Zapomnienie
Szum.
Ciągły szum nieprzejednanej zieleni drzew. Nieskończona liczba naturalna, tylko pomyleniec mógłby próbować zliczyć je wszystkie.
Dla podróżników były zaledwie tłem, cieniem, plamą widzianą przez okno mknącego po szynach, pociągu.
To był piękny dzień, bezchmurne niebo nagrzewało gęstwinę puszczy rozpościerającej się poza widoczny horyzont.
Tylko linia torów przecinała zwartą leśną masę.
Rdzawy, wysłużony szlak szyn wydawał się niemalże wrośnięty w ziemię, będąc jedynym połączeniem z odległą, pozostawioną w tyle cywilizacją.
Siedzący w przedziale mężczyzna, walczył z sennością spowodowaną miarowym stukotem pociągu. Czuł przyjemne ciepło na włosach, oparty głową o szybę, obserwując niezmiennie monotonny krajobraz.
Morfeusz zachęcał by wpaść w jego objęcia. Wystarczało zaledwie kilka sekund by osunąć się w błogi stan nieważkości, słodkiego zapomnienia, nierozróżnienia pomiędzy rzeczywistościami - a te co rusz zmieniały się jak w kalejdoskopie, przeplatały pomysłami, przenosząc w czasie umysł podróżnika.
Nie miał ochoty dłużej drzemać. Widok drzew nudził go, sprowadzał myśli na te same powtarzalne tory, zlewające z powrotem w mgłę sennych fantazji, braku konkretów, nie-istnienia.
Westchnął, rozprostowując kości.
Podróż dłużyła się a cel nadal pozostawał daleki.
Na myśl o nim poczuł dreszcz. Jak długo już jechał? Ile czasu jeszcze potrwa ta przeciągająca się wyprawa?
Otworzył ciężko chodzące drzwi i wyszedł. Dźwięk stukotu nasilił się niosąc echem po pustym korytarzu.
Rozsunął szybę, momentalnie odczuwając świeży, targający włosy wiatr. Pęd, pośpiech, nieubłagana konsekwencja wprawionej w ruch rozpędzonej maszyny. A w środku w niej, on.
Zapalił papierosa, zaciągając się chciwie, licząc że tytoń go rozbudzi.
Drążył go niepokój, intensywnie przeczesywał myśli, próbując znaleźć jego źródło, zasadę istnienia tej drażniącej, podskórnej emocji.
Zwykle spychał zmartwienia i lęki na dalszy plan, zakopywał gdzieś w ziemi swojego bogatego w wyobraźnię umysłu. Taka już niespokojna natura artysty - przekonywał sam siebie. Plus rodzinna hipochondria odziedziczona po babci histeryczce.
Nie ma się czego bać. Będzie jak zawsze. Po prostu zapomnę i przejdę do codzienności. Normalnie jak zawsze. Dzień po dniu.
Reset wraz ze świtem, kolejna szansa, jutro możliwości, przedłużony czas by zastanowić się i podjąć decyzję.
Wprowadzić coś w życie.
Skończył palić. Mile połechtane receptory wprawiły go w przyjemny stan euforii. Poklepał się po piersi. W kieszeni miał jeszcze niemal całą paczkę. Jednak brakowało mu towarzystwa.
Szedł wolnym krokiem, zaglądając po przedziałach w poszukiwaniu ludzi mogących jakoś urozmaicić mu tą wyraźnie niekończącą się podróż.
Pustki. Dziwiło go to że był sam.
Bardzo chciał usłyszeć jakiś inny głos, opowiadający inną historię.
Może lepszą, może gorszą ale inną. Odrębny punkt widzenia. Różniące się przeżycia, perspektywy mogące wzbogacić jego własną.
Potrzebował ludzi.
Przeszedł dalej.
I dalej.
Aż w końcu zobaczył kobietę i mężczyznę siedzących naprzeciwko siebie, podobnie jak wcześniej on, sennie wypatrujących czegoś przez szybę.
Szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy. Znał ich!
Drzwi ustąpiły równie ciężko jak poprzednio.
Na jego widok, ocknęli się z widocznym zaskoczeniem. Wciąż rozkojarzeni, uścisnęli sobie ręce, cmoknęli w policzek.
- Co tu robicie? Znaczy się... - jaki ten świat mały! Też jedziecie do...?
- No tak, jakże inaczej stary. Mężczyzna podrapał się po włosach a kobieta pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Dobrze cię widzieć - stwierdziła. Ile to już czasu minęło od ostatniego...?
- Nie wiem ale dużo. Strasznie szybko ten czas leci, co nie? Masakra...
Słyszeliście że...
Rozmowa ciągnęła się wraz z podróżą. To przyspieszając, to zwalniając, urywając się i ginąc, po to tylko by znów powrócić do dawnych wątków jak gdyby nigdy nic, kontynuując przerwane opowieści, niedokończone myśli, stare i nowe opinie, zmienione postrzeganie a może też i nie...
Jechali tak razem przez jakiś czas, ciesząc wzajemną obecnością. Pochłonięci opisywaniem swoich własnych wewnętrznych światów.
Widok za szybą przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Na powrót stał się tylko tłem. Niczym ważnym - sceną zaledwie gdzie rozgrywa się akcja przedstawienia w którym grali główne role.
Bawili się sobą, udawali przed sobą, oszukiwali samych siebie aż w końcu zmęczeni, nawet nie wiedząc kiedy dokładnie- zamilkli, powracając do migoczącej, usypiającej zieleni.
Ponownie znudzony, mężczyzna spróbował zainicjować kolejną rozmowę.
- Nie uważacie że ta podróż za długo już trwa? Według mojej rachuby już dawno powinniśmy dotrzeć do celu.
Kobieta potarła oko, przyglądając się mu jakby pytanie, które zadał było co najmniej dziwne, jeśli nie, niestosowne.
- Za długo...? To chyba zależy kiedy wsiadłeś do pociągu? Wcale nie mam wrażenia by trwało to tak długo jak mówisz. My.. - szturchnęła nogą swojego wyraźnie drzemiącego towarzysza - my staramy się niczym nie denerwować, nie przejmować, bo wiesz... - szkoda nerwów.
Pośpiech do niczego nie prowadzi, przyjacielu.
- Jednak, ja chciałbym już dojechać. Nie wiem, wyraźnie czuję że to zbyt długo trwa. Dawno też się nie zatrzymywaliśmy.
- Musiałeś na chwilę zasnąć, bo staliśmy dosłownie przed chwilą.
- I nie obudziłaś mnie? - zapytał podirytowany.
- A skąd miałam wiedzieć że to dla ciebie ważne - obruszyła się - z resztą, jakie to ma znaczenie. I tak wszystko za oknem wygląda tak samo.
Nic się nie zmienia. Już od dawna jest dokładnie tak samo.
- I nie przeszkadza ci ta monotonia?
- Przestałam ją zauważać. Nie zwracam na nią uwagi. Wolę sobie myśleć o czymś innym. To nie ma znaczenia.
- Skoro tak uważasz to nie będę się z tobą kłócił. No nic - pójdę rozprostować nogi. Na razie.
- Cześć.
Westchnął, rozprostowując kości.
Podróż dłużyła się a cel nadal pozostawał daleki.
Na myśl o nim poczuł dreszcz. Jak długo już jechał? Ile czasu jeszcze potrwa ta przeciągająca się wyprawa?
Otworzył ciężko chodzące drzwi i wyszedł. Dźwięk stukotu nasilił się niosąc echem po pustym korytarzu.
Odszedł parę przedziałów dalej i zapalił papierosa.
Zastanawiał się kiedy przestali się wzajemnie rozumieć. Przecież tak niedawno prowadzili ożywioną rozmowę, niemal przekrzykując by wygłosić swoje zdanie. Pragnąc zostać usłyszanym, zauważonym bo to przecież było ważne.
Pamiętał że miało to dla niego znaczenie, tak samo jak ona...
Ona... Czyli kto dokładnie? Zasępił się, próbując przypomnieć sobie jej imię. Również jej twarz zaczęła umykać jego pamięci, rozmazując się, tracąc ostrość i ginąc wśród innych...
O czym właściwie ze sobą rozmawiali? Może powinienem tam wrócić i zapytać? Jednak trochę głupio mu było. Jeszcze wyszedłby przed nią na dziwaka.
Miał już serdecznie dosyć tej podróży. Postanowił udać się na sam początek, spytać samego konduktora o ile to możliwe - ile jeszcze trwać będzie ta przeklęta jazda. Chciał wysiąść, wyjść, dotknąć trawy i poczuć pod swoimi nogami stabilną ziemię.
Zaczął biec ku początku. Mijał różne przedziały, czasami puste, czasami zapełnione po brzegi ludźmi z podobnymi niewidzącymi oczyma i zobojętniałym na wszystko wyrazem twarzy.
Wagon po wagonie, przeciskał się wytrwale przez kolejne człony tego pociągu dżdżownicy, wyraźnie skazanej na to by nigdy nie zaznać pespektywy motyla.
Zatrzymał się, zaczerpując tchu. To było bez sensu. Nie ważne przez ile wagonów przebiegł, wcale nie zbliżał się do początku.
Otworzył okno i spoliczkowany przez wiatr wysunął głowę starając wyjrzeć jak najdalej, jednak brak zakrętów oraz nieprzerwana linia lasu nie pozwalały mu nic zobaczyć. Niebo nadal było bezchmurne. Dzień był słoneczny i piękny.
Idealny na drzemkę. Na kojący sen, mający przyspieszyć dłużącą się podróż.
Poczuł pot spływający po karku.
Komentarze (7)
Nadal lubię to ,,Zapomnienie" 😉
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania