zmierzch na dłoniach

jak kwiat Orchidei który nie więdnie bo czuje cud boskości

tak ptak Słowiański leci obłędnie w swej doskonałości

jak liść brzozy co spocznie na swym nocnym wersalu

tak drzewo radości popłynie do wiosennego balu

 

gdy tęcza zahaczy o pojezierza na Mazurach

zabłyśnie swym promieniem o zboża w nizinnych Wzgórzach

jak wiatr co pędzi z wielką ochotą porywczości

tak świat zabarwia się z poranną kawą swej skłonności

 

gdzie schody idą do swoich pól na piedestale

tych malowniczych wiślanych gór co płoną stale

tak łuna co w gwiazdy wleci już jest na swym niebie

obłoki nam światłem świecą dotykają jedynie siebie

 

....[ciepłem stroń matczyna zaraza

owianych tajemnicą to wieczna zmaza

bo drętwy zgiełk otacza się w niechcianych chmurach

a stronniczy śpiew zatacza w murach

 

wielkie to pastwiska w urodzajnym lecie

gdy wiara i miłość się dobrze wiedzie

wielkie to śpiewy akwarelowe

gdy pańskim słowem wystaje w mowę]

 

jak słońce co gorzką łzą zapłacze

ten świat plącze się niebiańskim chlebem ja go haczę

jak złota rybka co słono słodko lubi zatańczyć

a mama swe dziecię chce aby sobie niańczyć

 

jak parasolem otwieram swe ludzkie wrota

do drzwi które wypowiem brzmi sobie ta słota

jak dach nad drzewem koroną się to czai

kocham te łąki co wolno o sarnę odwiedza swój gaj

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania