Poprzednie częściZŁOŚNICA ZUZANNA I

ZŁOŚNICA ZUZANNA II

"NEW LOOK" - ale charakter ten sam

Tak więc teraz pracuję w Kancelarii Podatkowej Drawiedzki. Nie znalazłam mężczyzny życia, choć poznałam jego syna. Zauroczona nim niemal od pierwszej chwili, równie szybko się otrząsnęłam. Był aroganckim, pewnym siebie kobieciarzem. O ile jego uroda potrafiła przyćmić rozsądek, o tyle jego traktowanie (mnie) — jak niedojrzałej, nieatrakcyjnej gimnazjalistki — uderzyło w najbardziej wrażliwe rejony mojej kobiecości. Tak więc od pierwszego dnia naszej znajomości weszliśmy na pole walki.

Minęło już pół roku odkąd zaczęłam pracę na nowym stanowisku. Muszę przyznać, że całkiem dobrze się tu odnalazłam, choć pierwszego dnia przeraziło mnie eleganckie, drewniane biurko, za które mnie posadzono — na widoku! Oddychając głęboko, powtarzałam sobie, że to jak lada w kawiarni: wszyscy cię widzą, ale to nie znaczy, że się tobą zainteresują. Tyle że tutaj wymagana była większa elokwencja.

Objęłam stanowisko drugiej asystentki. Pierwsza siedziała po drugiej stronie ogromnego holu. Podział był prosty: ona musiała być wykształcona i elokwentna, ja — kulturalna, wielojęzyczna, przynosząca kawę, umawiająca spotkania, wpisująca pocztę i zaprzyjaźniona z kserokopiarką. Nie był to szczyt marzeń, ale każde wyjście na biznesowe spotkanie do eleganckiej restauracji jako tłumaczka wywoływało przyjemne dreszcze w moim żołądku. A wypłata była bardzo zadawalająca za taki zakres obowiązków.

Drawiedzcy zajmowali się rachunkowością dużych przedsiębiorstw, mieli liczne kontrakty i mnóstwo pracy. Trochę zachłysnęłam się tą elegancją. I choć nasi klienci byli zachwyceni parzoną przeze mnie kawą — a swoją drogą udało mi się namówić Cezarego na zakup porządnego ekspresu — to i tak często wychodziliśmy do LaCafe. Bogaci ludzie lubią afiszować się tym, że ich na wszystko stać. Ja też często tam zaglądałam. Jak dziś, wchodząc bez krępacji za ladę i parząc sobie kawę, a Marta nie ma z tym najmniejszego problemu. Na szczęście piłam za darmo. Życie jest piękne!

– Podoba ci się? – zapytałam szczerze ciekawa jej opinii.

To był dzień początkujący zmiany: mój nowy look. Ścięłam długie kasztanowe włosy do połowy karku. Byłam świeżo po stylizacji więc luźne loki, odświeżony kolor skomponowały się z piegami na nosie i kościach policzkowych. Teraz w końcu wyglądały uroczo. Namalowałam nawet względnie równe kreski na powiekach i użyłam pomadki w odcieniu subtelnego brązu, która uwydatniła moje pełne usta. Czułam się jak z okładki — w czarnym golfie, mini spódniczce i kozakach. Niczym z okładki jesiennej. Tym razem nie pożałowałam nadszarpnięcia oszczędności.

– Wyglądasz jak z okładki!

– I tak się czuję.

– Cezary powinien dać ci podwyżkę. Na pewno klienci będą chętnie wracać – szturchnęła mnie.

– Mylisz biura moja droga, ale…może teraz w końcu kogoś uda się wyrwać – zażartowałam. W ostatnim czasie zrezygnowałam z poszukiwań. Skupiłam się na szkoleniach, na które wysyłał mnie mój szef. Ale przed sobą samą nie mogłam zaprzeczać. Byłam spragniona uwagi.

– A propos… Madzia jutro przyjeżdża. Wybieramy się na miasto, Renia z Rafałem też będą. Może dołączysz… coś wyrwać – wyraźnie zakpiła. Była jak starsza siostra, karcąca młodszą w stylu „Nic na siłę”, „Przyjdzie czas” albo „Zasługujesz na kogoś wyjątkowego. Nic na siłę”. A, że nie mam rodzonej siostry, a dwóch braci to był to przyjemny akcent w moim życiu.

Chciałam wyjść. Kusiła. Ale nie mogłam, czekało mnie kolejne szkolenie, na którym trzeźwa głowa to podstawa.

Kawiarnia o tej godzinie nie liczyła wielu gości, więc spokojnie wypiłyśmy kawę i choć spóźniona, bez stresu wróciłam do biura, kilka metrów dalej.

„Kocham moje życie” myślałam podczas tego krótkiego spaceru.

Byłam gotowa na komplementy. Ba, wręcz ich oczekiwałam. Dumnie przekroczyłam próg biura. Każdy mówił, że wyglądam oszałamiająco, że przemiana jest spektakularna. Pławiłam się w tych słowach. Złapałam się nawet na tym, że podziwiałam swoje zgrabne nogi opięte czarnymi rajstopami. Do czasu, aż pojawił się mój naj-nie-ulubieńszy szef — Mateusz.

Jeśli ktoś chciałby zobaczyć, jak wyglądał Cezary w młodości — miał okazję. A może nawet oglądał jego lepszą wersję. Gęste, ciemne włosy, przystrzyżony zarost podkreślający ostre rysy, oczy w kolorze głębokiego błękitu. Do tego szerokie ramiona i wyrzeźbione ciało — efekt lat treningów kajakarstwa. Gdyby nie jego zamiłowanie do liczb, pewnie byłby dziś sportowcem. Zamiast tego — wybrał drogę zawodową i wyglądało na to, że nie żałował.

Imponował. Wyglądem, pracowitością, szybkością rekacji , mogłabym wymieniać długo. Ale to, co działało na wielu, mnie już nie ruszało. Może dlatego, że pierwszego dnia pracy przyłapałam go z Anitą przy kserokopiarce? W bardzo, ale to bardzo jednoznacznej sytuacji.

Od tamtej pory wiało między nami syberyjskim, morderczym chłodem. On traktował mnie jak insekta, ja jego — jak czarny charakter w moim życiu. I chyba z czasem zaczęło mi się to podobać. Był moim szefem, ale ja mogłam być dla niego niemiła, złośliwa i zadziorna. Odpowiadał tym samym choć dziś nie mógł zepsuć mi humoru. Miałam w sobie zbyt dużo radości i pewności siebie.

– Przez chwilę miałem nadzieję, że ojciec zatrudnił nową asystentkę – zmierzył mnie zaskoczonym spojrzeniem, gdy odkładałam segregatory na regał. Wyprostowałam się z dumą, delektując tą chwilą.

– Nie. To wciąż ja – sięgnęłam po skserowane dokumenty i podałam mu je krzyżując ręce na piersi. – Kazał ci to przekazać.

– Nie ma go? – wskazał na drzwi.

– Nie. Wyszedł wcześniej.

Sandra właśnie wróciła z przerwy i oczywiście rozpromieniła się na widok Mateusza.

– Czy podać panu kawę, panie Mateuszu? – świergotała słodko. Pracowałam tu pół roku i dalej nie mogłam tego pojąć. Była od niego starsza o pięć lat, a zachowywała się jak napalona nastolatka. Choć to ja w jego oczach nosiłam to miano. Prychnęłam w duchu.

– Tak. Przynieś do mojego gabinetu – rzucił, a Sandra niemal pobiegła w podskokach.

– Skąd pomysł na taką zmianę? Facet?

– Nie. Choć jestem niemal pewna, że to zmieni mój status – odpowiedziałam sarkastycznym tonem, choć nie dało się ukryć nuty prawdy w moich słowach. Układałam dokumenty, nie widziałam jego twarzy, ale czułam to zimne spojrzenie.

– Czy fryzjer podciął ci również jadowity język?

Posłałam mu groźne spojrzenie, które tylko go rozbawiło.

– Nie liczyłbym na zmiany w życiu towarzyskim. Wygląd to nie wszystko.

– I kto to mówi – oparłam się o biurko, stając naprzeciwko.

– Uważaj, do kogo mówisz – odparł chłodno, jak zawsze. Nie wystraszył mnie.

– Słyszałam, że faceci lubią, gdy kobieta ma charakter – odcięłam się.

– Tak. Ale w łóżku.

Westchnęłam zniechęcona.

– Czy czegoś pan potrzebuje, czy mogę już wrócić do swoich obowiązków?

– Jest wiele rzeczy, których potrzebuję.

– Coś, co ja mogę zrobić – zaznaczyłam swoją osobę.

– Faktycznie. Od ciebie niczego nie potrzebuję.

– To żegnam – machnęłam ręką.

– To moje biuro – zauważył.

– A mimo to — żegnam – uśmiechnęłam się słodko, choć fałszywie.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Grain pół roku temu
    Zołzanna.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania