Zdrowa konkurencja w wydaniu polskim
Proszę wstać Sąd idzie, usłyszano głośny okrzyk w Sali sądowej Sadu Rejonowego. Wszyscy obecni wstali. Sąd zajął miejsce i rozpoczęła się rozprawa karna. Oskarżoną była kobieta, która dwa lata temu usiłowała otruć męża. Zamiar ten się nie udał, teściowa dzięki swojej intuicji w porę uniemożliwiła zabójstwo.
Oskarżoną przyprowadzono z aresztu, gdzie spędzała czas od czasu popełnienia przestępstwa. Potocznie się mówi „sprawiedliwość nie rychliwa, lecz sprawiedliwa”, w obecnych czasach pozostało z tego tylko „sprawiedliwość nie rychliwa”. Reszta uległa całkowitej przemianie.
Rozprawa toczyła się swoim ustalonym biegiem, wyrok dawno zapadł na łamach prasy i w wydaniach wiadomości telewizyjnych. Został do zrealizowania tylko jeden punkt rozprawy, przesłuchanie świadka obrony. Poproszono go o zajęcie miejsca, mężczyzna wstał z ławki i podszedł do wskazanego miejsca, stanął.
- Co świadek ma do powiedzenia w tej sprawie – powiedział Sąd.
- Mam od lat dużo wolnego czasu i brakuje mi możliwości rozmowy z innymi ludźmi, dlatego zgodziłem się zeznawać – powiedział na wstępie.
Chrząknął, wyciągnął brudna chusteczkę, wydmuchał głośno nos. Przewrócił oczami i zaczął mówić.
- Miasto Świdnica pod koniec 2012 roku doprowadziło do likwidacji kuchni i stołówek w podległych szkołach. Realizacja tego była prowadzona w sposób iście szatański, ponieważ wcześniej wszystkie te garkuchnie oddano w formie ajencji pracownikom oświaty. Oni od kilku lat opłacali czynsz, prąd, gaz, wywóz śmieci oraz wykonywali bieżące naprawy i remonty w wynajmowanych pomieszczeniach. Szkoły miały z tego tytułu dodatkowe dochody, uczniowie i okoliczni mieszkańcy świeże i smaczne obiady. Czas mijał i z każdym rokiem jak społeczeństwo dzięki doskonałej i rozwojowej polityki kolejnych Rządów polskich ubożało, przybywało konsumentów sponsorowanych przez Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej. Doprowadzono do tego, że głównym inwestorem obiadków był MOPS i on organizował, każdego roku przetarg na posiłki. Szefowie istniejących kuchni wysłali swoje oferty i czekali na ogłoszenie zwycięzców, niestety przegrali o jeden grosz. Jedzonko miało być teraz dostarczane przez firmę cateringową z Wałbrzycha, do tej pory specjalizującej się budownictwie. Szkoły takim to sposobem pozbyły się kuchni i wpływów z tego tytułu. Nowy wydawca posiłków rozgościł się na dobre i serwował jedzonko z termosów, na brak zysków nie narzekał, nie ponosił przecież żadnych kosztów, wynajmu, remontów, energii i wody. Dyrektorzy szkół wspaniałomyślnie „ zgrzytając zębami” płacili za wszystko, bo tak nakazały władze miasta. Nikt z jedzących, a korzystających z sponsoringu MOPS-u, głośno nie narzekał, tylko bardzo się cieszył jak wypadały dni wolne i święta. Wtedy dostawał żywność fabrycznie zapakowaną, był to prawdziwy rarytas. MOPS nie przejmował się, że odnotował spadek wzrostu chętnych na ciepłe obiadki. Przybyło natomiast chętnych, do otrzymywania gotowych produktów i tym samym do żywienia się we własnym zakresie. Byłem, więc wyjątkiem zakonserwowanym tanimi winami. Jako jeden z nielicznych konsumowałem takie posiłki, właśnie jak wracałem po takim obiadku. Spotkałem koleżankę Małgosię, z którą pracowałem w zlikwidowanym dawno temu Rafio w Świebodzicach. Zatrzymała mnie na ulicy i zaczęła opowiadać o swoim dorosłym synu, który związał się z nieodpowiednią dziewczyną. Usłyszałem, jaki to z niej leń, nie dba o Wojtusia, gotować nie gotuje tylko pizza do jedzenia, zmarnuje się chłopak w tym związku. Zdenerwowany bolącym brzuchem odpowiedziałem.
- Powinnaś chwalić partnerkę syna i kupić w szkole obiad, jak ona pójdzie do pracy. Synowi powiedzieć, jak bardzo Patrycja się starała i ugotowała mu obiadek. Teraz on czeka w lodówce na podgrzanie w mikrofali.
Minęły dwa miesiące była to niedziela i zadowolony po zjedzonym smacznym obiadku z puszki, idę do kumpli na jednego. Wędrując deptakiem, spotykam Ankę szwagierkę Małgosi i pytam.
- Co słychać u Małgosi, dawno jej nie widziałem. Ostatnio jak z nią się spotkałem, to rozmawialiśmy o jej synu.
Anka rozpłakała się i mówi.
- Zrobiła tak jak jej radziłeś, syn jak zjadł dwa zakupione posiłki w tej firmie, co jej poleciłeś. Wygonił tą swoją ukochaną do rodziców i już więcej się z nią nie spotkał. Była głupia i chciała pokazać mężowi jak pozbyła się Patrycji. Kupiła w szkole obiadek, postawiła go na stole i poszła na zakupy. Kiedy jej nie było to teściowa przyszła i spróbowała to jedzenie. Narobiła takiego rabanu, że chce otruć męża, powiadomiła Policję i Prokuratora. Żarcie zabrano do ekspertyzy, która wykazała „ po spożyciu może nastąpić zatrucie a nawet zgon”, nikt jej nie uwierzył w alibi. Tłumaczyła, że zakupiła to jedzenie na stołówce w szkole.
- Teraz już wiem, dlaczego jestem świadkiem. Mam uratować Małgosię, jej ten obiad naprawdę zaszkodził, ja miałem tylko sensacje żołądkowe – na zakończenie powiedział głośno mężczyzna tak tylko do siebie.
Komentarze (1)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania