Zapowietrz.

Długo czekałem.

Rzeki, mające źródło w twoich dłoniach,

zdążyły spotkać ocean i zawrócić,

zmienić krwiobieg we wrzątek.

Są gotowe.

Niebo przechyliło się o czterdzieści pięć stopni,

czterdziesci pięć razy zdążyło zmienić barwę,

z wczesnojesiennej na wpierwwiosnę,

a ja nadal tu jestem i moknę.

Jak posąg, choć może bardziej sypki,

kruszę ci się w ustach i staję fundamentem,

dla wszystkiego co twoje.

 

Długo czekałem.

Ściany zdążyły wylinieć i zrzucić farbę,

odejść od siebie na odległość wyciągniętych ramion,

więc podpieram je, kurcząc się jak wtedy,

kiedy nikt mnie nie spotkał, dopóki nie ty.

Dopóki nie łódź, a w środku dwa wiosła

i miejsce przy oknie.

 

.

 

.

 

.

 

Z cyklu: Detoks.

Październik, nowego roku pańskiego.

Marcin Lenartowicz

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Zenza 7 miesięcy temu
    To jeden z lepszych wierszy, które tutaj czytałem. Jak widać poezja miłosna nie musi używać zużytych rekwizytów. Miłość w poezji jest zazwyczaj zapisem opętania, emocjonalnej sraczki. W tym wierszu dostrzegam nie tylko świeżość spojrzenia, ale też głębie uczuć. Bardzo podoba mi się język, którym opowiadasz o sobie, o swojej miłości.
  • Szalej. 7 miesięcy temu
    To wbrew pozorom, wcale nie prawda. Wszystkie niemal wiersze są w jakimś stopniu o miłości, a jest sporo dobrych tekstów.
    Niemniej, pięknie dziękuję. Staram się :)
  • Margerita 7 miesięcy temu
    Mam pytanie czy to jest proza czy wiersz?
  • Szalej. 7 miesięcy temu
    To nieistotne, Marg. Liczą się emocje :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania