"Znalazłeś mnie" Rozdział I

Rozdział 1

Patrick

 

Leżałem na boku i od bodajże kilku minut wpatrywałem się w nadruk, który Peter miał na koszulce. W tamtej chwili, odnosiłem wrażenie, że ten punkt był najbezpieczniejszym, na jaki mogłem patrzeć.

Dookoła nas panował półmrok, paliły się jedynie lampki, które zawiesiliśmy na jednej ze ścian naszego fortu. Wiedziałem, że Peter mi się przyglądał, jednak ja nie byłem w stanie spojrzeć mu w oczy. W pewnym momencie poczułem, jak delikatnie chwycił moją dłoń, ujął ją i pogładził wierzch kciukiem.

- Nie musisz tego robić, jeśli nie czujesz się na siłach. - powiedział cicho. Zamrugałem powoli, przełknąłem ślinę i odparłem:

- Jeśli teraz zrezygnuję, będzie tylko gorzej. - wyznałem i w końcu odważyłem się na niego spojrzeć. W jego wzroku dostrzegłem smutek i troskę.

- Rok akademicki zaczyna się za kilka dni, a ty… - zamilkł na chwilę, wziął głębszy oddech i lekko ściskając moją dłoń, dokończył: - Ewidentnie się boisz. - gdy to powiedział, zadawało mi się, jakbym usłyszał w jego głosie drżenie.

Znowu zamilkłem na dłuższą chwilę, wiedziałem co odpowiedzieć, jednak z jakiegoś powodu się przed tym wzbraniałem. Ostatecznie odparłem krótko:

- Chcę spróbować. Czuję, że muszę. - po tych słowach westchnąłem cicho i nie mówiąc już nic więcej, wtuliłem się w tors Petera. Chłopak objął mnie czule i poczułem jak delikatnie ucałował mnie w czubek głowy.

- Dobrze, w porządku, rozumiem to. Zrobię co mogę, by ci pomóc. Jesteśmy w tym razem, tak jak zawsze. - powiedział, a po chwili bardziej naciągnął mi kołdrę na plecy. - Kocham cię.

- Ja ciebie też. - szepnąłem.

Przez większość nocy nie mogłem spać, bezustannie patrzyłem w sufit albo w wystające zza koców okno. Zasnąłem dopiero wtedy, gdy niebo zaczęło się rozjaśniać.

 

***

Wpatrując się w swoje odbicie w lustrze, odnosiłem wrażenie jakby świat wokół nagle zwolnił.

A może wcale tak nie było i tak naprawdę, to ja się zatrzymałem.

Zamrugałem powoli i przyjrzałem się opuchniętym od płaczu oczom. Teraz były zupełnie suche, ani jedna łza nie spływała po moich policzkach. Oddychałem spokojnie i wsłuchiwałem się w bicie serca, które z każdą chwilą coraz bardziej się uspokajało.

Na kilka sekund zamknąłem oczy, zmęczenie po nieprzespanych ostatnich nocach, dawało się we znaki.

W pewnym momencie, odważyłem się ponownie rozchylić powieki. Znowu spojrzałem w lustro, jednak nie dostrzegłem w nim siebie. Osoba, na którą patrzyłem, wydawała mi się obca. Nie było w niej ani jednego kawałka mnie.

Wtedy, już wiedziałem.

 

Dźwięk budzika momentalnie sprawił, że wybudziłem się ze śniącego mi się koszmaru. Przez jakiś czas patrzyłem w sufit, aż w końcu powoli wstałem z łóżka. Słońce wpadało do pokoju rzucając światło na przeciwległą ścianę, szafę i biurko przy którym stało krzesło, na którym wisiała moja torba. Świadomość tego, że to już dziś miałem zacząć studia uderzyła we mnie ze zdwojoną siłą i poczułem się tak jakby mój żołądek wywrócił się do góry nogami.

Przetarłem twarz dłońmi i poszedłem do toalety, gdzie wziąłem szybki prysznic, ubrałem się a następnie sięgnąłem po lekarstwa. Na krótko spojrzałem w lustro, cienie pod oczami były wyraźnie widoczne. Lekko poprawiłem włosy przeczesując grzywkę na lewą stronę i zapiąłem mankiety koszuli. Wróciłem do pokoju, zabrałem torbę i poszedłem do głównego pomieszczenia naszego mieszkania, gdzie w kuchni czekała już na mnie mama.

- Hej. - przywitała mnie z uśmiechem.

- Hej. - odparłem cicho, w dalszym ciągu stojąc przed stołem. Powoli odłożyłem torbę i usiadłem na krześle, odnosiłem wrażenie jakby dosłownie każdy mój mięsień był spięty i drżał.

Przełknąłem powoli ślinę, oparłem łokcie na blacie stołu i przetarłem twarz dłońmi. Mama musiała dostrzec, że coś było nie tak, ponieważ od razu zapytała:

- Nie spałeś w nocy? - odsunąłem ręce i ułożyłem je na stole, po chwili splatając palce ze sobą.

- Niewiele. - odpowiedziałem krótko, patrząc na nią. Wyglądała na zmartwioną, westchnęła cicho a następnie podjęła temat, którego mogłem się spodziewać.

- Jesteś pewien, że to dobry pomysł?

- Mamo, rozmawialiśmy już o tym.

- Wiem, po prostu… - oderwała się od smażenia naleśników i odwróciła w moją stronę. Opierała się plecami o blat, widziałem, że ciężko jej było, gdy nie miała niczym zajętych rąk. - Wiem, Patrick, że to twoja decyzja, czy ostatecznie pójdziesz na studia w tym roku, czy nie, ale naprawdę mnie to martwi. - mogłem zauważyć w jej oczach łzy, co sprawiło, że poczułem delikatne ukłucie w klatce piersiowej.

Obejrzałem się na okno wyglądając na znajdujące się za nim budynki.

- Z tego samego powodu, postanowiłem na nie iść.

Chwilę po wypowiedzeniu przeze mnie tych słów, drzwi do mieszkania się otworzyły i do środka wszedł Peter. Kątem oka widziałem jak mama jeszcze przez chwilę patrzyła na mnie, aż w końcu odpuściła i przywitała mojego przyjaciela. Obserwowałem to jak go przytula, po czym zamienia z nim kilka słów tak, abym tego nie słyszał.

Chłopak po chwili podszedł do mnie, bez słowa się pochylił i dał mi buziaka w czubek głowy. Usiadł na krześle obok i powiedział cicho:

- Hej.

- Hej. - odparłem równie słabym tonem.

Jadłem śniadanie w ciszy i po prostu słuchałem tego jak mama rozmawiała z Peterem. Pytała o jego rodziców i plany na ten rok akademicki. Nie odezwałem się słowem, ponieważ nikt mnie o nic nie pytał, bo każdy wiedział, że nie miałbym pojęcia co odpowiedzieć.

Gdy zakończyliśmy jedzenie, pożegnałem się z mamą i wyszedłem z mieszkania wraz z Petem. A kiedy już byliśmy w jego aucie, zapytał:

- Dzisiaj ty, czy ja? - milczałem przez chwilę, aż w końcu powiedziałem:

- Śmiało, dziś twoja kolej. - mówiąc to, wpatrywałem się w swoje dłonie, ale kątem oka mogłem dostrzec lekki zawód na jego twarzy.

- No dobra. - po tych słowach, odpalił samochód, a następnie sięgnął po płytę ze swoją ulubioną składanką. Znajdowały się tam wszystkie utwory, których uwielbiał słuchać podczas jazdy. Była niezmienna od dwóch lat.

Kilka sekund po tym jak wyruszyliśmy, w tle rozległa się piosenka Numb, zespołu Linkin Park. Podczas drogi, Peter co jakiś czas spoglądał w moją stronę, ale nie próbował na siłę rozmawiać, co bardzo doceniałem. Prawda była taka, że miałem ochotę oprzeć głowę o szybę i zasnąć, jednak nie potrafiłem, ponieważ ciągle myślałem tylko o tym, ile czasu zostało nam do dotarcia na uczelnię.

Gdy w końcu dojechaliśmy na Uniwersytet Nowojorski, Peter znalazł chyba jedyne wolne miejsce przed naszym wydziałem i zaparkował. Nawet nie zorientowałem się, kiedy wyjął klucz ze stacyjki, bo byłem zbyt skoncentrowany na tym, co miało się za chwilę wydarzyć.

- Patrick. - na dźwięk głosu Petera, delikatnie się wzdrygnąłem. Powoli odwróciłem głowę w jego stronę, wzrok miał łagodny, pełen czułości, troski i lęku. - Jak się czujesz? - zapytał, na kilka sekund spojrzał w stronę budynku a zaraz po tym skupił całą swoją uwagę na mnie. Milczałem jeszcze przez jakiś czas, ostatecznie odparłem:

- Mam ochotę zwymiotować. - przełknąłem ślinę i oparłem głowę na zagłówku fotela od razu biorąc kilka głębszych wdechów. Zamknąłem oczy i przetarłem dłońmi twarz. Pete położył mi dłoń na ramieniu.

- Jak tylko coś będzie nie tak, napisz do mnie, przyjdę i zabiorę cię do domu. - jego głos brzmiał pewnie, był niski i poważny. - Nie żartuję, Patrick, od razu jak tylko poczujesz się źle…

- Wiem. Dziękuję. - powiedziałem cicho. Chłopak lekko skinął głową, aż w końcu zdecydowaliśmy się wyjść z auta.

 

Będąc już przy drzwiach wejściowych, moje serce zaczęło bić znacznie szybciej. Zacisnąłem zęby, po czym poszedłem za Peterem, weszliśmy do środka, przeszliśmy przez niewielki hall, a kilka chwil później, znaleźliśmy się na głównym korytarzu. W momencie, w którym dostrzegłem tłum ludzi chodzących w tę i z powrotem, krzyczących do siebie i śmiejących się głośno, w przeciągu sekundy stanąłem w miejscu. Fala zimnego potu zalała całe moje ciało, mdłości przybrały na sile, moje serce jeszcze bardziej się rozszalało a wzrok skupiony miałem na tych wszystkich ludziach i nie mogłem przestać na nich patrzeć, choć tak bardzo chciałem.

Przez to, nie zwróciłem nawet uwagi na Petera, który próbował do mnie dotrzeć wołając moje imię. Nie protestowałem, gdy nagle chwycił mnie za rękaw koszuli i zaczął gdzieś prowadzić. Wtedy, cały czas patrzyłem w podłogę, nie miałem pojęcia dokąd szliśmy, ale nie miało to znaczenia. Kiedy w końcu znaleźliśmy się w jakimś pomieszczeniu, które chyba było łazienką, Peter oparł mnie plecami o ścianę i objął moje ramiona dłońmi.

- …ychaj. Weź… oki oddech… - słyszałem, że coś do mnie mówił, ale niewiele z tego rozumiałem. - Patrick, spójrz na mnie. - powiedział, powodując tym samym, że wróciłem do rzeczywistości. Od razu zacząłem rozglądać się dookoła, a gdy zobaczyłem, że nikogo poza nami nie było, poczułem nieznaczną ulgę.

Spojrzałem na Petera i starałem się w pełni skupić na tym, co do mnie mówił.

- Powtarzaj za mną, wdech i wydech. - mówiąc to, sam oddychał głęboko. Podążałem za jego instrukcjami, aż w końcu zacząłem się uspokajać, jednak było to tylko chwilowe. Po upływie kilku sekund, atak paniki znowu się nasilił, a wtedy po moich policzkach spłynęło kilka łez.

- Boję się, Peter. Boję się, rozumiesz? Nie wrócę tam. Nie dam rady, myliłem się, nie dam rady… - ostatnie słowa wypowiedziałem szeptem, kręciłem głową, jednocześnie obejmując się ramionami.

- Hej, chodź tu do mnie. - jego głos był łagodny, choć wiedziałem, że był zaniepokojony. Zbliżył się i przytulił mnie do siebie, był wyższy prawie o głowę, więc od razu jak tylko przylgnąłem do niego, schowałem twarz w zagłębieniu jego szyi. Robiłem to za każdym razem, gdy się bałem.

Gładził mnie dłońmi po plecach, nic nie mówił, jedynie mnie przytulał i wtedy z całych sił starałem się nie myśleć o tym, że w każdej chwili ktoś mógł tutaj wejść. Chciałem jedynie się uspokoić.

Peter tulił mnie do momentu, aż przestałem płakać, moje serce wróciło do normalnego tempa i ostatecznie mogłem znowu zwyczajnie oddychać. Poczułem jak pocałował mnie w skroń, po czym odsunąłem się od niego, odruchowo spojrzałem w stronę drzwi, ale nikogo tam nie było. Otarłem mokre policzki i odetchnąłem.

- Wracamy do domu. - stwierdził Peter, wtedy spojrzałem na niego i zamrugałem powoli. Zamknąłem na chwilę oczy i przełknąłem ślinę. Pocierałem dłonie o siebie i po ponownym rozchyleniu powiek wpatrywałem się w nie w milczeniu, przez dość długi czas. Ostatecznie pokręciłem głową.

- Nie. - gdy Peter to usłyszał, wydawał się być bardzo zdziwiony i chyba dość zestresowany, bynajmniej nie tym, że wcześniej wyraźnie powiedziałem, że tam nie wrócę.

- Jak to? Patrick, wiem, że to powinien być twój wybór, ale… Nie mogę ci pozwolić tu zostać. Już wcześniej cholernie się tego obawiałem, a teraz widzę, że razem z twoją mamą mieliśmy rację. Sam przed chwilą…

- N i e mogę, zrezygnować. To był moment… Na samą myśl skręca mnie ze strachu, ale muszę to zrobić. - Pete spoglądał na mnie zupełnie nie wiedząc co powiedzieć. - Dziękuję ci za to, że mi pomogłeś. Być może to było… Sam nie wiem, jednorazowe? Może już więcej się nie powtórzy… - chłopak patrzył na mnie w taki sposób, że od razu przestałem mówić. Doskonale wiedział, że w tamtej chwili okłamywałem samego siebie. Obejrzałem się na podłogę, odruchowo wbiłem sobie paznokcie w wierzch lewej ręki. Pete od razu zareagował łapiąc za moją prawą dłoń i odsuwając ją. Trzymał ją przez jakiś czas, czemu uważnie się przyglądałem, aż w końcu puścił, a ja dokończyłem: - Jeśli się poddam…

- Masz do tego pełne prawo, Patrick, błagam…

- Jeśli się poddam, jeśli teraz zrezygnuję, nie będę w stanie przestać myśleć, że wszystkich zawiodłem. - zanim Peter zdążył cokolwiek powiedzieć, dodałem: - I samego siebie. Wiem, że uważasz inaczej, wiem, że razem z mamą uważacie, że nie muszę niczego udowadniać, ale… Potrzebuję tego. - po tych słowach, spojrzałem na niego i w wyrazie jego twarzy dostrzegłem cień zrozumienia. - Proszę. - Pete na sekundę odwrócił ode mnie wzrok, westchnął cicho i odparł:

- Wiesz, że zawsze będę cię wspierał, po prostu… To nie jest byle co. Nie chcę, żebyś cierpiał. - gdy nasze spojrzenia się spotkały, nawet nie wiedziałem jak na to odpowiedzieć. W końcu Peter jeszcze raz mnie przytulił i dodał: - Ufam ci. To będzie trudne, ale damy sobie radę. - szepnął i dalej mnie tulił. W dalszym ciągu nic nie powiedziałem, jedynie pozwoliłem na to, by po raz kolejny pogładził mnie po plecach.

 

***

Moment, w którym musieliśmy się rozdzielić, bo każdy szedł na swoje zajęcia, przeżywałem tak, jak się tego spodziewałem. Gdy tylko Peter odszedł, nawet nie spojrzałem na ludzi czekających przed salą, tylko od razu przesunąłem się bliżej ściany, skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej i wlepiłem wzrok w podłogę. Miałem usiąść, ale w ostatniej chwili pojawił się profesor, dlatego od razu się poprawiłem i jako ostatni wszedłem do pomieszczenia.

Wykład był wprowadzeniem opowiadającym o teorii fotografii i przez większość czasu, go nie słyszałem. Nie byłem w stanie, ponieważ za każdym razem, gdy usłyszałem jakikolwiek szelest, szept a nawet kichnięcie, mój umysł przestawał reagować na słowa prowadzącego i koncentrował się jedynie na dźwiękach w tle.

Kartka notatnika, który miałem przed sobą, była po części zapisana pełnymi zdaniami, a po części jedynie pojedynczymi słowami. Kiedy patrzyłem na to w momencie, gdy wykład dobiegł końca i wszyscy zbierali się do wyjścia, marzyłem o tym, by zapaść się pod ziemię.

Powoli pozbierałem wszystkie rzeczy, a następnie wyszedłem z sali. Usiadłem na ławce, która znajdowała się nieopodal, złączyłem dłonie ze sobą i zanim się obejrzałem, ponownie zacząłem je o siebie pocierać. Robiły się coraz bardziej czerwone, aż w pewnym momencie obok mnie pojawił się Peter.

- Wykład się przedłużył, przepraszam. - powiedział od razu. Umówiliśmy się, że tego dnia będzie odprowadzał mnie na zajęcia by mieć pewność, że wszystko będzie w porządku. Jednak nie zamierzałem wywierać na nim zbytniej presji.

- Nie przejmuj się. - odpowiedziałem krótko, ale wystarczyło, aby spojrzał na moje dłonie, już wtedy wszystko wiedział. Usłyszałem jego ciche westchnięcie, aż w końcu zapytał:

- Idziemy? - pokiwałem głową, a następnie wstałem z ławki.

 

***

 

Mieliśmy szczęście, że nam obu trafiło się dwugodzinne okienko w tym samym czasie. Niestety był to jedyny taki szczęśliwy traf, ponieważ wychodziło na to, że przez większość tygodnia będziemy się całkowicie mijać.

Postanowiliśmy spędzić ten czas w parku, który był oddalony zaledwie o kilka minut od naszego wydziału. Podczas drogi Pete opowiadał mi o swoich zajęciach. Skupiałem się na jego słowach tak jak tyko mogłem, jednak nie wychodziło mi to najlepiej.

- ...zaczynam się obawiać, jak to dalej będzie, jednak mam nadzieję, że przeżyję chociażby pierwszy semestr. - po tych słowach odruchowo się na niego obejrzałem. Po jego spojrzeniu widać było, że zorientował się, że nie słyszałem połowy z tego co mówił. - Opowiem ci o wszystkim w domu, w porządku? - zapytał łagodnie, na co od razu przystałem.

Minęliśmy wydział znajdujący się tuż przed parkiem, przeszliśmy na drugą stronę ulicy, aż w końcu dotarliśmy. Było tam sporo studentów, dlatego wszystkie stoliki w pobliżu były zajęte, ale Pete znalazł dla nas dobre miejsce przy jednym z drzew. Zdjął z lewego nadgarstka szarą bandanę, którą uwielbiał nosić jako ozdobę w formie bransolety i podał mi ją. Podziękowałem, po czym nie mówiąc nic więcej, rozłożyłem ją na trawie i usiadłem krzyżując nogi w kolanach. Pete zaś usiadł na ziemi opierając się plecami o drzewo. Rozprostował nogi i delikatnie założył jedną na drugą. Słońce świeciło mu prosto w twarz, więc chwilę później sięgnął po okulary przeciwsłoneczne.

- Wiem, że wolisz, gdy ich nie noszę, ale jak widzisz, czasem jest to konieczne. - usiłowałem się uśmiechnąć, co Peter momentalnie dostrzegł i sam uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- To prawda, wolę, gdy mogę patrzeć ci w oczy, ale nie jestem aż taki okrutny. - moja próba żartu musiała mu się spodobać, ponieważ po chwili się zaśmiał.

 

Mniej więcej pół godziny później, gdy dalej siedzieliśmy w parku a Pete zaczął przeglądać coś w telefonie, ja nieśmiało rozglądałem się dookoła. Starałem się na nikogo nie patrzeć, jedynie szybko przebiegałem wzrokiem po ludziach, aby nie zwracać ich uwagi. Każdy był zajęty czymś innym, niektórzy czytali, inni słuchali muzyki, siedzieli w grupach, bądź samotnie. Na moment złamałem swoją zasadę o nie przyglądaniu się i przyjrzałem się chłopakowi, który siedział sam przy stoliku niedaleko. Nie robił nic konkretnego, wydawał się być dość zamyślony. Wydawało mi się, że tak jak ja starał się zniknąć w tłumie. Jak tylko się poruszył, odwróciłem wzrok chcąc uniknąć jego spojrzenia.

Z transu wybił mnie głos Petera, który patrząc w ekran telefonu, powiedział:

- Wiedziałeś o tym, że susły uwielbiają wylegiwać się na słońcu przed swoimi norkami? A kiedy czują się zagrożone, stają na tylnych łapkach i rozglądają się poszukując niebezpieczeństwa. - zamyślił się przez chwilę i nie odrywając wzroku od ekranu, pokiwał głową i powiedział: - Tak, wychodzi na to, że jestem susłem. - po tych słowach spojrzał na mnie i ponownie obdarzył szczerym i szerokim uśmiechem, który tak uwielbiałem. Z mojego gardła wydostał się cichy niewymuszony śmiech. - Ten dzień właśnie stał się piękny. - mówiąc to, wpatrywał się we mnie uważnie, aż zacząłem się rumienić. - Po tym jak się uśmiechasz, stwierdzam że warto było przeczytać ten artykuł. - schował telefon do kieszeni i ponownie oparł głowę o drzewo.

Uśmiechałem się jeszcze przez chwilę, aż w pewnym momencie odruchowo spojrzałem na ludzi wokół. Wróciłem do zwykłego neutralnego wyrazu twarzy i wlepiłem spojrzenie w trawę.

- Przepraszam. - powiedział cicho Peter. Obejrzałem się na niego i odparłem:

- To nie twoja wina, wiesz o tym. - przełknąłem ślinę i wziąłem głębszy oddech. Po chwili ciszy, Peter wyjął z plecaka pudełko, w którym trzymał kanapki i wyciągnął rękę w moją stronę, chcąc mi je podać. - Nie jestem głodny. - odparłem od razu.

- Nie wziąłeś jedzenia z domu, bo uznałeś, że ze stresu nie będziesz w stanie nic zjeść, ale musisz zjeść cokolwiek. Proszę. - im dłużej mi się przyglądał, tym bardziej mogłem dostrzec desperację w jego spojrzeniu. Zacisnąłem na moment usta, aż w końcu odpuściłem i wziąłem od niego pudełko. Podałem mu jedną kanapkę a sam wziąłem drugą.

- Dziękuję. - mój głos był słabszy niż wcześniej i tym razem nie patrzyłem już na to co nas otaczało, tylko bezustannie przyglądałem się biedronce, która chodziła po niewielkim źdźble trawy.

 

-

Hej, jako, że jest to pierwszy raz, kiedy coś udostępniam, pomyślałam, że może jednak warto się przywitać. Postanowiłam dodać tą krótką notkę, również dlatego, że chciałabym napisać coś dla mnie ważnego.

Obecnie szukam motywacji do działania, dlatego też tutaj jestem. Nie chcę wywierać na nikim presji, nie o to chodzi, ale jeżeli to nie problem, to bardzo bym chciała przeczytać wasze opinie na temat tego co tutaj zostawiam. Więc jeśli ktoś ma coś ciekawego do powiedzenia, jest zainteresowany przeczytaniem kolejnego rozdziału za kilka dni bądź tydzień, albo twierdzi, że jest coś co mogłabym zmienić, to zapraszam to komentowania.

Z góry dziękuję i życzę miłego dnia!

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania