Zapraszam do przyjaźni! - cz.I

Na każdym miejscu i o każdej dobie,

gdziem z tobą płakał, gdziem się z tobą bawił,

wszędzie i zawsze będę ja przy tobie,

bom wszędzie cząstkę mej duszy zostawił...

Adam Mickiewicz – Do M…

 

Pamiętam dokładnie te dni jesienne, kiedy wszystko było szare, jedynie me myśli… jakieś takie inne. Ubiegłego roku pogoda nie była dla nas łaskawa. Co dzień ponuro, zimno i szaro. Dni jakoś leciały, a ja sama stałam i spoglądałam co wieczór przez okno. Lubiłam te późne godziny, kiedy za szybą nie było nikogo. Tylko parę latarń świeciło, a jedna nawet migała, bo z wolna umierała. Więc stałam co noc w tym oknie i wyglądałam mego ukochanego, który tak naprawdę nigdy nie nadszedł. I wiedziałam dobrze o tym, ale i tak czekałam.

Pewnego dnia ujrzałam małego, biednego pieska, który plątał się podczas ulewy. Miał na szyi czerwoną obrożę, a w oczach… sama nie wiem. Może to był strach przed ciemnością, a może po prostu podniecenie wolnością – głupota. Przebiegł niezgrabnie przed oknem i czmychnął gdzieś w krzaki. Może szukał drogi do domu? A może usłyszał miauczącego kota? Nie zainteresowało mnie to tak bardzo, jak powinno. Mnie – jako kobietę. Osobę bardzo czułą i delikatną. Nieco subtelną… Jak Anioł? Taka nawet i byłam, dopóki nie odszedłeś. A może taka się dopiero stałam?

Lubiłam pisać wiersze i tworzyć historie, które nigdy się nie zdarzą. Tak właśnie spełniałam swoje marzenia. Na zwykłej, białej kartce. Czas mijał szybko, dzień zmieniał się w noc, a noc w dzień. Tak życie spokojnie sobie płynęło, a ja co dnia robiłam dokładnie to samo… Czasami mi to przeszkadzało, lecz cóż mogłam zrobić? Czekałam wpatrzona w okno, co dzień ten sam krajobraz. Ta sama pustka i ta droga, na której on się nie pojawiał. Na początku moje serce rozrywało się, kiedy musiałam położyć się spać, ale z czasem była to rutyna i wstając rano z łóżka, wiedziałam, że położę się tak samo samotna, co dnia poprzedniego.

Często siedziałam w domu, ale ostatnio polubiłam spacery. Odwiedzałam codziennie tę samą ławkę, w tej samej dolinie, w tym samym parku. Siedziałam tam parę godzin słuchając śpiewów ptaków, a kiedy padało to słuchałam dźwięku opadających kropel na mój parasol. Rzadko rozmyślałam, po prostu siedziałam i spoglądałam przed siebie. Całkowita pustka rysowała się w moich oczach, których nikt nigdy nie pokochał. Kiedyś dostałam od niego książkę, którą sam napisał. Własnoręcznie, przez własną duszę i serce. Czytałam ją namiętnie nie zważając na ludzi. Zdążyłam tylko zobaczyć grupkę dzieci – sądzę, że byli dumnymi przedstawicielami tych najmłodszych obywateli. Tych, co ledwo stanęli na nogach, lecz mają jeszcze problemy, by wyrażać swoje emocje. Zupełnie jak ja! Pomyślałam. Był tam jeden chłopiec, taki całkiem zaradny. Nic mnie w nim nie zauroczyło. Ani jego dziecinna twarzyczka, malutkie rączki, czy ta najczystsza niewinność. Jedyną rzeczą, która w tym momencie mnie powaliła, były jego oczy. Miałam wrażenie, że wpatruję się w mojego Anioła Stróża. Napawałam się jego spojrzeniem, kiedy spoglądał na mnie. Tyle chciałam mu wtenczas powiedzieć i tyle wyznać, lecz wiedziałam, że on i tak nie zrozumie, bo nigdy nie będzie moim Aniołem. Nie moim, lecz kogoś innego. I ktoś inny będzie spoglądał w te jego piękne oczy i będzie wiedział, że to właśnie ta ostoja bezpieczeństwa. Schroni się w jego ramionach i zapomni o całym świecie… Bo tylko właśnie tam, w tych ramionach będzie mógł być sobą na wieki. Musiałam wrócić do lektury, kiedy zostałam całkiem sama, a grupka małych stworzonek z tym małym Aniołkiem na czele ruszyła walczyć o kolejne kroki i doświadczenia.

Powieść była długa, lecz ja ją skończyłam jeszcze przed zachodem. Miałam ochotę zacząć od nowa, ponieważ zżyłam się z jej bohaterami, ale musiałam wracać przecież do swojego okienka…

Rodzice moi nigdy nie umarli. Pewnie dalej gdzieś sobie żyją spokojnie i starzeją się obok siebie. Kiedy tylko zdecydowałam się co chcę robić w życiu - od razu wyjechałam. Nie mam z nimi żadnego kontaktu, tylko parę listów i kartki na święta. Czego im życzę? Zawsze tego samo: spokojnej starości, dużo zdrowia i jeszcze więcej uśmiechu. Paradoksalnie wiem, że najwięcej uśmiechu jestem w stanie dać im tylko ja. Jestem ich jedyną córką, a tak szybko wyjechałam. Nawet nie wiem czy pamiętam jak wyglądają. Dlaczego wyjechałam? Potrzebowałam zacząć całe swoje życie od nowa. Wyjechałam sama, a on dołączył do mnie i mieszkał przez parę dni. W końcu on odszedł, a ja zostałam sama. I od tamtej pory nie mam nikogo, tylko wspomnienia. Do rodziny nie chce wracać, ponieważ nie chcę rozdrapywać starych ran, po co mi to? Nie chcę znów cierpieć przez przeszłość. Dobrze mi było w jego ramionach, które… w sumie nigdy nie były moje i nigdy w nich nie byłam. Lecz ja wiem, że jeżeli kiedykolwiek mogłabym w nich stanąć i wtulić się w jego ciało… to właśnie tam byłoby moje miejsce śmierci.

Jestem zielarką. Taką spokojną, miłą i życzliwą. Ludzie przychodzą do mnie, a ja słucham ich problemów. Co to ich boli, co ich nęka. Przepisuję ciągle tę samą maść i tę samą herbatkę i życzę szybkiego powrotu do zdrowia. A z resztą, przecież te moje medykamenty nie działają prawie w ogóle, ale ludzie w to wierzą. Zawsze mnie to bawiło. I nawet przychodzili parę dni później dziękując i wychwalając mnie prawie, że pod niebiosa. Jaka to ja jestem wspaniała i najlepsza na świecie. Przecież to ja ich wyleczyłam! Nikt inny, tylko ja!

Nie mam żadnych zainteresowań. Siedzę w domu, nic nie robię i rozmyślam nad sensem własnego - marnego życia. To tak cholernie żałosne, ale cóż mogę, skoro sama jestem żałosna? Tyle bym chciała zmienić, tyle wyrzucić ze swojego życia, ale nie mogę. Nie umiem pozbierać się i iść do przodu. Cały czas zatrzymuje mnie przeszłość. Ohh gdybym tylko wiedziała ile to wszystko będzie mnie kosztować…

Chodziłam czasami do gospody. Nierzadko upijałam się do nieprzytomności, a nad ranem budziłam się z obcym facetem w łóżku, lub sama. Z paroma miedziakami włożonymi pod poduszkę. Taka niby dobra wróżka, co? Tak właśnie zarabiałam na życie. Oczywiście oprócz tego wspaniałego fachu, jakim jest zbieranie roślin i liści. Szukałam pocieszenia w ramionach innych? Być może. Sama nie wiem. Może to była jakaś forma pocieszenia mnie? Może ja potrzebowałam pieprzyć się z innymi. Może nawet mogłabym stwierdzić, że podobało mi się to. Nigdy nie budziłam się z jakimś poczuciem winy, czy jak to nazywają inne dziwki, które oczywiście wypierają się wszystkiego i gdy tylko o tym mowa spuszczają głowę. Nigdy się tego nie wstydziłam. Jedni sprzedają narkotyki, inni handlują ludźmi, a ja…? A ja tylko sprzedaję swoje ciało. A co mi po ciele? Skoro duszy jeszcze nie sprzedałam, to nie mam się czego wstydzić. Niektórzy faceci byli dosyć obleśni. Pamiętam nawet jednego Rosjanina. Taki koło pięćdziesiątki, obrzydliwie bogaty i obrzydliwie… obrzydliwy. Gdybym miała chociaż resztki honoru to wyprosiłabym go za drzwi, ale cóż… Byłam zbyt pijana i napalona by czegokolwiek mu odmówić. Honor już dawno utraciłam. Byłam zwykłą karczmarną kurwą.

Nigdy nie zapomnę też tego cholernego Niemca. Achh co to był za człowiek. Wysoki, niesamowicie przystojny, dobrze zbudowany. Dżentelmen jakich mało. Nawet kiedy na powitanie całował moją dłoń, tak pod koniec naszego miłosnego aktu miał identycznie rozczochrane włosy. Żaden pseudo-romantyk nie miał tyle wdzięku co on. Nikt nie darzył mnie taką ilością szacunku i ciepła. Może w jego objęciach czułam choć odrobinę tego mojego Anioła? Z tego co udało mi się zapamiętać, to przez cały czas wypowiadałam jego imię, a nie tego Niemca, z resztą i tak nie wiedziałam jak brzmiało. I nawet nie miał mi tego za złe. Przeprosiłam go na sam koniec, a on tylko odrzekł „Daj spokój, moja Pani. Każdy przecież ma prawo do Kochania, a serca, ma Pani… nie da się oszukać tak łatwo. Nawet w ramionach innego krzyczy imię tego, co samo wybrało”. Uśmiechnął się niesamowicie pociągająco, że miałam ochotę znów rzucić go na łóżko, bądź pchnąć o ścianę, ale… zniknął. Długo nie mogłam się pozbierać po spotkaniu z nim i szukałam jakiś informacji. Zdążyłam się dowiedzieć, że mówią na niego Matt.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania