Zamachowiec został pisarzem

Ile razy przechodzę przez rynek miejski w Piasecznie, to spoglądam na stojący tam zabytkowy ratusz, który od wielu lat jest pałacem ślubów. Jego historyczną architekturę opatruje wieża, na której widnieje pozłacany półksiężyc. Pewna legenda głosiła, że to niby pamiątka po jakimś tureckim pośle, który tu przebywał i obdarował miasto skarbami. Jednakże widok tego ratusza bardziej kojarzy się mi z wężem, lisem i lwem niż z tureckimi skarbami. A sprawa dotyczy historii Jana Zamachowca, czterdziestoletniego, schorowanego zegarmistrza, który przez wiele lat pisał książkę swojego życia. Ludzie uważali go za dziwaka, samotnika i szaleńca, bo jako zegarmistrz bardziej zajmował się czytaniem dzieł filozoficznych niż swoim zawodem. Wielu twierdziło, że postradał zmysły, bo ciągle cytował jakieś niezrozumiałe słowa różnych mędrców. Prawdę mówiąc, to ludziom zależało na naprawie zegarków, a nie na słuchaniu jego przemądrzałych wypowiedzi o sensie życia i celowości istnienia świata. Temu zagadnieniu poświecił on swoją książkę, niewielki utwór, którego nikt nie chciał mu wydać, a tym bardziej przeczytać. Nawet pewnego dnia usłyszał od jakiegoś wydawcy smutne słowa.

- Panie Zamachowiec, uczyń pan lepszy pożytek ze swojego nazwiska niż pokazywanie go na stronie tytułowej tej mizernej książki – powiedział wydawca i odrzucił jego maszynopis.

Jan Zamachowiec zezłościł się, ale też głęboko przemyślał sprawę.

 

„Lepszy użytek z nazwiska? Jaki to może być? Ano prosty, bo w istocie brzemienia tego nazwisko może przecież ukrywać się jego wartość” – pomyślał swego czasu zegarmistrz Zamachowiec.

 

Niby to jakieś spekulacje, ale w rzeczy samej, to mało kto zauważa, że w każdej sprawie można znaleźć jakiś filozoficzny, ale też ważny sens. Zamachowiec odkrył to, rozważając brzmienie swojego nazwiska.

„Nic prostszego mi nie pozostaje jak z zegarmistrza Zamachowca zrobić z siebie prawdziwego zamachowca” – do takiego przekonania doszedł nasz bohater, którego zakład zegarmistrzowski znajdował się naprzeciwko tego ratusza z wieżą zwieńczoną pozłacanym półksiężycem.

„Teraz nie ten półksiężyc będzie kojarzyć się z tym ratuszem, ale moja książka a com postawił, to uczynię!” - uradował się zegarmistrz.

W sobotę, kiedy to w ratuszu miał odbyć się ślub, zegarmistrz postanowił dokonać najważniejszej sprawy w życiu. Zdecydował się, że jego książka będzie wydana i to kosztem dramatycznym, ale skutecznym.

Ubrał się w najlepszy garnitur i założył krawat. Spakował do pudełka maszynopis swojej książki i wziął do ręki ostry, duży nóż, który ukrył pod marynarką. W takim stanie rzeczy udał się do ratusza do Sali ślubów. Tutaj para młodych, świadkowie i zaproszeni goście stali przed drzwiami „Sali ślubów”, a że chwila była uroczysta, a Zamachowiec był ubrany w garnitur, zatem nikt nie zwrócił większej uwagi i nie domyślił się, że miał on z sobą nóż.

Gdy już para młodych weszła do „Sali ślubów”, to Zamachowiec rzucił się z nożem na pannę młodą i obezwładnił ja.

- To nie żart, to zamach. Rozejdźcie się i zachowajcie spokój – krzyczał Zamachowiec.

 

Przerażeni goście oraz panna młoda zaskoczeni takim zachowaniem oniemieli, ale po chwili niedoszły małżonek opanował się i podszedł do Zamachowca.

- Niech pan zostawi w spokoju moją narzeczoną! Proszę! Ona nic panu nie zrobiła – wołał zrozpaczony.

- Nic mi nie zrobiła, to wiem, ale ty możesz mi coś uczynić — krzyknął, po czym dodał — Tam na korytarzu jest paczka, a w niej maszynopis. Również tam jest adres drukarni. Masz tam zanieść ten tekst, a oni mają mi wydać moją książkę. To nie śmieszne, to cel mojego życia, a ta książka jest właśnie o sensie życia. Dzieło to, którym wielu wzgardziło, ma wysoką cenę. Tą ceną jest życie twojej narzeczonej.

Wezwano policje oraz specjalistów od zamachów i specyficznych ataków. Próbowano nawiązać rozmowę, ale zamachowiec stał przy swoim.

- Macie wydać moją książkę i rozpowszechnić ją w mieście i to wśród ludzi, najlepiej tych wychodzących z kościoła po nabożeństwie. Będę to mógł widzieć, bo ratusz stoi naprzeciwko świątyni – taki warunek postawił zamachowiec.

Przez cały dzień i noc przetrzymywał on w „Sali ślubów” ową narzeczoną, przykładając nóż do jej szyi.

Policja nie mogła wiele zrobić, bo zagrożenie życia kobiety było wysokie. Zatem zdecydowano się na wydanie tego dzieła, a że ostatnimi laty druk książek odbywa się szybko, więc już w niedzielę wieczorem, na specjalne zamówienie, rozpoczęto prace a po dwóch dniach ukończono wydanie książki. Następnie rozpoczęto na oczach Zamachowca rozdawać publicznie egzemplarze tej pozycji.

Gdy zamachowiec stwierdził, że spełniono jego oczekiwania, uwolnił kobietę, a sam spokojnie i dobrowolnie oddał się w ręce policji.

Miejscowa i regionalna prasa oraz krajowe dzienniki pisały o tym zdarzeniu. Nawet mówiono o tym w telewizji. Z powodu tego tragicznego zdarzenia książka Jana Zamachowca pt. „Sens życia” stała się znaną pozycją. Wielu wydawców przyszło do aresztu w celu spotkania się z autorem. Chcieli mu zaproponować dobre warunki ponownego wydania. Nawet pojawił się ten złośliwy wydawca, który swego czasu zasugerował zrobienie lepszego użytku z jego nazwiska.

- Nie mam zamiaru nic wznawiać, bo to, co zrobiłem mi wystarcza. Chcę mieć też inną korzyść z tego zajścia. Mam raka w stadium nieuleczalnym i wiem, że w szpitalu więziennym będę miał dobrą opiekę, bo teraz w więzieniach to nawet otrzymuje się podwieczorek w postaci herbaty, kawy i ciastek. A ja od kilku lat nie kupiłem sobie żadnych słodyczy. Mam szansę na lepsze zakończenie mojego życia z powodu choroby niż jako zegarmistrz żyjący w nędzy i płacący tylko podatki i ZUS. Oto sens życia: być przebiegłym jak wąż, chytrym jak lis i silnym jak lew, a o tym jest moja książka, bo to sens życia! A przy okazji będę o mnie pamiętać w tym mieście przez lata, być może tak samo długo jak pamiętają o tym tureckim pośle – powiedział Zamachowiec i wyprosił wydawców.

.

 

Postscriptum

 

Oczywiście, że nie piszę komentarzy, ale doceniam inne, jeśli są życzliwe i unikam podłych, bo takie się ku radości diabła i chwale głupoty ludzkiej pokazują pod moimi skromnymi tekstami.

.

"Śpiewam sobie a Muzom!" - Jan Kochanowski

Średnia ocena: 2.3  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • LittleDiana 18.02.2021
    Bardzo przejmująca historia, czasami musimy oszaleć żeby nas zauważono...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania