Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Zombikisiel. Łysy z Umarła I

Sebkowi w budzie zawsze się nudziło. Gdy rozbrzmiał ostatni dzwonek, spakował czym prędzej mały plecak, rzucił burkliwie „do widzenia” i tyle go widzieli. Najchętniej nie przychodziłby wcale do budy albo wyskoczył z okna, omijając całkowicie typowe wyjście, ale nie mógł popisywać się swoimi interesującymi mocami. Wszak nie każdy piętnastolatek ląduje jak kot po wyskoczeniu z pierwszego piętra budynku

 

Należał do starego rodu polującego na różnego rodzaju badziewie. Od pomniejszych ghouli czy zombi, kończąc na nieumarłych tytanach z Tartaru. No, przynajmniej w teorii, bo z takimi to jeszcze nie przyszło mu walczyć. Co prawda spotkanie z takim monstrum to nie lada gratka i świetna zabawa (tak przynajmniej myślał), ale ani mistrz, ani rodzice nie pozwoliliby mu walczyć z takim kolosem. Powtarzali, że to zbyt niebezpieczne, że to grupą trzeba takiego osobnika, ale uważał to za bajania starych. Oczywiście zagrozili mu karą, jeżeli na własną rękę zacznie szukać takiego tytana i choć mu się to nie uśmiechało to przestał szukać. Przynajmniej na razie.

 

Dotarł do czynszówki, wysokiego budynku liczącego wiele okien i odłażącą farbę. Nic dziwnego, opłata za mieszkanie brzmiała jak nieśmieszny żart, a okolica wcale nie zachęcała do odwiedzin, nawet za dnia. Liczne kamienice, brud, smród, co rusz menel potykał się

o wystającą płytę chodnikową; żyć nie umierać w takim świetnym miejscu!

 

Idąc do klatki, musiał zrobić krok w bok. Po chwili, z głośnym brzękiem, wylądował obok cynowy garnek, wgniatając się niemiłosierni i rozbryzgując ciemną zawartość dookoła. Spojrzał w niego i domyślił się, co matka gotowała na obiad. Miało być spaghetti, a z klusek została jedynie rozmemłana breja przypominająca brykiet. Drogą dedukcji domyślił się, że to ojciec miał przypilnować makaronu, żeby ona mogła spokojnie iść do toalety. Tatko został rozkojarzony i wynik właśnie wylądował na bruku. Westchnął, wyciągnął klucze i wszedł do środka

 

Pokonał parter i pierwsze piętro jak najszybciej. Pewnie Maratońska, ta wścibska sąsiadka

z naprzeciwka, już wychynęła haczykowaty nos zza drzwi i przysłuchiwała się gorącej kłótni, słyszanej nawet z podwórka. Wcale się nie mylił. Podszedł do drzwi mieszkania, odwrócił się i dojrzał paciorkowate oczy jędzy, wykrzywione w grymasie nienawiści. Krzyki zagłuszały jej ukochaną telenowelę i w sumie dobrze. Były zdecydowanie bardziej ciekawe od tego barachła. Puścił jej równie niegrzeczny gest, co jej grymas i wiedźma schowała się do nory. Zrobił to samo.

 

- Miałeś pilnować tego cholernego makaronu! A ty co?! Grzebiesz sobie w jajach! - Wydarła się matka. Zawsze gdy to robiła, jej głos przypominał darte prześcieradło - dźwięk znienawidzony przez wszystkie dzieci, na które musiała się zirytować. Przeszły go ciarki już na progu i dalej to parszywe uczucie go nie opuszczało.

 

Spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Fioletowy ortalion ze startym logiem trzech pasków, wisiał na nim niczym na wieszaku. Nie odziedziczył potężnej postury po ojcu; chuderlawy chłopak z niego wyrósł. Podejrzewał, że któryś z bliźniaków - Rafał albo Dawid - lepiej by się wpasowali w ciuszek, gdyby byli w jego wieku. Na razie brakowało im dobre osiem lat.

 

Wrzawa ucichła, najwidoczniej spostrzegli, że ktoś wszedł do środka. Zrzucił plecak

i odwiesił kurtkę na drewniany wieszak, zdecydowanie pamiętający lata trzydzieste ubiegłego wieku. Chciał przejść do swojego pokoju, położyć się na łóżku i poczekać na obiad.

 

- Sebek! Mój chłopcze! – Gigantyczna postać wychynęła zza rogu i w dwóch krokach znalazła się przy nim. Masywne, umięśnionie ręce porwały go, przyciskając mocno do siebie. Dwa cholernie silne węże zaciskały się na nim, wyciągając ostatnie ślady tlenu w płucach. Poczuł jak mniejsze żebra łamią się z naciskiem, przebijając wnętrzności. “Za chwilę zacznę pluć krwią!” Pomyślał łkając cichutko. Po chwili mógł z powrotem oddychać, chociaż organy dalej go bolały.

 

Tadeusz, zwany również przez chłopaka tatą, należał do grona ludzi wylewnych i nazbyt emocjonalnych. Nauka nazywa ich ekstrawertykami czy sangwinikami, ale ten przypadek zdecydowanie wykraczał poza jakąkolwiek przyjętą skalę. Wręcz niedźwiedzi rozmiar onieśmielał niejednego faceta, górując nad większością o ponad głowę na wzrost i po trzykroć na szerokość; w połączeniu z uwielbieniem przytulania, niejednokrotnie niosło za sobą nieprzyjemne skutki. Dużo ludzi porównywało go do Andre Giganta, zmarłego zapaśnika, dlatego też i jego zaczęto tak nazywać.

 

Za nim wyszła jego żona, zupełne przeciwieństwo masywnego chłopa. Delikatna, filigranowa kobieta o ciemnobrązowych, prostych włosach i orzechowych oczach. Zazwyczaj siedziała cicho, no chyba że trzeba było skrytykować męża, wtedy nie potrafiła się uciszyć. Przytuliła Sebastiana, sięgając mu głową do klatki piersiowej, po czym wróciła bez słowa do kuchni.

 

- I jak tam synu szkole? Czego dzisiaj się nauczyłeś? – Rozpostarł swój uśmiech od ucha do ucha, jak to miewał w zwyczaju.

 

- Było ok – odparł chłopak i próbował wyminąć rodzica, choć zadanie nie należało do najprostszych. Tadeusz świetnie radził sobie na bramce - w końcu zajmował ją prawie całą. Wąski korytarz tym bardziej nie stanowił problemu.

 

Poczuł łapę na barku, jasne oczy wpatrywały się w niego, próbując wymusić na nim przydługie streszczenie typowego dnia Sebastiana. Przepytywanie zawsze brzmiało jak przesłuchanie na policji. Nic zresztą dziwnego, skoro wszyscy w domu zajmowali się tym, czym zajmowali. Wyciąganie informacji to zaledwie czubek góry lodowej.

 

- Chłopcze, opowiedz swojemu tacie, jak było w szkole. – To wcale nie była prośba, wręcz raczej groźba, a sprzeciw to najgorszy z możliwych wyborów. Musiał przełknąć gorzką tabletkę i wymyślić jak najkrótszą, ale satysfakcjonującą ojca odpowiedź.

 

- Nic ciekawego, standardowy zestaw lekcji i duży stos pracy domowej – odparł na jednym tchu. – Chciałbym przed obiadem się z nią wyrobić.

 

- Ha! – Mężczyzna nagle się wyprostował. – Zuch chłopak! Najpierw robota, potem obiad! Bardzo dobrze mój synu!

 

Przedostał się w końcu przez strażnika, ocierając rękę o starą boazerię. Wdarł się do pokoju

i od razu zamknął drzwi. Trochę za mocno, usłyszał jak plastikowe okienko zatrzepotało

w ramie, ale zignorował to. Rzucił się na łóżko i westchnął. Poczuł napływające zmęczenie

i powoli zamykające się oczy. Miał ochotę odpłynąć na parę minut albo całą wieczność, jeżeli tak się dało. Mruknął niezadowolony.

 

Usłyszał krzyk. Instynkt zareagował i poderwał się, opierając na rękach. Jakaś dziewczyna krzyczała w potrzebie, całkiem niedaleko; paręset metrów dalej stało inne osiedle kamienic, prawdopodobnie stamtąd dochodził głos. Zerwał się na równe nogi, sięgnął po drewniany, długi kij i wyskoczył przez okno. Wykonał salto w tył, wylądował w kuckach, po czym wystrzelił biegiem prosto ku niebezpieczeństwu.

Następne częściZombikisiel. Łysy z Umarła II

Średnia ocena: 3.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Exalon rok temu
    Cześć! ;)
    Nie zauważyłem zbyt wielu błędów, ale:
    potykał się
    o wystającą
    sąsiadka
    z naprzeciwka
    pokoju
    i od razu

    W tych miejscach masz niepotrzebne entery.

    Co do opowieści... Ogólnie podobał mi się taki luźny ton pisania, pasuje do opowiadanej historii, ale... Domyślam się, że jest to pierwsza część większej całości i wydaje mi się, że za szybko wykładasz kawę na ławę, że tak powiem. Już na samym początku opisujesz moce chłopaka, Tartar, Tytanów - za szybko! Takie rzeczy powinno się odkrywać powoli, w miarę jak fabuła idzie do przodu. Ale to tylko moje zdanie ;)
    Ale całość napisana bardzo spoko, dobrze się to czyta i nie miałem żadnego zgrzytu ;D
    Pozdrawiam serdecznie! ;)
  • Szaqu rok temu
    Hej, dzięki za komentarz :D
    Co do enterów, prawdopodobnie to przez różnicę w widoku, jaki miałem przy dodawaniu tekstu, a tutaj. Przy edycji linijki mi się wydłużały, dlatego przy krótszych wygląda to dziwnie. Sam Zombikisiel natomiast to zbiór opowiadań, dlatego nie boję się wykładać kawy na ławę :D Cieszę się, że dobrze się czyta, dużo to dla mnie znaczy <3
    Również pozdrawiam i miłego weekendu!
  • Exalon rok temu
    Szaqu O, super, to chętnie poczytam dalszą część tej historii!
    Miłego weekendu również! ;D

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania