Żart życia
Wracając ze szkoły gdzie zaliczałem ostatni rok nauki, nawet nie przypuszczałem jak będzie wyglądać w przyszłości moje życie. Wtedy w klasie maturalnej byłem pewny, że zrealizuję plany, osiągnę życiowy sukces i czeka mnie z pewnością wspaniała kariera. Jednego nie wziąłem pod uwagę mojej słabości do alkoholu. Jedni faszerowali się narkotykami i dopalaczami, ja byłem odporny na te używki, jednak coraz bardziej nie zdając sobie z tego sprawy stawałem się alkoholikiem. Największym wyzwaniem dla mnie każdego nowego dnia było zlikwidowanie kaca i wypicie dla przyjemności. Początkowo byłem bardziej wybredny w wyborze czegoś do picia, wcześniej był to najlepszy alkohol wyciągany z barku ojca. Jednak zauważył on, że pod pijam i od tego dnia nie było już żadnej butelki w domu. Z czasem spożywany alkohol był coraz podlejszy, w miarę jak już nie byłem stanie sprzedać wyposażenia domu.
Rodzice pozakładali zamki w swoich pokojach, a kiedy i one nie stanowiły dla mnie żadnej przeszkody w drodze do celu, usunęli z domu, co wartościowsze rzeczy. Mieszkanie zostało ogołocenie ze wszystkiego, a największy wkład w to ja wniosłem. Taki byłem zdesperowany w zdobyciu kolejnych flaszek, że musieli wyprowadzić się i pozostawili mnie samego. Kompletnie zdewastowałem nawet i pusty dom, sprzedałem na złom wszytki metal. Zostały gołe ściany, a i te chciałem spieniężyć, tylko właścicielami lokalu byli rodzice, a oni unikali mnie jak tylko mogli. Nawet wyprowadzili się z naszego miasta, żeby tylko uciec od pijaka i dręczyciela.
Gdy byłem w miarę trzeźwy spałem w noclegowni, a jak zdobyłem jakiś grosz i się uchlałem, nocowałem przeważnie w altankach. Działkowicze już dawno przestali zamykać te swoje małe domki, ponieważ nawet kłódki zrywane w hurtowych ilościach, jak najszybciej zostały sprzedawane na złom, a pieniądze za nie były przeznaczane na alkohol.
Stałem się wrakiem człowieka, pozbawionym ambicji i godności. Najważniejszym celem każdego dnia było zaspokojenie pragnienia. Przypadkiem snując się za jakąś butelczyną, natknąłem się na ognisko. Przy nim siedziało, jak się okazało trzech licealistów, pili tanie wina. Im były one niepotrzebne, a dla mnie były na wagę złota. Mogli mnie tylko przegonić, pod wpływem promili i dopalaczy jednak postąpili inaczej. Chcieli pozbyć się śmiecia, czyli mnie. Najpierw skopali okrutnie, a później postanowili spalić. Miałem szczęście, młodzież została spłoszona przez parę, szukającą dla siebie ustronnego miejsca. Widząc kłębek tlących się szmat wezwali pogotowie. Lekarz, który pochylił się nade mną mało nie zemdlał. Przyczyną jego samopoczucia nie był zapach spalenizny, tylko mojego ciała, które od kilku lat nie doświadczyło mydła i wody. W szpitalu zmuszono panie salowe by mnie doszorowały, co zrobiły to pomimo odruchów wymiotnych.
Rankiem drugiego dnia oprzytomniałem, leżałem w czystej pościeli, uczucia tego nie doświadczyłem od lat. Teraz miałem wybór, mogłem zmienić swoje życie, lub pozostać taki, jaki byłem.
Nikt nie jest w stanie wyjaśnić, co kieruje nami przy podejmowaniu decyzji, te łatwiejsze są przeważnie dla nas gorsze w skutkach. Najtrudniej przychodzą te wymagające stanowczości i wyrzeczeń. Musiałem tego dnia być pod wpływem jakiś lekarstw, ponieważ zdecydowałem się na walkę z góry przegraną.
Mogłem tylko jednorazowo dostać, pomoc fachowca od uzależnień i właśnie taki przyjął mnie w swoim gabinecie. Musiałem opowiedzieć całe swoje życie i pewny byłem, że moje uzależnienie jest najgorsze. Specjalista spokojnie wysłuchał i powiedział.
- Taki problem, jaki masz to nic wielkiego. Inni to dopiero mają przechlapane z tymi swoimi uzależnieniami, aż włos jeży się na głowie jak się tego słucha.
- Co może być gorszego od alkoholizmu – odpowiedziałem oburzony bagatelizowaniem mojej przypadłości.
- Proszę bardzo zaczynam, uzależnienie od hazardu, komputera, seksu, kleptomania, silna potrzeba bezinteresownego pomagania innym, bezpłatna służba publiczna, nagminne oglądanie telewizji, papierosy i cały szereg innych rzeczy czy czynności, co, do których nie możemy być obojętni – dodał tak jakoś dziwnie moim zdaniem nie profesjonalnie.
- Coś panu powiem czegoś takiego nie ma jak to całe pomaganie i ta służba to wbrew naturze człowieka o czymś takim nie słyszałem – byłem pewny tego, co mówię.
- Ma pan dużo racji w tym swoim rozumowaniu, następnie pochylił się na de mną i cicho konspiracyjnie powiedział, nie słyszał pan o Świętym Graalu Polski.
- Nigdy o czymś takim nie słyszałem – odpowiedziałem.
- To jest prawdopodobnie szkatułka zawierająca najwyższe wartości, pomagania bezinteresownie innym, służba publiczna dla dobra społeczeństwa, szlachetność, dobro narodu i ojczyzny, prawdomówność, poświęcenie dla innych, rycerskość, wspaniałomyślność – mówił tak cicho, że ledwo słyszałem.
Sprzeczaliśmy się po tych jego słowach dość długo, ja mówiłem, że żadnego Świętego Graala Polski nie ma i nigdy nie było, on na to odpowiedział mi.
- Widać nie znasz historii, to ci w tajemnicy powiem, została odnaleziona po przewrocie majowym, po dwustu latach od jej zaginięcia. Jak wybuchła druga wojna światowa, to grupa patriotów ją ukryła, żeby nie wpadła w ręce wroga i od tamtego czasu nikt o niej nie słyszał.
Całkiem jeszcze nie wytrzeźwiałem, lecz nawet zamroczony wiedziałem, że takiego Świętego Graala Polski fajnie byłoby odnaleźć. Znalazca na pewno dostałby spore znaleźne od wdzięcznego narodu i do końca życia nie musiałby nic robić. Założyliśmy się jak to Polak z Polakiem o flachę, ja tego Graala odszukam, lub udowodnię, że go nie ma i nigdy nie było, a była świetność Polski to czysty przypadek. Jak stałem, tak poszedłem. Obszedłem cały kraj, oczywiście trzeźwy żeby nic nie przeoczyć. Wędrowałem z północy na południe, ze wschodu na zachód, nawet nie zapomniałem o północnym wschodzie i zachodzie, podobnie spenetrowałem południowy zachód i wschód. Wędruję tak ponad ćwierć wieku i pytam, lecz nikt w całej Polsce nie słyszał o takich wartościach, jakie ukryte są w szkatule. Kilka razy coś słyszałem, wtedy pędziłem, co sił na złamanie karku i zawsze się okazywało się, że to slogany wyborcze. Widocznie Święty Graal Polski został schowany w trzydziestym dziewiątym na kresach, wobec tego wątpię czy kiedykolwiek zostanie odnaleziony. Najgorsze w tym jest to, że przy podejmowaniu zadania myślałem jak łatwo i szybko odnajdę szkatułę. Powinienem dawno się poddać, lecz honor mi na to nie pozwala.

Komentarze (4)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania