Znikające słońce odwraca czas

Zjawiskowe nic, oprawiona w ramki szmira.

Jedziesz pod wiatr, osmalona, wytarzana w błocie

odaliska, nie potrafisz ukryć zdumienia, że żyjesz.

Wyrwana z piekła, lasu lepkich rąk, gnasz przed siebie.

 

Dotykam sukni, satynowej bielizny ze śladami szminki,

nasze zabawy w odgadywanie postaci, gra na przetrwanie.

Trzask bata i oko migawki, podwójny fokus. Pamięć

bez znieczulenia. Błagałaś o jeszcze.

 

Płomień dogasa. Uczyłem cię jazdy na oklep,

w stadninie koni czułaś się jak w domu, a jednak

uciekasz. Do kogo? Pamiętam szept: jesteś tylko ty.

Wciąż jestem, tylko chwilowo sam.

 

Idzie burza, zapowiadają zawieje i zamiecie.

Nie zabrałaś swetra. Pozostał intensywny zapach

ciała, skroplone podniecenie pachnie Afryką,

rozpala w oczach dzikość, potęguje doznania.

 

Odczuwam głód, którego nie ugasi pustka.

Wdrukowałaś się w moje postrzeganie kobiet,

skreśliłaś z mojej listy wiarę, ciepło rozchylonych ud

przyciąga już tylko we śnie. A ja nie mogę zasnąć.

Średnia ocena: 2.8  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania