Poprzednie częściZĘBY CZASU - Mleczaki - I

ZĘBY CZASU - Mleczaki - II

Dopiero na studiach, przebywając na co dzień z „diabłem”, zdał sobie naprawdę sprawę z jego istnienia. I to tam, gdzie się tego najmniej spodziewał – w przeszłości.

 

Z domu wyniósł stosowne przekonania, ale tylko o własnej radykalności. Diabeł okazał się być po prostu inną, często mądrzejszą wersją anioła. Często sam dobrze znany anioł okazywał się być diabłem. Niebo i piekło miały na ziemi przedziwnie nieoczywistych specjalistów od PR-u, którzy całymi latami splatali mu na szyi kolejne fragmenty gordyjskiego węzła niepotrzebnych komplikacji. Mieszali kolory, nazywając szarość śniadą bielą lub rozjaśnioną czernią. Mieszali rzeczywistości, układając je podług wyrzutów sumienia lub wymówek dla własnego tchórzostwa. Jedyne, przy czym trwali w czystości, były miłość i nienawiść. Wierzyli w nie ślepo i jako ślepcy prowadzili go potem, coraz bardziej kulawego.

 

Po upływie kilku dekad zrozumiał, dlaczego nie pojmował miłości jako takiej. Dlaczego szukał jej i od niej uciekał jednocześnie. Po prostu nie wiedział, jak sobie z nią poradzić. Pragnął jej jak pragnie się niespodziewanego bogactwa, które zesłane bez zapowiedzi przytłacza i cieszy zarazem. A miłość zawsze spadała na niego niezapowiedziana.

 

Wychowywał się w nienawiści i w nienawiści został wychowany. Za młodu wokół tego obracał się jego świat. Kochać rodzinę, bo tak nakazuje tradycja, nienawidzić zaś tego, czego nienawidzą w domu za ciebie, gdy jesteś jeszcze zbyt młody na paszport. Miłość rodzinna też nie była czymś, co poznał z morałem jak bajkę o królewnie Śnieżce. Była płynna, niepojęta, wymagająca. Mocna charakterem prababka nienawidząca do śmierci dziadka i żyjąca żalem do mężczyzn w ogóle, po samotnym wychowywaniu córki za wojny. Babka i matka przejmujące w klasyczny sposób schedę „nieufności” do mężczyzn i złej kobiecej solidarności. Solidarności współsprawcy zdrad i zniszczenia. Kłamstwa, wszechobecne kłamstwa, wdychane z powietrzem, spijane z ust wraz z herbatą, przenikające codzienność jak wschód i zachód słońca. Historie tak zapętlone, że nikt już nawet nie pamiętał oryginału.

 

Mógłby nie mieć żalu o to, w czym wychowała go nad-mówiąca matka i niedomówiony ojciec. Ale miał. Wybaczył dopiero u progu życia, choć nigdy nie zrozumiał. Rozumiał tchórzostwo, nienawiść, zakłamanie. Rozumiał swój chleb powszedni, ale nigdy nie pojął, jak można było wypuścić dziecko w świat z przeświadczeniem, że to jedyna droga. Dobra droga. Nie chciał pojąć, bo musiałby znienawidzić. A na to był już zbyt zmęczony.

To nie mogło wydać dobrych owoców. Nie nauczysz się dbać o kwiaty, jeśli większość życia spędziłeś na wyrywaniu chwastów.

Umiał więc tylko podziwiać kwiaty i wyrywać chwasty. Samotność została przypieczętowana. Minęły dekady zanim pojął, że każdą pieczęć można złamać. Mądrość przychodzi z wiekiem, powiadają. Nie dopowiadają jednak, że po latach im większa mądrość, tym większy smutek.

 

Dopił kawę i wyjrzał na słońce zachodzące za panamskim horyzontem. Uśmiechnął się pod nosem na myśl o nocowaniu na fotelach hali odlotów. To był jego pierwszy raz, a takie zawsze miały w sobie jakąś wartość. Przypominały o tym, że życie nie było tylko ciągiem kopiowanych codzienności, że czasem miało swój morał. Nawet, a może zwłaszcza, jeśli był on nauczką.

Położył pod głowę plecak i nakrył się kurtką. Buenas noches, zanucił rozmarzony w przestrzeń. Buenas noches, odpowiedziało echo.

Średnia ocena: 4.8  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Grain dwa lata temu
    Ta część na nie. Domyślam się, że zamierzasz ,,wejść w pisanie". Ze mnie żaden wujek dobra rada, ale sądząc z zapodanych fragmentów, możesz przeszarżować z ocenami postaci, pójść w modną teraz napierdalankę na wszystko i wszystkich.
    Może uda ci się w wolnym czasie wyguglać opowiadanie Ciocią Tula Manuela de Unamuno o nadrealnej miłości jak w tej części o oraz Ulotny most snów Jun’ichirō Tanizaki w kontrze do Cioci Tuli. Teraz te dwie pozycje to pewnie już archaizmy, ale literatura przez duże L. Mogą być pomocne.
    Pozdrawiam.
  • Sajmar dwa lata temu
    Dziękuję za literaturę, nie znałem :-) napierdalanki właśnie chciałbym uniknąć, ale i wprowadzenie musiało być moim zdaniem "nasycone", aby się wygładzić z czasem. Taki był zamysł "Zębów"- trzy części, od burzliwego początku, ale z perspektywy czasów późniejszych, żeby nie zamęczyć "dramatami", przez okres ukojenia po moment spokojnej mądrości. Mleczaki, trzonowce, zęby mądrości :-) mam nadzieję, że nie wyjdzie z tego żaden Coelho, dlatego wdzięcznym za krytykę- dziękuję :-)
  • 00.00 dwa lata temu
    Przytłaczający fragment. Gdzie się człowiek nie obruci tam jakieś skrzywienie, połamanie, zaburzenie. Ludzki gatunek jest pełny zawirowań, przez pamięć.
    Za długo żyjemy. ?
    Końcówka na rozładowanie atmosfery jest dobra.
  • Sajmar dwa lata temu
    Za długo lub za mało jakościowo... :) w ostatecznej wersji będę musiał tej części "ulżyć", podzielę może na dwoje, bo jak słusznie zauważył @Grain, można przeszarżować ze "złem", a zamysł jest dokładnie odwrotny - uspokoić pomimo zawirowań, bo węże były i będą, ale kolibry też :) wszystko w swoim czasie, mam nadzieję, że się to ładnie rozłoży w tekście i ostateczny efekt będzie taki, jak w głowie - jakaś tam zaduma, ale nie zmęczenie :)
  • 00.00 dwa lata temu
    Sajmar Nie ma zmęczenia, raczej rozwinięcie już poza tekst własnych przemyśleń. Przytłaczający jest fakt dysfunkcji rodzin w ogólnym rozeznaniu.
    Pocieszające jest jednak to, że coraz większą mamy możliwość prostowania własnych dróg.
    Jeśli skrócisz, być może nie będzie miało już tej siły przebicia i stanie się płaskie.
  • Trzy Cztery dwa lata temu
    Okropnie trudne musi być wejście w samodzielne życie z takim doświadczeniem, jakie tu opisujesz. Najsilniej działa fragment o kobietach, zaczynający się od słów: "Mocna charakterem prababka nienawidząca do śmierci dziadka..."
    Ciekawe, co będzie dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania