Zimna krew
"Podobno on jest przeklęty.", "Zabił swoją żonę.", "Miesiąc temu Dagra poszła i już stamtąd nie wróciła." Te słowa nowych koleżanek krążyły Stelli po głowie sprawiając że denerwowała się jeszcze bardziej niż powinna, w końcu jednak wzięła głęboki wdech i zapukała do drzwi. Spojrzała w stronę miasta, na tle którego powoli zachodziło słońce nadając niebu tuż nad horyzontem różowawy kolor. Dworek znajdował się na wzgórzu około sto jardów od miasta, a mimo to hrabia postanowił wysłać po nią karetę. Był to jej pierwszy raz odkąd zatrudniła się w "Cichym kąciku". Cóż marzenia o karierze znanej trubadurki boleśnie zderzyły się z rzeczywistością pozostawiając jej dwa wyjścia. Pierwsze wrócić do domu na wieś co równało się z przyznaniem o swojej klęsce, ciągłymi docinkami na ten temat oraz codzienną harówką do końca życia, lub znalezienie dobrze płatnej pracy a z racji że żaden z mieszkańców nie chciał jej zatrudnić nawet jako pomoc kuchenną pozostała jej tylko jedna opcja. Drzwi otworzył starszy schludnie ubrany, lekko zgarbiony mężczyzna z orlim nosem i siwymi włosami porastającymi jedynie boki i tył głowy.
- Witam, dostałam zaproszenie na spotkanie od hrabiego Sangisa.
- Zapraszam do środka. Hrabia już czeka na panią. - powiedział służący kłaniając się.
Dziewczyna weszła z uśmiechem, czując niesamowitą ulgę.
***
Jadalnie była przestronnym pomieszczeniem z długim stołem z przygotowaną zastawą i dwoma krzesłami po obu końcach, żyrandolem wiszącym centralnie nad meblem, kilkoma obrazami na ścianie i dużym kominkiem dającym przyjemne ciepło w zimne wieczory. Albin stał wpatrując się w portret czarnowłosej kobiety ubranej w długą turkusową szatę. Miała oliwkową cerę, duże zielone oczy i wąskie usta wykrzywione w półuśmiech. Z zamyślenia wyrwał go dopiero głos majordomusa:
- Panie hrabio, pański gość przybył.
Albin odwrócił się i ujrzał swojego sługę, oraz stojącą obok niego niewysoką brunetkę z brązowymi oczami, pełnymi ustami, dużymi piersiami, mającą na sobie czerwoną suknię. Z delikatnym makijażem na twarzy podkreślający jej urodę wyglądała ponętnie acz nie nazbyt wyzywająco. Pan domu był dobrze zbudowanym mężczyznom w sile wieku, miał sześć stóp wzrostu, krótkie jasne blond włosy, gładko ogoloną twarz i coś zupełnie niespotykanego - skórę śnieżnobiałego koloru oraz czerwone oczy. Czarna tunika oraz szare spodnie jakie wybrał na ten wieczór mocno kontrastowały z jego aparycją. Podszedł do Stelli, skłonił się nisko, po czym uniósł lekko i pocałował jej dłoń.
- Jestem hrabia Albin Sangis, ale proszę mówi mi po prostu Albin. - Powiedział z uśmiechem.
Stella stała oniemiała, przyglądając się hrabiemu.
- Przedstawisz się czy będziesz trzymać mnie w niewiedzy?
Uświadomiwszy sobie że wpatruje się w niego w milczeniu, na jej policzkach pojawiły się rumieńce, co wprawiło ją w jeszcze większe zakłopotanie.
- Jestem Stella. - Powiedziała wciąż nie mogąc oderwać wzroku od Albina.
- Bardzo mi miło. Zapraszam do stołu. - Kiwną głową na majordomusa.
Usiedli po obu końcach stołu. Stella rozglądnęła się po pomieszczeniu, choć jej wzrok zaraz utkwił na siedzącej naprzeciw postaci. Do jadalni weszła starsza kobieta z siwymi już włosami, ubrana w fartuch niosła wazę z nad której unosiła się para. Kolejnym daniem była kaczka nadziewana jabłkami, a na deser podano lukrowane pierniczki oraz słodkie wino które bardzo zasmakowało Stelli. W trakcie trwania spotkania dziewczyna nabrała większej śmiałości i okazała się bardzo ciekawą rozmówczynią.
- Wierzysz w magię? - Zapytał w pewnym momencie Albin.
- Nie, chyba nie. Zależy co masz na myśli?
- Wiedźmy zamieniające ludzi w ropuchy i inne takie historie.
- Nie, a co spotkałeś jakąś? - Zapytała biorąc kolejnego pierniczka z talerzyka.
- Kiedy wszystkie zwyczajne metody zawodzą, człowiekowi pozostają tylko wiara. Ludzie przypominają sobie o tym, że może jest ktoś kto potrafi wszystko i zaczynają wierzyć, że dzięki modlitwom i datkom ich bóg zmieni otaczający ich świat tak jak go o to proszą. Albo zaczynają wierzyć w magię. Kupują amulety mające chronić przed złodziejami, odprawiają rytuały mamrocząc pod nosem inkantacje. Czasem mam wrażenie, iż wiara obie te rzeczy sprowadzają się do tego samego. Nie mniej ja osobiście nie sądzę, że istnieje potężna istota lub istoty mające wpływ na nasz świat.
Stella nie wiedząc co powiedzieć siedziała i czekała.
- Chodź pokarze ci coś. - Wstał i machną ręką zapraszając.
Kiedy wstała lekko zakręciło jej się w głowie. "Chyba za dużo wina" pomyślała i poszła za hrabim. Idąc korytarzem wziął kandelabr ze stojaka na korytarzu i podszedł do drewnianych drzwi. Z kieszeni wyciągnął klucz którym otworzył tajemnicze wejście. W środku znajdowały się kamienne schody prowadzące w dół.
- Ten dom jest bardzo stary. - Powiedział wchodząc do podziemi. - Mój pradziadek wykupił te ziemie i postanowił wyremontować ten pałacyk, ale dopiero mój ojciec odkrył całkiem przypadkiem że te piwnice są większe. Po prostu ktoś zamurował dwa dosyć spore pomieszczenia. Znaleźliśmy tam coś na kształt pracowni jakiegoś czarownika.
Znaleźli się w dużym, chłodnym pomieszczeniu, przy ścianach znajdowało się mnóstwo antałów i butelek z winem. Stelli zamgliło się przed oczami, czuła jak kręci się jej w głowie. Przytrzymała się ręką jednej z beczek. Albin podszedł do kolejnych drzwi których wcześniej nie zauważyła. Hrabia wszedł do kolejnego pomieszczenia.
- Pewnie narecznica podana w winie zaczęła już działać. - Powiedział wchodząc z powrotem. - Przepraszam za to.
Stella chciała uciec ale silny skurcz w nodze sprawił, że przewróciła się uderzając głową w schody. Albin podszedł do nieprzytomnej dziewczyny i zaciągnął ją do pokoju w którym przed chwilą był. W środku było dość jasno dzięki zapalonym świecom. Na środku stał kamienny stół z wyżłobieniami przy krawędziach i kajdanami przykutymi w rogach, kilka półek z książkami i fiolkami, zaś na największym regale stały słoje niektóre puste a w niektórych znajdowały się ludzkie wnętrzności zalane półprzeźroczystym płynem. Położył dziewczynę i przykuł jej ręce i nogi tak, że była rozciągnięta na całym stole bez możliwości ruchu.
- Na razie cie opuszczę, muszę poczekać aż trucizna przestanie działać. - Powiedział kierując się w stronę wyjścia.
Na górze przy wejściu do piwnicy czekał już majordomus.
- Pomóc w czymś panie?
- Nie, wszystko idzie zgodnie z planem, w razie potrzeby zawołam cie.
Sługa tylko skłonił się nisko i odszedł. Albinowi na samą myśl o tym co ma zrobić zrobiło się niedobrze, poszedł do kuchni gdzie wciąż pachniało przygotowanymi potrawami. Dwie kucharki nie zwracając uwagi na pana domu zajmowały się sprzątaniem. Otworzył jedną z górnych szafek, wyciągną butelkę i wziął duży łyk. Zaraz po tym poczuł palący żar w gardle i brzuchu który zmienił się w przyjemne ciepło rozchodzące się po całym ciele.
***
Ocknęła się, wiedział to już na schodach bo słyszał łańcuchy. Zatrzymał się na chwile przed drzwiami. Kiedy je otworzył widział jak próbowała się wyrwać lecz kajdany zapięte na nadgarstkach i kostkach pozwalały jej jedynie na wykręcanie się w lewo i prawo. Zamknął drzwi. Kiedy go zobaczyła zaczęła krzyczeć i błagać o litość.
- Nie powiem nikomu, obiecuje, proszę! Błagam! - Rozpłakała się. - Proszę nie musisz tego robić błagam, wypuść mnie! Wrócę do domu na wieś i nikt się o tym nie dowie! Proszę... -powiedziała tym razem szeptem.
- Przepraszam jeszcze raz. To nic osobistego. - Podszedł do jednej z szafek i wyciągną długi nóż i nożyce. - W jednej z ksiąg którą tu znaleźliśmy, jest rytuał pozwalający wyleczyć człowieka z każdej choroby, a ja próbowałem już wszystkich metod i to jest moja ostatnia nadzieja. - Powiedział biorąc z regału pusty słój i dzban.
- Nieeee! Błagam!
Wziął nożyce, rozciął suknie oraz gorset przez środek tak, że teraz była prawie całkiem naga. Chociaż jeszcze jej nie skaleczył, wrzeszczała jakby przypiekano ją żywcem. Wyjął z szafki mały kawałek drewna wyglądający jak trzonek od noża.
-Weź to zagryź, będzie ci łatwiej. Gdyby to było możliwe, po prostu bym cie otruł tak byś nie czuła bólu, ale musisz być świadoma wszystkiego.
Załzawiona spojrzała prosto w jego oczy po czym mocno zacisnęła swoje powieki i rozchyliła usta. Kiedy włożył jej drewniany knebel z całej siły zacisnęła szczękę. Przyłożył czubek ostrza do splotu słonecznego, tuż poniżej mostka. Poczuła lekki nacisk. Przygotowana na eksplozje bólu Stella czekała oddychając coraz szybciej i szybciej. I w tym momencie usłyszała trzask i krzyk. Lotar nie czekał aż oprawca zorientuje się co właściwie się wydarzyło, następny kułak spadł na jego twarz przewracając plującego krwią hrabiego na podłogę. Mocne kopnięcie w przeponę sprawiło, iż leżący na podłodze Albin wyrzucił z siebie resztki powietrza nie mogąc złapać życiodajnego tchu. Poczuł jak ktoś obraca go na brzuch, przyciskając kolanami jego plecy i wykręca ręce do tyłu. Usłyszał znajomy chrzęst.
- Hrabio Albinie Sangis jesteście aresztowani!
W tym momencie słychać było nabiegające kolejne osoby. Stella otworzyła oczy i zobaczyła Łysego mężczyznę, z lekkim zarostem. Miał na sobie pełną zbroję i czarny płaszcz z naszytym na piersi herbem przedstawiającym miecz na rękojeści którego znajdowała się szala - symbol inkwizycji. Za chwile nadbiegło jeszcze dwóch rycerzy.
- Zabrać go i przeszukać dokładnie dom!
Uświadomiwszy sobie co się stało Stella znów zaczęła płakać.
***
W celi było zimno. Oprócz starego łóżka i materaca wypchanego słomą nie było nic. Białoskóry mężczyzna siedział na podłodze wpatrując się w niewielkie zakratowane okno za którym widać było księżyc w pełnej okazałości. To była trzecia noc. Na przesłuchaniach nie powiedział ani słowa. Nic nie zjadł, wody pił tylko tyle by zamoczyć usta. Dowiedział się, że egzekucja zostanie wykonana jutro. Nie wiedział w jaki sposób umrze. "To będzie moja słodka tajemnica." powiedział łysy mężczyzna, ten sam który go aresztował.
- Wyglądasz dość spokojnie jak na człowieka który ma jutro umrzeć. - Usłyszał znajomy głos.
Majordomus siedział na łóżku oparty o ścianę. Albin spojrzał na niego beznamiętnie i zaraz wrócił do obserwacji nieba.
- Nie wyglądasz na zaskoczonego. Spodziewałem się chociaż, że coś powiesz, jakoś zareagujesz, a tu nic.
Minęła chwila ciszy.
- Od jak dawna?
- Odkąd twój ojciec znalazł zamurowaną część piwnicy. - W tym momencie postać służącego zaczęła topić się niczym woskowa figura a spod niej pojawiła się postać w długiej czarnej szacie z wyhaftowanym wielkim złotym lwem stojącym na dwóch tylnych łapach. Zarzucony kaptur na głowę sprawiał że Albin widział jedynie poruszające się usta. - Byłem tam zamknięty przez pewien czas, na szczęście uwolniliście mnie więc postanowiłem, że się odwdzięczę. - Powiedział głębokim, czarującym głosem.
- Pracując jako majordomus? - Zapytał z ironią w głosie.
- Czekając na moment w którym będę mógł pomóc. Tak jak teraz.
- Kto powiedział, że chce twojej pomocy. W ogóle jak mam się do ciebie zwracać? Zakładam, że nie nazywasz się Serwiusz.
- Jestem lord Marbas. - Skłonił nisko głowę wciąż siedząc. - A co do mojej pomocy, beze mnie już nigdy nie spełnisz swej przysięgi z bardzo prozaicznego powodu.
- Potrafił byś to zrobić?
- Potrafię bardzo wiele. - Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. - Pytanie czy jesteś gotowy zapłacić cenę życia za to.
- Zawsze. - Odpowiedział bez chwili wahania.
- Ha ha ha. - Tajemnicza postać zniknęła śmiejąc się cały czas.
Ten dźwięk rozbrzmiewał Albinowi w głowie jeszcze bardzo długo.
***
Dwóch strażników weszło do celi, brutalnie podnosząc więźnia i zakładając mu kajdany na ręce i nogi. Prowadzili go korytarzami do wyjścia. Otworzyli drzwi. Światło sprawiło, że Albin oślepł na krótką chwile. Zaraz po tym nastąpił ból, kiedy prowadzili go na środek dziedzińca. Miał wrażenie, że skóra na twarzy i dłoniach odrywa się od mięśni, reszta była zasłonięta przez ubranie w którym go złapano. Jęknął. Strażnicy zdziwieni tym co się dzieje zatrzymali się na chwile. Biel zmieniła się czerwień na której zaczęły pojawiać się bąble. Resztę drogi ciągnęli go ale nie dlatego, że chciał odwlec to co nieuchronne, po prostu nie był w stanie iść. Uchylił lekko jedno oko. Przy leżącym na ziemi palu stały dwa konie oraz przełożony tego oddziału. Okazało się, że Lotar jest również katem. Całość nie trwała długo choć dla skazanego to była wieczność. Oczytano zarzuty, odprawiono krótką modlitwę i wykonano wyrok. Oprawca okazał się łaskawy bo już wieczorem więzień był martwy.
***
Czuł się dziwnie. Jakby położył się spać śmiertelnie chory a obudził się uleczony ze wszystkiego. Otworzył oczy. Zobaczył niebo rozświetlone od gwiazd i księżyca. Wstał. Pal był cały we krwi. Spojrzał na siebie. Poza zniszczonym ubraniem wyglądał tak jak przedtem.
- Witamy z powrotem wśród żywych. - Usłyszał głos Marbasa. - Spokojnie to nie sen, ani piekło, uwierz mi wiem co mówię.
Odwrócił się za siebie skąd dobiegał głos.
- Coś ty zrobił?
- Dałem ci możliwość wykonania twojej przysięgi.
- Co? To nie tak, nie mnie!
- To ty złożyłeś przysięgę więc ty musisz ją wypełnić.
- Coś ty mi zrobił?
- Już myślałem, że nie zapytasz. - Odparł rozbawiony. - Ofiarowałem ci niezwykłe dary. Sprawiłem, że będziesz się wolniej starzał, stałeś się odporny na metale, choroby, trucizny, twoje ciało będzie się niezwykle szybko regenerowało. Dałem ci nadludzką siłę i szybkość. Swoim wzrokiem będziesz mógł zahipnotyzować innych. Ze złych wieści z przykrością muszę stwierdzić, iż twoja skóra wciąż jest wrażliwa na słońce, sądzę, że nawet bardziej niż wcześniej. To bardzo ciekawe ale nie mogłem tego zmienić, nie jest to klątwa ani choroba.
- Jestem nieśmiertelny?
- Blisko, ale nie do końca. - Podszedł do stojącego pala i zastukał w niego knykciami. - To wciąż może cie zabić.
- Powiedziałeś, że ceną jest życie.
- Nie powiedziałem, że twoje. - Powiedział z uśmiechem na twarzy. - Sam wybierz czyje. Od teraz będziesz się żywił ludzką krwią, wypitą prosto z ciała.
W tym momencie Albin poczuł ból w zębach i w jednej chwili jego kły urosły do długości cala.
- To tak by ułatwić ci spożywanie posiłku.
- Jak to wszystko ma się do przysięgi jaką złożyłem.
- Najlepsze zostawiłem na koniec. Otóż swoimi nie zwykłymi darami możesz się dzielić z innymi. Wystarczy, że napiją się twojej krwi. Sam zdecydujesz komu dasz jej skosztować.
***
Albin uchylił lekko drzwi do komnaty. W środku znajdowało się mnóstwo łóżek oraz szafek z ziołami i fiokami. Panował półmrok, jedyne światło dawał księżyc, świecący za oknem. Jedyną osobą w środku była kobieta która leżała na łóżku. Oliwkowa cera stała się blada, cała była spocona pomimo że panował lekki chłód, oddychał powoli i ciężko, duże zielone oczy miała podkrążone i przekrwione. Spojrzała na podchodzącą postać spod pół przymkniętych powiek.
- Kochanie, w końcu znalazłem lekarstwo. - Powiedział uśmiechając się i podając kielich ze szkarłatnym płynem.
***
Marbas siedział na krześle w niewielkim pokoiku. Przed nim stało biurko na którym leżały dokumenty, kałamarz, pióro i zapalona świeczka. Oprócz tego przy ścianach stały dwie szafki z księgami i dokumentami zwiniętymi w rulon. Obok leżał martwy dowódca oddziału. Na szyi miał dwie wąskie dziury. Na przeciwko lorda w czasie krótszym niż mrugnięcie okiem pojawił się i zniknął słup ognia nie pozostawiający najmniejszego śladu. W miejscu gdzie pojawił się ogień, stał teraz przystojny młody mężczyzna, z kruczoczarnymi włosami sięgającymi ramion, krótkim zarostem i głębokimi niebieskimi oczami. Na sobie miał zbroję, z herbem przedstawiającym wijącego się węża, a w dłoni dzierżył lancę. Przybycie Eligosa nie zdziwiło Marbasa.
- Możesz mi powiedzieć co to kurwa ma znaczyć? - Zapytał, palcem wskazując na ciało. - Miałem co do niego wielkie plany.
- No to będziesz musiał je zmienić.
- Nie igraj ze mną. - Teraz palec skierował w stronę Marbasa. - Stoję wyżej od ciebie.
- Uspokój się, i pozwól, że wszystko ci wyjaśnię.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania