Zagubiony
Dzień wstał pochmurny, ale ciepły i bezwietrzny. Po ulewnej nocy na źdźbłach trawy lśniły kropelki deszczu, w powietrzu rozchodził się zapach bazylii i lawendy, niecierpliwie wyciągających ukwiecone łodygi do słońca, które próbowało wyjrzeć przez sunące nisko chmury. Idący uśpioną uliczką mężczyzna zwolnił kroku. Na głowie miał czarną bejsbolówkę, spod której wystawały kępy siwych włosów. Z szerokich ramion zwisała mu koszula na krótki rękaw, oliwkowego koloru w jaśniejsze, poprzeczne pasy, wyblakłe nieco na plecach od częstego noszenia koszuli na morskim wietrze i słońcu. Mężczyzna przystanął i spoglądał dookoła przez czarne okulary, zupełnie niepotrzebne, gdyż promienie słoneczne tylko sporadycznie rozjaśniały werandy jednorodzinnych domów, ustawionych ciasno rzędem, jakby to były burty parowców zacumowanych przy nabrzeżu łagodnie zakrzywionej rzeki.
„Pora wracać” — wyszeptał do siebie, lecz właśnie słowo „wracać” obudziło w nim jakieś niejasne uczucie niepokoju. Zawrócił do miejsca gdzie na niewysokiej skarpie stał prosty dom z czerwonej cegły. Okien w przedniej ścianie nie zasłaniały firanki, pod skrzynką na listy piętrzyła się sterta pożółkłego papieru, podwórko porastała trawa po kolana, nie koszona od dłuższego czasu.
„Dalej, którędy?” — Patrzył na zaniedbany dom ze zdziwieniem, czemu nie zauważył go wcześniej. „Pewnie wracam złą drogą” — pomyślał z ulgą, lecz zaraz uczucie wcześniejszego niepokoju powróciło ze zdwojoną siłą. Bo jeśli wraca złą drogą, może to oznaczać tylko jedno: nie wie którędy iść, a wtedy każda ulica prowadzi donikąd. Rozmyślał przez chwilę, jak to możliwe, żeby tak zupełnie bez powodu zapomnieć drogę powrotną do domu. Nigdy wcześniej mu się to nie przytrafiło. Z drugiej strony wszystkie dolegliwości brały początek w pojedynczym zdarzeniu, zazwyczaj całkiem niewinnym: ból pięty, dzwonienie w uchu, dokuczliwy ucisk wypełniający klatkę piersiową. Każda z tych przypadłości przychodziła znienacka, bez uprzedzenia, nie dając czasu na podjęcie środków zaradczych. Gdyby ktoś go ostrzegł, że straci orientację w miejscu odwiedzanym dziesiątki razy, nie wychodziłby w ogóle z domu, albo zrobił to w towarzystwie małżonki. Jednak żona była teraz daleko stąd, a on nie zabrał telefonu, bo jego noszenie uważał za zbyteczną uciążliwość. Ponadto za pomocą telefonu ktoś niepowołany mógłby rejestrować jego ruchy. Być śledzonym, czy zagubionym, co jest gorsze?
Żałował własnej lekkomyślności, miał do siebie pretensje, mimo to usiłował zachować zimną krew, a nawet próbował odzyskać poczucie humoru. Cała sytuacja zakrawała na dobrą zabawę. Kiedyś oglądał w telewizji program o człowieku, który wyszedł z domu na krótki spacer, a znaleźli go dopiero po dwóch dniach, całkiem komicznie, śpiącego w parku zaledwie kilka przecznic od własnego domu. Do czegoś podobnego na pewno nie dojdzie. Wystarczy, że zatrzyma przejeżdżający samochód, albo zapyta tę grubą kobietę obserwującą go ciekawskim wzrokiem przez furtkę w ogrodzeniu. Zna przecież swój adres, ale jakie to ambarasujące! W tak prostej sprawie być zdanym na obcych ludzi, jakby był człowiekiem upośledzonym. A jego mózg, czy wciąż działa sprawnie? Dla pewności wykonał w głowie kilka rachunków: iloma sześcianami można zsumować liczbę 1729? Obliczył z łatwością, w takim razie szwankować musi jego pamięć. Tam jest ukryta mapa. Widział ją jak we śnie: leżała na dnie wiadra z wodą, pomarszczona papierowa papka, bez zaznaczonych wyraźnie kształtów, symboli, napisów…
Przeczytał nazwę ulicy, którą właśnie szedł. Brzmiała dziwnie i nieznajomo, następna również, lecz nie to go martwiło. Nazwy ulic nie miały znaczenia, nie oznaczały nic konkretnego, dlatego ich nie zapamiętywał. Czego nie mógł zrozumieć to brak drogowskazów, punktów charakterystycznych, dzięki którym można przemierzać okolicę. Teraz wszystko wyglądało jednakowo: ani obco, ani swojsko, tylko nijako, jak choćby ten krzak przerośniętej cytryny, zginającej ku ziemi gałęzie pod ciężarem dojrzałych owoców. Miał nadzieję, że to drzewko nieomylnie skieruje go na właściwą drogę, lecz kilka domów dalej natrafił na podobne, i jeszcze jedno, a wówczas uświadomił sobie, że ten cytrusowy szlak nigdzie go nie zaprowadzi, bo tutaj cytryny i pomarańcza rosną przy co drugim domu; są nieodłączną ozdobą krajobrazu, spotykaną równie często co plumeria, która za kilka tygodni wypuści korony kwiatów: żółtych, czerwonych, różowych… Rozmaitość otoczenia i różnobarwność przedmiotów stanowiła w tej chwili przeszkodę nie do przebycia.
Instynkt podpowiadał iść z biegiem słońca, cały czas na zachód, lecz rozum powątpiewał w skuteczność tej metody. „Muszę się cofnąć do poprzedniej krzyżówki” — postanowił zdesperowany, ale na rozstaju dróg, nie miał pojęcia dokąd iść dalej. Przed sobą miał trzy możliwości, na następnym rozwidleniu to samo; za każdym skrzyżowaniem liczba kombinacji rosła piramidalnie. Niespodziewanie ogarnęło go przerażenie: ile czasu upłynie zanim przestanie krążyć po okolicy na oślep? Uczucie przerażenia szybko minęło, ale jego miejsce zastąpiła złość, że coś takiego musiało go spotkać akurat teraz. Mokra koszula kleiła się do pleców, ocierał chustką spoconą twarz. „Iść, ruszać nogami, nie tkwić w jednym punkcie” — powtarzał sobie — „w końcu muszę trafić w znajome miejsce, albo cała ta amnezja przeminie”. Wierzył, że to co się z nim dzieje jest chwilowe, że zwiększony wysiłek przywróci mu pamięć, właściwie nie całą pamięć, bo nie zapomniał swojej żony i dzieci, wciąż pamiętał wiele szczegółów z ich życia, ale jak z gąszczy myśli wydobyć ten najcenniejszy fragment zawierający szczegółowy plan osiedla?
Przyspieszył kroku, bo nad konarami drzew zamigotały ze szczytu masywnego słupa znajome łuki w kształcie litery M. Po wspinaczce na wierzchołek wzgórza zrobił głęboki wdech, potem następny. Zewsząd było czuć ostrą woń soli i słonecznikowo-rzepakowej mieszanki przepracowanego oleju. Rzucił okiem na kopiec świeżo wybranej ziemi, pojemniki na śmieci po drugiej stronie ulicy i zamarł w bezruchu. Coś ścisnęło go za gardło. Znowu patrzył na błyszczące rusztowanie zmontowane przy ścianie budynku. Nie przypominał sobie tego miejsca. Musiał być daleko od domu. W panice zaczął pędzić przed siebie. Biegł betonową alejką wijącą się wśród zielonych pagórków, u jej końca minął metalową barierę i zniknął w wąskim przejściu między niskimi budynkami. Budynki stały blisko, niemal uderzając w siebie dachami. „Specjalnie tak postawili, żeby utworzyć pomost dla przebiegłych gryzoni” — przebiegło mu przez głowę. „One zawsze znajdą drogę”.
Odtąd tylko natarczywe krakanie dzierzbowronów sygnalizowało, że mężczyzna idzie niestrudzenie dołem do przodu. Wkrótce zatrzymał się zdyszany przed pierwszym napotkanym domem. Domu nie wyróżniało nic szczególnego; wyglądał równie tajemniczo co wszystkie domy na tej ulicy. Zapukał w drzwi, zza których po krótkiej chwili przywitały go zaniepokojone oczy żony. „Co tutaj robisz?” — zamierzał rzec, lecz w ostatniej chwili zamknął usta.
— Gdzie się podziewałeś tyle czasu? — spytała żona.
— Taki piękny dzień, szkoda było wracać — wymamrotał pod nosem i w tym samym momencie uwierzył, że mówi najszczerszą prawdę.
Komentarze (66)
Drugi świat
Tam perspektywa jawi się szklaną banią -
niebo posiada pułap, ziemia gęstość (u)miarkowaną;
z górami pagórki zawsze są z okien mile oglądane -
Świat Inny, niekoniecznie mój, bo oto nostalgia
już psim zębem łapie za nogę, o rękaw zahacza,
o spłowiałe kolory, o siedziby wymarłe,
gdy ja pętam się blada niby znikąd mara
krzycząc przez drogę do kogoś, żeby suchą stopą
rzekę sforsował szarą jak ten ścierny papier.
Którą ścieżką do domu, pytam siebie przekornie?
Psychodeliczne Światło przeźroczyście spogląda
na mnie – choć wymęczoną – jeszcze całkiem żwawą,
gdyż akurat wtedy będę mogła zasnąć
pod zieloną kołdrą na wieczność. Niedokonaną
16.01.2020
to niezwykły wiersz pełen oryginalnych myśli i głębokich uczuć. Czemu nie opublikujesz go na swojej stronie? Szkoda zamieszczać tutaj, bo komentarzy nikt nie czyta, jak zlecą z głównej strony.
Niemniej jednak czuję się wyróżniony. ?
Serdecznie :)
Poezja
Nazbyt dobrze
lubię oglądać znamię
w moim oku
zachwytów nie ma końca:
pewna ignorancja
i psucie krwi
tym wszystkim
dla których kształt języka
jest środkiem do celu,
nazbyt dobrze
pociąłem lustro na kawałki:
słowa są trwalsze od brzytwy,
tak bardzo jestem chory
i ku zaskoczeniu świata:
wciąż myślę.
Łukasz Jasiński (luty 2011)
Internet nie należy do nikogo; to publiczna przestrzeń, ale jak w każdym ogólnie dostępnym miejscu można natrafić tutaj na szumowinę. Mówiąc ogólnie: tutaj nikt nie rządzi, nikt nie ustala reguł, nie istnieje żaden standard, zatem nie można stwierdzić kto ma publikować, co takiego.
Chowając się przed klonami i trollami, uciekasz również przed garstką wartościowych czytelników, którzy chcieliby Cię poznać. Pozostaje więc pytanie, co jest dla Ciebie ważniejsze?
ten wiersz zwrócił moja uwagę, ponieważ od pewnego czasu szukam kilku poruszających duszę wersów, które można by wyryć na płycie mojego nagrobka. W takim razie, czy mam pańską zgodę?
Proszę się nie śpieszyć z odpowiedzią, ponieważ jadę teraz do Bilpin zrywać zielone jabłuszka. ???
Taka myśl towarzyszyla mi przy czytaniu.
Bardzo dobry tekst, bardzo dobrze napisany. Szósteczka!
Pozdrawiam.
Z drugiej strony jest w trzy de różnych chorób... To może dyskretnie wycofam się z pierwszego zdania ;).
W każdym razie to dobrze napisany, przygnębiający tekst. Jak zawsze czarujesz świetnymi opisami. Czytając, czuje się niepokój, który podbija pozornie optymistyczny finał.
Pamięć jest strażnikiem tożsamości. Strata pamięci to koniec człowieka.
Utrata siebie za życia... Straszny los.
„Strata pamięci to koniec człowieka.” — ta teza obala sens reinkarnacji.
To może niech będzie, że koniec człowieka w tym reinkarnacyjnym segmencie :).
Mnie to wygląda nie jak choroba, ale raczej jak wybór - cokolwiek to znaczy. Czasem człek pozwala sobie na odejście od zmysłów...
(Popracowałbym nad interpunkcją i podziałem na akapity, ale to drobiazgi.)
Podobało się.
Pozdrość.
Napisałem to sześć miesięcy temu, dokonałem wielu zmian(opublikowana wersja to trzydziesta czwarta edycja oryginału), ale skoro mimo tylu poprawek wciąż są problemy z interpunkcją i akapitami, to już samodzielnie pewnie ich nie wyłapię.?
Dziękuję za interesujący komentarz. ✋
co sugeruje skądinąd, w jakimś tam stopniu, ostatnie zdanie tekstu.
Może nawet "widział" inaczej. Tego, co "rutynowo" nie dostrzegał.
Człek to skomplikowany twór, nieznający do końca, skutków swoich pragnień.
P.S↔ Szkoda, że nie dzielisz tekstu na kawałki. Łatwiej się czyta i można robić przerwy, w ciekawych miejscach.
Co do przecinków, to powinna być tylko jedna zasada↔Przecinki stawiamy jedynie tam – gdzie ich brak – zmienia zamierzony przez twórcę, sens zdania.
Pozdrawiam:)↔?
Nigdy nie przywiązywałem dużej uwagi do formy, ubioru, wyglądu. Już w podstawówce pani wytykała, że moje latawce są szare i brzydkie, ale również przyznawała, że odznaczają się dużą wytrzymałością i latają wysoko.
Zostawię jak jest, bo jestem zmęczony nieustannymi poprawkami. Doskonałość nie jest cechą zwykłego śmiertelnika.
Dziękuję za długi komentarz i cenne uwagi. ?
Jak głowa siada, to nie ma zmiłuj...
Dziękuję za diagnozę. ?
"Gdzieś ty latał? Gdzieś ty fruwał? Przecież ja tu płaczę!"
A pan słowik słodko ćwierka: "Wybacz moje złoto,
Ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą!"
Tak kończy się wierszyk Tuwima "Spóźniony słowik". Bardzo podobnie zakończyłeś swoje opowiadanie:
"— Gdzie się podziewałeś tyle czasu?
— Taki piękny dzień, szkoda było wracać — wymamrotał pod nosem i w tym samym momencie uwierzył, że mówi najszczerszą prawdę".
Być może słowik z wiersza dla dzieci też na chwile zapomniał, że ma skrzydła, i dlatego szedł, szedł i szedł?
Może tak, może nie.
Opowiadanie świetne. Wszystko tu ze sobą współgra, podkreślając ciężar chwili. I przyroda - dzień z małą ilością światła (pochmurny), i z małą ilością wiatru (także tego wiatru w plecy, dodającego pędu, i tego wiatru, na którym unoszą się skrzydlate stworzenia. Wśród nich - słowiki).
Oprócz przyrody - opis wyglądu (bardzo mi się ten opis podoba):
"Na głowie miał czarną bejsbolówkę, spod której wystawały kępy siwych włosów. Z szerokich ramion zwisała mu koszula na krótki rękaw, oliwkowego koloru w jaśniejsze, poprzeczne pasy, choć materiał wyblakł nieco na plecach od częstego noszenia koszuli na morskim wietrze i mocnym słońcu".
- czarna bejsbolówka i czarne okulary są jak dwie czarne kreski oddzielające "wnętrze" od "zewnętrza". Kreski, albo - kurtyny w teatrze.
- posiwiałe włosy i wypłowiałą koszula określają wiek i historię człowieka (historię, bo dowiadujemy się, że koszulę podniszczyły morski wiatr i mocne słońce).
Historia koszuli jeszcze bardziej wydobywa dramat tytułowego "Zagubionego": łatwiej mu było dawniej wracać z wielkich, morskich wypraw, niż dzisiejszego dnia, z tego pojedynczego, porannego spaceru po okolicy.
jak zawsze widzisz więcej niż ograniczona wyobraźnia autora i wyciągasz daleko idące wnioski, a to świadczy o czytaniu aktywnym, czyli takim gdzie czytany tekst jest ledwie katalizatorem, zaczynem własnych, o wiele głębszych refleksji.
Ty traktujesz życie poetycznie, ja prozaicznie: bejsbolówka (bo takie nosi większość), czarne okulary (bo bez nich z oczu wycieka plazma), siwe włosy (trzeba tylko poczekać, każdemu wyrosną chyba, że przedtem wyłysiał).
Ta myśl piękna uderzyła mnie najbardziej w Twoim komentarzu: „łatwiej mu było dawniej wracać z wielkich, morskich wypraw, niż dzisiejszego dnia, z tego pojedynczego, porannego spaceru po okolicy.”, bo dopiero pod wpływem tych słów uświadomiłem sobie, że prawdziwym motywem do napisania tego tekstu była Odyseja, która dla mnie jest najwspanialszym eposem w historii ludzkości.
Jestem Ci niezmiernie wdzięczny za to odkrycie, którego dotknięty Alzheimerem sam bym nie dokonał. ?
„pomyślał z lekką ulgą”… na chwilę… „lecz zaraz uczucie wcześniejszego niepokoju powróciło ze zdwojoną siłą”… to my tworzymy ciszę wokół siebie, lecz tam wewnątrz toczy się walka o przetrwanie.
„ból pięty, dzwonienie w uchu, dokuczliwe pieczenie w klatce piersiowej”… zwykłe dolegliwości, czy mniej ważne? czy, dlatego że?… „przychodziła znienacka, bez uprzedzenia, nie dając czasu na podjęcie środków zaradczych”… to już przeszło, ale może właśnie takie drobne chwile są następstwem zagubienia w czasie przyszłym.
"Ponadto obawiał się, że przy pomocy telefonu, ktoś niepowołany może śledzić jego ruchy"… Często izolujemy się od otoczenia, stajemy się niewolnikami samych siebie… "Być śledzonym, czy zagubionym, co jest gorsze?"… chyba te dwie okoliczności nakładają się na siebie i dają ten sam efekt lęku. Uzależnienie od elektroniki, niekiedy nie pozwala nam tak po prostu na komfort bycia sobą, bez kontroli i inwigilowania naszych podejmowanych decyzji.
„W tak prostej sprawie być zdanym na obcych ludzi, jakby był człowiekiem upośledzonym”… samotny pośród ulicznej codzienności, a jednocześnie zasianie lęku w sobie: co się stanie, gdy zapyta o drogę? Czyli lęk zabija strach, bo to strach daje nam adrenalinę do działania - i dalej myśl "A jego mózg, czy wciąż działa sprawnie?"… tego nigdy nie będziemy świadomi.
"Obliczył z łatwością, w takim razie szwankować musi pamięć. Tam jest ukryta mapa"… bo z biegiem lat pamięć zatrzymuje się na jakimś poziomie i pamięta wczoraj, dziś już nie istnieje, a jutra nie będzie… „Instynkt podpowiadał iść z biegiem słońca, cały czas na zachód, lecz rozum powątpiewał w skuteczność tej metody”… ciągła walka z lękiem i „Muszę się cofnąć do poprzedniej krzyżówki”… powracanie do początku.
„Niespodziewanie ogarnęło go przerażenie”… impuls chwilowy i jakieś olśnienie… „ale jego miejsce zastąpiła złość”… zła doradczyni w takim momencie, bo traci się jasność myślenia.
„Iść, ruszać się, nie tkwić w jednym punkcie”… tak często stoimy w jednym miejscu, czekając nie wiadomo na o?… „albo cała ta amnezja przeminie”… nie przeminie, jeśli nie zaczniemy działania, nie zaczniemy współpracy z drugim ja, Nawet kiedy stracimy nadzieję, zawsze gdzieś jest ułamek światła dla nas.
„W panice zaczął pędzić przed siebie”… jemu pomogła, lecz nie zawsze jest dobra dla rozwiązywania lęku… „Taki piękny dzień, szkoda było wracać”… skąd wracać? czy ze snu, czy z chwilowej niedyspozycji, czy ze śmierci kliniczne? bo… „w tym samym momencie uwierzył, że mówi najszczerszą prawdę”… wiara pokonała lęk i wyzwoliła strach dla istnienia.
Nie wiemy ile lat ma, jakie wykształcenie i jaką narodowość. Nie znamy przyczyny jego wyjścia z domu i czasu zapomnienia. Zstanawiam się, gdyby to była kobieta? Czy zachowanie byłoby podobne? Bo to mózg odpowiada za pewne reakcje.
Bardzo uważnie dokonujesz przeobrażenia bohatera, wyciągasz emocje. Obok jasne opisy klimatu i otoczenia i ta cisza współgrająca z wewnętrznym krzykiem
Rozpisałam się, pewnie bez sensu :)
Taka moja drobna sugestia: że przy pomocy telefonu - za pomocą telefonu?
Pozdrawiam
to nie pierwszy komentarz, którym mnie zaszczycono, ale najdłuższy i to mnie cieszy, bo gdyby były coraz krótsze... a tu zabawa rozkręca się w najlepsze, szkoda, że dziś nie są moje urodziny! ???
Niedawno dostałem komentarz: „Poezja to mało słów, dużo myśli. U ciebie jest za dużo słów, żadnych myśli”. A Ty znalazłaś tyle myśli! Może nie całkiem moje, ale jednak...
„Zastanawiam się, gdyby to była kobieta?” — z kobietą to byłaby sprawa bardziej skomplikowana, bo mógłby dojść element wykorzystania niefortunnej sytuacji w jakiej się znalazła przez jakiegoś oportunistę. Poza tym trudno mi wchodzić w kobiecą psychikę, o wiele bardziej skomplikowaną niż faceta, chyba żebym usłyszał taką historię z jej ust.
„Taka moja drobna sugestia: że przy pomocy telefonu - za pomocą telefonu?” — masz rację, wyguglowałem, druga wersja jest poprawna. Czemu nie jest to poukładane w głowie jak należy?
Dziękuję serdecznie za rozpisywanie się w komentarzu (słodkich słów nigdy za wiele). ☺️
Pozdr
Brak rozpoznania może być spowodowany jednolitością miejsc, w których żyjemy (taki las identycznych drzew posadzony przez ludzi na wyrąb).
Słyszałem o człowieku, który wsiadł do złego pociągu, ale tego nie zauważył, wysiadł na złej stacji, która nie budziła podejrzeń, pojechał na osiedle, które wyglądało tak samo, wszedł do bloku, otworzył drzwi swoim kluczem, bo zamki były identyczne. Nawet obca kobieta wyglądała tak samo: nosiła ten sam stanik i majtki co jego żona, bo w sklepach nie było dużego wyboru. No, ale wtedy nie mieli GPS...
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam. ?
Oficer CIA na emeryturze?
Łukasz Jasiński
bohaterowie moich opowiadań to szarzy zjadacze chleba, wyróżniający się jednak jedną cechą: robią to, na co mają ochotę. Natomiast taki agent CIA jest ledwie klawiszem naciskanym przez drugiego agenta nad nim, który też jest klawiszem, i tak dalej.
Żyjemy w świecie elektronicznej wojny terabitowej, podczas której stajemy się celem uprzykrzających życie sygnałów, nie niosących żadnej istotnej informacji.
Łukasz Jasiński
Mnie też się zdarzają zawroty głowy kiedy nagle wstaję z kanapy, dlatego staram się wstawać po-wo-li, to czasem pomaga.
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
Łukasz Jasiński
Posłuchaj, niebo, posłuchaj: oto Twój syn, bezdomny, niepełnosprawny - niesłyszący, jednak: myślący, słuchaj, niebo, słuchaj - uważnie: główna przyczyna Jego dramatycznego losu leży w chorym systemie państwowym - Archiwum Akt Nowych (różne grupy wpływu - towarzystwa wzajemnej adoracji), wcześniej: jako legalny pracownik Zakładu Pracy Chronionej - funkcjonował On normalnie, potem: przez głęboko zakonspirowanego tchórza z jakże rudą brodą (teraz - białą) - stracił On kolegów, znajomych i przyjaciół, wtedy zorganizował sobie intelektualne życie w domowym zaciszu - zrównoważone, stabilne i opanowane, rozwijał osobiste zainteresowania - poezję, filozofię, aforyzmy, krytykę i recenzje, słuchaj, niebo, słuchaj - uważnie: pokonał On państwo, została wtedy uruchomiona intryga - szyta grubymi nićmi przez miasto stołeczne Warszawę, ona: prezydentka - była pracownica angielskiego banku - użyła swoich wpływów w Ministerstwie Finansów, Związku Banków Polskich i Ministerstwie Sprawiedliwości - narzędziem była administracja spółdzielcza, opieka społeczna i służby specjalne, miał On być pożyczkowym słupem - zlikwidowanym, adwokatka na Centralnej dostała polecenie z góry: Jego dokumenty należy wrzucić do niszczarki, a Jego samego należy wyrzucić na Dworzec Centralny - dożywotne odszkodowanie za utratę słuchu należy przelać na tajne konto Alior Banku (posiadam formalne dowody), była to próba ukradzenia Jego tożsamości z PESEL-em, niestety: On zawsze uprzedza fakty, które dopiero mają nastąpić, jest On zapobiegliwy - przewidujący, przekorny i przenikliwy, nadal żyje, posiwiał (36 lat) - napisał już testament, On doskonale wie, że nie wygra z nimi: walczy na miarę swoich możliwości, On nie odczuwa jakiegokolwiek strachu - gardzi nimi, On nigdy w życiu nie pęknie - posiada rogatą duszę, tak więc: związek przyczynowo-skutkowy wygląda w sposób następujący, jakby inaczej: kościół, rodzina, archiwum, samorząd, komornik, policja, opieka, skarbówka i lichwa - bankierzy, posłuchaj, niebo, posłuchaj: oto Twój syn, bezdomny...
Co mam jeszcze zrobić? Pracować? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Wziąć ślub kościelny? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Uznać bezprawny wyrok sądu najwyższego? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Wszystkich naokoło słuchać i przepraszać i szanować? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Codziennie kupować kobietom kwiaty? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Udawać osobę słyszącą? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznawać wszystkim rację? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Kochać wielkie pieniądze? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Mam zrobić prawo jazdy? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Zrezygnować z własnych poglądów życiowych - doświadczenia? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Milczeć? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Uznawać wyższość głupoty nad mądrością? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznać, że jestem cwanym złodziejem? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznać, że jestem osobą karaną? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznać, że jestem lekomanem i alkoholikiem i narkomanem? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznać, że mam długi finansowe? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznać, że jestem chory psychicznie? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznać, że jestem ojcem nieznanego mi dziecka? Zgoda! Co mam jeszcze zrobić? Przyznać, że jestem odpowiedzialny za tą Kurwę - Polskę!!!? Potem: chodzić wesoły i zadowolony i miły!!!? Jak najbardziej porządku - zgoda, pamiętajcie: robiąc coś wbrew własnej woli - jestem wtedy smutny i zrezygnowany i obojętny, moje ciało i umysł i dusza odrzuci tzw: narodową integrację społeczną, tak po prostu reaguje mój organizm - instynkt, więc: zgoda!!!?
Oto ten to: wielki Szymon Maler lub Miler, to tak zwany: opiekun, wychowawca i taki jaki - ważniak, a jego zewnętrzny wygląd: głowa - paskudnie podgolony mop, ciemne okulary - kokaina niszczy wzrok, kuleje - strzykawki, zęby - żółtawe i broda - żydowski krasnal, psikutas na krótkiej smyczy psów i jak mówi, to: wydziela gówno i pluje śliną - miałem odruchy wymiotowania, matkojebca - lubi poniżać takich jak ja, śmieć - jego ciuchy służą mu za maskę ochronną, ukrywa podziurawione ciało od narkotyzowania własnego życia, teraz: z bagna awansował i wszyscy muszą słuchać jego bełkotliwego wycia - obrzydliwej gęby.
Wczoraj padał obfity deszcz, podwórko schroniska zostało zalane do głębokości kostki stopowej, a za bramą kompletne bagno, on do mnie wrzaskiem:
- Śmiecie z kuchni do śmietnika lub natychmiastowa wyprowadzka!
Wybrałem to drugie, nie będzie moralny śmieć łamał mi moralnego kręgosłupa - gnoił i poniżał i gnębił i jeszcze ty, panie Sławku, kucharczyku - z takimi wielkimi oczami jak zboczeniec: lubisz temu śmieciowi obciągać, przecież: już dwa razy mnie bezpodstawnie zakapowałeś, a za pana Romana siedziałeś cicho na tchórzliwej dupie, bo on był po mojej stronie? I co mi zrobicie, obywatele trzeciego świata, złożycie pozew do najwyższego sądu rzeczypospolitej o obrazę godności osobistej? Najpierw: czy w ogóle ją macie - wartość i godność i wolność? Wy!?
Kim tak naprawdę jestem - ja? Byłym pracownikiem Archiwum Akt Nowych - miałem tutaj kontakt z Krzysztofem Naimskim, a w tym czasie jego ojciec był członkiem Biura Bezpieczeństwa Narodowego przy prezydencie Lechu Kaczyńskim, mogłem powyższą znajomość wykorzystać w osobistych celach życiowych, jednak: nie zrobiłem tego - nie akceptuję rodzinnego nepotyzmu na każdym szczeblu władzy państwowej, samorządowej i kościelnej, ukończyłem również kurs archiwalno-kancelaryjny pierwszego stopnia z dobrą oceną, więc: posiadam upoważnienie do wglądu niejawnych dokumentów państwowych, samorządowych i kościelnych - duplikat, oryginał został mi ukradziony, tak: obowiązuje mnie do końca życia tajemnica służbowa nawet jako osobę prywatną, dalej: każdy zainteresowany może sprawdzić dostępny życiorys Piotra Naimskiego, jasne: mam zamiar wysłać podanie o pracę finansową do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego po otrzymaniu należnego lokalu, teraz już wiecie, jestem mocno odporny na każdą intrygę miłosną, werbunkową i hakową. Kim tak naprawdę jestem - ja? Osobą aktualnie bezdomną, niepełnosprawną - niesłyszącą, jednak: myślącą...
Prowokatorzy polityczni posiadają parasol - ochronny, ludziom myślącym wmawiają - paranoję, tak: nie przyjmują merytorycznych argumentów, jęczą: tobie nic nie można powiedzieć, przeciwnie, powiedzieć - można, jednak: wpłynąć na mnie - nie można, inaczej: przejąć nade mną kontrolę w celu kształtowania mi osobistego życia, dalej: wmawiać mi różne pierdoły - nie można, ostrzeżenie: pierwsze poczucie winy i psychologia wstydu i drugie poczucie winy - jest charakterystyczne dla każdej monoteistycznej sekty: judaizmu, chrześcijaństwa i islamu - nie można mnie zwerbować, ogłupić i nawrócić.
A oto ofiara terroru politycznego - cielesnego i umysłowego i duchowego - niewiarygodnie wtórnych analfabetów: biurokratów, a tak poważnie - oni: cały czas stosują wobec mnie przemoc psychiczną (nękanie, plotkowanie, znęcanie, wyśmiewanie i okłamywanie, także: ciągłe odwlekanie mojej sprawy - odkładanie formalnych dokumentów na archiwalną półkę urzędniczą, również: robienie nieprzyjemnych złośliwości), więc: co ma robić w tej sytuacji zdrowy, silny i mądry człowiek? Po prostu nic - zaczyna pić, a oni: patrzcie, oto to ten pijak... Tak, ostatnio jestem pijakiem, a jakie ma wyjście motyl wśród stada much, które lecą do każdego gówna?
I dostałem niezły spadek: moja ukochana babcia w testamencie przekazała mi ponad milion polskich złotych, potem: zrobiłem dobry interes - kupiłem cztery mieszkania w największym mieście polskim, płacę comiesięczny czynsz: pięćset polskich złotych za sześćdziesiąt metrów kwadratowych, moja mamusia jest komornikiem, mój tatuś jest radcą, mój wujek jest policjantem i dodam jeszcze dziadka - jest on sędzią, ładnie poprosiłem ukochaną rodzinę o dobrowolną pomoc wolnorynkową - mieszkaniową, kochani: potrzebuję dziesięciu ludzi bezdomnych, aby wynajmować im moje drogie lokale - czterdzieści metrów kwadratowych za tysiąc polskich złotych, pięćdziesiąt metrów kwadratowych za tysiąc pięćset polskich złotych i sześćdziesiąt metrów kwadratowych za dwa tysiące polskich złotych, więc: pomożecie? Tak, synku, pomożemy - powyrzucamy niewinnych obywateli: nieźle będziesz zarabiał...
W dzisiejszych czasach człowiek jest bezwzględnie wykorzystywany jako zniewolony przedmiot gospodarczy: jego ciało służy firmom ubraniowym i kosmetycznym i tatuażowym, jego umysł służy firmom reklamowym i propagandowym i muzycznym, jego dusza służy firmom sekciarskim i dogmatycznym i religijnym i to wszystko jest jego - tak mu wmawiają: to twój wybór, więc: chowajcie zarobione pieniądze do bardzo głębokiej kieszeni, a najlepiej nie pracujcie na ich konto, tak: aktualnie jestem bez złamanego grosza, niestety: póki nie otrzymam lokalu - fundamentu i dachu i bezpieczeństwa - nie będę pracował: prędzej wybiorę śmierć, inaczej: duma czy głód - prawda czy fałsz?
A jak mi zawieszą dożywotne odszkodowanie za utratę zdrowego słuchu, to: powinni mieć pełną świadomość - decyzja będzie nieodwracalna, inaczej: nie będę już chciał tych pieniędzy razem z należnym lokalem socjalnym - piętnaście metrów kwadratowych za dwieście złotych miesięcznie, a jeszcze tym bardziej - nie będę pracował, dalej: jeśli ktokolwiek będzie sobie wypłacał moje dożywotne odszkodowanie, także: głodową łaskę podatników - będzie doskonale wiedział, że jest najgorszego miotu skurwysynem - złodziejem, słowem: okradł osobę niesłyszącą i bezdomną i osamotnioną, tak: mentalnie jest po prostu głęboko zakonspirowanym tchórzem - ludziom bogatym włazi w niemiłosiernie brudną dupę, natomiast - biednych: okrada, jasne - ja: będę miał czyste sumienie jak święta łza duszy, oczywiście: ich będzie gryzło i śmierdziało i gniło - po pewnym czasie będą wyjątkowo mocno agresywni - na siłę będą szukać winnego: ofiary - mnie, niestety: będzie - za późno, nie wiem: skąd będziecie comiesięcznie brać tysiąc trzysta złotych na utrzymanie osoby bezdomnej - silnej i zdrowej i mądrej, nie wiem: skąd będziecie comiesięcznie brać pięćset złotych na wynajęcie jakiegoś pokoju na wolnym rynku mieszkaniowym, nie wiem: skąd będziecie comiesięcznie brać na opłaty cudzego gospodarstwa - gaz i wodę i prąd, wiem: nie będę pracował jako osoba bezdomna - całkowicie bezprawnie wyrzucona, zapewniam: mogą mi odebrać powyżej wymienione pieniądze bez żadnej podstawy prawnej - będą używać argumentu: pan nigdzie nie mieszka, moich: merytorycznych dowodów opartych na formalnych dokumentach urzędowych - nie będą przyjmować i najprawdopodobniej taki będzie rozwój mojej życiowej sytuacji - same fakty mówią za siebie, świadczą - na całkowitą moją korzyść i po tym co przeżyję - naprawdę będę chciał powrotu do poprzedniego stylu życia - bytu?
Proszę pamiętać, że istnieje instytucja obrony koniecznej: artykuł prawny zezwalający obywatelom używać samoobrony fizycznej i werbalnej i psychicznej w celu ratowania osobistego życia, więc: mam święte prawo odpierać ataki, jeden: używając argumentów logicznych i dwa: używając argumentów filozoficznych i trzy: używając argumentów poetyckich i cztery: używając argumentów merytorycznych i pięć: używając argumentów prawnych i sześć: używając argumentów konstytucyjnych i siedem: używając argumentów psychicznych i osiem: używając argumentów duchowych i dziewięć: używając argumentów werbalnych i dziesięć: używając argumentów erotycznych, dalej: na samym końcu - fizycznych, włącznie: pozbawiając agresora życia, pytanie: czy nieczuły psychopata i żywy trup i niedojrzały emocjonalnie dwunożny ssak agresywny jest ze swojej natury człowiekiem?
Po pierwsze: jestem osobą samodzielną, po drugie: jestem osobą świadomą i po trzecie: moja bezdomność jest całkowicie nielegalna, której pod każdym względem nie akceptuję - zostałem bezprawnie wyrzucony: sąd rejonowy dla Warszawy Mokotowa (sędzia Agata Puż, ona: ukończyła studia prawnicze na Uniwersytecie Mikołaja Kopernika w Toruniu - ledwo otrzymała trójkę) - wydał wyrok solidarnie i zastosował zbiorową odpowiedzialność karną, więc: nie uznaję bezprawnego wyroku, czekam tylko i wyłącznie na umowę o najem lokalu socjalnego, wtedy: formalnie przestanę być osobą bezdomną, również: znajdę pracę zarobkową na skromne pół etatu - legalnie, dalej: jak można osobę samodzielną i nielegalnie bezdomną pod pozorem propozycji udzielenia pomocy zmuszać do wzięcia udziału w tak zwanej resocjalizacji - pomagać jej wyjść z tak zwanej bezdomności i uczyć jej tak zwanej samodzielności, przecież: pod tą maską jest coś innego, dokładnie: kontrola - życia osobistego: intelektualnego i seksualnego i materialnego, oczywiście: otrzymane pismo biurokratyczne wylądowało w urzędowym koszu - moja czarna teczka nie będzie już zbierała jakichkolwiek śmieci.
Aktualnie panującą ustawa zasadnicza - Konstytucja: jak najbardziej jasno mówi w kilkudziesięciu artykułach prawnych, dokładnie: osobom niepełnosprawnym przysługuje lokum socjalne (piętnaście metrów kwadratowych) i zasiłek pielęgnacyjny (głodowa łaska podatników) i renta socjalna (dożywotne odszkodowanie finansowe za utratę zdrowego słuchu z winy państwowego szpitala), dalej: uczciwie pracowałem zarobkowo w Zakładzie Pracy Chronionej i Archiwum Akt Nowych i Narodowym Klubie Libertyńskim, zapewniam: rzetelnie oddawałem podatki na utrzymanie biurokratów systemowych - płaciłem miesięczny czynsz i posiadałem miejską kartę komunikacyjną i robiłem miesięczne zakupy, słowem: byłem jak najbardziej samowystarczalny - posiadałem skromny byt życiowy, tak: posiadam niezłą emeryturę na stare lata, dekada mojej pracy: kolekcja niezłych książek i banknotów i monet, także: filmów, muszę jeszcze dodać - twardy fundament i brata mniejszego i własność intelektualną, niestety: wszystko zostało mi bezprawnie zniszczone - ukradzione, sam - zostałem bezczelnie wyrzucony na warszawską kostkę brukową: całkowitą odpowiedzialność ponoszą za moje Osobiste Życie trzy instytucje - Rodzina i Administracja i Temida, oni - odmawiają mi jakiejkolwiek obowiązkowej pomocy, gorzej: kradną formalne dowody świadczące na moją czystą korzyść, oczywiście: jestem osobą bezdomną, niepełnosprawną - niesłyszącą, jednak: myślącą - samodzielnie i jako ofiara powyższych instytucji - uczciwie pracowałem społecznie, wymieniam: Schronisko Betania i Towarzystwo Pomocy Świętego Brata Alberta i Otwarte Drzwi - Dom Rotacyjny i Stowarzyszenie Monar - Markot i Państwowa Noclegownia Skaryszewska - wyjątkowo piekielnie cierpiałem za obce mi winy i grzechy i błędy, zrozumcie: trzeba mi było pozwolić w styczniu tego roku wyjechać nad morze, potem: emigrować - mielibyście mnie już dawno z własnej: świętej i głupiej i pokornej - głowy, cóż: sami tego chcieliście - teraz będę ostrym kolcem w waszych zakłamanych sumieniach, zapamiętajcie: już nie ustąpię i nie będę pracował jako osoba bezdomna - wyrzucona całkowicie bezprawnie, a jeszcze tym bardziej - utrzymywał darmozjadów urzędowych i po raz kolejny zaczynał wszystko od samego początku i brał odpowiedzialność za to - czego nie zrobiłem, bo: to wy, kurwa, to wy - zniszczyliście mi zrównoważone i opanowane i ustabilizowane Osobiste Życie, pewnie: Praktyka Błędnego Koła to wasz świat bytu - nudzący i śmiertelny i pusty, nie mój, dotarło!?
I nie uznaję bezprawnego wyroku sądu rejonowego dla warszawskiej dzielnicy mokotowskiej w składzie głównego przewodniczącego - sędzi Agaty Puż, tak: wyrok został wydany solidarnie - zastosowano wobec mnie zbiorową odpowiedzialność karną, inaczej: uznając powyższy wyrok - musiałbym wziąć odpowiedzialność za to - czego nie zrobiłem, jednocześnie: musiałbym uznać własną bezdomność, a tym samym: całkowicie świadomie zrezygnować z należnego lokalu socjalnego, słowem: temida złamała kilkanaście praw, artykułów i paragrafów, więc: to ona jest odpowiedzialna za taki stan rzeczy - nie jestem wielbłądem, to znaczy: nie będę udowadniał własnej niewinności, dodam: aktualnie obowiązującą ustawa zasadnicza zezwala mi być oskarżycielem z całkowicie wolnej stopy, oczywiście: dowody złamania prawa cały czas posiadam w mokotowskim urzędzie miejskim - Wiktorska.
Przypominam: zostałem bezprawnie wyrzucony - zastosowano wobec mojej osoby zbiorową odpowiedzialność karną, wyrok został wydany - solidarnie: sędzia Agata Puż i komornik Olga Rogalska-Karakula i protokolant Aleksandra Zawadzka - Sąd Rejonowy Dla Warszawy Mokotowa na wniosek administracji spółdzielczej "Pod Kopcem" - nie znajdą państwo nigdzie danych osobowych powyższych władz publicznych ze spółdzielni mieszkaniowej, tak: człowiek posiadający czyste sumienie - nie ukrywa własnej tożsamości, dalej: jestem osobą nielegalnie bezdomną, niepełnosprawną - niesłysząca, jednak: myślącą - samodzielnie, nie posiadam jakiegokolwiek stałego miejsca zamieszkania - meldunku, jutro idę spełnić obowiązek patriotyczny - oddać głos wyborczy, nie wiem jak to wszystko będzie wyglądało, wiem: nikt nie ma prawa odbierać mi jakichkolwiek praw publicznych, legalna ustawa zasadnicza - konstytucja: każdy ma prawo do pełnej wolności słowa i rozpowszechniania zdobytych informacji, jasne: będę nagrywał skład komisji wyborczej.
Składając formalnoprawny wniosek o odwołanie zaocznego wyroku - musiałbym uznać bezprawny wyrok, a tym samym: wziąć pełną odpowiedzialność za to - czego nie zrobiłem, przypominam: warszawski sąd rejonowy nie udowodnił mi jakiejkolwiek winy, tak: zastosował zasadę zbiorowej odpowiedzialności karnej wobec mojej skromnej osoby - wyrok wydał solidarnie, złamał: kilkanaście artykułów ustawy zasadniczej i kilkanaście paragrafów kodeksu prawa karnego i kilkanaście punktów własnego regulaminu - warszawskiego sądu rejonowego, zignorował rzymską filozofię prawa: nullum crimen sine lege, przyjął - katolicką filozofię prawa: vox populi, dalej: jestem po trzech legalnych pracach - posiadam niezłą emeryturę na odległe stare lata, także: dożywotnie odszkodowanie za utratę słuchu z winy państwowego szpitala w postaci renty socjalnej, przeszedłem trzy pozytywne weryfikacje ze strony następujących podmiotów systemowych: administracyjnej komisji mieszkaniowej i zakładu ubezpieczeń społecznych i agencji bezpieczeństwa wewnętrznego, natomiast: dwadzieścia pięć metrów kwadratowych lokalu socjalnego kosztuje dwieście złotych miesięcznie, jasne: aktualnie panujący system bezkarnie odbiera mi konstytucyjne prawa obywatelskie, potem: świadomie blokuje mi drogę do obrony własnych praw - prowadzi grę na jedną stronę, tak po prostu działa ten system: towarzystwa wzajemnej adoracji - układy i znajomości i wpływy, niestety: wiosną wyjadę na bezpowrotną emigrację - sami tego chcecie, po pewnym czasie: żałujecie - jesteście kompletnie nienormalni: zadajecie ogromny ból niewinnemu człowiekowi, a za chwilę: płaczecie - tak ma wyglądać moje życie, które w rzeczywistości jest waszym życiem?
Najwyższe prawo zasadnicze - konstytucja: zabrania, aby osoby niepełnosprawne mieli na głowie problemy osób pełnosprawnych, jednocześnie: zabrania osobom pełnosprawnym wykorzystywanie osób niepełnosprawnych pod pozorem udzielenia pomocy, dalej: jestem osobą nielegalnie bezdomną, niepełnosprawną - niesłyszącą, jednak: myślącą - samodzielnie, zostałem bezprawnie wyrzucony przez brak jakiejkolwiek odpowiedzialności ze strony matki - Katarzyny Jasińskiej (alkoholizm) i ojca - Wiesława Jasińskiego (alkoholizm) i brata - Jakuba Jasińskiego (bezrobocie), tak: Rodzina i Administracja i Temida - oni są odpowiedzialni za mój życiowy los: oni - odebrali mi trzy podstawowe świętości: twardy fundament i brata mniejszego i własność intelektualną, oni - perfidnie ściągnęli mnie w bardzo głęboki dół, oni - jak najbardziej świadomie zrobili ze mnie systemowego niewolnika i oni - wykorzystują moją witalność cielesną i umysłową i duchową, a ja - jako niewinna ofiara nie mam jakiegokolwiek życia prywatnego i seksualnego i kulturalnego, cierpię - robię coś wbrew własnej wolnej woli, bo: nie mam żadnego wyboru - mam zamieszkać pod warszawskim mostem?
W lutym wyciągnęłam matkę z głębokiego dna bezdomności - teraz mieszka ona w katolickim schronisku wolskim: nie pije alkoholu - pracuje, natomiast: ojciec i brat - uciekli, tak: w tym chorym kraju złodzieje są ponad obowiązującym prawem, gorzej: prawo ich chroni, a ludzie uczciwi nie mają żadnych szans na jakiekolwiek godne życie... Teraz muszę czekać na pisemną informację telefoniczną (SMS) ze strony wydziału lokalowego - wewnętrzna rada urzędników ma podjąć formalną decyzję, które mieszkanie przyznać panu Łukaszowi Jasińskiemu, potem: zaproszenie i obserwacja i decyzja - akceptacja, dopiero: na samym końcu wchodzi ekipa remontowa, nie wiem jak długo będę czekał, wiem: po co mieszkanie osobie wykończonej - cieleśnie i umysłowo i duchowo? Wybieram - emigrację, jeśli nic z tego nie wyjdzie - bezdomność, tak: wolę - schronisko.
W dniu drugiego listopada o godzinie dwunastej dziesięć mój telefon komórkowy został zablokowany przez aktualnie panujący system - nielegalnie zatrudnionego hakera, cały ekran był czarny - robił jasne błyski, nie: nie był to wirus - jego łatwo usunąć, przypominam: taka sytuacja nie pierwszy raz zaistniała w moim osobistym życiu, jasne: ciągle mnie blokują, aby uniemożliwić mi jakąkolwiek walkę - cały czas używam merytorycznych argumentów opartych na formalnych dokumentach biurokratycznych, dalej: wyjątkowo ciężko pojąć ich rozumowanie współczesnego świata - logikę, dokładnie: oni dają tobie jakieś auto, pismo, religię i serial, potem: natychmiast ciebie blokują - całkowicie zabraniają ci zwracania uwagi, także: krytykowania decyzji systemowej władzy, inaczej: samodzielności, zauważ: zostały ci odebrane - formalnoprawne narzędzia samoobrony, ty: nie mając jak odrzucić, uniknąć i odepchnąć niechcianych produktów materialnych, dogmatycznych i komercyjnych - zostajesz workiem na emocjonalne, przeterminowane i ideologiczne śmiecie, twoje ciało, umysł i dusza, jakby inaczej: cud - zaczyna źle funkcjonować, czujesz wtedy obcy ciężar - niestrawny, zaczynasz nieświadomie chorować: atakuje ciebie cywilizacyjna agresja, frustracja i depresja, zrozum: odebrano ci możliwość - społecznej komunikacji obywatelskiej, jednak: posiadasz ogromne pragnienie życia - kupujesz nielegalną broń palną na czarnym rynku warszawskim, bo: tylko ona ci pozostała i tuż za chwilę: o godzinie dwunastej czterdzieści wyjąłem baterię i włożyłem ją - w to samo miejsce, a za pięć minut: mój telefon komórkowy wrócił do normalnego trybu działania.
Na dobry początek - Łukasz Jasiński, zacznijmy więc od bardzo głębokiego źródła przyczyny: w dwutysięcznym siedemnastym roku zostałem bezprawnie wyrzucony na miejski bruk warszawski, a jestem osobą niepełnosprawną o umiarkowanym stopniu - niesłyszącą (posiadam całkowity ubytek słuchu: miałem operację na nosie w dziecinnym wieku - około cztery lata, została źle użyta narkoza - znieczulenie), dalej: odpowiedzialność za moją aktualną sytuację życiową ponoszą trzy publiczne instytucje o charakterze prawnym, wymieniam: Rodzina, Administracja i Temida, po raz kolejny przypominam - światu: zanim doszło do całkowicie bezprawnej eksmisji - próbowałem uprzedzić fakty: zgłosiłem sprawę mokotowskiej policji (Podchorążych i Maszewskiego), zgłosiłem sprawę mokotowskiej opiece społecznej (Iwicka i Sielecka) i zgłosiłem sprawę administracji spółdzielczej (Zwierzyniecka) - nikt nie udzielił mi jakiejkolwiek przysługującej pomocy: organy władzy publicznej postąpiły wbrew kulturze osobistej, prawu karnemu i ustawie zasadniczej - konstytucji (w urzędzie miejskim na Wiktorskiej znajdą państwo Moją Sprawę - Życie, dokładnie: Wydział Zasobów Lokalowych - nr: Sto), natomiast: wy, państwo, wy - jako system Opieki Pomocy Społecznej - świadomie, perfidnie i złośliwie utrudniacie mi normalne funkcjonowanie bytowe - życie (ukrywanie dokumentów, przerzucanie mojej sprawy z dzielnicy na dzielnicę i granie na czas - liczenie na przekroczenie ustalonej granicy dochodu w postaci tysiąc dwieście złotych miesięcznie, wtedy: nie otrzymam lokalu socjalnego), słowem: patrzycie na moją osobę jak na winną - odpowiedzialną za jakąś zbrodnię, każecie mi płacić trzysta złotych miesięcznie za górne łóżko w domu dla osób bezdomnych - schronisku, chociaż: dwadzieścia metrów kwadratowych lokalu socjalnego kosztuje dwieście złotych miesięcznie! Kim wy jesteście, aby decydować o moim życiu!? Nie wiecie!? Powiem wam: jesteście najgorszym miotem biurokratów - prymitywnym, wrednym i upośledzonym - cieleśnie, intelektualnie i duchowo, zaprogramowanymi żywymi trupami - bez jakiegokolwiek serca, jesteście wtórnymi analfabetami - darmozjadami, pasożytami i krwiopijcami i niewolnikami chorego systemu! Mam już dość!!! Proszę więc przyjąć moja rezygnację z bezterminowego zasiłku pielęgnacyjnego w postaci: sto osiemdziesiąt cztery złotych miesięcznie - nie chcę już waszej głodowej łaski!
Przyczyna: zostałem bezprawnie wyrzucony na miejski bruk warszawski - jestem osobą nielegalnie bezdomną, dalej: piętnasty miesiąc czekam na należny lokal socjalny, sito systemu zabija mnie jako zdrowego człowieka - niedługo będę kaleką cielesną, umysłową i duchową z winy aktualnie panującego systemu, tak: takie doświadczenie nauczyło mnie tylko jednego - pogardy dla dwunożnych zwierząt agresywnych bez względu na ilość posiadanych kont bankowych, tymczasem: jako osoba niepełnosprawna o stopniu umiarkowanym - niesłysząca - nie mogę pracować na jakichkolwiek stanowiskach, które zagrażają mojemu bezpieczeństwu - życiu, niestety: moje prawne, merytoryczne i logiczne argumenty nie docierają do jakichkolwiek wtórnych analfabetów - betonu, właściwie: powinien używać siły fizycznej wobec intelektualnych padalców, nawet: zabijać - strzałem w potylicę, nomen omen: taka śmierć jest bezbolesna, szybka i humanitarna, przecież: tu chodzi o moje zagrożone życie, skutek jest jednocześnie diagnozą: "podejrzenie wyrośli chrzęstno-kostnej końca bliższego kości piszczelowej po stronie przyśrodkowej i skręcenie stawu kolanowego - lewego", inaczej: coś mi skacze w lewym kolanie przy szybkich ruchach - muszę nosić opaskę stabilizacyjną, także: nie mogę dźwigać, jasne: bezpośrednim sprawcą bólu na moim ciele jest kierownik schroniska, pośrednim: Rodzina, Administracja i Temida - system, który ponosi odpowiedzialność za moją aktualną sytuację życiową, jednocześnie: pogarsza ją, więc: czego ten system ode mnie jeszcze oczekuje?
Wiesz, przechodniu, prawda wyzwala energię - moc, dzisiaj: skrzyżowanie alei Solidarności i ulicy Żelaznej - miejsce niewybaczalnej zbrodni: sklep, tak: w prostej linii sto metrów - sąd rejonowy dla warszawskiej dzielnicy mokotowskiej - Ogrodowa, dalej: szczegół po szczególe - fakt po fakcie: robię drobne zakupy, płacę kartą bankomatową i wychodzę... Nagle szybki błysk - czerwona lampka w lewym rozumie, inaczej: logicznej półkuli mózgowej, ona: nie oddała mi karty! Wracam i zwracam jej uwagę, ona: oddałam ją panu - pan ją schował! Pokazuję puste kieszenie - nie mam jej! O! Tu leży! Zapomniał pan - wrednym paluchem wskazuje! A ta druga: ma pan jakiś problem!? To wy, kurwa, macie wielki problem! Jesteście paskudnymi złodziejami! A najłatwiej jest okradać bezdomnych - nie wstyd wam!? Sklep posiada kamery - nagrywa wszystkich złodziei, wiesz, przechodniu, prawda wyzwala energię - moc, pamiętaj: sprzedawca posiada obowiązek oddać tobie kartę do twojej łaskawej dłoni, ona - tego nie zrobiła, najpierw: ukradła, potem: zaczęła mi wmawiać, że oddała mi ją - schowałem ją, a na samym końcu: to pan zapomniał! Jest to charakterystyczne dla wszelkiej maści złodziei, jednocześnie: zastosowała ona wobec mojej osoby psychomanipulację - próbowała na mnie wpłynąć, inaczej: zdyskredytować, wzbudzić poczucie winy i zasugerować chorobę psychiczną - pan ma problem! Tak, takie zachowanie jest jak najbardziej dla dwunożnych zwierząt agresywnych, których gryzie sumienie - szukają oni wtedy Boga, przepraszam: ofiary, również: współwinnego - ich winy, grzechu i błędu, tekst jest spójny logicznie: jest tutaj psychologia, teologia i socjologia - zachowanie stadne, religijna wiara i rola społeczna. Szalom, pardon: na wieki wieków święty - Amen!
Powtarzam: zostałem bezprawnie wyrzucony jako osoba niesłysząca o umiarkowanym stopniu niepełnosprawności na miejski bruk warszawski przez spółdzielczą organizację prawników w składzie głównego przewodniczącego - sędzi Agaty Puż, dalej: wyrok został wydany solidarnie, zastosowano wobec mojej osoby zbiorową odpowiedzialność karną, biegły nie zrobił wywiadu rodzinnego, odmówiono mi prawa do jakiejkolwiek obrony własnych racji i nie przysługuje mi żaden lokal socjalny, tymczasem: nie wolno wydawać wyroków solidarnie, stosować zasady zbiorowej odpowiedzialności karnej, biegły miał obowiązek zrobić wywiad rodzinny, przysługuje mi jako osobie niepełnosprawnej urzędowy adwokat, urzędowy tłumacz języka migowego i urzędowy biegły, przysługuje mi status oskarżyciela z całkowicie wolnej stopy, status świadka koronnego i status ofiary systemu - odszkodowanie i przysługuje mi normalny lokal socjalny - przydział, jasne: jako reprezentanci systemu chcieliście mi dać prawdziwą lekcję życia - bezkarnie, nielegalnie i bezczelnie zniszczyliście życie człowiekowi dojrzałemu: samodzielnemu, odpowiedzialnemu i świadomemu - to wy gotujecie mi niewiarygodne piekło, kończąc: ta wasza lekcja życia nauczyła mnie tylko jednego, dokładnie: POGARDY!
Łukasz Jasiński (2017-2021)
Łukaszu, tak samo jak nie należy deptać trawników, rzucać śmieci obok kosza, przechodzić jezdnię w niewłaściwym miejscu, tak samo nie należy publikować w komentarzach. Od tego są półki dokładnie w tym celu zbudowane, ale pan, panie Łukaszu chyba lubi być politycznie niepoprawny⁉️
Łukasz Jasiński
Laisser tomber
De Paris La Seine - belle,
domine, reverendissime, domine:
de Paris La Seine - belle,
a sole mio: the whis is belle rex,
this my we your: mori, memento, mori -
a sole mio: the whis is belle rex,
de Paris La Seine - belle,
domine, reverendissime, domine
de Paris La Seine - belle...
Łukasz Jasiński (sierpień 2018)
Łukasz Jasiński
70% na konto pisarza? Ty głupi? Widać, że nie masz pojęcia o pracy wydawnictw. Nic dziwnego, że nikt cię nie wyda. Uśmiałem się :-D
Gdyby się pan nazywał J.K.Rowling lub Dan Brown, wtedy bym się zgodził, że pisarze stawiają warunki, ale nawet i w takim wypadku należałoby to uznać za wybryk natury, a nie żadną normę.
Niestety czasy Jacka Londona dawno minęły, a nawet i on musiał się wykłócać z wydawcami, którzy przezornie zatrudniali w tym celu bramkarzy, dochodziło do zażartych walk przed wejściem do redakcji, które London opisywał później w kolejnych opowiadaniach, publikowanych chętnie, rzecz jasna bez zapłaty należności autorowi.
Co do składania własnych książek: są od tego serwisy, oczywiście nie za darmo, ale nie kosztują tyle co tradycyjne metody. Musi pan napisać tekst, dodać ilustracje, wszelkie ozdobniki, wybrać kolor okładki i gotowa książka ląduje na wycieraczce przed pańskim mieszkaniem. Zaletą tego systemu jest drukowanie w dowolnym nakładzie, łatwość dokonywania zmian i poprawek, trwałość modelu książki, ponieważ kopia znajduje się na serwerach usługodawcy, a nie jedynie pańskim komputerze, który w każdej chwili może szlag trafić. Istnieje możliwość druku dla dużej rzeszy czytelników, przerabiania niesprzedanych egzemplarzy na makulaturę, tylko taki biznes rzadko się opłaca.
Wiem to z doświadczenia mojego znajomego: Reda Morgana, który wydał w ten sposób książkę autobiograficzną 'Warragamba Dam' o doświadczeniach podczas budowy zapory wodnej w Górach Błękitnych. Widuję go czasem koło fontanny na deptaku w Windsor, jak siedzi cierpliwie na krześle w oczekiwaniu na kolejnego potencjalnego nabywcę. Po sprzedaży kilku egzemplarzy może iść z czystym sumieniem na piwo do pobliskiego pubu, upajać się widokiem motorówek na rzece i tak życie mu mija pięknie.
Życzę równie oszałamiającej kariery,
(-) Narrator
To mój ulubiony autor, ale pisać jak on jest rzeczą niemożliwą. Wystarczy przeczytać początek „Gry w klasy”:
„Czy udałoby mi się spotkać Magę? Tyle razy, gdy szedłem przez rue de Seine, wystarczało mi pochylić się nad łukiem wychodzącym na Quai Conti, aby - zaledwie szarooliwkowe światło, które unosi się nad rzeką, pozwoliło mi odróżnić jakieś formy - jej szczupła sylwetka od razu rysowała się na Pont des Arts, czasem przechodząca z jednej strony na drugą, czasem oparta o żelazną barierę, pochylona nad wodą.”
I tak dalej... Lepsze niż najlepsza poezja.
Dziękuję za przeczytanie i pozytywny komentarz. ?
W tłumaczeniu Zofii Chądzyńskiej. Chodziło mi nie tyle o styl, co o atmosferę snu. Dzisiaj wkleję mój tekst o Cortazarze.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania