Zamrożone życie, czyli łkanie desperacji

Szare cienie, monotonnie podążały przed siebie, pełznąc, człapiąc albo zwijając się jakby agonia, w którą wpadły nie obchodziła ich, zupełnie. Pogrążone w obojętności ocierały się o siebie, miażdżąc czaszki tym którzy woleli położyć się i wyciszyć umysły. Czerwone kałuże krwi na szarym, mętnym chodniku niczym plamy na płótnie malarza zasychały i tworzyły nierównomierne kleksy. Jak skazańcy, mający przed oczami własne pętle, na których zawisną za moment, podążali dalej, nie patrząc na świat. Jedni przechodzili na druga stronę ulicy, rzadko trafiali do celu. Martwe, zmasakrowane ciała ścieliły teraz brudny asfalt. Auta sunęły po nowej nawierzchni powoli jak po małych wzniesieniach. Poranek jak każdy inny. Jeszcze tylko głuchy krzyk zrozpaczonego samobójczy pikującego z dwudziestego piętra szklanego biurowca. Jego brakowało.

Odsłoniła kremowe zasłony w sypialni. Pierwsze, palące promienie słońca padły na jej posiniałe ramiona. Nie spoglądała na ulicę. Cienie, które jak bezrozumne bydło na pastwisku, chodziły w poszukiwaniu wszelkich cnót, nie interesowały ją. Tam za oknem świat rządził się innymi prawami. Dochodziła dziesiąta. Przybrała pozę sztucznego zadowolenia i z napiętymi mięśniami twarzy zeszła do kuchni. Wszechobecny bałagan nie zraził jej. Przedarła się przez stosy puszek i brudnych ubrań. W ustach poczuła dziwny posmak, jakby wczorajszego wieczoru na kolację zjadła opiłki żelaza. Splunęła krwią. To coś więcej. Śniadanie mogło poczekać. Usiadła w swoim ulubionych beżowym fotelu i zaczęła myśleć. Jak nigdy zaczęła przywoływać obrazy z przeszłości. Podjęła ryzyko. Wiecznie naćpana laleczka, teraz bardziej symbol plastikowej mentalności. Ale po kolei. Nie wszystko na raz. Co było na początku?

Grupka ludzi, pewnie przypadkowe osoby zebrane z ulicy, aby tylko załatać lukę w kącie pokoju. Wszystkie równo naćpane. Było na pewno głośno, głośniej niż zazwyczaj. Rozświetlony neonami pokój wyglądał jak wnętrze umysłu epileptyka. Ona samotna, zagubiona. Niby nadal była we własnym mieszkaniu, w jej osobistej twierdzy, a jednak samotność dusiła ją od początku. Nie odnalazła się w zgrai zmieszanych charakterów.

Poczuła to. Ostry, świdrujący ból głowy. Zsunęła się z fotela i jak zziębnięty szczeniak leżała w stercie śmieci próbując okiełznać kolejne coraz to mocniejsze uderzenia w jej głowie. Tym razem prawdziwe, ludzkie łzy spłynęły po jej wypudrowanych policzkach. Chciała się otrząsnąć. Nie mogła. Po raz pierwszy prawdziwie, bez sztucznej maski łkała wbrew wewnętrznemu głosowi. On się śmiał, drwił, skazywał ją na stracenie. Zawsze była mu posłuszna. W umyśle trzymała setki masek, scenariuszy, gotowych ról. Grała tak, żeby ludzie nie potrafili odgadnąć jej charakteru, tej prawdziwej skrywanej głęboko natury.

Obolała z tysiącami myśli w głowie otarła policzki, rozmazując makijaż idealny. Maska przegrała z gorzkimi łzami, prawdziwym ludzkim aktem potwierdzającym, że tak naprawdę jej życie zostało zamrożone w jednym dniu. Imprezowej rutynie. Wstała powoli i jeszcze raz spojrzała na wszędobylski bałagan, sterty śmieci i poczuła w końcu ten smród.

Ale ktoś stwierdził, że nie zasługuje na druga szansę. Czasami tak jest. Zrobisz wokół taki bałagan, że nawet gorzkie ryczenia i prawdziwy żal to za mało. Wstała tylko po to, żeby ponownie upaść. Dłoń w czarnej rękawiczce odwróciła jej blade ciało. Nieobecny wzrok, zerowy puls. Była już martwa. Ale on nie miał pewności czy w ostatnich sekundach życia nie poznała go. Chociażby po tym uścisku, ostatniej nocy to się jej podobało.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (8)

  • Canulas 12.11.2018
    "Nie spoglądała na ulicę. Cienie, które jak bezrozumne bydło na pastwisku, chodziły w poszukiwaniu wszelkich cnót, nie interesowały ją." być może "jej".

    "Wiecznie naćpana laleczka, teraz bardziej symbol plastikowej mentalności." - to ładne.

    "Wstała tylko po to, żeby ponownie upaść. Dłoń w czarnej rękawiczce odwróciła jej blade ciało. Nieobecny wzrok, zerowy puls." - Ka-pi-ta-lne. Świetnie pocięte. Super pierwsze zdanie.

    Początek tekstu średni. Nie widzę np. potrzeby dawać przecinka przed ostatnim wyrazem w pierwszym zdaniu. Od połowy jednak tekst niezwykle zyskuje. I w tej swojej elegancji już trwa.
    Myślałem, że będę narzekał, ale nie.
    Gdyby było odwrotnie i to pierwsza część byłaby genialna, a druga średnia, pewnie miałbym uczucie niedosytu.
  • marok 12.11.2018
    Taki fajny zabieg. Spierdzielić początek żeby potem zaskoczyć czytelnika. Jakoś tak samo mi to wyszło :)
    No spoko, jak się spodobało to dzięki
  • Canulas 12.11.2018
    marok, czasem cierpisz na to, co i ja. Na nadmierne skondensowanie. Super zapis musi oddychać. A najlepiej mu się oddycha w otoczeniu prostszych zdań. Inaczej tonie sam w sobie.
  • marok 12.11.2018
    Can, kurde bo to tak jakoś samo idzie. Nie wysilam się i te zdania tak suną i suną, a potem się robi taki budyń.
  • Canulas 12.11.2018
    marok, ja wiem, ale czasem je musisz odbudować. Dać im przestrzeń.
  • marok 12.11.2018
    Musze mieć ten mały hamulec żeby nie dać się ponieść. A ostatnio to mnie cusik nosi :)
  • Canulas 12.11.2018
    marok, może po prostu rób swoje.
  • marok 12.11.2018
    Can, może po prostu tak zrobię. Chyba najlepsze wyjście

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania