Zbyt zepsuty dla ciebie
Stacjonująca dotychczas w sąsiednim pokoju Joanna dołączyła do Antka i Mateusza w dziecięcej sypialni, trzymając w dłoni wzorzyste śpioszki.
- Widzicie to? - Uniosła niemowlęce ubranko, zwracając tym samym uwagę reszty. Jej nieodgadniony wzrok przyciągnął nawet spojrzenie zaabsorbowanej dotąd zabawą Oliwii.
Narzeczony zmierzył wybrankę wzrokiem, na dłuższą chwilę zatrzymując go na rzeczonych śpioszkach.
- Nie - odparł po chwili, jak gdyby nigdy nic wracając do sortowania zabawek.
- No i bardzo dobrze - obruszyła się Aśka. - W takim razie zrywam zaręczyny.
- Nie możesz tego zrobić, bo aktualnie nie jesteśmy zaręczeni. - Mateusz załamał ręce. - Zerwałaś ze mną pięć minut temu.
- Oh. - Zmarszczyła brwi, wertując pamięć w poszukiwaniu odpowiedniego wspomnienia. - Faktycznie.
Nawiązawszy kontakt wzrokowy z Oliwią, Antek przewrócił oczami, delikatnie pukając się w czoło. Dziewczynka zaśmiała się głośno, czym zwróciła na siebie uwagę rodziców, którzy natychmiast zmrozili przyjaciela spojrzeniami.
- Na własnej piersi człowiek żmiję wychował - rzucił z niedowierzaniem Jankowski. - Trzeba będzie nauczyć cię dyskrecji.
Mała nieszczególnie przejęła się jego słowami, jak gdyby nigdy nic wracając do zabawy pluszowym motylkiem.
- Dobra, słuchajcie mnie - zażądała Woźniak. - Znalazłam pierwsze śpioszki Bartka i zastanawiam się... - Stanęła w rozkroku, ułożywszy ubranko na wysokości brzucha, po czym kilkukrotnie wykonała ruch w górę i w dół. - Jak to ze mnie wyszło? - Spojrzała na nich spod długich rzęs.
- Jako świadek naoczny, mogę z ręką na sercu powiedzieć ci, że właśnie tak - odparł narzeczony.
Para postanowiła tego dnia zebrać ubrania i zabawki, z których Oliwia i Bartek zdążyli już wyrosnąć, a które pozostawały w dobrym stanie, by oddać je potrzebującym. Pomysłem podzielili się z Antkiem, przy okazji zupełnie niezwiązanej z tematem rozmowy. Chłopak zaoferował pomoc, wobec czego cała piątka spędzała ten poranek pośród różnokolorowych maskotek i śpioszków okraszonych podobiznami tańczących kóz.
- Idę wstawić kolejne pranie - zakomunikowała Joanna. - Nie pozabijajcie się tutaj.
Zniknęła za zakrętem, pozostawiając dzieci pod opieką ich taty i wujka.
- Tak poważnie, ja też nie mam pojęcia, jak wypchnęła z siebie aż dwa istnienia - przyznał Mateusz. - Jestem z niej cholernie dumny.
- Ja też. - Jankowski wyciągnął z kołyski Oliwkę, która była bliska wyrwania drewnianych szczebli.
- Okej, szybka zmiana tematu. - Ruszył w przeciwny kąt pomieszczenia, by chwycić kolejny worek pluszaków. - O co chodziło z tym twoim zniknięciem kilka dni temu?
- Nie wiem, o czym mówisz. - Antek wbił wzrok w morskie fale, które rozbijały się o brzeg niedalekiej plaży, co wyraźnie widoczne było przez otwarte okno.
- Nie gadaj głupot. - Najwyraźniej spodziewał się, że przyjaciel będzie rżnął głupa. - Tłumacz się.
Jankowski odchrząknął, zacisnąwszy powieki. Otaczająca go rzeczywistość niespodziewanie zadrżała.
- Poważnie, stary - kontynuował tamten, grzebiąc w foliowej torbie. - Gosia opowiedziała nam, jaki teatrzyk żeś odstawił.
Antek jęknął cicho, starając się utrzymać równowagę.
- Nastraszyłeś nas nie na żarty...
- Mateusz - zaczął chłopak.
Dźwięki powoli zlewały się w jego uszach w jedność. Nie mógł skupić się na poszczególnych bodźcach. Śmiech trzymanej na biodrze chrześnicy przebijał się przez poczucie otępienia.
- Mateusz - ponowił słabo. - Dziecko...
- Wystarczyło powiedzieć nam coś więcej.
- Mateusz - rzucił głośniej, krzywiąc się na sam ból, jaki zadały mu decybele.
- Cokolwiek, naprawdę. Nie możesz tak po prostu znikać, zostawiając nas z tajemniczym czymś do załatwienia.
- Zabierz... - wydukał. - Zabierz ode mnie dziecko...
- Jeszcze raz odwalisz taką akcję, a przysięgam...
- Mateusz! - Dopiero wrzask sprawił, że chłopak zwrócił na niego uwagę. Oliwka natychmiast rozpłakała się, przestraszona nagłym wybuchem wujka. - Zabierz ode mnie dziecko, już!
Zdezorientowany Woźniak natychmiast znalazł się przy nim. Ledwie przejął córeczkę, Antek zatoczył się, upadając na ziemię. Mateusz kołysał niespokojną dziewczynkę w ramionach, nie odrywając spojrzenia od przyjaciela, którym przez dłuższy czas wstrząsały bolesne torsje. Bartek również szybko rozpłakał się pod wpływem wyczuwalnego w pokoju napięcia.
Jankowski opadł plecami na najbliższą ścianę, dysząc ciężko.
- Cholera - szepnął, rozchyliwszy powieki. Wymiociny pokryły sporą część niemowlęcego dywanika. - Kupię wam nowy.
- O czym ty do mnie mówisz? - wściekł się Mateusz. - O co chodzi, Antek?
- Uspokój się. - Delikatnie pokręcił głową. - Wszystko okej.
- Skończ - urwał. - Nie rób ze mnie idioty. - Zawodzenie Oliwki i Bartka powoli przeradzało się w pojedynczy szloch. - Przecież od dłuższego czasu widzę, że coś się dzieje.
Antek uniósł na niego zamglone spojrzenie.
- Jeśli ci powiem - zaczął niepewnie. - Nie mógłbyś powiedzieć nikomu, Mati. Naprawdę nikomu. - Zacisnął powieki. - Nie mogę obarczyć cię taką odpowiedzialnością.
- Do jasnej cholery stary, mów. - Frustrację w jego oczach zastąpił strach. - Zaczynasz mnie przerażać.
Westchnąwszy cicho, Jankowski wwiercił w niego poważne spojrzenie.
Otworzył usta.
I nic nie miało być już takie samo.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania