zmartwiony

skrobanie po drzwiach

ciszę rozprasza ciężar księżyca

na skroniach zimny pot

po policzku leniwie płynie łza

róże na stole

zasuszony w nich czas

 

pomiędzy nami strach

wpisany w nasze DNA

potwierdziły to badania na zwierzętach

 

jestem starym zgredem

bojaźliwie patrząc w lustro

wybaczam wszystko

co wiemy o sobie

nic nie powiem tak wyparte słowa

kłamstwem obleczone dłonie

kochać nikt nie zabroni

 

wybrałaś inną drogę

znaliśmy się jak dwa łyse konie

znaliśmy siebie choć byłaś wiatrem

tajemnicą pojawiałaś się z nikąd

płonę jak latarnia gasiłaś ogień

daleko od siebie tak będzie dobrze

 

nie nadejdziesz tej jesieni

może i lepiej wystarczy bólu

cierpi dusza wieczna wędrówka

żegnaj miła żegnaj przyjacielu

 

autentycznie kocham Cię

bez szans czas na strach

co dalej by samemu trwać

idę drogą w innym kolorze

szukam miejsca mój Boże

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Zwiastun ponad rok temu
    Wspaniały wiersz tak mi bliski.
  • Yaro ponad rok temu
    Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam:)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania