Źle

Wracając ze szkoły chciałam jedynie zapomnieć o tym koszmarnym dniu. Rano zaraz po przebudzeniu spadłam z łóżka na tyle boleśnie iż moje nogi odmawiały posłuszeństwa w drodze do kuchnii. Na podwórku pogoda iście jesienna chociaż zaczynała się właśnie wiosna. Założyłam kalosze żeby nie pomoczyć nóg i jakoś ruszyłam do szkoły. Samochód, który nie wyglądał na duży wjechał z impetem w kałuże i już było pewne że nie ucieknę, spokojnie przyjęłam wielką fale. Już chciałam zawrócić do domu ale powstrzymałam się i prawie płacząc ruszyłam w stronę szkoły. Droga ciągnęła się a ja dodatkowo byłam przemoczona. Przechodząc przez próg szkoły potknęłam się tak nie fortunnie że upadek odbił się na mojej kostce, wizyta u pielęgniarki wskazała na stłuczenie.

-Piękny dzień!- Krzyknęłam w głowie wychodząc z gabinetu sanitariuszki.

Miałam nadzieję, że ten pech się wreszcie skończy. Jednak tak się nie stało. W pewnym momencie nie wytrzymałam i poszłam do wychowawczyni się zwolnić. Zadzwoniłam po tatę bo z moją stłuczoną kostką nie doszłabym nawet za róg szkoły, po 10 minutach tata już był. W drodze do domu nie odzywałam się w ogóle, chciałam być już na miejscu.

Na tym mój pech się nie skończył, wchodząc do domu zauważyłam obce buty, pomyślałam że pewnie przyszedł ktoś do mojego brata. Zdjęłam buty i kurtkę, szłam kulejąc w stronę swojego pokoju. Otworzyłam drzwi z impetem nie zwracając na nic uwagi, rzuciłam torbę na ziemię i zauważyłam że ktoś mi się przygląda. Podniosłam głowę i ujrzałam jego:

-Co Ty tu robisz?- Rzuciłam wściekle.

-Przyjechałem, żeby Cię zobaczyć. Tęskniłem.- Podniósł się z łóżka i podszedł do mnie pewnym krokiem.

-Teraz za mną tęsknisz? Teraz?-Krzyknęłam głośniej niż chciałam.-Po tym jak się do mnie nie odzywałeś przez miesiąc, gdy nie odpisywałeś na sms'y i maile?

-Przepraszam.- Wiedziałam, że jest mu przykro ale w tym momencie byłam tak wściekła że nie myślałam nad tym co mówię.

-Wyjdź stąd!- Mój krzyk odbił się od ścian.

-Dobrze ale najpierw daj mi wytłumaczyć.- Mówił spokojnie bo wiedział że gdyby podniósł głos mogła by wywiązać się straszna kłótnia.

-Co chcesz mi wytłumaczyć? To, że miałeś mnie gdzieś gdy do Ciebie pisałam, gdy nalegałam na spotkanie? No proszę bardzo, mów!

-Chciałem sobie wszystko poukładać dlatego się nie odzywałem, chciałem sprawdzić czy będę tęsknił za Tobą, chciałem sprawdzić czy nadal Cię kocham.

-Skończyłeś?!- Zdobyłam się na tyle ironii na ile mogłam, mało brakowało a rozpłakałabym się na jego oczach.-Wyjdź, proszę wracaj tam skąd przyjechałeś, zapomnij o mnie tak jak do tej pory o mnie nie pamiętałeś. Nie pisz do mnie ani nie dzwoń, nie walcz o mnie! Po prostu wynoś się z mojego życia!

-Wiesz, że tak się nie da? Nie mogę o Tobie zapomnieć bo Cię kocham, dla mnie jesteś najważniejsza. Przepraszam, że tak późno to zrozumiałem i kazałem Ci tyle czekać, wyobrażam sobie jak musiałaś cierpieć. Proszę wybacz mi.

-Nic sobie nie wyobrażasz, nie wiesz ile czasu zajęło mi zrozumienie tego że mnie nie chcesz, przyzwyczajenie się do tej pieprzonej myśli że już nie jestem najważniejsza. Zniszczyłeś mnie a teraz się wynoś! Nie chcę na Ciebie patrzeć.- Już nie powstrzymywałam płaczu, łzy leciały strumieniem po moich policzkach rozmazując makijaż. W końcu opuścił mój pokój, wyszedł tak jak zrobił to miesiąc temu, gdy tak jak dziś stał przede mną i mówił że nie chce ze mną utrzymywać żadnego kontaktu. Po jego wyjściu pozwoliłam łzom spokojnie płynąć, ból był nie do zniesienia. Za dużo przyjmowałam do siebie i teraz musiałam to wszystko wypłakać. Leżałam na łóżku i płakałam, telefon leżał na komodzie, najchętniej wyrzuciłabym go gdzieś za okno. Mój pokój znajdował się na poddaszu, był to malutki pokoik, chyba najmniejszy w całym domu. Miałam piękny widok na góry. Zawsze w takich chwilach siadałam na parapecie, który wyłożony był poduszkami z różnych zakątków polski, jednak tym razem wolałam zostać w łóżku. Nagle usłyszałam wibracje, podniosłam głowę i wzięłam telefon do ręki. Dzwoniła mama:

-Cześć, słuchaj. Mogłabyś po szkole zajść do biuro serwis odebrać dla mnie ważne dokumenty?- Zapytała jak zwykle, bez zwracania uwagi na to co się ze mną dzieje.

-Cześć mamo, nie nie mogę. Stłukłam kostkę i nie dam rady chodzić. Zadzwoń do taty. Cześć

Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć rozłączyłam się i pogrążyłam w płaczu, po godzinę usnęłam. Śniło mi się, że jestem w jakimś lesie, daleko od domu. Słyszałam jakieś rozmowy ale nie mogłam rozpoznać głosów, zaczęłam biec. Nie wiem czy ktoś mnie gonił ale biegłam. I nagle poczułam że ktoś mnie złapał za ramię, przestraszona otworzyłam oczy i zobaczyłam mojego starszego brata. Zawsze był kiedy go potrzebowałam, miał jakieś dziwne przeczucie (przynajmniej on tak twierdził). Usiadł na łóżku koło mnie i powiedział:

-Wiem, że on dziś tu był. Wiem o Twojej kostce i pechowym dniu.

-Skąd?- Zapytałam, ale nie interesowała mnie odpowiedź.

-Miałem przeczucie, że dzieje się z Tobą coś złego.

-Fajnie. Chcesz coś jeszcze? Czy pozwolisz swojej ukochanej siostrze pogłębić się w smutku?

Mój brat był wysokim brunetem, z ciemnymi oczami, które odziedziczył po tacie. Zawsze uśmiechnięty, typowy śmieszek (tata zawsze tak na niego mówił), uwielbiał szybkie samochody, sport (najbardziej siatkówkę oraz piłkę nożną) no i większość moich koleżanek się w nim podkochiwało. Mnie zawsze traktował jak księżniczkę, nie mogłabym na niego narzekać. Jest po po prostu świetny.

-Mam Twoją ulubioną czekoladę, skusisz sie?- Wiedział, jak mnie zmusić do rozmowy.

-Max, ehh- Znów zaczęłam płakać, nie wiem nawet dlaczego, sądziłam że wypłakałam wszystko.

-Ej, Miśka, spokojnie. Nie płacz. Masz tu czekoladę, ja idę po koc i zaraz wracam. -Wyszedł z mojego pokoju ale wiem że poszedł na dół, słyszałam że zbiegał po schodach. Po 10 minutach wrócił z kocem i kakao.

-No dobra a teraz opowiadaj, jaki to straszny dzień dziś miałaś- Powiedział podając mi ciepły kubek.

-Spadłam z łóżka rano- zaczęłam opowieść- potem ochlapał mnie samochód, stłukłam kostkę, facet od matmy na mnie krzyczał i dostałam kose bo zaczęłam z nim dyskutować a potem zjawił się Adrian, po miesiącu przypomniał sobie że jednak istnieje, rozumiesz? Po miesiącu zjawił się i oznajmił mi że tęsknił.

Max słuchał uważnie, nigdy nie przerywał jakby wczuwał się w to co ja czułam, nigdy nie krytykował. Słuchał do końca po czym pocieszał. Tak było i tym razem.

-Nigdy za nim nie przepadałem i dobrze o tym wiesz. W tym momencie mógłbym z nim zrobić coś niezbyt miłego, bo skrzywdził Ciebie ale wiesz też że tego nie zrobię. Mogę jedynie powiedzieć że miałaś chyba najbardziej pechowy dzień jaki może mieć człowiek.- Max zaczął się śmiać, śmiech miał bardzo zaraźliwy, więc mimo płaczu, rozmazanego makijażu i potarganych włosów zaczęłam się śmiać z własnego nieszczęścia. Siedzieliśmy do późnego wieczoru.

-Dobrze że jutro sobota, nie musimy iść do szkoły. Może wybierzesz się ze mną do kina, albo na pizze? Co Ty na to?

-Dobry pomysł.

Max poszedł do swojego pokoju, który znajdował się tuż pod moim. Miał o wiele większy pokój ode mnie ale jakoś nigdy nie przeszkadzało mi to. Poszłam do łazienki, wzięłam długą kąpiel i ubrana w ciepłą piżamę poszłam spać. Tym razem nic mi się nie śniło, całą noc miałam "czarną plamę". Rano obudził mnie znajomy zapach kawy i świeżych bułek. Tata zawsze rano robił zakupy i gdy chciał mnie obudzić robił kawę. Podniosłam się z łóżka w o wiele lepszym humorze niż miałam wczoraj. Mamy jak zwykle nie było, pracowała w dużej korporacji na stanowisku dyrektora działu. Przywykliśmy, że widywaliśmy ją w niedziele. Zeszłam na dół mocno kulejąc, moja kostka mocno spuchła i zrobiła się sina.

-Cześć tato.

Mój tata prowadził własną działalność a mianowicie sklep z narzędziami samochodowymi, zaraził pasją Maxa i mnie. Zawsze razem majsterkowaliśmy przy rodzinnym samochodzie.

-Cześć królewno, jak się spało?

-Nic nadzwyczajnego, Max już wstał?

-Nie, Max jeszcze śpi. A mama prosiła żebyś do niej dziś zadzwoniła jak będziesz mogła.

-Dobra, okey zadzwonię.

Podeszłam do stołu i tata zauważył dotychczas ukrywaną przeze mnie kostkę.

-O nie, ta Twoja kostka, zjesz śniadanie i jedziemy do szpitala, rozumiesz?

-Ale tato, nie trzeba, nie boli mnie nic.- Próbowałam wyperswadować mu pomysł zawiezienia mnie do szpitala.

-Nie ma żadnej dyskusji. Jedz śniadanie, ubieraj się i jedziemy.

30 minut później siedziałam już w samochodzie z tatą. Do szpitala mieliśmy może 3 kilometry. Wizyta jak wizyta, najpierw rejestracja, później 30 minut czekania aż Pan doktor mnie przyjmie po czym zwykłe stwierdzenie że nic mi nie będzie i "do wesela się zagoi". Tata nie był zadowolony z takiego obrotu sprawy ale nic nie powiedział. Zabrał mnie z powrotem do domu, gdzie czekał już Max.

-Hej, gdzie byliście?

-W szpitalu, Twoja siostra ma spuchniętą kostkę i się martwiłem ale lekarz stwierdził jak zwykle że to nic poważnego i wypisał naszej kochanej Miśce zwolnienie ze szkoły.

-Oooo to nici z naszych dzisiejszych planów?- Zapytał lekko zasmucony Max.

-Nie nie nie, nie ma mowy. To tylko kostka, pójdziemy. Założę stabilizator i będzie okey.

Za nic w świecie nie chciałam zostać w domu, szczególnie że była ładna pogoda. Świeciło słońce i wreszcie wyglądało tak jakby wyczekiwana przeze mnie wiosna nareszcie przyszła. Bratu nie zbyt spodobał się mój pomysł ale jak tata pozwolił wziąć mu samochód to się zgodził i już godzinę później wchodziliśmy do naszej ulubionej pizzeri. Zawsze do niej chodziliśmy, znali nas tam wszyscy dlatego nawet nie musieliśmy zamawiać pizzy bo gdy tylko usiedliśmy do naszego stolika, który stał przy oknie, tak że mogliśmy patrzeć na ludzi którzy idą chodnikiem, pizze już przyniósł nam kelner. Podziękowaliśmy mu i zaczęliśmy zajadać się naszym ulubionym daniem. Tak byliśmy pochłonięci rozmową że nie zauważyliśmy jak przy naszym stoliku pojawił się Tomek (najlepszy przyjaciel Maxa, wysoki blondyn, typowy skejcik, zawsze z deskorolką, bardzo pewny siebie, nawet go lubiłam).

-Siemanko rodzinko M. - Z przyzwyczajenia każdy tak na nas mówił

-Cześć. Dosiądziesz się? Czy przyszedłeś tylko na chwilę?- Zapytałam z uśmiechem.

-A w sumie, nie nie śpieszę się. Z wielką chęcią się dosiądę.

I już w trójkę spędziliśmy resztę popołudnia. Do domu wróciliśmy dopiero po 16:00. Mama była już w domu, gdy weszłam krzyknęła żebym do niej przyszła. Wiedziałam, że coś się stało, bo ton jej głosu nie wskazywał nic dobrego.

-Od czego do cholery masz telefon?!- Krzyknęła gdy tylko pojawiłam się w drzwiach do jej gabinetu.

-Zapomniałam że miałam zadzwonić, okey? Nie krzycz na mnie.- Z pewnością temperament miałam po niej.

-Zapomniałaś?! A gdybym umarła, zapomniałabyś przyjść na pogrzeb?!- Ton głosu wskazywał że jest wściekła.

-Nie chce mi się z Tobą rozmawiać. Idę na górę.- Powiedziałam i odwróciłam się w stronę schodów.

-Czekaj, czekaj moja panno...- Mama coś krzyczała jeszcze ale w zasadzie nawet nie słyszałam co, albo może nie chciałam jej słyszeć. Weszłam do pokoju i zdjęłam stabilizator, położyłam go na komodzie razem z telefonem i wzięłam laptopa. Usiadłam na swoim ulubionym miejscu, oczywiście po tym jak laptop się już uruchomił włączyłam fb w celu sprawdzenia co tu słychać u moch znajomych. Moim oczom ukazał się post Adriana "w związku z Martyna Kalicka". Do oczu napłynęły mi łzy. Wyłączyłam laptopa i zeszłam na dół do pokoju Maxa. Weszłam do pokoju bez pukania, brat siedział przy biurku i coś rysował.

-Max, on ma dziewczynę.- Te słowa przeszły mi przez gardło tak ciężko. Zadławiłam się łzami.

-Siadaj.-W mgnieniu oka odwrócił się na krześle żeby na mnie spojrzeć.

Max wiedział dokładnie co mi powiedzieć, po wyjściu z jego pokoju uspokojona poszłam do kuchni. Chciałam zrobić kanapki i w ramach podziękowań zanieść je bratu. Wiedziałam że kanapki z szynką, serem i pomidorem będą najlepszym podziękowaniem jakie mogłabym mu dać. Znów weszłam do pokoju bez pukania, zauważył mnie od razu bo bardzo nie starannie otworzyłam drzwi

nogą. Podbiegł do mnie natychmiast i zabrał tackę z herbatą i kanapkami.

-O dzięki, właśnie miałem iść po coś do jedzenia.

-To w ramach podziękowań.

-Podziękowań za?- Uwielbiał się ze mną drażnić.

-Za to że jesteś najwspanialszym, najlepszym i najukochańszym bratem o jakim mogą śnić wszystkie dziewczyny.

Następne kilka dni nie wychodziłam z domu, opuchlizna wciąż mi nie zeszła więc o chodzeniu nie było mowy. Siedziałam całymi dniami sama, rodzice w pracy a Max w szkole. Wciąż na nowo szukałam sobie jakiegokolwiek zajęcia, aż pewnego dnia po kłótni z mamą pobiegłam do łazienki...

Zaczęło się od jednego małego cięcia, uspakajałam się po czym kolejna kreska jakby dla zabicia nudy. Max o niczym nie wiedział, nie chciałam go tym obarczać, mimo to wiedziałam że pewnie by mi pomógł ale cięcie stało się moim nałogiem. Uwielbiałam patrzeć na krew spływającą po moich rękach i nogach by potem ukrywać to pod warstwą ubrań. Po tygodniu wreszcie poszłam do szkoły, mimo że widywałam się z ludźmi wcale nie było mi łatwiej, żyletki zastępowałam coraz to nowszymi narzędziami. Nie chciałam się zabić, cięcie stało się sposobem na zabicie nudy. Z Maxem kontakt coraz bardziej mi się psuł, gdy on próbował ze mną rozmawiać ja go zbywałam albo odpowiadałam w chamski sposób aż doszło do tego że w ogóle się do siebie nie odzywaliśmy. Straciłam brata, później tatę a na końcu mamę z którą w zasadzie i tak nie rozmawiałam. Wszystko psułam, stopnie w szkole wciąż leciały w dół, zachowanie naganne. Zaczęłam nawet palić i pić, tylko nie wiem po co. Wszystko zwalałam na Adriana, obrzucałam go złowrogim spojrzeniem na każdej przerwie. Ludzie powoli zaczynali się mnie bać co jak później się okazało skutkowało tym iż nie miałam nikogo. Co gorsza ja nie widziałam w tym nic złego.

Mijały miesiące a na moim ciele zaczynało brakować miejsca na nowe blizny, cięcie nie sprawiało mi już tej samej radości co wcześniej, mój pokój zaczął być dla mnie za mały, zaczęło brakować mi ludzi. Pewnego ranka, nawet wyszłam z pokoju i ruszyłam schodami w dół prosto do pokoju Maxa, weszłam jak kiedyś, bez pukania ale jego tam nie było, nie czekał jak zawsze, nie przeczuwał że dzieje się ze mną coś złego tak jak było to dawniej. Poszłam więc do kuchni zobaczyć czy jest tata ale jego też nie było, nie budził mnie nawet od jakiegoś czasu ten uroczy zapach kawy i świeżych bułek. Dopiero teraz czułam się sama. Na stole leżała kartka :Nie czekajcie na mnie, wrócę późno. Mama. Spoko- pomyślałam i wyciągnęłam z kieszeni dresów telefon. Zadzwoniłam do Maxa ale on nie odbierał, później do taty ale tu też brak odzewu. Wróciłam załamana do pokoju.

-I widzisz co narobiłaś?- powiedziałam do odbicia w lustrze.

Myślałam, że moje odbicie mi odpowie ale zastałam tylko głuchą ciszę. Zaczynałam tego szczerze nienawidzić. Wiedziałam, że potrzebuję pomocy. Pierwszy raz od tak długiego czasu włączyłam komputer, zaczęłam szukać jakiegoś psychologa i znalazłam. Zapisałam na kartce adres i numer telefonu, postanowiłam, że tam pójdę i opowiem o wszystkim co mnie dręczy. Dokładnie pod drzwiami zwątpiłam.

-Kogo ja oszukuje, nikt mi nie może pomóc- powiedziałam do siebie za głośno.

-Owszem, może Ci pomóc, tylko wejdź tu.- Powiedział młody chłopak, nie wiem być może w moim wieku, może starszy ale na pewno nie młodszy. Złapał mnie za rękę i poprowadził przez drzwi na górę po schodach. Otworzył szklane drzwi i moim oczom ukazała się wielka sala. Nikogo prócz nas tam nie było. Wtem zza rogu wyszedł młody mężczyzna. Pomyślałam, że to pewnie terapeuta i wyciągnęłam rękę żeby się przedstawić. Mężczyzna zdecydowanym uściskiem pokazał mi że nie mam się czego obawiać. Po 20 minutach zaczęli zbierać się ludzie. Każdy zajął miejsce w okręgu i zaczęły się zajęcia. Najpierw wstał pewien młody chłopak przedstawił się i zaczął opowiadać swoją historię. Już teraz wiedziałam, że nie tylko ja miałam problemy, Ci ludzie mieli o wiele gorzej. Siedziałam i słuchałam, gdy nagle usłyszałam jak terapeuta wymawia moje imię.

Wstałam i zaczęłam:

-Mam na imię Dominika, jednak wszyscy mówią na mnie Miśka. Mam 17 lat, chodzę do szkoły i mam starszego brata Maxa. Moja mama ciągle pracuje, więc w zasadzie jej nie widuję. To tata mnie wychował, zawsze był kiedy go potrzebowałam tak jak Max. Moje problemy zaczęły się jakieś 1,5 roku temu, gdy chłopak który z dnia na dzień zerwał ze mną kontakt nagle się pojawił, przepraszał i twierdził że tęskni... Wyrzuciłam go wtedy z pokoju i właściwie moje problemy rozpoczęły się od tego, że ustawił związek z dziewczyną której nienawidziłam. Od tego momentu moja sytuacja dnia na dzień się pogarszała aż pewnego dnia mama doprowadziła do tego że zaczęłam się ciąć.- podsunęłam rękaw do góry, żeby pokazać blizny, widziałam w oczach ludzi zmieszanie- Cięłam się w zasadzie codziennie, odtrącałam Maxa i tatę, dogryzałam im na każdym kroku. Uwielbiałam moje blizny i krew, która spływała po moim ciele. Teraz wiem, że nie powinnam tego robić. Teraz wiem, że straciłam wszystkich, którzy chcieli dla mnie dobrze. I naprawdę nie wiem jak mam to odbudować.- Do moich oczu napłynęły łzy.

-Dziękujemy za wyznanie, Dominiko, postaramy się Ci pomóc. Teraz usiądź.

Usiadłam i poczułam ciepło ręki na mojej dłoni, przez łzy się uśmiechnęłam. Po zajęciach czułam się lepiej, postanowiłam że naprawię moje stosunki z rodzicami i Maxem. Wychodząc z budynku, chłopak który mnie tam zaprowadził, złapał mnie za rękę.

-Przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się Karol.

-Hej, przepraszam ale muszę lecieć, muszę naprawić swoje życie. Spotkamy się na następnych zajęciach. - Posłałam mu szczery uśmiech i popędziłam po schodach w dół a później prosto do ulubionej kawiarni.

Kupiłam kilka ciastek, które uwielbiają moi domownicy. Później skoczyłam jeszcze do spożywczaka i kupiłam kilka produktów na obiad. Dosłownie wleciałam do domu i zabrałam się do pracy. Włączyłam muzykę uprzednio sprawdzając czy nikogo nie ma w domu i zabrałam się za przygotowania. Akurat zakończyłam przygotowania całej zastawy gdy do domu zaczęli wchodzić rodzice z Maxem. Zaprosiłam ich do stołu, widziałam w ich oczach wielkie zdziwienie. Gdy już wszyscy usiedli ja przyniosłam danie które wszyscy uwielbialiśmy-lasagne. Nim zaczęliśmy jeść wstałam i poprosiłam aby mnie posłuchali. Mama zdziwiona powiedziała żebym mówiła, wzięłam głęboki wdech i powiedziałam im wszystko co leżało mi na sercu, płakałam przy tym ale chciałam żeby wiedzieli co się ze mną działo. Przeprosiłam ich za to jaka byłam, powiedziałam również że chcę się zmienić żeby było jak kiedyś. Patrzyli na mnie w ciszy, nikt się nie odzywał i tak na prawdę po minie mamy widziałam że ją to nic nie interesuje.

-Skończyłaś? Możemy już jeść- Rzuciła z siebie z idealnie dobraną ironią. Tylko ona to potrafiła.

-Możesz wreszcie skończyć? Nie widzisz co dzieje się z naszym dzieckiem? Nie widzisz tego jak ona cierpiała? Co z Ciebie za matka!- Tata stanął w mojej obronie, Max tylko się wszystkiemu przyglądał a ja czekałam na rozwój sytuacji.

-Mogłam ją usunąć bez Twojej zgody! Nigdy jej nie chciałam!

Spojrzałam na mamę, podniosłam się z oczami pełnymi łez. Jedyne co zdążyłam z siebie wydusić to:

-Nienawidzę Cię.

Później już nic nie pamiętam. Obudziłam się w szpitalu, pod kroplówkami. Koło łóżka siedział Max, taty nie było.

-Co się stało?- zapytałam

-Zemdlałaś, lekarze powiedzieli, że z przemęczenia.

-Gdzie tata? Dlaczego... -Nawet nie dałam rady z siebie tego wydusić.

-Spokojnie, tata rozmawia z lekarzem. Zaraz powinien przyjść.

-A co z mamą?

-Naprawdę chcesz wiedzieć?- Zapytał a gdy kiwnęłam potwierdzająco głową otworzył usta.

-Tata kazał się jej wynosić z naszego domu, jutro prawdopodobnie złoży papiery o rozwód.

Patrzyłam na Maxa z niedowierzaniem, nie pamiętałam co mama powiedziała ale nie chciałam go o to pytać bo widziałam w jego oczach ogromny ból.

Nagle na sali pojawił się tata. Powiedział, że będzie wszytko dobrze ale nic nie wspomniał o mamie.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania