Zimowy wieczór

Luty tamtego roku był przepiękny. Uwielbiam mróz, rękawiczki, postawiony kołnierz, szalik, całe to opatulenie po uszy. W zimnym powietrzu jest tyle tlenu. I tamten wieczór. Było minus trzydzieści. Szpalery nieruchomych, wysokich drzew. Lodowate niebo nad głową. Moje przedmieście - brak świateł, prawdziwa noc, ostrość gwiazd, czarne gałęzie klonów i topoli narysowane mocno przyciśniętym piórkiem. I biała droga. Oddech osiada szronem na szaliku, policzkach, czapce. Policzki przez chwilę wilgotne stają się szybko sztywne, zamarzają. W nosie pojawiają się skrzydełka, które nie pozwalają wejść powietrzu. Rozchylam usta. Mróz wchodzi do gardła, przełykam go ze śliną, nie mogę oddychać nosem. Wsłuchuję się w swój zakłócony, drżący oddech. Poruszam palcami. Ręce w rękawicach, w kieszeniach, ale końce palców lodowacieją, drętwieją, zaczynają boleć. Poruszam palcami nóg. Buty na solidnej podeszwie, futro w środku, ale i tu dociera zimno. Niezwykłe przenikanie. Idę, serce zimy, pod lodem nieba, po lodzie ziemi, po bokach drzewa. Lśni droga wygłaskana tylko moim chodzeniem. Lśni białe złoto gwiazd. Moje zamrożone ubranie, lód na policzkach. Poruszam palcami. Bolą. Ale już niedaleko. Nagle widzę przed sobą światła samochodu. Jedzie bardzo wolno, ostrożnie, tyle tu nierówności. No i ślisko. Schodzę na bok, samochód mnie wymija, a światła tańczą na wybojach. Zakręca. Wraca. Wyprzedza. Zatrzymuje się przede mną. Otwierają się drzwi. Wcześniej oślepiona, dopiero teraz poznaję kolor, markę, właściciela.

– Wsiadaj! – woła, a ja wsuwam się szybko, zatrzaskuję drzwi. Ciepło... Opieram się wygodnie, zdejmuję czapkę, roztrzepuję ręką włosy.

– No co ty?! – Śmieję się. Pęka warstwa szronu na policzkach.

– Przepraszam, chciałem wyjechać wcześniej, ale się zagapiłem. Boże, jaki mróz! Żyjesz?

W samochodzie pachnie świeżością. Z odtwarzacza senna, spokojna melodia.

Jedziemy bardzo wolno. Wolniej niż trzeba. Moje palce odmarzają, bolą, ale dobrze. Dobry to ból. Rozpiera kości pod zdrętwiałymi opuszkami, nie wiadomo, co z nim zrobić, ale wiem, że za chwilę minie.

Jedziemy bardzo wolno, mamy do pokonania tylko sześćset metrów. Jedziemy kilka minut. Dwie? Trzy? Zakręca. Światła prześlizgują się po drodze, samochód podskakuje na małej górce, reflektory przeczesują misterne witraże, odkrywają tajemnice ukryte w gałęziach, a może tylko rozświetlają nieruchomą, niby poszarpaną, a tak doskonale ułożoną przestrzeń.

Zbliżamy się do bramy. Podwórze wygląda kosmicznie. Samochód zatrzymuje się. Gasną światła i kończy się muzyka. Siedzimy chwilę w milczeniu.

– Dziękuję. To była najczarowniejsza chwila, jaką dzisiaj przeżyłam.

Widzę, jak zaciska zęby, ukrywa drgnięcie brody, powstrzymuje uśmiech. Chyba czuje to samo, co ja. Nagle podnosi się, wychodzi, trzaska drzwiami, podbiega od mojej strony, otwiera, podaję mu moją torbę, później rękę, śmieję się, on też.

– Nie zamykaj, bramki! – woła. – Mam jeszcze coś w bagażniku!

Stoję i patrzę na przystojnego, szczupłego faceta, ubranego w czarną, wełnianą, zdecydowanie za lekką jak na taki mróz kurtkę, przypominającą sportową marynarkę, oczywiście z pagonami. Na jego rozwiane włosy, postrzepioną grzywkę, pod którą ukrywa bliznę po wypadku. Wiem, jaki wyraz mają teraz jego szare oczy. Teraz, gdy wyciąga duży karton pełen pobrzękujących butelek.

– Zapraszam do mojego pokoju, mamo! – Śmieje się, a para bucha mu z ust. Zamykam bramkę, podbiegam do drzwi, widzę, jak mu ciężko z kartonem, otwieram, zapalam światło.

– Przyjdziesz?

– Jasne. Ale co to za święto?

– Nowy kawałek. Dzisiaj zrobiłem. Musisz posłuchać.

W łazience zrzucam z siebie wszystko, te dżinsy, te fiszbiny, zmywam kurz i cały cholerny dzień, który teraz nagle się uśmiechnął. Wkładam ciepłą piżamę, mój ukochany stary sweter z łatami na łokciach, szorstkie skarpety w skandynawskie wzory, idę. Siadamy przed laptopem, on otwiera piwo, nalewa do mojej ulubionej, prostej szklanki.

– Słuchaj.

 

*

 

– Dlaczego angielski? - pytam, przyglądając się tytułom.

– Tak postanowiłem. I trzymam się tego od początku.

– Ładnie brzmi.

– Chcesz, pooglądamy Mimi.

– Dobra. Do tego Swamps.

– Swamps to dłużyzna. Jestem już pięć lat do przodu.

Palce na klawiaturze. Things, tak bardzo jego. Ale myślami wracam do Swamps, do mojego słuchania, kiedy wysyłał z Irlandii, kiedy za pierwszą wypłatę kupił sprzęt, jak chciał się ratować, oddzielić od reszty, komponować, grać i nagrywać, nie zacząć pić, nie pić z całą resztą, robić to, co kocha, ratować się. Wracam myślami do czasów, kiedy drętwiały mi wargi z bezsilności, jak płakałam cicho, z głową schowaną w dłoniach, jak codziennie przesyłaliśmy sobie serca na GG. Pisał, że jadł płetwę rekina. Że ktoś mu ukradł rower. Że Boguś chrapie. Że poderwał Hiszpankę na placki ziemniaczane, a potem nie mógł się jej pozbyć.

– Jak dobierasz tytuły?

– Nie dobieram. Wychodzę od tytułu. Mam pomysł, wizję i nazywam ją, i robię. Nie zaczynam bez pomysłu. Zawsze wiem, co chcę powiedzieć. A ty?

– Ja? Ja też wiem, co chcę powiedzieć, ale trudno mi pozbierać w tytuł. Tytuły robi mi naczelny. Ale to piękne. Podoba mi się.

Odwrócił głowę w stronę okna.

– Daj Mimi – powiedziałam.

Ożywił się.

– Zobacz. Tutaj z tym brzydkim psem. Ale fajnym.

– Widzę. O, Zakopane. Byłam.

– O, a tu, nad jeziorem, ona mnie rysuje, a ja robię filmik. Ale zaraz pokażę ci najlepsze. Patrz – uderza szybko w klawisze, i mówi tak, jakby zapowiadał premierę w teatrze. TUTAJ MIMI JE RYBĘ – i zaczyna pracować kursorem:

– Widziałaś, żeby ktoś tak trzymał widelce? A paznokcie takie widziałaś? Patrz. Bez żadnego lakieru, zobacz, jak przycięte. Zobacz, jak jej włosy zaplątały się na szyi. A tu ta koronka - przesunął kursorem po wystającym spod dekoltu ramiączku – dotykałem tego, wiesz? Ja wiem, jakie to wszystko jest, wiesz? Jak ją poznałem, pomyślałem, że jest podobna do mopa. Kijek i pięć kilko sznura na głowie. A zobacz, jakie ma wspaniałe, gęste włosy. Mamo, a jak ona chodzi, przecież widziałaś. To jest Paryż, mamo. To jest mój anioł. Patrz. A tu. A tutaj...

Nagle przycisnął inny klawisz. Coś mignęło. Na ekranie pojawił się mokry, piętnastoletni Piotrek.

– Zatrzymaj się – powiedziałam. – Pokazuj.

Klikał. Patrzyliśmy. Dolał mi piwa, sam wypił mały łyczek, odstawił butelkę.

Z głośników popłynęło Did any time passed at all. Z oczu małe łzy. Wstał, stanął za moim krzesłem. Pochylił się, objął moje ramiona, pocałował we włosy i wrócił na miejsce.

– Nie płacz.

I wtedy obojgu nam opadły ręce. Płakaliśmy jak bobry. Wyjął z szuflady rolkę papieru, urwał pół metra, podał mi, a ja wytarłam nos i oczy. Braliśmy papier na zmianę, rzucaliśmy mokrymi kulami w ryj różowego prosiaka pod oknem. Cały ryj w brązowych zaciekach od ekspresówek.

– Umyłbyś śmietniczkę – wystękałam, a on nagle rzucił się na klawiaturę, jak kot, który upolował mysz. Jego twarz zmieniła wyraz. Oczy otworzyły się bardziej, w półotwartych ustach błysnęły zęby. Radość. Nie oddychał, stukał w klawiaturę szybciej niż ja, kiedy nie patrzę na znaki, bo muszę natychmiast coś zapisać. Po chwili odetchnął głęboko, rozparł się wygodnie na krześle, odjechał pół metra, i z założonymi za głowę rękami rzucił przed siebie, może do mnie, może w przestrzeń, ale raczej do mnie:

– Mimi przyjeżdża!

– Kiedy? – zapytałam, wycierając oczy.

– Pojutrze!

Can we really cnow. Z ekranu monitora spoglądał na nas Piotrek. Jego ciemne włosy, pozlepiane wodą, poprzylepiane do czoła. Z nosa i ust spływały krople. Stał w niebieskich kąpielówkach, a za nim, na horyzoncie, sierpniowe topole. W rękach trzymał małą rybkę, trochę wody z błotnistej rzeki. Coś mówił. Przeniosłam wzrok na ścianę, na podłużny plakat z nagimi kobietami, których plecy ozdabiały ilustracje z kolejnych albumów Floydów. Uderzył w klawiaturę. I znowu Mimi jadła rybę. Zsunął się do połowy fotela i patrzył, z rękoma założonymi za głowę. Był poważny, zamyślony i smutny. Wstałam, zsunęłam z ramion jego bluzę, którą wcześniej narzucił mi na plecy, bo piece już stygły, zbliżała się czwarta rano. Powiesiłam bluzę na oparciu krzesła i wyszłam. Z jego pokoju jeszcze długo płynęła cicha muzyka i sączyła się smużka światła.

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 10

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (13)

  • Grain 22.12.2021
    Początek, w trzecim zdaniu powtarza się tamten. Zapisałbym to inaczej np. Wieczorem było minus trzydzieści

    albo to z końca:
    Zsunął się do połowy fotela i patrzył, z rękoma założonymi za głowę. Był poważny, zamyślony i smutny.

    można prościej

    Zsunął się do połowy fotela i patrzył z rękoma założonymi za głowę, poważny, zamyślony i smutny.

    Sorki, co mnie naszło?
  • Trzy Cztery 22.12.2021
    Grain, dobre uwagi. Jutro poprawię, bo teraz muszę już iść. Dzięki za wizytę! Miło mi.
  • Tjeri 23.12.2021
    Trochę już Cię wyczytałam, a wciąż zaskakuje mnie jak pięknie przeplatasz uniwersalne opisy, z bardzo intymnymi zapisami. Choć po przeczytaniu widać, że to konkretna – Twoja – historia, to mimo wszystko w jakimś wymiarze można gdzieś tam odnieść ją do siebie. To jest piękne i pisarsko sprytne.

    Opis zimy podziałał na mnie jak kawa. Poczułam ten mróz, świeżość i chęć do działania, którą zawsze we mnie zimowa aura wywołuje. Zobaczyłam ostro odcięte gwiazdy i skrzącą ścieżkę. A potem jeszcze to:
    "Jedziemy bardzo wolno, mamy do pokonania tylko sześćset metrów. Jedziemy kilka minut. Dwie? Trzy? Zakręca. Światła prześlizgują się po drodze, samochód podskakuje na małej górce, reflektory przeczesują misterne witraże, odkrywają tajemnice ukryte w gałęziach, a może tylko rozświetlają nieruchomą, niby poszarpaną, a tak doskonale ułożoną przestrzeń."
    Piękne.
    Później, już głębiej zapraszasz do swojego albumu – dzielisz się dumą, dramatem matki i ciepłem chwili.
    A czytelnik... jak podglądacz za szybą.

    Całość jak chwila przy kominku po spacerze na mrozie...
    Bardzo udany tekst.
  • Trzy Cztery 30.12.2021
    Tjeri, ten tekst zamieściłam, myśląc trochę o Tobie, że Ci się spodoba, bo wiem (pisałaś o tym nie raz), że lubisz zimę. Ja też lubię. I miało tak być - mróz na zewnątrz, ciepło w środku. Dziękuję za komentarz!
  • Narrator 23.12.2021
    Człowiek dochodzi do punktu, kiedy nie ma nic oprócz wspomnień. Niedawno widziałem kobietę w restauracji. Siedziała bez wyrazu na twarzy. Ożywiła się dopiero kiedy jakiś młody człowiek przysiadł się do niej, pewnie jej syn. Pokazywał jej zdjęcia na telefonie. Pomógł przenieść się w czasie.

    Druga refleksja to wpływ pogody na nasz nastrój. Trzaskający mróz, żar lejący się z nieba, nie mają znaczenia. Ważne są kontrasty. Na mrozie wszystko jest mrozem, w upale wszystko jest upałem. Ale siedzieć w ciepłej izbie, przy kominku, kiedy śnieżyca za oknem, to już coś. Też w lutym wybrałem się na długi spacer, gdzieś wzdłuż Meerbuscher Straße w stronę Düsseldorf. Sypnęło gęstym śniegiem. Po godzinnym marszu wchodzę do pubu, a wszyscy patrzą na mnie jakbym był dziadkiem Mrozem, bo spod śniegu widać było tylko oczy. Innego razu jadłem obiad w Ubud, na wyspie Bali (Indonezja). Restauracja to była prosta, dwupoziomowa chata z bambusa, kryta liśćmi z palmy. Kuchnia na dole, stoliki dla gości na pięterku, bo tam był przewiew, dało się oddychać. Dookoła skwar, mordercza wilgoć, ale ja siedziałem w cieniu, na wietrze, wysysając sok ze świeżo rozłupanego kokosa. Patrzyłem na pola ryżowe, pasące się krowy, skraj dżungli w oddali. To właśnie jest ten kontrast, być blisko granicy.

    Bardzo nastrojowe, zmysłowe jest Twoje pisanie. Opisujesz zewnętrzny świat poprzez to co czujesz. Jest taka teoria, według której, żeby opisać świat, trzeba go wpierw stworzyć w swoim wnętrzu.

    'Can we really cnow' — nie bardzo rozumiem czemu wtrąciłaś angielski w opisie, ale jeśli już, to chyba powinno być:
    'Can we really know?' albo tag question: 'We can't know, can we?' lub jeszcze lepiej: 'How would we know?'. Ale jeśli jest to wierny cytat, to nie trzeba zmieniać, tylko wziąć w cudzysłów.

    Co do poprawek, moja rada: Nie poprawiaj, pisz nowe. Do tej samej wody się nie wraca.
  • Trzy Cztery 30.12.2021
    Narratorze, zdjęcia w telefonie to niesamowita rzecz. Kawał życia można nosić przy sobie i móc wspierać się samemu, w każdej chwili, oglądając, a tez - podzielić się z kimś. Dobrze być wciąż na etapie zbierania chwil, a nie tylko powrotu do minionych. Ja jeszcze zbieram:)

    Twój opis wycieczki w śnieżycę przypomniał mi historię opowiadaną przez mojego kolegę z pracy. Został zaproszony na sylwestra. Najpierw zaszedł do sklepu, kupił jakieś szampany i ruszył na piechotę (bo lubi), w śnieżycę, na tę sylwestrową domówkę. Ot, jakieś trzy kilometry... Sam do siebie śmiał się po drodze, czując, jak śnieg oblepia mu włosy, brwi, policzki, nos i usta. Nie mógł go odgarnąć, niosąc dwie reklamówki pełnych butelek. Wreszcie zadzwonił (nosem!) do drzwi. A gość, który otworzył, zamiast odebrać od niego ciężkie torby, upadł ze śmiechu na podłogę w korytarzu i zawołał:
    - Chodźcie wszyscy!!! Chodźcie coś zobaczyć!!!
  • Szpilka 23.12.2021
    Pięknie opisujesz chwile, ech, tyle tego cierpienia w życiu matki, moja nieżyjąca już sąsiadka, matka czworga dzieci tak kiedyś rzekła - tysiące zmartwień i sto radości. Bardzo dobre pisanie i bardzo mi się podobuje ?
  • Trzy Cztery 30.12.2021
    Dziękuję, Szpilko. Ja powiedziałabym inaczej: sto zmartwień, lecz radości - tysiące.
  • Dekaos Dondi 23.12.2021
    Trzy Cztery?↔Przeczytałem wczoraj, dwa razy i za drugim razem, jeszcze bardziej w guście mym. A to ciepło w samochodzie, to aż poczułem. I omiecenie światłami drogę→też wizyjne:)
    Specyficzny klimat, jakby dwa światy, nakładały się na siebie, tylko nie potrafię określić, czemu tak skojarzyłem.
    Szczególnie w drugiej części. Takie wszystko "zwykle" i 'niezwykłe" zarazem?
    Czasami brakuje mi słów, by coś wyrazić:)↔Pozdrawiam:)↔%
  • Trzy Cztery 30.12.2021
    Dekaos, historia jest prawdziwa, zapisana w stylu 'kartki z pamiętnika", a więc język najzwyklejszy, powtarzające się zwroty, ale to, co i mnie wydało się po jakimś czasie niezwykłe - to ta ryba. Że pojawiła się i na talerzu, i w rękach. Dziwny zbieg okoliczności.
    A do zapisania tych chwil skłoniła mnie zabawność sytuacji: jestem już "pięć kroków" od domu i zostaję wtedy podwożona samochodem. To było dla mnie tak wesołe, tak zabawne, że nie mogłam tego zostawić nie zapisując.
    I - potoczyło się.
  • LBnDrabble 04.01.2022
    Zapraszamy do wzięcia udziału w Bitwie na Stosłówka - Drabble
    Tematy to:
    1) Żywa Choinka w Plastikowym Lesie.
    2) Dzieciątko na Skrzyżowaniu Dróg
    Możesz pisać na pierwszy albo na drugi temat, albo połączyć obydwa.
    Uwaga! - Piszemy tylko jedno drabble.
    Czas do: 10 stycznia do: 23.55
    Nie myśl, nie czekaj tylko pisz...
    Liczymy na Ciebie!!!

    Więcej w zakładce na Głównej: https://www.opowi.pl/konkursy/
    oraz w Profilu: https://www.opowi.pl/profil/lbndrabble/

    Literkowa
  • Pasja 13.01.2022
    Mroźny luty i jeden wieczór przeciągnięty prawie do świtu... czwarta rana jak często pojawia się w piosenkach wspomnień - Blues o czwartej nad ranem SDM, czy Słynny niebieski płaszcz Cohena. Ładnie poprzekładałaś teraźniejszość z przeszłością i pomiędzy szerokością geograficzną. Nasze upadki i podnoszenie się z nich zawsze napawa nas radością. Upadki naszych bliskich i uniesienie się z nich w sukces, to radość najwyższych lotów. Nasze rzeczy ukochane ukradzione od czasu i niezapomnienie jest bezcennym łupem, jaki możemy dostać od życia. Dzisiaj wiem, ile takich pamiętnych chwil uciekło pomiędzy przeprowadzkami. Zdjęcia, listy, kartki pamiętnika. Dzisiaj technologia pozwala nam zapisać na pendrive wspomnienia, które odtwarzają kadr po kadrze chwile. Słyszymy głos, śmiech i widzimy życie. Pewnie takie chwile wzruszają, ale mają tę moc, że zatrzymują czas, a my przenosimy się w tamtą chwilę i możemy zapisać każdy niuans tamtego okresu. Ja czytając, byłam tam i po części w swojej bajce... - bo pamiętam takie zimy i takie wieczory do czwartej rano i papier zamiast chusteczek i dziękuję ci za to.

    Pozdrawiam
  • LBnDrabble 26.01.2022
    Zapraszamy do zabawy ze stusłówkami!
    Piszemy jedno drabble na poniższe tematy (można na jeden,
    czy na drugi, albo połączyć obydwa)
    1) Technologiczny zgred
    2) Wisienka
    Czas pisania: 31.01.2022 do 23:59
    Liczymy na Ciebie!
    Literkowa

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania