Założyłam się z Panem Bogiem (1/2)
Długie włosy mają taką zaletę, że kiedy wyrywa się je po trochu za uszami, nic nie widać. Chyba że bym zrobiła kitkę, ale wiadomo, że nie robię. Siedzę teraz sama w pokoju. Na kolanach mam podręcznik do historii, na wypadek, gdyby ktoś wszedł. Wyrywam sobie włos, owijam nim końcówkę kciuka. Jest mocny. Palec bieleje. Wyrywam kolejny włos, a potem jeszcze jeden. To za karę. Ostatnio ciągle coś robię źle. Mam już cienką wiązkę włosów. Ciekawe, czy dałoby się z niej upleść sznurek. Ciekawe, czy by pękł, gdybym po nim zjeżdżała z piątego piętra. A może by mnie utrzymał? Gdyby jednak pękł, czy bym umarła? Czy mamie byłoby przykro? Może przypomniałaby sobie dobre chwile? Jak to ze zdjęcia na ścianie, na którym uśmiecha się trzymając mnie na rękach. Jesteśmy w górach, mam grube nóżki. Nie pamiętam tamtej chwili.
Nikt tego nie wie, ale jakoś tak wyszło, że założyłam się z Panem Bogiem. Jeśli wygram konkurs z biologii i zbiorę najwięcej liści różnych gatunków z klasy, ktoś mnie kiedyś pokocha i będę miała męża i dziecko, a jeśli nie wygram – moja mama umrze. Właściwie to nie chciałam się zakładać, to jednak bardzo ryzykowne, ale nagle przyszedł mi ten zakład do głowy i nie miałam wyjścia. Już wcześniej się zakładałam, ale o jakieś drobiazgi, teraz pierwszy raz chodzi o coś naprawdę ważnego. Utrudnieniem jest fakt, że w parze mam Krzyśka, który nie jest dobrym uczniem, tak jak ja.
***
Wszyscy w spółdzielni dostali nowy regulamin, nowe zasady traktowania petentów, nowe druczki. Agnieszka nie widziała potrzeby zmieniania czegoś, co działało, ale skoro tego wymagali – proszę bardzo. Pracodawca płacił, pracodawca miał prawo oczekiwać. Przede wszystkim miały się do wszystkich uśmiechać, okazując wsparcie i zrozumienie, niezależnie od sprawy.
- Dzień dobry, kot sąsiadki wśliznął mi się do mieszkania i nasrał do doniczki. Chcę złożyć skargę.
- Oczywiście – uśmiecha się Agnieszka.
- Panią to śmieszy?
- Staram się panu pomóc.
- Śmieszy panią, że mam sąsiadkę z porąbanym kotem? Ona też jest porąbana, swoją drogą.
- Nie śmieszy. Jaki adres?
Kątem oka Agnieszka zauważa, że Ilona robi oczy do Kaśki. Do nich nie przychodzi nikt w sprawie srającego kota, do nich przychodzą osoby chcące zabudować sobie balkon, wymienić okno na klatce i usunąć ściankę działową między pokojami, więc nikt nie miałby im za złe obowiązkowego uśmiechu. Mimo to załatwiają wszystko tak, jak przed zmianami, szybko i ze znudzoną miną. Jak najszybciej chcą się pozbyć kolejki przy okienku i zjeść pączki, które codziennie któraś kupuje dla Pączkowej Paczki. Agnieszka do niej nie należy i bardzo jest z tego rada. Nie dałaby rady jeść codziennie słodkiego, nie dałaby rady tak oplotkowywać przy tym mieszkańców i kolegów z pracy. Ona nie jest tu od tego, żeby wszystko wiedzieć i wszystkich oceniać. Jest po to, by wydawać zgody, wysyłać komisję i upominać tych, którzy przeszkadzają dobru wspólnemu. Zresztą i bez tych pączków ostatnio coraz częściej boli ją brzuch.
- Powinnaś się uśmiechać – zwraca się ostrożnie do Ilony. Nie chce wtrącać się do pracy innych, ale czasami przyjacielskie upomnienie jest konieczne, jeśli chce się zachować czyste sumienie. – Przypominam, że mamy nowe przepisy.
- Tak, widziałam, że ty się uśmiechasz. Postaram się wziąć z ciebie przykład - odpowiada uprzejmie Ilona. Po czym zerka na Kaśkę i zaczynają się dusić ze śmiechu. Nie mogą śmiać się na głos, bo właśnie przyszła kolejna klientka i Ilona zaczyna ją obsługiwać – tym razem z uśmiechem. Agnieszkę brzuch boli teraz trochę bardziej.
***
Całe popołudnie po szkole zbieramy z Krzysiem liście i średnio idzie, bo Krzyś ciągle podaje mi liście klonu.
- Ten już mamy – tłumaczę cierpliwie, ale Krzysiek zachwyca się:
- Szok. Widzisz te żyłki? Ty, jak się łączą. Jak jakieś rzeki. To taka duża rzeka i małe rzeczki płyną od niej. Widzisz? A tu popatrz, jaki normalnie kształt. Jakby nasza baba od plasty wycinała. Haha! Szok. Dotknij. Dotknij! Czujesz? Normalnie szok.
Tak jakby pierwszy raz widział liść. Jakby nie rozumiał, że nawet jak przyniesiemy sto takich liści, dostaniemy za nie jeden (JEDEN) punkt. Chwilami trochę żałuję, że nie przypisali mi kogoś, kto myśli trochę szybciej, ale z drugiej strony, Krzyś jest naprawdę koleżeński i wcale się nie stresuję, kiedy mamy się spotkać, ani kiedy już chodzimy po parku. Prawda jest jednak taka, że zbieram tylko ja. Nie pomaga, jemu nie zależy na szóstce, twierdzi, że on nigdy jej nie dostał i nigdy nie dostanie. A do tego oczywiście nie zakładał się z Panem Bogiem o życie swojej mamy. Zastanawiam się, czy mu o tym nie powiedzieć, ale nie. Te zakłady to moja tajemnica. Ja się założyłam i ja muszę zrobić tak, żeby było dobrze.
Wracam do domu po dziewiętnastej, a to jest niedopuszczalne. Krzysiek też wchodzi na chwilę, bo chce mu się pić. Próbowałam mu wyjaśnić, że ma blisko do swojego domu, ale twierdził, że nie wytrzyma. Stoi w przedpokoju. Ciekawe, jak mu się podoba nasza boazeria, ludzie już nie zakładają boazerii, ale my ją mamy, bo tak łatwiej można utrzymać higienę. Przeleci się szmatą i już. Krzysiek ciekawie zagląda do salonu, patrzy na mojego tatę oglądającego telewizję. Nie powiedział ‘dzień dobry”, a to niedopuszczalne. Z kuchni wychyla się mama ze szklanką wody, którą podaje Krzysiowi. Mama nic nie mówi, na razie. Obie czekamy, aż Krzyś wyjdzie. Wreszcie zamykam za nim drzwi.
- To jest ten chłopiec z twojej klasy?
- Tak, to Krzyś, zbieramy razem liście. Przepraszam, że wróciłam tak późno, ale mieliśmy pewne problemy z…
- Czy on nie ma w domu wody?
Milknę. Na pewno ma. Ja też nie rozumiem, dlaczego chciał napić się u nas.
- Wolałabym, żebyś nie przyprowadzała do domu takich dzieci.
Trochę mi przykro, że mama uważa Krzysia za „takie” dziecko. Nawet nie wiem, co to znaczy, ale mogę się domyślać, że coś tak okropnego, że lepiej tego nie nazywać po imieniu.
- Jest trochę inny, ale nie przeszkadza mi to. Ważne, że…
- Jak cię poczęstuje papierosem, też nie będzie ci przeszkadzało?
- Co…? Znaczy: słucham?
- Pytam, czy zamierzasz palić z nim papierosy – mówi mama surowo, a ja nie wiem, co powiedzieć, bo Krzyś przecież nie częstuje mnie papierosem.
- W jego domu się pali, nie czujesz po jego ubraniach?
- Nie…
- Nie kłam, córcia.
- Naprawdę… Nie wiedziałam…
- W porządku, powiedzmy, że nie wiedziałaś. Teraz już wiesz. I pytam, dlaczego nie możesz robić tego zadania z jakimś normalnym dzieckiem?
Nie mogę. Ale mama o tym nie chce wiedzieć.
- Nie wiem. – Nie patrzę jej w oczy. – Jak się czujesz, Mamusiu?
- W porządku – odpowiada po chwili. Chyba się zdziwiła, że pytam. – Trochę mnie brzuch boli. Do kąpieli i spać. – Dodaje surowo i znika w głębi mieszkania. Rozmowa skończona.
Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania