Zamówienie

Przez długi czas nie mogłem rozgryźć sprawy; krążyłem wokół niej i nic mi nie przychodziło do głowy. Byłem zawiedziony, bo kiedyś zajmował stanowisko zbliżone do mojego. Nie takie samo, lecz porównywalne: wówczas wyrzucał z siebie heterogeniczne sądy, burzycielskie mniemania, wtedy coś nas łączyło, choćby wspólna membrana. Mogliśmy przerzucać się przekonaniami, a nasze dyskusje kończyły się, zanim na dobre zaczęły. Bo o czym mieliśmy gadać, gdy oboje zachwycaliśmy się tymi samymi książkami, tą samą lekturą wymagającą skupienia, dokładnego obeznania w dziejach literackiej ciągłości, gdy zdawało się nam, że jesteśmy otrzaskani w tej wibracji znaczeń, w jej przypływach i odpływach, nawrotach i poniechaniach.

*

Byłem rozczarowany jego zmianą, bo przecież dawniej wierzyliśmy razem, ufaliśmy sobie i zakładaliśmy wspólne pisanie. Jednak nic z tego nie wyszło, bo nasze kontakty i myślowe drogi, straciły sens: rozjechaliśmy się, on rzucił się w amoki szukania pracy, ja co rychlej ruszyłem w pogoń za mirażem zmanierowanej poetki.

Na próżno łaziłem za nią trop w trop, starałem się jej przypodobać, postępować tak, by zwróciła na mnie uwagę. Zrazu planowałem zostać jej totumfackim, przybocznym dworzaninem, bym później, gdy już oswoi się ze mną, i zacznie mnie tolerować, tym śmielej mógł wejść w sam środek otaczającego ją wianuszka przyszłych luminarzy, siedzieć z nimi w kawiarni i pić espresso wśród ożywionych dysput. Bez powodzenia jednak; traktowali mnie z góry. Choć na prawo i lewo serwowałem aprobujące uśmiechy i potakiwania, wszystkie te mimiczne wtręty, spełzały na niczym, odnosiłem więc wrażenie, iż między tymi pajacami sterczę na doczepkę: jak persona non grata, drewniany kołek lub niepotrzebny mebel. Jak się zorientowałem, była to zgraja zarozumialców przekonana o swojej niepowtarzalności..

*

Niekiedy korespondowaliśmy. Przebijaliśmy się niepowodzeniami, donosiliśmy sobie, co i jak. On, że mu ciężko, że tyra za trzech, a zarabia ledwie na połówkę bez korniszona, ja, że nic się nie dzieje i nie ma o czym gadać. Nic o czytaniu, gasnącej i systematycznie odwlekającej się przyszłości naszych arcydzieł, jakby te tematy przestawały być dla nas ważne. I fakt: zaprzestawały. Mnie, odepchniętego przez poetkę, wessało w stronę felietonowego przekomarzania, wtrąciło w zbieranie owoców podróży po sobie, w częste przebywanie poza domem, spędzanie czasu w delegacjach, hotelach i na walizkach, w poznawanie tego i owego:byle z dala od niej: bez romantycznego bagażu.

Z nim natomiast stało się inaczej: gdy w trakcie jednej z delegacji odwiedziłem go, zauważyłem, że utknął w codzienności. Zamarzyły mu się domowe obiadki, zapolował więc na coś urodziwego do leżakowania. A po dokonaniu technicznego przeglądu awaryjnych bab, wybrał najmniej szkaradną i ochajtnął się. W wyniku czego wyłysiał na intelekcie, bo od kiedy przestał być singlem, zapadł się w sobie. Jednego dnia drałował po nieszczęściach i uciekał w milczenie, drugiego, przeszkadzała mu słona zupa, ale przed kamratami udawał zadowolonego i twierdził z uporem, że jest szczęśliwy na umór.

Ostatniego dnia, kiedy żegnaliśmy się i wyglądało na to, że rozmawiamy po raz ostatni, powiedział: wybacz, ale choć śledzę, co publikujesz, to sądzę, że tak się nie mówi! Tego nie sposób czytać! Za dużo belferskich pouczeń, do bicia po łapkach i stawiania do kąta. Dodał, że jak już piszę te swoje smęty, choćby o upadku kultury, to powinienem zaznaczyć, o jakiej kulturze mowa. Parafialnej czy zagranicznej. Powinienem zejść na ziemię i nudzić prościej, bo kiedy mnie sylabizuje, to mu się kitwaszą pojęcia z wyobrażeniami i nigdy nie wie, w imieniu kogo plotę trzy po trzy. Lub czy dworuję z niego, i czy na serio podniecają mnie ciemne strony życia.

Poza tym wytknął mi, że stosuję za dużo metafor i słów nawalonego pochodzenia, uprawiam żonglerkę, językowe zbytki, barokowe pląsy, a na dodatek używam przedawnionych fraz, które są ni w pięć ni w dziewięć, co przyzna większość literatów. I na koniec powiedział: jak chcesz, to pisz tą metodą, ale nie narzucaj jej innym. Może komuś podchodzą tego typu numery, lecz na ogół jest to nudziarstwo bez przyszłości i głębszej wymowy. Im prędzej dam sobie siana i przejdę na owies, tym łacniej przyjdzie mi się uporać z faktem, że na własne życzenie skazałem się na frustrację und brak zrozumienia.

Udzielił mi też rady, bym przestał nawijać o cierpieniach i rozterkach, bo to go dołuje, nie ma ochoty myśleć o nich, a ja na grandę wpycham mu te poparzone refleksje. Za wszelką cenę, zmuszam go do męczących namysłów, gdyż, jak po dniu w korporacyjnych kamieniołomach zasiada do lektury, to nie chce mordować sobie czaszki jakimiś przerostami formy nad treścią, jakimiś supozycjami, niuansami, egzystencjalnymi anoreksjami, tylko od razu i konkretnie pragnie mieć jasność, o co biega. Chce wiedzieć, że jest tak, a tak, tu poszedł, tam zaszedł. Bez opisów przyrody, kawa na ławę jeno. Domaga się precyzyjnego określenia sytuacji: jakiejś instrukcji zachowania, totalnej podpowiedzi: ma płakać czy śmiać się jak wampir nad pustą trumną.

Czego ode mnie oczekuje? Mam mu spłodzić jakiś poczciwy kawałek do spożycia.Coś przyjemnego i niech to będzie dla ludzi. To ich kręci, tego chcą w obiad, na kolację i zamiast mleczka do kawy. A nie wzniosłych bajań o skomplikowanej rzeczywistości. Chcą wytchnienia, zapomnienia o Bożym półświatku. Ich marzenie, to uchachać się po całości, bo kiedy od bladego świtu muszą zasuwać przy taśmie, kiedy od rana wiedzą, że znów czeka ich filozoficzna młócka, to ani sił, ani ochoty nie mają na brandzlowanie powietrza.

Ja na to, że już Feynman rzekł: Bardzo łatwo krytykować to, co ktoś już zrobił i wyrokować, co powinien był zrobić. I, wystaw sobie, miał cholerną rację, gdyż dzieło literackie nie jest szczegółowym raportem policyjnym, a tekściarz nie pełni w nim roli stójkowego, cicerone, protokolanta czy innego nawigatora. Nie ma przepisu, by autor podawał wszystko „na tacy”, wpychał czytelnikowi namiary na prawidłowe pojmowanie treści. Musi zostawić mu jakiś niełopatologiczny margines. Uwierzyć, zaufać mu, że ma wyobraźnię zdolną do samodzielnego rozszyfrowania utworu.

Jednocześnie przyznałem mu częściową słuszność, a mianowicie powiedziałem, że skoro klient ma zawsze rację, to trudno i darmo, niech będzie, co ma być, wezmę problem na klatę i jako firma usługowa, postaram się dociec, co można z tym fantem zrobić. Zatem, kiedy nawiedziły mnie transy i olśnienia, nadałem sprawie bieg. Z impetem staranowałem klawiaturę i na ośle pożyczonym od Muzy, pojechałem po bandzie: ułożyłem zdanie grzeczne, poprawne i oczyszczone z refleksji. A zachęcony jego lakonicznością, poszedłem za ciosem i strumień krótkich zdań wykolebał mi się z globusa. Były zgodne z jego zamówieniem: na golasa i zrozpaczone niczym podmiot wyzuty z orzeczenia; bez przydawek, wolne od opisów przyrody, wartkie i potoczyste jak bobslejowa jazda bez trzymanki.

Byłem dla siebie pełen podziwu, bo ów tak byczo rozpoczęty tekst nabrał pod moimi palcami cech zero jedynkowych. Ale już po pierwszym jego akapicie straciłem zapał do dalszego pitolenia: oblazły mnie poprzednie wątpliwości, bo choć czytelnik mógł być usatysfakcjonowany, to mnie zemdliło.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (30)

  • W morde, ale przemądrzałe, zresztą całego oczywiście nie przeczytałem
  • nerwinka rok temu
    Pobóg Weleber
    Nic dziwnego.
  • rozwiazanie rok temu
    Masz ładny lekki styl, czytań z przyjemnością :)
  • Lekki styl w sękatych łapach chłopa pańszczyźnianego, co widać na zdjęciu, to sztuka, zgadza się.
  • rozwiazanie rok temu
    Pobóg Welebor, jak przeczytasz felieton w całości, to może zmienisz zdanie. Pozdrawiam ?
  • rozwiazanie, okazałaś klasę tą odpowiedzią, ale w Twoją szczerość już nie wierzę. Nie wiem, które zdanie miałbym zmienić.
  • rozwiazanie rok temu
    Pobóg Welebor, chodzi oczywiście o felieton (na) 'Zamówienie', naprawdę dobrze napisany.
  • nerwinka rok temu
    Pobóg Welebor Jeżeli już za sam wygląd autora dyskwalifikujesz jego tekst, to jesteś faszysta z pieluchą w zębach
  • nerwinka nie robię tak.
  • nerwinka, a faszysta mnie nie obraża, bo moim pomysłem na Polskę jest odebranie praw wyborczych głupszej części społeczeństwa, dla ich i naszego dobra.
  • rozwiazanie, popatrz, nawet Ci nie odpowiedział. Jego trzeba obrażać, spróbuj, wciągniesz się ?
  • rozwiazanie rok temu
    Pobóg Welebor, obrażanie innych to strata czasu i niepotrzebnie budzi negatywne emocje. Trzymaj się ? dziękuję Ci za odpowiedź.?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Rozwiazanie↔Tak. Obrażanie kogokolwiek, jest oznaką słabości, nadawcy owych epitetów?:)
  • Dekaos Dondi, bo Ci przypierdolę ?
    I zobaczymy kto będzie miał oznaki ?
  • rozwiazanie, może u Ciebie, mów za siebie. U mnie jest na odwrót ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Pobóg Welebor→?:))
  • A tak serio, to Ty przecież mnie obraziłeś tym protekcjonalnym textem. Naprawdę Teoria Obelg czeka na twórcę ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Pobóg Welebor→Słabość, to także uleganie prowokacjom. A zresztą, skoro twierdzisz, że obrażanie jest potrzebne... to kolejny raz zaprzeczasz temu, co wyznajesz?:))
  • Dekaos Dondi, może Tobie nie jest potrzebne, ale może wynika to z Twojego wyobrażenia o sobie, które to wyobrażenie jest naszym największym wrogiem? Jeśli obraziłem parę osób, to dlatego, że pozbywam się tego narzuconego wyobrażenia, czyli u mnie jest oznaką siły, a nie słabości. A Ty prawisz morały. Nie wiem doprawdy, gdzie zaprzeczam kolejny raz ?
  • Dekaos Dondi rok temu
    Pobóg Welebor↔To żadne morały. Mam za dużo wad, by je prawić komukolwiek. Raczej chodzi o bliźnich, by wiedzieli, kiedy oni rozgrywają... a kiedy są rozgrywani prze innych, nie zdając sobie z tego sprawy?:)
  • Dekaos Dondi, a może Twoje wady to Twoje największe zalety ??
    Jak powiedział ś.p. Kononowicz, "oprócz pychy nie mam żadnych wadów" ?
  • Rok rok temu
    Pisanie na zamówienie ogranicza wolność. Trzeba uwzględnić wymogi "klienta", co bywa dyskomfortem lub prawdziwą torturą usuwania indywidualizmu.
    Najmniej dotkliwy będzie tu reportaż. Natomiast felieton z narzuconą stylistyką musi dać w kość.
    Świetne panowanie nad słowem, erudycja, elokwencja, brawo!
  • nerwinka to jest gość. Dałem piontala. Czemu panie pobógu weleboru się pultasz. Bo nie potrafisz jak on?
  • Pobogu weleboru jeśli już, i jeśli koniecznie chcesz z małej litery. Dobra okazja, żeby zobaczyć co Ty sam piszesz.
  • Poza tym: nie wiem, co znaczy pultać się, ja tylko napisałem, że to jest tak przemądrzałe, że nie da się czytać, i nie przeczytałem. Dlaczego miałbym chcieć pisać podobnie? A może jesteś zbyt tępy, by rozumieć co piszę?
  • nerwinka rok temu
    Pobóg W. potrafisz odróżnić ironię od przemądrzałości? Parodię, absurd i sarkam od realizmu?
  • nerwinka rok temu
    P. Welbor pultać się jest to czasownik zwrotny nieedukowany i oznacza WKURZAĆ SIĘ. W Internecie jest pełno stron z wyjaśnieniem tego terminu. Ale tobie się nie chce zajrzeć. Wolisz z góry potępiać nie wiedząc, o co chodzi. Tak jak wydajesz durnowate sądy na postawie cząstki tekstu.
  • Pultać się o coś do kogoś, czepiać się agresywnie o coś do kogoś. Nie znam się na slownikach z internetu, ale ten z ulicy tłumaczy to tak, nie jest to dokładnie to samo co wkurwiać się. Można się pultać do kogoś bez wkurwienia, będąc po prostu upierdliwym. Swoją drogą to ciekawe słowo
  • Łukaszenkow rok temu
    Na takie teksty może sobie tylko starzec pozwolić. Z racji litości nad stojącym nad grobem starym prykiem, co zapomniał że kiedyś młody był, młodzi w komentarzach dają małpie banana żeby miała zająć dłonie czymś innym niż tylko g..... Przez takich jak ty perspektywa starości mnie przeraża.
  • Noico1 rok temu
    Co ty w ogóle pieprzysz, potrzeba wyrzygania była aż tak silna, żeby napisać obraźliwy komentarz pod tekstem Bogu ducha winnego, nieinwazyjnego autora? Nerwinka od jakiegoś czasu pisze teksty stonowane, nie atakuje w nich innych, wszedł na dobrą drogę, a ty go z niej usiłujesz zepchnąć. Poza tym nic w tekście nie ma o starości, więc co ty w ogóle bełkoczesz człeku? Nie czytałeś, nie pisz.

    A poza tym tekst bardzo dobry.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania