Że.
Nauczyłem się ciebie, nie że na pamięć.
Że obudzisz mnie nad ranem,
kiedy nawet wróble jeszcze chrapią,
a ja bezbłędnie podam proporcję i dawkę,
sam stając się ledwie początkiem.
Że za czterdzieści osiem lat – i pół –
nadal będziemy szukać się o dziwnych porach,
uśmiechać oczami,
kiedy tylko to drugie świeci się na zielono.
I wiedzieć, kiedy przestanie.
Kiedy przestać.
Nauczyłem się milczeć przy tobie,
nie na wyrywki, że zawsze.
Tykać tak bardziej, jak zegar na ścianie,
jak piasek przesypujący się między trybami,
a koniecznością.
Wiedzieć kiedy mogę, a kiedy lepiej już nie
i jak rozróżnić każdy twój oddech, pod wodą.
I ty mnie też, trochę.
Na słowo honoru, na taśmę.
Na klej, który przyczepił się do palców,
kiedy spotkały się nasze zwątpienia.
Komentarze (17)
Poważnie mówiąc, bardzo zacne to, Szalej - bardzo Twoje stylowo, a jednocześnie... po prostu pięknie operujesz słowem.
Z jednej strony to jest dość klarowne, co uważam zwykle na plus. No ale to nie jest jagodowa klarowność. Jakbyś dopuścił jakiegoś trzeciego. I są tu momenty, które bardzo mi leżą. Np. te które mówią nauce wyczucia:
"I wiedzieć, kiedy przestanie.
Kiedy przestać."
"Wiedzieć kiedy mogę, a kiedy lepiej już nie".
I końcówka bardzo bardzo.
A jednak jakoś nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jest to słabsze niż (wczoraj/kiedyśtam). Nie potrafię uzasadnić ani udowodnić. Ba, nie jestem nawet pewna tak do końca. Ale takie ulotności odczułam.
Hm... I jest ktoś nowy, jakaś nowa otwartość. Wiesz kto... I to też dlatego trochę, trochę poza mną i Jagoda.
I jego mafia też. Dzięki :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania