Zakrwawione ostrze

Widzę rodzicielkę mą.

Z ufnością dziecka tulę ją.

 

Nagle ból –

a w oczach mych widok krwawy,

niemożliwy do przyjęcia sercem niewinnym.

 

W dłoni jej ostrze,

ubrudzone krwią miłości syna.

Rana zadana głęboko,

z premedytacją mordercy.

 

Nie ciało,

lecz dusza ma umiera.

 

Choć czas ją goi,

wciąż sączy się z niej krew

zaczerniała od lat.

 

I oto dziś,

w sali zimnej jak marmur,

staję przed osobą nadaną

z imienia boskiego i ziemskiego.

Słucha.

Ocenia.

Zadaje pytania,

by zrozumieć tę zbrodnię,

lecz w jej spojrzeniu więcej chłodu niż litości.

 

Na sali ciężar słów unosi się jak dym.

A ja – świadek swego własnego bólu –

mam mówić,

mam otworzyć blizny,

mam nazwać to,

czego nazwać się nie da.

 

A ty, czytelniku, pamiętaj –

najgłębiej ranią ci,

którym zbyt ufamy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania