Poprzednie częściZodiac-prolog

Zodiac 7. Nowy dom

Korekta - @kreskowaAO

 

Maya

 

Ciągle nie byłam przekonana czy słusznie postępuję, zgadzając się na rzucenie zaklęcia na mamę i pozostałych. Gdyby coś poszło nie tak i chciałabym wrócić, a Gabriel nie zechce cofnąć zaklęcia? Nie będę miała do czego wrócić a tutaj po co zostać. To mnie przerażało, ale nie tak bardzo jak fakt, że ci źli mogliby skrzywdzić bliskie mi osoby. Patrząc na moją mamę, nie mogłam powstrzymać łez. Widziałam zbliżającego się do niej Gabriela, za chwilę przestanę dla niej istnieć. Po krótkiej, jak mi się zdawało rozmowie, zobaczyłam Gabriela zmierzającego w moim kierunku.

- Już? - spytałam.

- Już. Dlaczego nie chciałaś pożegnać się z nią?

- A jaki widzisz w tym sens? Chwilę po pożegnaniu, nie miałaby pojęcia, kim jestem. Poza tym nie lubię pożegnań.

- Twoja mama była ostatnia, możemy wracać. - uciął chłodno rozmowę.

Gabriel wypowiedział zaklęcie. Przed nami pojawiło się coś podobnego do oka cyklonu, które po chwili przeniosło nas do biblioteki.

- Co teraz? - zapytałam Gabriela, nie bardzo wiedząc, co mam z sobą zrobić.

- Może obejrzysz zamek? Olivier na pewno chętnie cię oprowadzi, pokaże gdzie będziesz mieszkać a wieczorem poznasz pozostałych. Co ty na to?

Ollie. Nie bardzo wiedziałam, jak mam z nim teraz rozmawiać. To jedyna osoba, którą tu znam, oczywiście, jeśli to co o nim wiem, nie jest kłamstwem.

- Wiem, że masz za złe Olivierowi to, że nie powiedział ci o swojej rodzinie. Myślę jednak, że kierował nim strach.

- Sama nie wiem, co o tym myśleć - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- Nikt nie powinien odpowiadać za błędy innych. Olivier nie brał udziału w tamtych wydarzeniach, uważam, że powinnaś dać mu szansę.

W tej samej chwili, do pomieszczenia wszedł, nie kto inny jak właśnie Ollie. Był wyraźnie spięty, spojrzał na mnie i momentalnie spuścił głowę.

- Wzywałeś mnie - zwrócił się do Gabriela.

- Tak - odpowiedział patrząc na mnie. - Miałem nadzieję, że oprowadzisz May po zamku.

- Pewnie, jeśli tylko zechce - Ollie ponownie na mnie spojrzał i smutno się uśmiechnął. Zrobiło mi się głupio, że tak go potraktowałam.

- Jasne, że chcę. Nie mam zamiaru błąkać się potem po zamku, sam powiedziałeś, że łatwo się tu zgubić - odpowiedziałam.

Po moich słowach, Ollie trochę się rozchmurzył. Wyciągnął w moją stronę rękę, którą bez wahania chwyciłam.

- W takim razie chodźmy. Najpierw pokażę ci gdzie będziesz mieszkać.

Gdy znaleźliśmy się na korytarzu, oniemiałam z wrażenia. Do tej pory widziałam tylko bibliotekę, nie różniła się zbytnio od innych, tego rodzaju miejsc. A tutaj... Ściany stanowiły kamienne głazy, niektóre widocznie zawilgotniałe, mimo to nie odczuwało się chłodu, którego można by się spodziewać, a to wszystko za sprawą ciepłego oświetlenia, w postaci dużych latarni. Kilka z nich umocowanych było przy sklepieniu, za pomocą grubych łańcuchów. Inne przymocowane były do ścian oraz do poręczy schodów, prowadzących na górę. Rozejrzałam się dookoła, po prawej stronie zobaczyłam wielkie drzwi, zgaduję, że to wyjście z zamku, po lewej stronie były kolejne schody, te prowadziły na dół, niestety nic więcej nie mogłam zobaczyć, ponieważ nie były oświetlone.

- Co tam jest? - zapytałam jednocześnie starając się cokolwiek zobaczyć w tamtym miejscu.

Ollie spojrzał w tym samym kierunku co ja, jednak nic nie odpowiedział. Czyżby kolejna tajemnica?

- Tam są same graty, niepotrzebne rzeczy, które tu przeszkadzały - powiedział po dłuższej chwili. - Chodź, zobaczysz swoją komnatę.

- Komnatę? - powtórzyłam za nim śmiejąc się. - Masz na myśli pokój, tak?

- Tak, ale komnata chyba bardziej pasuje do otoczenia roześmiał się Ollie, pokonując kolejne schody, po chwili staliśmy przed drzwiami, jak się domyśliłam, mojej komnaty. Ollie otworzył drzwi, a ja po raz kolejny już dziś nie wiedziałam, co powiedzieć. Nigdy nie widziałam nic równie pięknego, nawet w filmach. Pomieszczenie było ogromne, jeśli chodzi o umeblowanie, no cóż... Było bardzo skromne, bo znajdowało się w nim tylko łóżko, szafa, toaletka i krzesło. Dobrze, że mogłam zabrać trochę swoich rzeczy. Nie zauważyłam ani jednej latarni, a mimo to w pokoju było dosyć jasno, podniosłam głowę i zobaczyłam, że całe sklepienie porośnięte było rośliną przypominającą bluszcz, pomiędzy liśćmi widać było drobne, białe kwiatki, wyglądało na to, że to one zapewniają światło.

- Podoba się? - spytał Ollie

- Jeszcze pytasz, tutaj jest pięknie. Możemy wyjść na taras? - zapytałam wskazując drzwi.

- Jasne, będziesz miała widok na dziedziniec. Zauważyłem, że widok na las, niespecjalnie przypadł ci do gustu.

- Trochę, ale las też nie byłby zły - powiedziałam wychodząc na taras. - Chyba od dawna nikt z niego nie korzystał - zauważyłam widząc, w jakim jest stanie.

- Od dawna nikt nie mieszkał w tej części zamku poza Gabrielem.

- Jak to, a pozostali?

- Mieszkają w innym skrzydle. Gabriel uważa, że tu będzie ci wygodniej.

- Raczej tamtym będzie „wygodniej". Nie chcą mieszkać z człowiekiem, tak?

- Nie... Nie wszyscy - powiedział niepewnie.

Świetnie. Jeszcze mnie nie poznali, a już mnie nie lubią, zapowiada się ciekawie. Gabriel będzie cofał zaklęcie szybciej niż myśli.

- Zmienią zdanie, gdy cię poznają. Przyznaję, że są uprzedzeni do ludzi, ale tak naprawdę do tej pory nie spotkali żadnego człowieka. Daj im szanse, ok? Oni na pewno zmienią zdanie.

- Zdaje się, że nie mam wyjścia.

- Będzie dobrze, zobaczysz. No i cały czas będę przy tobie - powiedział patrząc mi w oczy.

- Cały czas?

- Tak - potwierdził uśmiechając się tajemniczo. - I jak? Podoba się widok? - szybko zmienił temat. Szkoda zaczynało robić się ciekawie.

Spojrzałam na dziedziniec, z tej wysokości niewiele mogłam zobaczyć, ale postacie, które tam stały na pewno nie były elfami.

- Kto to? - spytałam zaciekawiona.

- To satyrowie, uczyłaś się chyba o nich w szkole?

- Raczej czytałam o nich bajki - powiedziałam pod nosem. - Co oni tam robią?

- Pracują. Opiekują się innymi zwierzętami, pomagają w stajniach - zaczął wyliczać Ollie.

- Zabrzmiało to tak jakbyś ich też uważał za zwierzęta, a chyba nimi nie są, co?

- W połowie nimi są, to po prostu niższa kategoria stwo...

- Ty nie mówisz tego poważnie! - przerwałam mu. - Niższa kategoria? Czyli jaka, taka sama jak pozycja ludzi, tutaj?! Odpowiedz! - Milczał. A to oznaczało, że chcąc nie chcąc, trafiłam.

- Myślisz, że mógłbym uważać ciebie za kogoś gorszego od siebie? Więc żeby było jasne, to nie. Nigdy o tobie tak nawet nie pomyślałem.

- Ale o nich tak. I nie zaprzeczyłeś, gdy mówiłam, ze ludzie należą do tej samej „kategorii", co ci satyrowie - powiedziałam ze złością.

- Nie mogłem zaprzeczyć - powiedział z rezygnacją.

- Wiesz... Ten wasz świat jest beznadziejny i coraz mniej mi się podoba. - powiedziałam wchodząc do pokoju.

- May, nie chcę się znów kłócić, ale takie panują tutaj reguły, ja ich nie ustalałem, zresztą w „twoim świecie" również istnieją podziały, prawda? Żyłem tam dwa lata, więc co nieco widziałem. Toczycie miedzy sobą wojny, niby w słusznej sprawie, choć nie widzę, niczego dobrego w mordowaniu się nawzajem, liczą się dla was przede wszystkim pieniądze. Dyskryminujecie innych, bo mają inny kolor skóry, inną religię, bo są chorzy! Więc nie zarzucaj nam, podziału klasowego, który jakby nie było, istnieje również w twoim świecie! - krzyczał. - Rozgość się - dodał przez zaciśnięte zęby i wyszedł z pokoju, trzaskając przy tym drzwiami.

Zostałam sama. Przesadziłam? Pewnie tak, Ollie miał rację, a mnie nigdy, tak bezpośrednio, nie dotykała... Dyskryminacja. Rozejrzałam się po pokoju. I co mam teraz ze sobą zrobić? Ponownie wyszłam na taras, satyrowie nadal tam byli.

Skoro oni i ja byliśmy, z tej samej gliny, to może warto ich poznać. Nie wahając się ani chwili, opuściłam swój pokój. Rozejrzałam się po korytarzu, na szczęście wiedziałam gdzie powinnam iść, bez większego problemu trafiłam pod bibliotekę i odnalazłam wyjście z zamku. Ruszyłam przed siebie, gdy byłam już niedaleko, przyjrzałam się dokładnie tym stworzeniom. Każdy z nich górną połowę ciała miał ludzką, dolną - zwierzęcą, niektórzy mieli rogi. Zaczęłam się zastanawiać czy to był dobry pomysł, nawet nie wiem czy oni tolerują ludzi. Zaczęłam się wycofywać, gdy na mojej drodze stanął jeden z satyrów, ale różnił się od pozostałych. Nie znam się na zwierzętach, ale o satyrach, wspominała nauczycielka historii i na pewno nie wyglądali, jak ten stojący przede mną. Ten zdecydowanie miał tułów konia. Był wyższy od pozostałych i w odróżnieniu od innych był łysy.

- Człowiek? - powiedział najzwyczajniej w świecie mnie obwąchując.

- Ja... Ja tylko chciałam... - Właśnie, co ja chciałam? - Pójdę już - powiedziałam próbując go ominąć.

- Zaczekaj. Słyszałem jak kłóciłaś się z tym elfem.

- Słucham? Jak to możliwe, byłeś w zamku?

- Nie, mam wyjątkowo dobry słuch, poza tym krążą plotki, że pojawił się tu człowiek, jak widać, są one prawdziwe. Byłem, więc dodatkowo czujny - powiedział satyr uśmiechając się do mnie. - Nic nie powiesz?

- Nie bardzo wiem, co odpowiedzieć - przyznałam szczerze.

- Mi też nie podobają się podziały klasowe - powiedział bez ogródek. - Jestem Sylen - dodał wyciągając rękę w moją stronę.

- Maya.

- Więc czego tu szukasz, Maya?

- Właściwie to chciałam was zobacz... Poznać - poprawiłam się szybko.

- Satyrowie nie pałają zbytnią miłością do ludzi, powinnaś to wiedzieć. - Dobrze. Zrobiło się potencjalnie groźnie, od razu serce zaczęło mi bić dwa razy szybciej. - Spokojnie, nie zamierzam zrobić ci krzywdy, ale powinnaś być ostrożniejsza, nie odpowiadam za zachowanie innych - powiedział wskazując na dziedziniec.

- A ty? Też nie przepadasz za ludźmi? - zapytałam ze smutkiem w głosie.

Satyr popatrzył na mnie nic nie odpowiadając, może czyta mi teraz w myślach albo mnie hipnotyzuje? Trzeba było zostać na górze, nie powinnam też zadawać tego pytania. W ogóle nie powinno mnie być w tym świecie.

- Nie było tu żadnego od bardzo dawna, ale ty wydajesz się w porządku. - Od razu mi ułożyło. - Powinienem już iść, wybacz, że cię nie odprowadzę, ale nie wchodzimy do zamku, chyba, że zajdzie nagła potrzeba. Gdybyś czegoś potrzebowała, choćby towarzystwa, znajdziesz mnie przy tamtych stajniach - powiedział wskazując na najbardziej oddalony budynek, następnie ukłonił się i szybko się oddalił.

Wracając do zamku, nie mogłam się przestać uśmiechać pod nosem, mam jednego sprzymierzeńca. Kierując się do swojego pokoju, czy raczej komnaty, zerknęłam na nieoświetlone schody. Ollie mówił, że trzymają tam niepotrzebne rzeczy, może znajdę tam jakieś przedmioty, które zabiorę do siebie? Umeblowanie mojego lokum nie powalało na kolana. A w końcu Olivier kazał mi się „rozgościć".

Nie zastanawiając się dłużej ruszyłam przed siebie, przydałaby się latarka, bo było tutaj okropnie ciemno. Idąc powoli i przytrzymując się ściany, zeszłam bezwypadkowo. Zaskoczyło mnie to, że korytarz był oświetlony. Co prawda bardzo słabo, ale lepsze to niż błąkać się po ciemku. Korytarz ciągnął się w nieskończoność, zaczęłam myśleć nad powrotem, wtedy jak na zawołanie zobaczyłam drzwi. Przyśpieszyłam i po chwili mocowałam się już z klamką. W końcu, po paru minutach udało mi się je otworzyć.

Jak na graciarnie było tam całkiem czysto, właściwie pomieszczenie bardziej przypominało zaniedbany pokój niż przechowalnie. Zaczęłam się rozglądać, było tutaj mnóstwo krzeseł, niestety żadnego nie dałabym rady unieść, pełno tu było również przedmiotów, których nigdy nie widziałam. Bałam się czegokolwiek dotykać. Na jednej z szafek zobaczyłam lampę, podobną do tej, która stłukłam u Gabriela, wzięłam ją do rąk, a ona po chwili zaczęła delikatnie świecić. Zadowolona ze znaleziska, ruszyłam w stronę wyjścia. Byłam już prawie na schodach, gdy usłyszałam głos Gabriela, był wyraźnie zdenerwowany.

- I twoim zdaniem, to była słuszna decyzja?! Ukrywanie tego przede mną!

- Gdybyś wiedział niewiele by to zmieniło! - rozpoznałam głos Sebastiana.

- Mimo wszystko, powinieneś mi powiedzieć. W takim stanie nie powinieneś tam być!

- A twoim zdaniem czemu stamtąd uciekłem?! - syknął Sebastian.

- Uciekłeś i zaatakowałeś May - rzucił z pretensją Gabriel.

- Nie wiedziałem, że tam będzie twój nowy pupilek, nic jej nie zrobiłem, nie moja wina, że jest niezdarna i głu... - „Pacan" pomyślałam prychając przy tym, od razu tego pożałowałam, cofnęłam się parę kroków, oby tylko mnie nie usłyszeli.

- O co chodzi? - spytał Sebastiana Gabriel.

- O nic. Jak mówiłem nie moja wina, że jest głupia, nie pokaleczyłem jej, sama to sobie zrobiła. Mówiłem ci, nie nadaje się!

Nie liczyłam na jakiekolwiek pozytywne opinie na mój temat od tego typa, ale i tak zrobiło mi się przykro. Miałam ochotę wyjść z ukrycia, żeby wiedział, że wszystko słyszę, ale to i tak by pewnie go nie wzruszyło. Nagle ktoś trzasnął drzwiami, zrobiło się cicho. Odczekałam jeszcze chwilę i niepewnie zaczęłam wspinać się po schodach, gdy przede mną pojawił się Sebastian.

- Nie wiesz, że to niegrzecznie podsłuchiwać?

Momentalnie cofnęłam się, już wcześniej groził mi śmiercią, a Gabriel sugerował, żebym go unikała. A teraz znajduję się z nim, wściekłym, sam na sam, w ciemnym nieuczęszczanym korytarzu. Lepszych warunków do mordu, stworzyć mu nie mogłam.

Następne częściZodiac 8. Zasady

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • LiL 11.12.2015
    Zakładam, że ma mi to zasugerować, jak słabe jest opowiadanie.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania