Zgoda po polsku
Tadeusz i Tomasz, po latach nieustannych, płomiennych kłótni postanowili wreszcie się pogodzić, jak syn i ojciec. Chłopak przyszedł do wyglądającego jak mały, średniowieczny zamek domu taty z prezentem - dużą butelką wódki.
Najpierw oczywiście formalności - przeprosiny, wybaczanie itd. Potem, na znak zgody, obaj usiedli do stołu, aby wypić po kieliszeczku wódeczki i wznieść toast. Ale, jak się pewnie domyslacie, na jednym kieliszku się nie skończyło.
Panowie wzajemnie obdarowali się dużymi butelkami wódki. Obie poszły na toasty. Potem Tadeusz wyjął z szafki pełnej alkoholu jeszcze jedną, mniejszą butelkę tradycyjnego trunku. Na sam koniec ojciec i syn uraczyli się odrobiną czystego spirytusu. Pomiędzy butelkami wspólnymi siłami wyczyścili miskę z sałatki ze śledzia.
Tej nocy Tomasz spał u taty. Razem zmieścili się jakoś w jego łóżku i zaraz po położeniu się zasnęli jak głazy. Rankiem następnego dnia obaj myśleli, że umierają, ale jakoś dali radę. Dobrze, że pamiętali o zawartej zgodzie. Nie zapomnieli o niej, chociaż kilka dni później były wybory parlamentarne. Nie muszę pisać, jak to się skończyło. W każdym razie Polacy mają swój specyficzny sposób zawierania zgody. I o to tu chodzi. O nasze polskie tradycje.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania