Znikające słońce odwraca czas
Zjawiskowe nic, oprawiona w ramki szmira.
Jedziesz pod wiatr, osmalona, wytarzana w błocie
odaliska, nie potrafisz ukryć zdumienia, że żyjesz.
Wyrwana z piekła, lasu lepkich rąk, gnasz przed siebie.
Dotykam sukni, satynowej bielizny ze śladami szminki,
nasze zabawy w odgadywanie postaci, gra na przetrwanie.
Trzask bata i oko migawki, podwójny fokus. Pamięć
bez znieczulenia. Błagałaś o jeszcze.
Płomień dogasa. Uczyłem cię jazdy na oklep,
w stadninie koni czułaś się jak w domu, a jednak
uciekasz. Do kogo? Pamiętam szept: jesteś tylko ty.
Wciąż jestem, tylko chwilowo sam.
Idzie burza, zapowiadają zawieje i zamiecie.
Nie zabrałaś swetra. Pozostał intensywny zapach
ciała, skroplone podniecenie pachnie Afryką,
rozpala w oczach dzikość, potęguje doznania.
Odczuwam głód, którego nie ugasi pustka.
Wdrukowałaś się w moje postrzeganie kobiet,
skreśliłaś z mojej listy wiarę, ciepło rozchylonych ud
przyciąga już tylko we śnie. A ja nie mogę zasnąć.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania