Zmienić przeznaczenie - Rozdział 7
Siedziałam z kawą, w ręku i przeglądałam resztę rzeczy w kufrze. Było w nim pełno starych zdjęć, miłosne listy dziadka do babci, w których opisywał jak bardzo ją kochał i ile znaczyła dla niego. To była wielka miłość. Moi rodzice też się bardzo kochali.Najczęściej okazywali sobie uczucia w nocy. Mnie nie było dane przeżyć, takiego pięknego i niepowtarzalnego love story.
Skończyłam rozmyślać o tym i powróciłam do przeglądania. Nie wiadomo skąd, usłyszałam dziwny głos. W pierwszej chwili stwierdziłam, że mam omamy, ale głos stawał się coraz bardziej intensywniejszy i dochodził za moich pleców. Odwróciłam się, ale nikogo nie było. Ja pierdziele, chyba wariowałam, bo zaczęłam gadać do pustego pomieszczenia.
- Kto tu jest? - nikt mi nie odpowiedział.
- Aaron, przestań robić sobie głupie żarty - byłam pewna, że to on. Nagle usłyszałam bardzo wyraźny, głos kobiecy.
- Włóż na siebie suknie trzecią, nie trać czasu, lecz ją wkładaj. Babcia Lidia, wciąż tam czeka, idź się ubierz, ja poczekam - wstałam i nie byłam pewna czy mam to zrobić. Babcia jasno dała mi do zrozumienia, że mogę przenieść się w czasie, według zapisanych dat. Teraz słyszałam głos, który gadał mi w jakieś, dziwnej rymowance. O co tu chodziło? Oczywiście, że miałam ochotę założyć na siebie, tą piękna, złotą suknię, ale jakaś część mnie się hamowała. Przemyślałam to co usłyszałam i podjęłam decyzję, póki nie znajdę babcinych dzienników.
- Śpiesz się moja droga, śpiesz. Czas nieubłaganie mija, a ty stoisz i rozmyślasz - co to był za głos? Stawał się bardziej nachalny i stanowczy. Nie podobało mi się to wcale i szczerze mówiąc, bałam się.
- Odejdź stąd i zostaw mnie w spokoju! - krzyczałam głośno, a mój głos roznosił się, po pomieszczeniu.
- Nikt nie umknie przed przeznaczeniem, załóż ją, a wszystko się zmieni - co to była za pierdzielona baba. Próbowałam nie zwracać na to uwagi, ale słowa był coraz bardziej głośniejsze i nie przyjemne. W kółko powtarzała te same słowa - Włóż na siebie suknie trzecią, nie trać czasu, lecz ją wkładaj. Babcia Lidia, wciąż tam czeka, idź się ubierz, ja poczekam. To było nie do zniesienia. Zakryłam dłońmi uszy, by chociaż przez chwilę, te cholerne słowa zagłuszyć.
Zaczęłam dogłębnie przeszukiwać kufer, by jak najszybciej, opuścić strych. Pełno było starych fotografii, nawet znalazły się takie, które były robione za pomocą pierwszych aparatów. W moje dłonie trafiła naprawdę, bardzo stara fotografia. Było na niej wszystko odwrócone, jakby ktoś stał przed lustrem, a do tego, fotografia wydawała się miękka, kontrast był bardzo łagodny, barwy wręcz pastelowe, a zdjęcie wykonane było na materiale barwnym. Na zdjęciu widniała data 1504 rok. Czy oni już wtedy zabawiali się w fotografię? - pomyślałam.
Pamiętam jak kiedyś tata opowiadał mi, na temat aparatów fotograficznych - to było jego hobby. Podobno pierwszy aparat, powstał w 1500 roku. Powstał on z czarnego pudełka, które miało malusieńki otwór, aby pełnił, on rolę obiektywu, a z drugiej strony, znajdowała się kalka lub matowa szybka. Światło wpadające do środka, tworzyło odwrócony i pomniejszony obraz. Tylko tyle zapamiętałam. I takie właśnie zdjęcie trzymałam w dłoniach. Przedstawiało ono piękne, potężne drzewo, znajdujące się na wzniesieniu, opodal małej chatki. Gdzieś już tą chatę widziałam, ale gdzie? Musiałam o to zapytać dziadka.
Kurwa! Znów ten pieprzony głos. Już miałam wyjść, ale w ostatniej chwili powstrzymałam się. Dopadłam do pudła i szukałam zapisków babci. Cholera! Gdzie ona je wpieprzyła. Przecież musiały tu być. Ten kufer był, chyba bez dna, przecież grzebałam i grzebałam, a tu końca nie było widać. Znalazłam pod stertą, starych gazet, małe pudełeczko. Otworzyłam je, a moim oczom ukazał się piękny pierścień. Nie był ze złota, lecz ze srebra. Miał piękne, zielono - szmaragdowe, dość duże oczko, wokół którego były umieszczone małe brylanciki. Włożyłam go na serdeczny palec i nagła wizja opętała moje zmysły.
Widziałam moją babcie. Miała koło 16 lat, były jej urodziny. Jej mama, podarowała Lidii, małe pudełeczko, w którym znajdował się ten pierścionek.
- On jest bardzo stary, Lidio i daje moc patrzenia w przyszłość. Jeśli nie będziesz czegoś pewna, on z pewnością ci pomoże. Wystarczy potrzeć kamień, palcem wskazującym, lewej ręki i dana sytuacja się tobie ukaże - babcia była zadowolona - Ale pamiętaj, jeśli nadużyjesz jego mocy i kolor zmieni się na czarny, musisz go zdjąć. Inaczej, twoje serce i duszę, pochłoną moce demoniczne. Gdy go założysz, nie możesz zdjąć, póki moc nie zejdzie. Bądź mądra i używaj, wtedy pierścionka, gdy będziesz w niebezpieczeństwie.
Wizja się urwała. Cholera, nie mogłam już go zdjąć. A co byłoby, gdybym zdjęła pierścień? Tego już się nie dowiedziałam.
Za okienkami robił się zmierzch, musiałam już zejść ze strychu, gdyż nie było tu żadnego oświetlenia. Kiedy się podniosłam z siedziska, kufer sam się przewrócił. Wszystkie zawarte w nim rzeczy, wysypały się na ziemię. Gdy zaczęłam wkładać je z powrotem do kufra, zobaczyłam to, czego szukałam przez prawie cały dzień. Na środku całej sterty, leżał gruby, czarny i stary zeszyt. Wzięłam go w ręce i zaczęłam kartkować strony. Było w nim sporo obrazków, każdy z nich był krótko opisany. Cieszyłam się, że w końcu miałam zapiski Lidii. Zostawiłam cały ten bałagan i zeszłam na dół. Postanowiłam, że rano wejdę i posprzątam, bo być może coś jeszcze ciekawego, bym znalazła.
- Kochanie? Znalazłaś to czego szukałaś - zapytał dziadek, kiedy weszłam do kuchni, by umyć kubek po kawie.
- Tak dziadziu - cmokłam staruszka w czoło, na co on się uśmiechnął.
- Skąd masz ten pierścionek? - twarz dziadka, nagle przybrała dziwny wyraz.
- Znalazłam w kufrze babci, a czemu pytasz? - ciekawiło mnie, czemu tak nagle, zmieniła się jego twarz.
- Powinnaś jak najszybciej zdjąć ten, przeklęty pierścionek - uniósł głos.
- Ale dlaczego?
- Przez niego ... - zapadła chwila ciszy - Twoja babcia się zmieniła. Zawsze uśmiechnięta, życzliwa i kochająca kobieta, przemieniła się w coś okropnie złego - nie wierzyłam w to co usłyszałam. Jak to mogło się stać? Czyżby babcia nie zdjęła pierścionka na czas? Nie, to nie mogło być możliwe. Odłożyłam umyty kubek, usiadłam na przeciwko Kevina i słuchałam dalej opowieści - Nie mogłem zrozumieć tego, przecież tak bardzo się kochaliśmy, a ona zaczęła mnie zdradzać - nie wiedziałam co mam powiedzieć. Do oczów dziadka Kevina, napłynęły łzy - Myślałem, że zabija drania.
- To wiedziałeś kim on był? - na jego miejscu, bym walczyła o powrót osoby, którą się kocha.
- Wiedziałem, przecież on każdej nocy zjawiał się u niej w pokoju. Nie wiem jak wchodził i nie wiem jak wychodził. Pilnowałem drzwi wejściowych, a jak to nie dało rezultatu to siedziałem na schodach i wyczekiwałem chwili, kiedy on wyjdzie - może wychodził przez okno? Ale przecież nie było tam żadnego balkonu, ani drzewa, po którym mógłby się wspiąć - Raz jedyny widziałem tego mężczyznę.
- Jak ten facet wyglądał? - byłam ciekawa z kim Lidia zdradzała mojego dziadka.
- Był wysoki, jego czarne, długie włosy sięgały ramion, jego oczy były brązowe, a do tego bardzo dobrze umięśniony. Wyglądał jak demon - opis idealnie pasował do wyglądu Anmeala. To nie możliwe, by babcia mogła zdradzać z nim swojego męża. Musiało coś być nie tak, a ja chciałam się tego dowiedzieć.
- Dziadku - przerwałam jego dialog - babcia ciebie nie zdradzała.
- A skąd ty możesz to wiedzieć, dziecko! - ponownie podniósł swój głos.
- Doskonale wiesz, czym się zajmowała Lidia, i że miała dar, który i ja odziedziczyłam.
- Przecież wiem Elizo i dlatego, powinnaś zaprzestać.
- Nie mogę. A tego mężczyznę, który przychodził do twojej żony, to był demon - dziadek podniósł się gwałtownie z miejsca i podszedł do mnie.
- Skąd to wiesz?
- On przychodził i do mnie. Ten skurwiel porwał Tinę - na samą myśl o turnieju, robiło mi się niedobrze.
- Dziecko! On jest niebezpieczny ... Przez niego zginęła twoją babcia.
- Co ty mówisz? Przecież Lidia zginęła w pożarze - wszyscy tak mówili, więc czemu Kevin mówił inaczej?
- A czy sądzisz, że ten dom, by tu nadal stał? - odpowiedział mi pytaniem.
- Zrobiłeś generalny remont, tak mówiła mama.
- Nic takiego nie miało miejsca. To kłamstwo - czemu dopiero, dowiaduję się o tym teraz.
- To jak to się stało? - chciałam poznać prawdę.
- On ją zabił - zapadła długa cisza. Próbowałam zebrać myśli. Czemu Anmeal zabił i jaki był powód? A może, wcale nie było żadnej przyczyny, by zabić moją babcie. To w takim razie, po co przychodził do niej? Musiałam jak najszybciej przenieść się w czasie i wszystkiego się dowiedzieć od Lidii.
- Czemu sądzisz, że to on?
- Kiedy wróciłem z pracy do domu, zastałem go nad jej ciałem, które podpalił - o Boże, to wszystko było zbyt ciężkie dla mnie, do przyswojenia - A mnie powiedział, że mam uważać na resztę swojej rodziny. Byłem załamany, nie wiedziałem co mam począć z tym wszystkim. Gdyby nie twoja mama, nie przeżył bym - naszą rozmowę, przerwał Aaron. Ten to też, nie mmiał co robić, tylko wchodzić w nieodpowiednim momencie.
- Mogę dostać kawy? - zapytał, patrząc na mnie.
- Bozia rączki dała? To zrób sobie sam - odparłam i zaczęłam wychodzić z kuchni.
- Kochanie? - podszedł do mnie dziadek - Nie bądź taka oschła dla Aarona. On się troszczy o ciebie i robi wszystko, by nie stała się tobie krzywda.
- Mam to gdzieś, wiesz? - miałam dość, tego ciągłego chodzenia za mną. Umiałam o siebie zadbać i się obronić, a on nie dawał mi oddychać, bez swojej wiedzy - A ty aniołku, nie poparz swoich delikatnych rączek, wrzątkiem - ucałowałam Kevina w policzek i wyszłam przed dom, by wszystkie myśli, pozbierać w jedną kupę. Jedyna, krążąca myśl w mojej głowie, to było zemszczenie się na Anmealu. Wywiąże się z tego, nawet gdyby od tego zależało moje życie. Zrobiłabym.wszystko, by pomścić Lidię i zaznać, wewnętrznego spokoju.

Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania