Zmienić przeznaczenie - Rozdział 8
Nie wiem ile tak siedziałam, na schodkach, przed domem. Było już bardzo ciemno, niebo pokryte bardzo wieloma gwiazdami, przemawiało do mnie, pozytywną energią. Czułam w sobie, wielki przypływ energii i siły. Sama nie wiedziałam czemu, może przez to, że znalazłam dziennik babci? Nie wiem. Być może, napędzała mnie siła zemsty, na tym pieprzonym demonie, który miał na rękach, krew Lidii. Chciałam pokonać go i zrobić wszystko, by to on sam zdechł, a ja by przyglądała się, jego powolnej śmierci. Chętnie od razu, bym tego śmiecia zabiła, ale nie mogłam tego uczynić, ze względu na całą ludzkość. Znajdę taki sposób, by się pozbyć drania.
- Wracaj do środka, bo się przeziębisz - przede mną stanął Aaron.
- Kurwa! Czy ja mogę być sama od siebie zależna?! - uniosłam głos.
- Czy ty musisz się ciągle wyrażać?
- A ty musisz ciągle łazić za mną?!
- Elizo jestem za ciebie odpowiedzialny i muszę być przy tobie, by cię chronić - usiadł obok mnie i zarzucił mi bluzę na ramiona.
- Zrozum to, że potrzebuję trochę przestrzeni, ale ty mi jej nie dajesz. Ja się duszę, rozumiesz! - rozumiem, że się martwi i w ogóle, ale już miał dosyć patrzenia na jego piękną twarz. Sześć lat przebywania, tylko z jednym człowiekiem, było nie do wytrzymania. Co ja już wygadywałam, przecież on nawet nie był człowiekiem, tylko pieprzonym aniołem.
- Skoro tak bardzo masz mnie dosyć, to zabij mnie i wtedy będziesz miała, swoją upragnioną przestrzeń - spojrzałam na jego twarz i miałam ochotę wrzeszczeć na niego, za te brednie. Ja tylko chciałam, by nie łaził za mną w krok, w krok. To było najbardziej męczące.
- Wiesz co? Wal się - wstałam i weszłam do domu, by zniknąć i zamknąć się w pokoju babci.
Wykąpałam się i położyłam do łóżka, by chociaż trochę po czytać dziennik. Zgasiłam duże światło i zapaliłam małą lampkę, która stała przy łóżku. Gdy już miałam wziąć dziennik do rąk, złapała mnie wizja, usiłowania morderstwa na młodym chłopaku.
Było ciemno, niebo całe rozgwieżdżone, a ulicę puste, nawet żaden samochód nie przejeżdżał. Chodnikiem szedł mężczyzna, w podobnym wieku do mnie, na głowę miał narzucony kaptur od błękitnej bluzy. Nagle za jego plecami, wyłonił się z ziemi, demon. Jego oczy, płonęły piekielnym ogniem, w ręku trzymał, długie ostrze, którym zaczął dźgać mężczyznę. Upadł na ziemię, a jego dusza uniosła się nad ciałem. Demon złapał ją w swoje łapska i zginęli pod ziemią.
O Boże! To dzisiejszej nocy, miało się stać. Cholera, nie miałam przy sobie, swoich rzeczy, ani miecza. Musiałam jak najszybciej jechać do domu, by się przebrać i przygotować do akcji. Ubrałam się szybko i zbiegłam na dół, aby zabrać kluczyki i ruszyć do domu. Na szczęście, na dole nikogo nie było, ale za to kluczyki szlak trafił. Wpadłam do pokoju Aarona, który spał. Wskoczyłam na łóżko, po czym mężczyzna od razu wstał, na równe nogi.
- Co się dzieję? Czy ty już zgłupiałaś do reszty?! - wrzeszczał na mnie.
- Dawaj, kurwa kluczyki!
- Nie wyrażaj się - powtarzał to do znudzenia - Gdzie chcesz jechać?
- Ratować życie, a muszę się przebrać w domu, więc dawaj te pieprzone kluczyki.
- Jadę z tobą - zaczął się ubierać.
- Nie! Tym razem jadę sama.
- Chyba jesteś niepoważna! - wrzeszczał głośniej - Nie ma takiej opcji. Jadę z tobą.
- To ruszaj dupę, bo nie ma czasu - nie miałam ochoty się kłócić, a poza tym nie było na to czasu. Aaron, stał już gotowy, by jechać. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę domu. Droga zajęła nam 15 minut, czasu zostało bardzo mało. Wpadłam do domu i wbiegłam po schodach, do pokoju. Przyszykowanie zajęło mi kolejne 15 minut. Zeszłam na dół i ruszyliśmy w miejsce akcji. W ostatniej chwili, wyskoczyłam z samochodu i pobiegłam w stronę chłopaka, za którym już stał demon. Zamachnęłam się mieczem i przecięłam demona na pół. Osobnik upadł na chodnik i zamienił się w pył. Tuż obok mnie, pojawił się kolejny potwór, który próbował wykopać mi z ręki miecz, ale nie udało mu się. Kopnęłam demona w brzuch i z kolana, dostał w gębę. Kiedy upadł, odcięłam osobnikowi głowę. Pył uniósł się w powietrzu i wchłonął się, w ziemię. Odwróciłam się w stronę chłopaka, który stał jak zahipnotyzowany, a ja rozpoznałam w nim, swojego chłopaka z liceum.
- Witaj Kris, wszystko w porządku, nic ci się nie stało? - chłopak nadal stał wpatrzony we mnie - Kris! - podeszłam bliżej.
- Nie podchodź do mnie! - wydarł się.
- Kris, to ja Eliza. Pamiętasz mnie? Chodziliśmy ze sobą w liceum - mężczyzna spojrzał w stronę Aarona, który podjechał autem i znów na mnie.
- Pamiętam ciebie doskonale, ale ty zabiłaś dwóch, dziwnych ludzi - był przestraszony i to bardzo, zresztą się nie dziwię, bo ja też bym była.
- Oni chcieli ciebie zabić.
- Skąd się tu wzięłaś?
- Przyjechałam, by ciebie uratować - odpowiedziałam szczerze, a na jego twarzy pojawiło się zdziwienie.
- Skąd wiedziałaś?
- Wsiadajcie do wozu, zanim kolejni przybędą - krzyknął do nas mój święty, obrońca - Pogadacie w domu.
- Ja nigdzie z wami nie pojadę.
- Kris musisz. Inaczej oni ciebie dopadną.
- Ale co ja im zrobiłem?
- Nic, po prostu chcą twojej duszy - cholera, za dużo powiedziałam.
- Wsiadaj do cholery, bo siłą ciebie zaciągnę - miałam dosyć, jego otępienia.
- Dobra, ale wszystko chce wiedzieć.
- Ok - w końcu, Kris wsiadł do auta i ruszyliśmy w stronę, domu dziadka.
- Wiesz, co będziesz musiała rano zrobić? - powiedział cicho Aaron, prosto do mojego ucha.
- Nie wiem.
- Będziesz musiała mu wyczyścić pamięć - on znowu swoje. Niby jak mam to zrobić?
- Nie potrafię - szepnęłam.
- Znajdziesz wszystko w dzienniku Lidii.
- Skąd wiesz?
- Mówiła mi ostatnio, kiedy byłem, tam na górze - czemu ja o tym nic nie wiedziałam.
- Pogadamy w domu - powiedziałam stanowczo. Dojechaliśmy do Kevina i weszliśmy do środka. Zrobiłam nam herbaty i usiedliśmy przy stole. Kris nie zmienił się nic, jedynie zrobił się bardziej męski. Nadal był przystojny, jego oczy już nie miały tych iskierek, którymi parę lat temu, zdobył moje serce.
- Nic się nie zmieniłeś, Kris - przerwałam ciszę. Chłopak podniósł na mnie, swój wzrok. Był nadal przestraszony.
- A ty się Elizo, zmieniłaś bardzo.
- Musiałam, takie życie.
- Możesz mi, w końcu powiedzieć, co się tam stało? - spojrzałam na aniołka, jego wzrok mówił, że za dużo nie mogę powiedzieć.
- Groziło ci niebezpieczeństwo i to groźne. Chodziło o twoje życie - próbowałam jakoś się nie wygadać.
- Kim oni byli?
- Kimś, kogo nie chcesz już więcej spotkać - odparł Aaron - Idźmy się położyć, a jutro pogadamy przy śniadaniu.
- Chodź - powiedziałam do Krisa - Pokażę ci pokój.
- Chciałbym wrócić do siebie.
- Nie ma takiej możliwości - ponownie odezwał się mój obrońca - Przez jakiś czas, musisz być u nas, póki nie ucichnie.
- Dlaczego?
- Nie zadawaj już, dziś pytań. Rano się dowiesz - Aaron wstał i poszedł do siebie.
Ja zaprowadziłam Krisa do pokoju, obok swojego i się pożegnałam.
Rzuciłam się na łóżko i rozmyślałam. Czy tak jak obiecał Anmeal, będzie atakował moich dawnych przyjaciół? Jeśli tak, to ja musiałam znaleźć ich wszystkich i trzymać w jednym miejscu, za nim stanie się, któremuś krzywda.
Spojrzałam na zegarek, było po północy. Stwierdziłam, że wstanę wcześniej i poszukam zapisku, o wymazywaniu wspomnień. Przebrałam się w koszulkę i położyłam do łóżka. Nie wiem kiedy zasnęłam.

Komentarze (2)
Widzę, że fabuła rozwija się cały czas, jednak wydaje mi się być ona odrobinę... chaotyczna (to moje odczucie, nie musisz koniecznie go brać pod uwagę ;) .Czekam na dalsze części. Za te dwa rozdziały otrzymujesz dwie trójki. Pozdrawiam. Powodzenia w pisaniu kolejnych części :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania