Zniewolenie
– Wiesz… – Zalewa mnie strumień świadomości i nie pozwala na sformułowanie myśli. – Jesteś popierdolony.
To byłem ja, chyba, tak czuję, a jednak nie mogę się zgodzić z tak ostrą oceną. Z nosa wciąż kapie krew, a mi to nie przeszkadza, bo to pierwszy raz? Gorzej, że cholernie boli. Trzymam też nóż w ręce i nie wiem dlaczego. Jest utaplany we krwi i powinien o czymś przypominać. Tak sądzę. Tylko, czy mogę mieć pewność?
Rozglądam się wokół i niewiele więcej rozumiem. Rupieciarnia? O co do cholery w tym wszystkim chodzi? Wszędzie czuję odór moczu i momentalnie mam odruch wymiotny, tylko co z tego, jak nie mam czym rzygać? Teraz już wiem, zsikałem się do spodni. Są mokre. Trzęsę się, a niedaleko leży pusta strzykawka. Moja?
Wytężam wzrok i w oddali widzę uśmiechającą się dziewczynę. Otoczona kolorową poświatą patrzy na mnie i nieznacznie porusza ustami. Kiwa zachęcająco ręką, chce, bym do niej podszedł. Z trudem wstaję i niemal natychmiast upadam w objęcia drgającego ciała. Zimna betonowa posadzka przenika ciało, a ja staram się walczyć, pokazać że wciąż coś znaczę.
– Zaraz do ciebie przyjdę – mówię do oddalającej się dziewczyny. – Daj mi chwilkę.
– Dam ci całą wieczność.
Słyszę głos, ale nie jej. Szorstki i niemiły dla ucha dźwięk, nie mógł wypłynąć z jej pełnych, krwiście czerwonych ust. Ona pachniała fiołkami, a głos miała słodki i zachęcający do niekończącej się konwersacji. Mogłem patrzeć w jej okrągłe, zielone oczy i zatopić się w nich, a świat obdarzyć (bezzębnym) uśmiechem szczęścia.
– Popierdolony jesteś.
I znowu to samo, jakbym krążył wokół tego samego. Może i byłem popierdolony, tylko po co to wyciągać? Niejeden jest i żyje, często nawet na wysokim poziomie.
– Wiesz, dlaczego promuje się związki z dużą różnicą wieku?
Chyba ja zadałem to pytanie, tylko i tak go nikt nie usłyszy. Jest cholernie zimno, a chciałbym ponownie zobaczyć kolorowy świat. Iza mnie tego nauczyła i lataliśmy w przestworzach naszej świadomości, zagłębiając się w wewnętrzny błękit. Ze wspomagaczem niestety.
– Dlatego, by stary celebryta mógł wyruchać młode ciacho.
Słyszę własny chichot, płacząc jednocześnie. Z nadzieją przeszukuję kieszenie, choćby drobinka białego proszku, łyżeczka i zapalniczka i mogę być najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Kurwa, jak bardzo bym chciał, ten jeszcze jeden raz, a później pobiegnę za tamtą dziewczyną, to mój anioł; ona pokaże nowy, lepszy świat. Raczkuję jak niemowlak i zataczam coraz większe koła, chwilowo się zatrzymując.
– Naprawdę?
Przecież była otoczona kolorową poświatą i uśmiechała się, nawet kiwała głową, dlaczego więc leży nieruchomo, a wokół niej jest pełno krwi? Była naprawdę piękna i miała majtki w koronki, takie zielone, jak jej oczy. I zielone szpileczki, tylko twarz jakby inna. I ręce całe w strupach. Przeszukuję jej ubranie w poszukiwaniu najcenniejszej rzeczy na świecie. Przeszukuję zielonkawy żakiet i tam nic nie ma. Jej mini nie daje żadnych nadziei, nie ma kieszonek, więc zdejmuję ją i już chcę odrzucić w kąt niepotrzebną szmatę, gdy nieoczekiwanie wyczuwam niewielkie zgrubienie. Wiem już, że ździra schowała towar. Przede mną? Miała też zapalniczkę. Sprawdzam, jest pełna, a ogień chwieje się zachęcająco.
Jestem tak blisko szczęśliwego zakończenia, serce bije coraz szybciej, a ja szybciutko pomykam na czworakach. I nagle coś w oddali błysnęło. Nie, nie była to łyżka, a niewielka chochelka, może i lepsza od łyżki?
– Popierdoleniec!
Kurwa, to chyba ja powiedziałem i może mam rację. W ręce trzymam chochlę, a nie nóż i siedzę obok strzykawki. Mam dosłownie wszystko, by rozpłynąć się w szczęściu. Robię opaskę uciskową na nodze (na ręce nie mam jak) i podgrzewam cudowny biały proszek. Wrzuciłem wszystko i niecierpliwie czekam, aż rozpłynie się i przyjmie brunatną barwę. Chochla bardzo wolno się rozgrzewa, ale nie tracę nadziei. Muszę być cierpliwy i wtedy spotka mnie prawdziwa nagroda. Po nieskończenie długim czasie w końcu biorę strzykawkę do ręki i powolutku napełniam ją. Ręce mi się trzęsą, a twarz rozjaśnia uśmiech.
Jestem tylko ja i brunatny płyn wlewający się do krwiobiegu.
– Kurwa – mówię z uśmiechem na twarzy i patrzę na dziewczynę, anioła otoczonego kolorową poświatą.
Moje oczy blakną i nie widzę już nic prócz brunatnego świata. I słyszę nieprzyjemny rechot niewielkich dymnych postaci, które wbijają we mnie ostre zęby.
– Jesteś nasz, tylko nasz, nasz – mówią do mnie, a ja je słyszę. – Jesteś nasz. – Czuję, jak rozrywają moje ciało i duszę. – Nasz, tylko nasz na zawsze.
Komentarze (4)
Takie mrożące krew w żyłach, bo wiedział ale silniejsze było uczucie głodu... 5
Pozdrawiam.
Dzięki za koment
Pozdr
Lub owa dziewczyna w kolorowej poświacie, to śmierć w przebraniu? Lub po prostu... odlot, swego rodzaju.
Zapewne tekst, nie do jednej interpretacji:)↔Pozdrawiam?:)
Dzięki za koment
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania