Zachodniopomorska plaża

O kilku lat kultywuję sezonowe prace, jakie zapoczątkowałem jeszcze w szkole średniej od tego czasu zajmuję się mianowicie handlem obnośnym. Moja sezonowa praca konkretnie polega na sprzedawaniu jedzenia i picia. Najlepiej podczas największych upałów, kiedy to człowiek przy człowieku gnieździ się na plaży i za pomocą parawanu stara się odgrodzić jak największą część piasku dla siebie. Wtedy to ja wkraczam do akcji, obładowany dwoma plecakami z termosami zawieszonymi jeden na plecach, a drugi na klace piersiowej, a w każdej ręce niosę termos i jeszcze reklamówki. Idę i krzyczę.

- Lody! Lody dla ochłody! Świeżutkie naleśniki! Cieplutkie pierogi! Kawa, kawa, kawusia! Gorąca kukurydza! Popcorn!

Dzięki takiemu podejściu do handlu mam niezłe dochody, choć tylko sezonowo, a mnie jak każdemu człowiekowi do życia potrzebne są stałe. Jednak z nimi jest większy problem, ponieważ w tym celu trzeba założyć działalność gospodarczą. Natychmiast też musiałbym odprowadzić miesięcznie grubo ponad tysiąc złotych składek do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych i wyrobić książeczkę zdrowia potrzebną do pracy z żywnością. Kuchnia, w jakiej szykowane byłyby potrawy do sprzedaży, podlegałaby kontroli Sanepidu i produkty żywnościowe musiałyby pochodzić z legalnego źródła. Lokal do konsumpcji z wyposażeniem, które sporo kosztuje podobnie jak sama kuchnia również pod nadzorem. Do tego dochodzi jeszcze kasa fiskalna, czyste i spełniające wymogi sanitarne ubrania, czynsz, woda, prąd. Jednym słowem stałe kontrole i opłaty, a to się wcale nie opłaca.

Teraz chodzę po plaży, mordę drę i nikt mnie nie pyta gdzie szykowane są produkty do konsumpcji, które sprzedaję. Nikt nie domaga się paragonu, nie pyta gdzie to przechowuję, co dziś nie opchnę to jutro pójdzie. Żadnego marnotrawienia wszystko się sprzeda i książeczki zdrowia nie potrzeba, zero podatków, tak jest super. Tylko szkoda, że sezon nad Bałtykiem trwa dwa miesiące, a nie cały rok tak jak w Tunezji czy Egipcie.

Kolejna runda wzdłuż plaży, następne lody, pierogi, naleśniki, kawy sprzedane, siadam na stałym miejscu podliczam dochód. Z wyliczenia wychodzi mi całkiem nieźle, jest dopiero jedenasta, a ja połowę już sprzedałem. Jeszcze dwie czy trzy godziny łażenia i do jutra będę miał wolne, kiedy tutaj znowu się pojawię.

W kieszeni odzywa się komórka, właśnie otrzymałem nową wiadomość, otwieram, czytam. Znowu jestem w zasięgu niemieckich nadajników, odruchowo mam jak zawszę usunąć wiadomość. Jednak tym razem pod wpływem dobrego humoru ze sprzedaży dnia, przeglądam Internet niemiecki. Niczego specjalnego nie znajduję, już mam zamknąć, gdy moją uwagę przyciąga ogłoszenie. Praca czeka na chętnego i to w mojej specjalności, ni z tego i owego klikam i wysyłam swoją aplikację. Następnie chowam telefon do kieszeni, podnoszę z piachu moje bagaże i idąc wzdłuż morza, wołam.

- Lody! Lody dla ochłody! Świeżutkie naleśniki! Cieplutkie pierogi! Kawa, kawa, kawusia! Gorąca kukurydza! Popcorn!

Zanim doszedłem do końca i miałem zawrócić do ponownego przejścia, słyszę sygnał wiadomości. Powoli kładę towar na plaży i czytam, czego to ode mnie chcą. O cholera, aż podskakuję, dostałem w Niemczech pracę. Teraz muszę jedynie wypełnić dokumenty emigracyjne, poświęcam na to piętnaście minut i wysyłam elektronicznie, łapię bagaż i idę.

Podczas przejścia trzech okrążeń, moje podanie zostało rozpatrzone, za dwa dni wyjeżdżam do pracy za osiem polskich patoli miesięcznie. Ten dzień zaliczam do wyjątkowo udanych, sprzedałem wszystko nawet to, co zalegało już trzy dni. Niech ktoś inny od dziś sprzedaje na plaży, ja już czyste sumienie mieć będę, nikogo więcej nie będę nieświeżym żarciem truł.

Przed wyjazdem przyszedłem pożegnać się z morzem i już na schodkach zejściowych na plażę słyszę.

- Lody! Lody dla ochłody! Świeżutkie naleśniki! Cieplutkie pierogi! Kawa, kawa, kawusia! Gorąca kukurydza! Popcorn!

Wieści szybko się rozchodzą i natura nie znosi próżni, „firma” zawsze kogoś zatrudni, kto podejmie przerwany trud. Kiedy wychodzę z plaży napotykam wzrok mojego dotychczasowego opiekuna, na pożegnanie kiwam mu głową i mam nadzieję, że inni byli „pracownicy” na wszystkich plażach w Polsce, żegnając się, też tak się zachowają.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania