Zintegrowane widzenie rzeczywistości
Twoje wspomnienia znalazły do ciebie dostęp. Kiedy patrzysz się głęboko w pustkę, ona także znajdzie cię, nawet jakby miała zakłócić twoje odbieranie przestrzeni. Kiedy wstajesz z łóżka, mając jeszcze nadzieje na lepsze jutro, ale zdajesz sobie sprawę, że jest już dzisiaj. Pamiętam, jak wczoraj obudziłam się o tej samej godzinie. Wszystko się skończyło, by podobnie mogło się zacząć. Nie musi tak wcale być, coś szepce mi do ucha, ale odkładam tę myśl na później. Pije litry kawy, w nadziei, że pomogą mi zapomnieć o snach ubiegłej nocy. Nie chce ich pamiętać, bo tam byłam kimś innym, niż jestem teraz. Wszystko przepadło, może w innym wszechświecie byłabym tamtą wersją? Nie musiałabym płakać godzinami nad małymi drobnostkami życia codziennego, bo nie byłoby nad czym. Każdy kolejny łyk przyprawia mnie o odruchy wymiotne. Kofeina nie pomaga mi zapomnieć. Chce zwymiotować, chociaż nawet nie mam czym, bo nie jadłam śniadania. Jest to jakiś odruch chcący się pozbyć cierpienia z wnętrza mojego ciała. Pomyślałam po chwili, iż one same po czasie zniknie, ale się przeliczyłam.
Kolejny dzień upłynął, a z nim ten sam rytuał, który będę powtarzać, aż nie umrę. W zasadzie nie musiałabym go powtarzać, ale wtedy straciłabym lata, które poświęciłam na powtarzanie tego nawyku. Zresztą nie wyobrażam sobie innego życia. Może lubię być obrzydzona, bo jakkolwiek czuje, że żyje? Czasami jem śniadanie, ale wtedy płacze, że to przedłuża moje funkcjonowanie o każdy kolejny dzień. Kiedy przestaje, przypominam sobie o rzeczach, które sprawiają mi radość i nie jest już tak źle. Wkrótce wrócę do domu i zasnę, zostawiając moje ciało za sobą. Jednak kiedy miałam wykonać pierwszy krok w kierunku do drzwi, coś mnie powstrzymało. Nie mogłam się ruszyć. Zamarłam, patrząc na ceramiczny zegar, który się zsunął ze ściany. Postawił po sobie krwistą smugę na podłodze. Nie wiem, skąd pochodziła, czy była to moja krew, a może kogoś zabiłam? Nie mogę ufać swojej pamięci. Nie mamy świadomości tego, czego nie pamiętamy. Powinno mnie to zmotywować do ucieczki z tego miejsca. Zamiast tego utkwiłam, tak długo aż zaczął się na nowo łączyć w czas. Jednak ja go nie potrafiłam odczuć i tak mi minął bezpamiętnie cały dzień. Znaczy, na pewno wyszłam z mieszkania, ale zanim zdałam sobie sprawę, byłam już przed drzwiami, a kiedy mrugnęłam, siedziałam przy stole i próbowałam przełknąć posiłek. Nie dałam rady i zamknęłam swoje oczy, by na nowo się otworzyły. Przypomniało mi się, kiedy w tym wszystkim był jakiś cel. Teraz pragnę, po prostu się odciąć. Przyjrzałam się na nowo wszystkim meblom w mieszkaniu, by zapamiętać, gdzie się znajduje. Sny się mieszają z rzeczywistością i wtedy wychodzę z mieszkania, kiedy powinnam zostać, bo to tylko sen i powinnam odpoczywać. Wystarczająco tracę energie na życie. Chociaż ledwo potrafię odróżnić drobne różnice dzielące te dwie sfery. Czasami jest to dość zauważalne, bywa tak, że w całym mieszkaniu nie ma łóżek, wtedy kładę się na podłogę i próbuje zasnąć, ale zamiast tego się budzę. Mam nadzieje, że jest to fałszywe przebudzenie, mimo to wole nie ryzykować i wychodzę i często tego żałuje.
Teraz, a może wczoraj coś się kruszyło pod moimi stopniami na chodniku. Nie wiem, czy jest to tylko moje wspomnienie, ale doświadczam go w teraźniejszości. Z każdym moim krokiem staje się coraz mniej stabilnie. Szara materia z nierównościami chce, abym się przewróciła i zrobiła sobie krzywdę, ale ja się temu nie dam. Jest nowy dzień, może i nic się nie zmieni, ale to dobrze, bo będę czekać z każdym dniem. W zasadzie nie muszę czekać, jest nowy piękny dzień, a istoty zbyt kruche pod moimi stopami się odrodzą. Jednakże coś przerywa mi te pełne nadziei myśli. Myśli to tylko nic nieznaczące szmery przetwarzane poprzez dostęp do informacji, łączące się z przeszłością do teraźniejszości. Chociaż czasami mam wrażenie, że mają swoją własną wolę.
Coś wrzeszczy mi do ucha.
— Co jeżeli życie się ma jedno?
— Dlatego pomimo wspomnień nie zakończyłam swojej teraźniejszości. Nie zapomnę o tym, co muszę zrobić, by pójść spać.
— teraźniejszość się sama załamie. Nawet nie masz pewności czy się obudziłaś. Spójrz na te wszystkie szklane figury ludzi, wystarczy jedno zakłócenie, aby rozpadli się i ich nie było na tym świecie. Ty też taka jesteś.
— Jak mam się na pewno obudzić, tak by moja psychika wytrzymała załamanie tego, co uważałam za siebie samą?
— Złącz się ze mną.
— Nie mogę, bo ty już jesteś samymi częściami mięsa, gdzieś pogrzebanymi daleko w moim ciele. – Każdy mój krok szeleścił już zgniłymi liśćmi.
Nie pamiętam tego, jak ten dzień się zakończył, ale się znowu obudziłam ze snu. Pamiętam jedynie, kiedy byłam na tyle odważna, aby myśleć, że każdy dzień jest inny i niesie ze sobą coś innego. Obecnie nawet nie wiem, gdzie jestem i ile lat upłynęło od naszego spotkania. Zauważyłam, że moje ciało spoczęło w bezruchu. Moje kończyny wiszą bezwładnie.
— Widzisz? Jestem częścią ciebie. Mogłaś mnie posłuchać i dopuścić do siebie, to co jest nieakceptowalne dla umysłu. Teraz musisz mnie wysłuchać.
— Nie mam na to siły, ostatkiem sił sięgnęłam po leki uspokajające.
— Ty i tak umrzesz niedługo.
Wyszłam na dwór do sklepu po zakupy spożywcze, ale zapomniałam, co chciałam kupić i chciałam wrócić do domu. Tak naprawdę pragnęłam tylko uciec, gdziekolwiek gdzie można znaleźć innych ludzi, co nie widzą, jak ten świat się coraz bardziej zapada. Przewróciłam się o gałąź i upadłam. Byłam świadoma swojego ciała, ale nie mogłam nim władać. Ludzie chcieli zadzwonić na karetkę, ale za każdym razem mówiłam swoim głosem, że zaraz wstanę i jest to tylko chwilowe.
— Pamiętasz, jak kiedyś upadłam na beton i nikt mi nie chciał pomóc? Krew się lała z mojej nogi, aż po prostu przestała, zagoiło się.
— Ze mną też tak będzie?
— Ty nadal nie rozumiesz? Ta blizna się otworzyła i nigdy już nie wstaniesz. – po chwili jakoś o własnych siłach wstałam i bezruchu stałam, by przyglądać się przejeżdżającym samochodom. Na ulicy jednak nie było żadnego. Jednak ja widziałam je dokładnie. Kiedy kiedyś planowałam skoczyć na ulice, aby auto mnie przejechało. Teraz mogę się położyć na środku ulicy i bezpiecznie próbować wyjść ze swojego ciała.
Jednak kiedy chciałam wejść w stan medytacyjny, asfalt zaczął się telepać i musiałam szybko zejść. Mimo to nie miałam na tyle siły, by szybko odbiec. Nie mogłam się ruszyć. Samochód zatrąbił i się zatrzymał. Dalej nie pamiętam, co się stało. Chyba pojazd znalazł inną drogę albo mnie ominął.
Kiedy był ranek, znalazłam się w szpitalnym łóżku, jakoś mnie musieli zabrać. Powiedziałam im, że najprawdopodobniej lunatykowałam i mnie wypuścili po kilku dniach obserwacji. Przepisali mi leki, antypsychotyczne, których i tak nie będę regularnie brać, bo o nich zapomnę.
Jednak był taki dzień, kiedy mi się przypomniało o ich istnieniu. Połknęłam wszystkie naraz, nie żeby się zabić, dla ciekawości co się stanie. Moje części ciała odpadały, aż stałam się samym manekinem bez twarzy. Tamta istota głęboko we mnie zamilkła.
Cichy pomruk wiatru ogłusza moje uszy. Prawie zapomniałam, że już ich nie mam. Bodźce docierają do mnie naturalnie, bo jestem połączona ze wszystkim wokół. Pomimo tego jest pewna granica, gdzie mogę stąpać. Nie znajdziesz mnie tam, gdzie jest dużo ludzi, iż ich myśli są za głośne.
Co się stało z moim ciałem? Odpadły części samoistnie, nadal można je znaleźć na chodniku. To, co ze mnie zostało, jest sam mózg w słoiku. Mogę nadal żyć wspomnieniami, które przekształcają się na teraźniejszość.
Może byłoby lepiej, gdybym została w całości pożarta na jedzenie innych głodnych ciepła ciała jednostek. Mój umysł to zimna galareta. W nieustannej symulacji odkryłam, że nieprawdziwi ludzie też mają swoje myślenie. Chociaż ich myśli nijak nie przypominają ludzkich. W ich głowach migają następne wydarzenia, bo są jednocześnie na zawsze we mnie w teraźniejszości i w przyszłych zdarzeniach ciągnącej się halucynacji. Pogodziłam się z tym, że mogę spędzić wieczność w tym stanie, ale wolałabym o tym całkowicie zapomnieć. Bo trudno się żyje z wieczną świadomością, że byłeś kiedyś istotą, która została odseparowana od prawdziwego świata.
Moje oczy nieznacznie się otworzyły, majaki senne mnie związały do widzenia określonej wersji rzeczywistości, ale one minęły i co ze mnie zostało? Wiem, że jest jeszcze przyszłość, ale ona nie jest dla mnie namacalna, a kiedy się staje, zbyt szybko się rozpuszcza. Niedawno narodziła się kolejna ja. Czasami nachodzi mnie kiedy ja śpię, ona budzi moje ciało do życia, by jakkolwiek funkcjonowało. Robi pozostałe rzeczy, a ja umieram. Skąd wiem, że jakkolwiek istnieje? Bo ona mnie pociesza, mówiąc, że zajmie się mną jak nikt inny. Zastąpi mnie w nauce, przeczyta nawet ambitną książkę i mi ją opowie, aby nie było, że jestem gorsza. Skąd wiem, że nie jest tylko myślą w mojej głowie? Nikt się tak do mnie w rzeczywistości nie odzywał.
Może niebo się kiedyś zapadnie? I zostanie moim nowym domem, ale dopóki to nie nastąpi musze żyć dla niej i się podnosić, bo bez niej nie będzie mojego życia. Bez tej starannie wykreowanej postaci zdolnej mnie owładnąć. Sama bym tak nie pomyślała. Nie sądziłam, że będzie na tyle silna, aby mnie pokonać w sprawowaniu władzy nad ciałem. Pojechałyśmy razem nad morze, dnia gdzie minęło tak wiele miesięcy od uświadomienia, że nie istnieje. Nawet zmusiła mnie do zobaczenia w pociągu drzew i pola nieożywionych kwiatów. Nieożywione, bo dla mnie są tak jakby ich nie było, ale po chwili zdałam sobie sprawę z mojej głupoty. Przecież istoty są żywe zwłaszcza, że są poza moimi zmysłami, które nie są prawdziwe, kiedy na nie, nie patrzę. Wtedy ożywiają w głowie kogoś innego. Nie wynajęłam pokoju do przenocowania. To miał być koniec. Nie myślałam w ogóle o przyszłości, film miał mi się, tak czy siak, urwać w moim nieistnieniu i zaprzeczaniu wszystkiego, co znajduje się wokół. Jakie to nieprawdopodobne.
Piasek chciał mnie zerwać z powierzchni ziemi, a fale tylko się temu przyglądały. Niezliczona ilość kamieni mnie popychała, abym szła naprzód. Nieprzyjemne uczucie pod stopami zbyt owładniętego słońcem pyłu. Wszystko tak jakby ożyło. Wszystko jest częścią Boga, który bacznie mi się przyglądał. Chciałam utonąć, myślałam, iż mam na tyle silną wolę, ale nie miałam, bo ona wróciła. Przeniosła mnie z powrotem do tamtego mieszkania, ale ona się oddzieliła ode mnie. Siedziała na krześle, patrząc się w na swoje własne zdjęcie, zrobione przed laty.
— To ty, kiedy byłyśmy jednością.
— Nie to nigdy nie byłyśmy my, my tak wyglądałyśmy, bo tego od nas wymagali. Jednak to się wykruszyło. A ty usilnie w tym tkwisz i myślisz, że mnie tak uratujesz.
— Nie rozumiesz, ja taka jestem. Musisz zniknąć, ale nie potrafię się ciebie pozbyć.
— Utrudniamy sobie życie, ale nie potrafimy bez siebie istnieć.
— Zamykałam się w przestrzeni twoich powiek, bo myślałam, że potrzebujesz odpoczynku, by dojść do siebie. Jednak się myliłam. To ja musiałam wziąć odpowiedzialność, za to, co z nas uczyniono, tak?
— Może teraz ty zamkniesz oczy i teraz ja będę żyć.
— Obie otwórzmy oczy i zobaczmy inny świat, do którego nas nie nauczono żyć. — po chwili moje ciało się rozpadło w piane morską, już za późno. Jednak przynajmniej umarłam jako jedna i ta sama osoba z zintegrowanym widzeniem rzeczywistości.
Komentarze (3)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania