Poprzednie częściZłodziej snów - rozdział I

Złodziej snów - rozdział IV

ROZDZIAŁ 4

Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, gdy zobaczył, ze wyciąga ku niemu dłoń, na której leży ciemnobrązowa pestka.

- Pestka? - pyta.

- Pestka - odpowiada mu Sara. - Z brzoskwini. Teraz mi wierzysz?

Nie wiedział, czy wierzy. Głupio mu było przyznać, ze wątpił w jej słowa. 'Wszyscy mamy przecież marzenia, mniej lub bardziej realne. Mamy też sny, takie, jakie chcemy'.

- Myślałem, że lunatykujesz - dodał. - Jak Abigail z pierwszego piętra.

- Dziwna Abigail? - spytała. Była ona niską i krępą blondynką, widziały się może ze dwa razy. Nic poza tym. - A co się z nią stało?

Ethan jak zawsze wyjął z kieszeni kawałek tabliczki czekolady. Chciał poczęstować Sarę, ale dziewczyna odmówiła.

- Spadła ze schodów i złamała nogę - odpowiedział. - Od tej pory Susan zamyka na noc jej pokój.

- Powiedz mi - usiadła obok niego na łóżku - kim właściwie jest Susan?

Ten spojrzał na nią, jednocześnie jedząc kostkę ciemnego przysmaku. Wydawał się być zdziwiony tym, że Sara zadała takie pytanie.

- Każdy z nas na ciocię Susan. Jest jak anioł, tylko, że stary.

- Mówiłeś przecież, że nie wierzysz w anioły.

- Bo nie wierzę - odrzekł, jednocześnie zgniatając sreberko z czekolady w kulkę. - W każdym razie w istoty z wielkimi skrzydłami na plecach.

- A istnieje w ogóle coś, w co wierzysz? - spytała z pogardą.

- Wierzę w ludzi - wstał i zaczął przeciągać.

- Przecież ludzie istnieją, Ethanie.

- Nie tacy, jakich bym chciał - wziął do ręki pestkę nieznanego pochodzenia i bacznie się jej przyglądał. - Przecież tak wielu z nich ma zadatki na anioła, a mimo to wstydzą się tego. Ale jeśli czegoś bardzo pragniemy i z całych sił w to wierzymy, w końcu musi się spełnić.

Zdawało jej się, że gdzieś już słyszała te słowa. Padły one z ust pewnej miłej kobiety, którą przywykła nazywać 'mamą'.

Po chwili dodał, już w sprawie nasiona:

- Dziwne.

- Co?

- Zdawało mi się... - spojrzał w duże lustro wiszące na drzwiach szafy.

- No wyduś to z siebie! - zniecierpliwiła się Sara.

On tylko energicznie chwycił ją za rękę i pociągnął za sobą do wyjścia.

- Chodź szybko!

Zbiegli po schodach na parter. Sara była wciąż zaniepokojona tak niespotykanym zachowaniem Ethana. Co takiego zobaczył w tym lustrze?

- Dokąd mnie prowadzisz? - wyrwała się, gdy wybiegli na świeże powietrze.

Zziajany z trudem łapał powietrze na mrozie.

- Ta pestka - wycedził. - Trzeba się jej pozbyć. Tylko spójrz.

Upuścił ją, a ona wraz z upadkiem wydrążyła w śniegu dołek i prawie natychmiast zaczęła kiełkować. Spojrzeli po sobie z niedowierzaniem.

- Wszystko, co istnieje w twoich snach - odparł - zyskuje tutaj magiczną moc. I na odwrót. Jeśli zabierzesz pestkę z powrotem, to odzyska swoją pierwotną postać i znów stanie się zwykłym nasionem - podniósł ją. - A lustro pokazuje czasem to czego nie da się zobaczyć gołym okiem.

- Co masz na myśli?

- W odbiciu lustrzanym pestka stała się brzoskwinią.

Ona jednak nie uwierzyła mu na słowo. Przecież zwykła pestka nie sprawiła, że zaczął zachowywać się tak dziwnie. Jakby bał się, że coś ważnego wyjdzie na jaw...

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania