Zefiryny Piorun podróże po kraju część 3
Mężczyzna wyraźnie miał nam coś do powiedzenia. Odsunęłam szybę.
- Wy jesteśta od tyj drogi? Widzita to, jakie z wos fachury? O dupe możno potłuc tako robote.
Nie czekając na wyjaśnienia obrócił się w kierunku domostwa. W furtce obserwowała całą sytuację może dwudziestoletnia dziewczyna.
– Zuzia, przynieś mi mietłe, trza coś z to wodę zrobić, bo do piwnicy wejdzie.
- Mam tu, dziadku. - Zuzia była już na taką ewentualność przygotowana i sięgnęła po stojącą za płotem miotłę i łopatę.
Maciej tymczasem znalazł kawałek miejsca na poboczu, na który można było wyjść z auta nie mocząc nóg.
- Rozprostujemy kości. Może dowiemy się czegoś ciekawego.
Urzeczona brzmieniem gwary, której już dawno nie słyszałam, a która to ożywiła w pamięci obrazy z dzieciństwa, patrzyłam z zainteresowaniem na poczynania mężczyzny nazwanego dziadkiem. Część wody spod miotły wpadała do studzienki, reszta uciekała pospiesznie w kierunku zabudowań.
- Mamy jeszcze trochę czasu. – powiedział Maciej zabierając kamerę z tylnego siedzenia.
- A może wy z gazety, albo z telewizji? Tak? – zawołał do mnie jegomość w berecie komandosa.
- Tak, z gazety. Właściwie to…
- E, to wom sie na pewno śpieszy. Do Stachowy Obórki, prowda?
- Do obórki? Nie, my nie mamy potrzeby do obórki, jedziemy do …
- Do Pacanów Dużych. To chyba niedaleko stąd? – wtrącił się do rozmowy Maciej.
- Ano właśnie o tym mówie. Kiedyś to była Stachowo Obórka i wszystkim z tym było dobrze. Ale nagle, chyba tydziń temu, uwidziało im się wszystko pozmieniać. Najpirw, tak ze dwa lata wstecz, córka wójta, Angelina Trzmiel, otworzyła w Stachowy Obórce gospodę i nazwała jo, hm… nazwała jo… - podrapał się po głowie.
- Zuzia, jak nazywo sie gospoda Angeliny? – zawołał za dziewczyną.
- Principessa tra i prati, dziadku – odpowiedziała i zniknęła za rogiem domu.
- No, właśnie tak - kontynuował - Juz wtedy wójtowi nazwa wsi nie pasuwała, ale najpirw musieli ze Stachowy Obórki zrobić miasto. I zrobili. Jakim cudem, to som tego nie wim. A tero, jak się ważne osobistości zapowiedziały, to Stachowa Obórka zniknęła, a są Pacany Duże.
Nasz rozmówca zamilkł i skierował wzrok na drugą stronę drogi na dysponującego widoczną nadwagą, lekko szpakowatego mężczyznę w garniturze i gumowcach, który kopał rowek odprowadzający wodę w kierunku łąki.
- Widzis Jasiek, jesteś radnym, siedzis w gminie, pierdzis w stołek i nawet se drogi porządny nie umis załatwić. – Zagadał, w niekoniecznie przyjemny sposób, jegomościa z nadwagą jegomość w berecie. Jegomość z nadwagą, nazwany Jaśkiem, nie zareagował.
- Takie gówno robita, a potem co pół roku trza wszystko poprawiać.
Jegomość w berecie machnął ręką, jakby usiłował odgonić natrętną muchę.
- Mówiłem ci wujku, że inwestycja nie jest zakończona i jak będą pieniądze, to gmina zrobi - odparł Jegomość w garniturze. – Poza tym ja nie rządzę.
- Nie rządzis? A od czego tam jesteś? Gęby ni mos? Jak ni ma, durniu, piniendzy, to się za nic nie wolno zabirać, bo wincyj będzie strat, niż korzyści. Twoja matka i ojciec sie w grobie przewracajo. Gmina bidno, tak? Jak wójt pościnoł w rynku wszystkie drzewa, zlikwidowoł trawniki i wyłożył plac granitem - to pioniondze były. Dobrze, że w zime zęby sobie wybił, to może coś sie zmini.
- No i wszyscy się ucieszyli. Tacy to katolicy. Tfu! – krzyknął poczerwieniały na twarzy Jasiek.
- My tu przewidywali, że se chyba noge na tym połomie. Tanij by go kosztuwało, niz porcelanowe zęby. Ale Bóg dobrze wi, co dla kogo lepse. He,he.
- Ale jak zrobiliśmy ogólnokrajowe zawody w smażeniu jajecznicy na granitowym placu, to pół województwa zjechało. Tobie też się podobało, wujku Józefie, tak? I gmina na tym zarobiła. – Jasiek zbliżył się do nas na dość niebezpieczną odległość
- Durniów az miło pooglądać. Po to my tam byli. I Zuzia sprzedała kontener parasoli od descu, bo tak gzało na granitowy patelni. He, he. A ty zabiroj sie za wychowanie Mateuszka, bo idiota w rodzinie rośnie. Przyklejo sie gupek do drogi, dobrze, ze policjanty mi to powiedziały. Jak sie duryń chce kleić, to kurtke niech przyklejo, a nie gołe łapy. Dobrze mu chocios za to płaco? Czy to taki podwójny gupek juz jest? Niech lepij szkoły pilnuje.
Ręce jegomościa w garniturze zacisnęły się na rączce łopaty, o która się opierał. Maciej mrugał do mnie i wskazywał głową auto. Miał rację, najbezpieczniej byłoby opuścić pole rodzinnej awantury, ponieważ sytuacja eskalowała.
- Zamknij sie teroz i siedź cicho.
Jegomość w berecie komandosa zbliżył się do mężczyzny w garniturze, spojrzał mu w oczy i podniósł do góry wskazujący palec prawej ręki
- Jestem twoim krzesnymi i moge powiedzić ci to, co uważom za słusne. A teroz idziemy na obiod.
Spojrzałam na Macieja i odetchnęliśmy z ulgą. Powiedzieliśmy krótkie „do widzenia” i skierowaliśmy się do samochodu.
- My tys jedziemy dzisioj do Pacanów, to na pewno się jesce spotkomy. – odpowiedział nam Józef.
Komentarze (6)
Pozdrawiam🤠:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania