Złamana obietnica (N.s)

Pierwszą z obietnic jaką złożyłem, pamiętam do dziś.Miałem wtedy parę lat, patrzyłem na mamę i mówiłem:

— Mamusiu, nie płacz, proszę, mamusiu. Obiecuję, że przeze mnie nigdy nie będziesz płakać.

Złamałem ją. Nie specjalnie, ale złamałem. Nie potrafiłem jej dotrzymać. Mama często płakała przez moje wybryki, a bo do szkoły była wzywana, bo nie radziłem sobie z matematyką, fizyką, geografią, a nawet z polskim. A to pobiłem się z kimś, a to nie wróciłem do domu na czas i się martwiła, a to wyzwałem ją, nieświadomie i w nerwach, ale jednak. Obiecałem i nie dotrzymałem obietnicy.

Kolejnym razem obiecywałem mamie coś innego. Znów trzymałem ją za rękę i mówiłem:

— Mamusiu, nie płacz, proszę, mamusiu. Obiecuję, tym razem naprawdę, że jak podrosnę obronię cię i nigdy, ale to nigdy nie będę taki, jak ojciec.

Dotrzymałem obietnicy w połowie, gdy miałem lat siedemnaście, ostatni raz ojciec przyszedł do domu pijany, ostatni raz podniósł na nią głos i ostatni raz się zamachnął. Nigdy nie zapomnę momentu, kiedy coś we mnie pękło. Wyszedłem z pokoju, chwyciłem ojca za fraki i jakbym nie mógł postąpić inaczej, rzuciłem go na łóżko. Spojrzał na mnie z niedowierzaniem, ale się nie podniósł, nie ruszył się i nic nie powiedział, jakby zdając sobie sprawę, że jego rządy w tym domu się skończyły. Nie mogę powiedzieć, że nigdy więcej się nie napił, bo by to nie było prawdą, ale robił to o wiele rzadziej, a jeżeli już, to szedł spać.

Dotrzymałem obietnicę. W połowie. Wtedy.

Mając lat dziewiętnaście obiecywałem, ale już nie mamie, a drugiej kobiecie w moim życiu po niej.

Siedzieliśmy razem na plaży, trzymałem ją za rękę, słuchałem szumu fal i mówiłem:

— Kochanie, obiecuję, że nigdy nie będziesz przeze mnie płakać, że nigdy nie będziesz przeze mnie cierpieć.

Kłamałem. Nie, wtedy nie, bo mówiłem szczerze, ale dziś już wiem, że kłamałem. Obiecałem już kiedyś jednej kobiecie, że nie będzie płakać, a płakała, ale wtedy miałem nadzieję, że tą obietnicę uda mi się dotrzymać. Nie udało mi się.

Obiecywałem jej znów, na ołtarzu, przed Bogiem.

Przysięgałem miłość i wierność.

I obietnicę złamałem. Zacząłem pić, chodzić na imprezy, a moja żona zaczęła mnie prześladować. Nie mogłem z nią żyć, nie mogłem przy niej funkcjonować i miałem jej serdecznie dosyć. Poznałem inną, wracałem zalany w trupa i padałem wykończony. Nigdy nie podniosłem na nią ręki, nigdy nie krzyknąłem, za to ona krzyczała na mnie. I płakała. Milion razy, aż w końcu się roztaliśmy, nie w zgodzie oczywiście.

Mama też płakała. Lamentowała, że życie sobie zmarnowałem.

A ja wiedziałem jedno, że nigdy więcej nic nie obiecam, że nigdy nie będę przysięgał niczego, czego nie mogę spełnić. Złapałem więc mamę za rękę, popatrzyłem jej w oczy i powiedziałem:

— Mamusiu, proszę cię, nie płacz, mamusiu. Obiecuję i tym razem słowa dotrzymam, że nigdy więcej obiecywać nic nie będę. A płakać będę tylko raz, gdy odejdziesz.

Nauczyłem się, że nie warto obiecywać i w obietnice wierzyć, bo mama zawsze powtarzała:

— Synek, oj synek! Co ja z tobą mam, skaranie boskie! Ale nigdy cię nie zostawię, nigdy.

A jednak odeszła. Właśnie płaczę, kładąc białe róże na jej grobie.

Ona też złamała swoją, aby pokazać mi, jak bardzo ją bolało łamanie moich.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania