareagowała na mój widok.
Możesz mi powiedzieć, o co chodzi?
Clarissa spojrzała na mnie spomiędzy palców i przełknęła ślinę.
O to – podała mi lokalną gazetę z najnowszymi wiadomościami. - Strona ósma, prawy dolny róg.
Jak się okazało, cała strona ósma była wręcz zasypana nekrologami. To, co tam przeczytałam, zmroziło mnie do szpiku kości. Widniała tam klepsydra z moim imieniem i nazwiskiem. Moja śmierć rzekomo „nastąpiła” dzisiaj. Kto mógłby być na tyle wredny, by zrobić mi taki głupi żart?
Teraz rozumiesz już moją reakcję – tłumaczyła się Clarissa. - Kiedy się spóźniałaś, to myślałam... - nie dokończyła, bo zabrakło jej słów.
Zastanowiłam się przez chwilę. Kto mógł za tym stać? Nie miałam żadnych wrogów, nawet z byłym chłopakiem żyłam w przyjaźni. Nikt nie przychodził mi do głowy. Za to wymyśliłam coś innego.
Musiałam udać się do redakcji tej gazety i wyjaśnić całą sprawę. Musiałam się dowiedzieć, kto umieścił mój nekrolog ze sporym wyprzedzeniem. Przypomniałam sobie jeszcze coś. Ten rozpędzony samochód na przejściu dla pieszych. To nie mógł być przypadek. Te dwie rzeczy łączyły się ze sobą w jakiś sposób, a ja musiałam się dowiedzieć, w jaki.
Co o tym myślicie? :) Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii :)
Komentarze (13)
jestem bardzo ciekawa dalszego ciagu
kto stanie za umieszczeniem nekrologu w gazecie? :)
Niech się okaże , że wpadła do swojego świata równoległego, w którym nie zyje, w wyniku jakichś kosmicznych zawirowań czasoprzestrzeni ;p
dlaczego?
poza tym to nie żadna wizja a jedynie małą podpowiedź ;p
to może spróbujcie się jakoś dogadać, niech Ci odstąpi prawa albo zostań współautorką
istnieją duety pisarskie ;)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania