Poprzednie częściZodiac-prolog

Zodiac 8. Zasady

Korekta - @kreskowaAO

 

Maya

- Nic nie powiesz? - powiedział Sebastian podchodząc do mnie.

- Nie zamierzałam podsłuchiwać - odpowiedziałam drżącym głosem.

- Co tu robisz i czemu to zabrałaś? - powiedział patrząc na kulę, którą trzymałam.

- Ja... Ollie mówił, że trzymacie tutaj niepotrzebne rzeczy i pomyślałam, że może znajdę coś do pokoju - starałam się jakoś wyjaśnić moją obecność w tym miejscu.

Sebastian uważnie mi się przyglądał, a następnie przeniósł wzrok na kulę.

„Na pewno, każe mi ją oddać" - pomyślałam. Jednak on nic nie zrobił, nic nie mówił, tylko gapił się na mnie. W końcu nie mogąc wytrzymać, wyciągnęłam kulę przed siebie, dając mu do zrozumienia, że chcę ją oddać.

- Weź to sobie - powiedziałam.

- Gdzie Gabriel cię umieścił? - spytał nie zwracając uwagi na to, co przed chwilą powiedziałam.

- Nie rozumiem - powiedziałam zmieszana.

- Wszyscy ludzie są tak ograniczeni umysłowo czy tylko ty? - warknął.

Co ten typ sobie myśli?! Może i jestem słabsza od niego, ale nie ma prawa bez przerwy mnie obrażać. Albo jestem niezdarna, albo głupia... Prawdziwy elfi dupek.

- A wszystkie elfy są takimi dupkami, czy tylko ty? - syknęłam.

- Gdyby nie to, że czuwa nad tobą Gabriel, już dawno by cię tutaj nie było. Podzieliłabyś los innych ludzi stąd, byłabyś na wygnaniu albo jeszcze lepiej, na cmentarzu. Nikt cię tu nie chce, myślisz, że Olivier zapewni ci uznanie pozostałych, zapomnij. Nie masz tu nikogo.

Miał rację nikogo tutaj nie miałam, nawet Olliego, nie mogłam być do końca pewna. Pomyślałam o Sylenie. Był miły, ale pewnie nie stanąłby w mojej obronie, gdyby zaszła taka potrzeba. Jakby nie było miałam już dosyć docinków Sebastiana.

- To wszystko, czy chcesz mi jeszcze jakoś ubliżyć? Już słyszałam, że jestem słaba, nieprzydatna i głupia. Chcesz coś dodać? I błagam, niech to będzie coś bardziej kreatywnego niż „zginiesz tu", „nikt cię tutaj nie chce", „jesteś słaba" - powiedziałam naśladując sposób jego mówienia.

- Lubisz się nad sobą użalać - odpowiedział złośliwie.

- Słowo daję, Tolkien by się przekręcił, jakby wiedział, jacy jesteście naprawdę - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego, choć zdawałam sobie sprawę, że to usłyszał. Sebastian popatrzył na mnie, najwidoczniej nic nie rozumiejąc. - Nie wiesz o czym mowa? Będziesz musiał żyć w niewiedzy albo skoczyć do biblioteki prowadzonej przez, o zgrozo, słabych i głupich ludzi. Choć na twoim miejscu zaczęłabym od czegoś lżejszego, na przykład „Mały złośliwy elf" - warknęłam.

„Po Władcy Pierścienia jeszcze by ci ego eksplodowało" - dodałam w myślach.

 

Nie było sensu dyskutować z tym ograniczonym, zapatrzonym w siebie palantem. Spojrzałam na przedmiot trzymany w rękach i jakoś odechciało mi się, zabierać go do pokoju.

Trochę niepewnie ruszyłam w głąb korytarza. Elf momentalnie doskoczył do mnie, zagradzając mi drogę.

- Wyjście jest tam.

- Wiem, chcę to tylko odnieść na miejsce - powiedziałam starając się go ominąć.

W tej samej chwili złapał mnie za rękę, a ja syknęłam głośno, ponieważ robiąc to dotknął moją obolałą przez siniaki rękę. Widząc moją reakcję, uniósł moją ją do góry i zaczął jej się przyglądać.

- Puść mnie - powiedziałam próbując wyrwać dłoń.

Oczywiście nie posłuchał. Po chwili poczułam ciepło rozchodzące się po mojej dłoni, które z każdą chwilą przybierało na mocy. Po raz kolejny, bezskutecznie starałam się wyrwać z uścisku.

„Czy on próbuje spalić mnie żywcem?"

Zacisnęłam powieki czekając na najgorsze, chyba nawet wstrzymałam oddech. W momencie, gdy już właściwie spodziewałam się najgorszego, Sebastian rozluźnił ucisk. Całe ciepło zniknęło. Otworzyłam oczy i potarłam piekący nadgarstek. Bardzo chciałam powiedzieć, co o nim myślę, jednak jedyne na co było mnie w tym momencie stać, to ucieczka. Ściskając z całych sil kulę, pobiegłam w stronę schodów i zaczęłam się po nich wspinać, co chwilę potykając się o kolejne stopnie. W końcu znalazłam się na ich szczycie. Od razu skierowałam się do swojego pokoju, gdy byłam już w połowie drogi, usłyszałam nieznane mi głosy. Ktoś był na górze, szybko wiec zawróciłam i wybiegłam z zamku. Rozejrzałam się dookoła, szukając Sylena, niestety nigdzie go nie było. Przypomniałam sobie wtedy o stajniach, o których mi mówił i tam właśnie się udałam.

- Sylen? Jesteś tu? - zapytałam niepewnie, kładąc kulę przed wejściem i wchodząc do środka

Zza rogu jednego z boksów, wyłonił się satyr, lekko zaskoczony moją obecnością.

- Co tu robisz? - zapytał uśmiechając się i podchodząc do mnie, następnie obwąchując mnie, to pewnie, taki ich zwyczaj. Sylen zmarszczył czoło, na co ja odruchowo spojrzałam po sobie.

- Coś nie tak?

- Potrzebujesz czegoś May? - zapytał ignorując moje pytanie.

- Mogę trochę z tobą posiedzieć?

- Wydaje mi się, że to nie najlepszy pomysł. Nikt z was tutaj nie przychodzi.

- Nie rozumiem, przecież powiedziałeś, że jeśli będę czegoś potrzebowała, to mogę na ciebie liczyć - powiedziałam zrezygnowana.

- Miałem raczej na myśli pomoc taką jaką udzielamy pozostałym mieszkańcom zamku... Sprzątanie czy przygotowanie do podróży - zaczął wymieniać, zabierając się za uprzątanie siana. A ja głupia myślałam, że mnie zwyczajnie polubił.

- I dlatego nie mogę zostać?

- Nie wypada, żeby członek sidus przebywał w stajni z satyrem.

Zamilkłam. Obserwowałam chwilę jego pracę, analizując to co powiedział.

„Nikt z was tu nie przychodzi" - miał na myśli elfy! A ja jakby nie patrzeć nim nie jestem.

- Nie jestem jedną z nich - powiedziałam do zajętego Sylena.

- Słucham?

- Powiedziałam, że nie jestem jedną z nich. Jestem człowiekiem, nie elfem i mam gdzieś co te dupki o mnie pomyślą - oznajmiłam zdecydowanie. - Chyba, że ty nie chcesz żebym tu była - dodałam.

Sylen uśmiechnął się pod nosem słysząc moje słowa.

- Zostań, może faktycznie przyda mi się towarzystwo.

Ucieszyłam się jak małe dziecko, które dostało cukierka, podbiegłam do Sylena i go uścisnęłam, zdezorientowany moim zachowaniem, na początku stał jak słup soli, dopiero po chwili delikatnie odwzajemnił uścisk. Oderwałam się od niego i złapałam za leżące na snopku słomy grabie.

- Co robisz? - zapytał satyr patrząc na mnie.

- Dotrzymuje ci towarzystwa.

Sylen nie należał do rozmownych, od czasu do czasu instruował, gdy coś zrobiłam nie tak, pytał też kogo tu poznałam oraz jacy są ludzie. Przez większość czasu panowała cisza, czasem przerywana przez śmiech Sylena, który nie mógł zrozumieć niektórych ludzkich zwyczajów, jego zdaniem były śmieszne. Dobrze czułam się w jego towarzystwie.

- Wystarczy - oznajmił Sylen, gdy zabierałam się za wyniesienie kolejnej kupy siana.

- Ale mówiłeś, że trzeba pójść na polanę po świeżą trawę - zauważyłam wskazując wyschnięte badyle. - Chcesz sam to skończyć i przypisać sobie cały trud? - dodałam śmiejąc się i krzyżując ręce na piersi.

- Od jakiegoś czasu ktoś nas uważnie obserwuję - powiedział ściszonym głosem. - Myślę, że wystarczy łamania zasad jak na jeden dzień.

- Kto? - zapytałam, również ściszając głos.

- Nie kto inny jak naj...

- Tu jesteś! - podskoczyłam słysząc głos Olliego. Odwróciłam się, żeby na niego spojrzeć. To pewnie on nas obserwował. Domyślił się, że już to wiemy i wyszedł z ukrycia. - Co ty tu w ogóle robisz? - spytał.

- Rozmawiam z Sylenem - odpowiedziałam.

Ollie wszedł do stajni całkowicie ignorując obecność Sylena.

- Nie powinno cię tu być, spójrz jak wyglądasz i do tego śmierdzisz - spojrzał na Sylena - satyrami.

Sylen słysząc to natychmiast odsunął się ode mnie i Olliego, a mnie po prostu zamurowało. Spojrzałam na Sylena, patrzył przed siebie z nieodgadnionym wyrazem twarzy, najwidoczniej nie zamierzał odnosić się do słów Olliego. Nie wiadomo skąd w mojej głowie pojawiła się mina satyra, gdy weszłam do stajni.

- Gdy tu przyszłam śmierdziałam elfem, ale Sylen jakoś to wytrzymał - powiedziałam ze złością, a Sylen parsknął słysząc moje słowa.

- Coś cię bawi? - powiedział chłodno Ollie do satyra. Sylen nieznacznie pokręcił głową.

- Znów masz problemy ze swoim człowiekiem? - usłyszałam za sobą głos Sebastiana. Odwróciłam się i zobaczyłam, że ubrany był cały na czarno, z kapturem na głowie. Pomyślałam wtedy, że jeszcze nigdy nie widziałam go w pełnym świetle.

Podszedł do nas wolnym krokiem.

- Sylen - zwrócił się do satyra w geście przywitania, na co on ponownie tylko kiwnął głową.

- Nie wtrącaj się - warknął Ollie, a następnie złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę drzwi.

- Co ty wyprawiasz!? Puść mnie! - zaprotestowałam.

- Przepraszam, zapomniałem o twojej ręce - odparł Ollie.

Nie miałam na myśli ręki, chciałam się pożegnać z Sylenem, jednak w momencie gdy Ollie o niej wspomniał, uświadomiłam sobie, że ja również o niej zapomniałam. Uniosłam dłoń, która powinna przecież mnie boleć. Wszystkie siniaki znikły, podobnie jak skaleczenie.

- Byłem pewien, że jest z nią gorzej - oznajmił Ollie.

„Bo parę godzin temu, było z nią gorzej"- pomyślałam, patrząc w stronę Sebastiana.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania