Zaginiony płaszcz
Jakież było nasze zdziwienie, kiedy zgłosił się do nas klient z „ofertą”, abyśmy – tak: my! – zgubili jego płaszcz. W procesie naszych śledztw płaszcz, owszem, bywał dowodem rzeczowym, częstokroć był ważnym tropem – raz nawet „po płaszczu” doszliśmy do kłębka wełny, z której był uszyty; płaszcz służył jako wabik, przynęta, a incydentalnie nawet występował w roli zaginionego, ale jeszcze nigdy nikt nie zlecił nam jego „zgubienie”.
Razem ze wspólnikiem uznaliśmy, że nie ma takiego zlecenia, któremu nie podołałoby nasze biuro detektywistyczne – pozostało tylko pytanie: jak ten płaszcz zgubić, by cały proceder wyglądał naturalnie? „Naturalnie” rozumieliśmy w ten sposób, że gubiąc płaszcz, nie możemy wiedzieć, kiedy i gdzie go zgubiliśmy, bo przecież, gdyby gubiący płaszcz podczas procesu jego „gubienia” zdawał sobie sprawę, że go gubi, to również wiedziałby – choćby nawet orientacyjnie – gdzie i kiedy go zgubił, a zatem „zgubienie” nie wyglądałoby naturalnie. Należało zatem zgubić płaszcz tak, aby nic o jego zgubieniu nie wiedzieć – aż do momentu zauważenia jego braku. Tak samo ten „moment” – interwał czasowy między zajściem, czyli zgubieniem płaszcza, a chwilą, w której uświadomimy sobie, że to zajście nastąpiło, musiał posiadać naturalną długość, bądź krótkość, chwila zaś – powinna być spontaniczna.
I tak dalej, i tak dalej.
Cdnn.
Komentarze (8)
:)
:)
Do tekstu przyleze rano :-)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania