Zapowietrz.
Długo czekałem.
Rzeki, mające źródło w twoich dłoniach,
zdążyły spotkać ocean i zawrócić,
zmienić krwiobieg we wrzątek.
Są gotowe.
Niebo przechyliło się o czterdzieści pięć stopni,
czterdziesci pięć razy zdążyło zmienić barwę,
z wczesnojesiennej na wpierwwiosnę,
a ja nadal tu jestem i moknę.
Jak posąg, choć może bardziej sypki,
kruszę ci się w ustach i staję fundamentem,
dla wszystkiego co twoje.
Długo czekałem.
Ściany zdążyły wylinieć i zrzucić farbę,
odejść od siebie na odległość wyciągniętych ramion,
więc podpieram je, kurcząc się jak wtedy,
kiedy nikt mnie nie spotkał, dopóki nie ty.
Dopóki nie łódź, a w środku dwa wiosła
i miejsce przy oknie.
.
.
.
Z cyklu: Detoks.
Październik, nowego roku pańskiego.
Marcin Lenartowicz
Komentarze (4)
Niemniej, pięknie dziękuję. Staram się :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania