Żal i zdrada
Cieniutkie pnącza otulają me ciało,
Powoli spętują mnie swymi zielonymi linami.
Powinienem się bać - lecz czuję spokój,
Gdyż uścisk nie brutalny, acz łagodny i troskliwy.
Na myśl mi przynosi dawnych przyjaciół.
Wtem z pnącz wyrastają cudowne kwiaty:
Jedne płomienne, a drugie onyksowe.
Ogniste pąki - rozłożyste niczym tulipany w słońcu -
Oszałamiają swą bogatą barwą,
Zaś te czarne jak egipska ciemność
Subtelnie rosną tuż koło swej rozpalonej kompanki.
Oszołomiony wpatruję się w te dzieła matki flory,
Jak sarna ujrzawszy światła auta.
Z transu wyrywa mnie dopiero uścisk na tyle silny,
Iż mógłby złamać me żebra jak gałązki.
Gdyż okazuje się, że ta roślinność
To nie cud, lecz przekleństwo, które sprowadzi na mnie zgubę.
W panice staram się zerwać ją ze mnie,
Jednak ta wydaje się wrosnąć w mą skórę.
Tak więc powoli konający kieruję się ku mrokowi.
Ból powoli znika jak sen o poranku,
Lecz nim totalnie ciemność mnie pochłania,
Pojawiają się we mnie ostatnie uczucia.
Nie są to mroźny smutek i gorzejący gniew,
Ani jadowita zemsta i dusząca niesprawiedliwość.
Są to natomiast dobrze znane mi dwa bolesne ostrza,
Zwane są żalem i zdradą.
Komentarze (6)
Piękna poezja
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania