Zawsze razem
Był ciepły majowy wieczór , jak zawsze w piątki miałam spotkać się z chłopakiem. Była dopiero 19:00 , więc miałam jeszcze czas. Na miejscu byłam punktualnie , ale Mariusza tam nie było , to było dziwne bo zwykle to ja się spóźniałam, poczekałam pół godziny i poszłam do domu. Około godziny 22:00 Mariusz do mnie zadzwonił:
- W końcu zadzwoniłeś?- rzuciłam.
-Eliza muszę ci coś powiedieć - odpowiedział.
- Co się stało ? - zapytałam.
- Nie możemy się dłużej spotykać. -powiedział i się rozłaczył.
Podejrzewałam , że spotyka się z kim innym , ale nikt o tym nie wiedział.
W szkole mnie unikał .W końcu pod koniec maja nie pojawił się w szkole.
Jego koledzy powiedzieli ,że jest w szpitalu.Zadzwoniłam do jego mamy.
Powiedziała mi,że ma raka i lada chwila może umrzeć. Bez chwili zwątpienia pojechałam do szpitala w którym był. Niestety ptzyjechałam za późno.Mariusz nie żył. Poszłam więc zobaczyć go ostatni raz.
Dwudziestego kwietnia miał być jego pogrzeb.Poszłam , więc na jego pogrzeb po wszystkim gdy nikogo nie było koło jego grobu wyciągnęłam źyletkę i powiedziałam:
- Mieliśmy być zawsze razem!
Zrobiłam kilka ruchów ręka i się wykrwawiłam na śmierć.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania