Zjazd
Zaproszono na zjazd wszystkich absolwentów naszej podstawówki, dawno już ona nie istnieje, ponieważ pod koniec wieku przerobiono ją na gimnazjum. Nasza była wychowawczyni chcąc ożywić wspomnienia o byłej szkole, zorganizowała tą uroczystość. Teraz, jako emerytka mając dużo wolnego czasu, wspólnie z innymi emerytowanymi koleżankami wykonały gigantyczną pracę, żeby dotrzeć z zaproszeniami do każdego nauczyciela i ucznia.
Mieliśmy się spotkać wszyscy w hali sportowej należącej do klubu sportowego, którego prezesem był były uczeń naszej szkoły. Czerwcowy termin spotkania zapewniał ładną pogodę i odpowiadał właścicielowi obiektu. Wszyscy mieli wyznaczone miejsce, zaczynało się rocznikami i numeracją klasy. Pierwszym rocznikiem od prowizorycznej sceny był 1945 pierwszy rok powstania siedmioletniej szkoły, a ostatnim 1999 ostatni rok ośmioletniej podstawówki.
Zaproszenie dostałem już jesienią i dołączona do niego była prośba o potwierdzenie swojego przybycia. Początkowo nie byłem przychylnie nastawiony do tej inicjatywy i ociągałem się z udzieleniem odpowiedzi. Zdanie zmieniłem i swój udział zgłosiłem po tym jak przypadkiem spotkałem swojego najlepszego szkolnego kolegę. Jednocześnie chcieliśmy obaj wejść do tej samej apteki po leki na przeziębienie i zderzyliśmy się przed drzwiami na ulicy. Winą za powstały incydent obarczyliśmy siebie nawzajem i żaden nie chciał ustąpić. Dopiero rozpoznanie wzajemne, ochłodziło nasze temperamenty, jednak każdy z nas śpieszył się do swoich spraw, mieliśmy tyle sobie do powiedzenia. Przecież nie widzieliśmy się od końca szkoły i po krótkiej rozmowie postanowiliśmy ją dokończyć na zjeździe. Tematów do omówienia uzbierało się sporo, przez te wszystkie życiowe zawirowania.
Jechałem z przekonaniem, że będzie kilka osób i spotkanie będzie kameralne. Przed halą zastałem pełny parking i musiałem zaparkować dwie ulicę dalej, dopiero tam znalazłem wolne miejsce. Zaskoczyła mnie liczba uczestników i rejestracje stojących aut, były z całej Polski i całkiem spora liczba z krajów europejskich, nawet jeden z Kanady. Idąc spoglądałem na tablice rejestracyjne i rozmyślałem gdzie to nas po świecie poroznosiło. Właśnie na chodniku przy autach zobaczyłem jak mężczyzna około trzydziestoletni wita się z koleżanką szkolną Izaurą, inni zbierali się i stali w niewielkich grupkach klasowych. Podążałem w poszukiwaniu znajomych i swojego rocznika, tak doszedłem do hali. Tłum ludzi kłębił się przy wejściu, z niemałym trudem wszedłem do środka, przechodziłem od początku, czyli końca szkoły od 1999, było po kilka osób z poszczególnych klas. Zdecydowanie więcej uczestników było z lat 80, podszedłem do miejsca wyznaczonego dla mojej klasy i zastałem tam koleżanki i kolegów rozmawiających z naszą wychowawczynią organizatorką zjazdu. Zdecydowanie i pewnie podszedłem, przywitałem się z panią Aliną i pozostałymi paniami, moje zachowanie było takie odmienne od tego z okresu szkolnego.
Nasza była pani wypytywała nas po kolei jak za dawnych lat, co robiliśmy i gdzie byliśmy przez ten czas. Jednak musieliśmy przerwać nasze wspólne rozmowy, bo rozpoczęła się część oficjalna i karnie zajęliśmy wyznaczone miejsca. Kolejno przemawiali wszyscy dyrektorzy naszej szkoły, lub ktoś w ich imieniu, po nich przedstawiciele poszczególnych roczników. Dopiero jak zakończono część oficjalną, mogliśmy powrócić do rozmowy z panią Aliną, Do naszej klasy podeszły pozostałe panie organizatorki i jak się okazało kilka nich znałem, a pozostałe przywitały się z nami jakbyśmy się znali. Dzięki nim dowiedzieliśmy się, że to jednak my uczestnicy tego zjazdu byliśmy najbardziej grzecznymi dziećmi, jakie znały. Teraz od powstania gimnazjum te, które przeszły do nowo powstałej szkoły przeżyły prawdziwą gehennę z tą młodzieżą i z wielką radością uciekały na emeryturę przed tym piekłem, a udało się tylko tym starszym. Pozostałe niestety muszą jeszcze pracować i posiłkować się najwyżej rocznym urlopem zdrowotnym.
Ciekawy byłem, dlaczego nie udało się zebrać wszystkich absolwentów i jak się tłumaczyli. Pani Alina wyciągnęła z torebki notatnik, tak jak dawniej wszystko zapisywała, czytając z niego, powiedziała ile z jej byłych uczniów już odeszło. Jak tylko otrzymywała potwierdzenia udziału, lub zwroty to wszystko skrupulatnie notowała i na koniec podsumowała zestawienie? Wtedy to się przeraziła, tak dużo zmarło na skutek stresu po utracie pracy, z braku prawidłowej opieki medycznej i kłopoty finansowe też miały w tym swój duży wkład. Najmłodsi w większości wyjechali za pracą bardzo daleko i nie byli w stanie przyjechać, ponieważ nie posiadali funduszy na ten cel.
Przypadkowo usłyszałem jak dwie starsze panie mówią o mnie niezłe ciacho, jak zobaczyłem i z przypiętych plakietek przeczytałem, kto to powiedział to byłem bardzo zaskoczony. Były to jak pamiętam dwie najpiękniejsze dziewczyny w szkole, tylko wtedy ja nie byłem ciachem, tylko zwykłym smarkiem.
- Pani Alino jakby pani zorganizowała taki zjazd zaraz jak myśmy skończyli szkołę, ciekawe jakby on wtedy wyglądał – powiedziałem do wychowawczyni siląc się na kiepski żart.
Zawsze był powód do podziwiania jej i tym razem nie było inaczej. Zanim cokolwiek powiedziała przewertowała ten swój kajet i dopiero wtedy udzieliła odpowiedzi.
- W tamtym czasie na takim spotkaniu byłoby pełno ludzi, którym się powodziło górników, hutników, tokarzy, kolejarzy, żołnierzy, tkaczek, szwaczek, dziś najwięcej jest emerytów, bezrobotnych i rencistów.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania