Zacząłem i chcę umierać.
Dawno nie chciałem tak śmierci, jak teraz. Dawno nie pragnąłem tak krwi, jak w tej chwili. Tak bardzo dawno. Byłem normalny.
Za każdym razem, wieczorem, kiedy idę się kąpać, zapalam kilka świeczek i ustawiam je na brzegach wanny. Jedna obok drugiej... palą się i oświetlają ostrze od temperówki, które odkręciłem za pomocą kuchennego noża. Odkręcam ciepłą wodę. Ta leje się spokojnymi, stanowczymi i prostymi strumieniami na dno szklanej wanny. Ja powoli zdejmuję koszulę i wchodzę do - jeszcze - przezroczystej cieczy. Zanurzam się do szyi.
Biorę w dłoń małe, cienkie i połyskujące ostrze. Nastawiam lewą rękę przed klatkę piersiową, lekko uginając ją ,,w łokciu”. Przeciągam po nadgarstku krwawą, pionową linię. I kiedy to robię, modlę się o odwagę, by przycisnąć mocniej. Nadal nie potrafię.
Uleci trochę krwi. Może to mało powiedziane, ponieważ centymetrowo otaczająca moje ciało woda, nabiera bordowego koloru. Potem zamienia się w czerwień, róż i powoli znika. Cholernie boli, a ja już nie mam ochoty na kąpiel.
Wychodzę z wanny, przyklejam na ranę kilka plastrów higienicznych i owijam poplamionym krwią, spranym bandażem. Gaszę wszystkie świeczki i porządkuję zalane krwią kurki od kranu.
Wychodzę z łazienki i mam jedną myśl w głowie.
Sen.
Komentarze (3)
Kolejne pięć ode mnie :).
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania