Zgiełk

Zgiełk był osobą publiczną, a wręcz można by powiedzieć celebrytą. Kiedy przechadzał się ulicami miasta, zawsze towarzyszyła mu rzesza wiernych fanów, błagających, by obrzucił ich chociaż przelotnym spojrzeniem. Nawet minimalna dawka Zgiełku działa kojąco na obywateli dzisiejszego świata, w którym minuta trwała krócej niż 60 sekund. Klasyczne formy uzależnień stały się już nieco przeterminowane, odstręczające swoją wonią i brzydotą. Zgiełk natomiast zdecydowanie przynosił powiew świeżości. Chętny był do wchodzenia w toksyczne relacje, oferując przy tym jakże nietypową elokwencję i wysublimowanie – prawdziwy biały kruk wśród używek. Jeśli chcecie spytać mnie o zdanie, to przyznam, że mam w sobie pewien podziw dla cierpliwości Zgiełku. Bardziej niż drapieżnego ptaka atakującego gwałtownie swoją ofiarę, przypominał przybocznego doradcę monarchy, który dzień po dniu, miesiąc po miesiącu sączy szeptem treści do ucha, niewidzialnie przejmując władzę. Nieświadomy niczego monarcha zaś pozwala by komunikaty wybrzmiewały głośniej i głośniej i głośniej. Od szeptu do krzyku, od dzierżenia berła państwa, ciała, umysłu do pokornego przekazania go na ręce uprzedniego sługi. Cóż, jak to bywa z każdym uzależnieniem, tolerancja się zwiększa.

 

Zgiełk zdecydowanie był personą zewnętrza. Chełpił się roztaczaniem swej kuszącej aury wśród oniemiałych fanów. Dosyć otwarcie przedstawiał opinii publicznej swoje zdanie na temat zjawiska, jakim jest wnętrze - absolutne obrzydlistwo, lepiej nie poświęcać na nie ani krzty swojego czasu A już szczególnie w świecie, gdzie doba trwa krócej niż 24 godziny. Gwarantuję jednak, że jeśli jakiś śmiałek, któremu życie niemiłe, odsunąłby nocą firankę okna Zgiełku, musiałby przetrzeć kilkukrotnie oczy ze zdumienia. Ten, który za dnia wyprostowany jak struna błyszczał zębami w świetle reflektorów, nocą garbił się nad słownikiem frazeologizmów, dręcząc tymiż zębami skórki paznokci. Uważny obserwator mógłby dostrzec, że czerwonym okręgiem wielokrotnie zaznaczona była fraza ,,kolos na glinianych nogach”. Okazuje się, iż Zgiełki jeszcze kiedy był małym dźwiękiem, usłyszał pytanie, które do dzisiaj nie dawało mu spokoju. Czy drzewo, upadając w lesie, w którym nikt nie nasłuchuje, wytwarza dźwięk? Emanująca pewnością siebie persona Zgiełku chwiała się w posadach. W dzisiejszych czasach, gdzie tydzień trwał krócej niż 7 dni, wszechobecny Pęd regularnie przetaczał się ulicami miasta, ciągnąc za sobą nieodłączny wiatr. Kolos, którego nogi były tylko gliniane, a nie murowane, nie znał dnia, ani godziny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Dekaos Dondi 3 miesiące temu
    Mroźny Ryś↔Trochę brzmi jak przypowieść, co ma w pewnym sensie, swój początek, w dzieciństwie dźwięku.
    Podobnie jak z wyglądem. Brak obserwatora, brak wyglądu. W pierwszej części, otoczenie go realizuje, ogólnie mówiąc, a raczej "wrzeszczy zewnętrzem świata." Lecz noc, ma inne prawa.
    Brak bodźców, a więcej niespokojnych przemyśleń, o istocie sensu Zgiełku. Tym bardziej, że nadchodziła era Pędu↔Takie subiektywne skojarzenia me:)↔Pozdrawiam🌪🌪
  • Mroźny Ryś 3 miesiące temu
    Dzięki ogromne za przeczytanie i napisanie kilka słów od siebie.
    Brak bodźców i cisza często też potrafią zrobić "dużo hałasu", ale bardziej wewnątrz człowieka prawda? :)
  • andrew24 3 miesiące temu
    Super,
    jesteś dobrym
    obserwatorem rzeczywistości.
    Pozdrawiam serdecznie, 5*
    Miłego dnia
  • Mroźny Ryś 3 miesiące temu
    Dzięki wielkie! Pozdrowionka

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania