Zostali

Marek patrzył przez okno na szarą ulicę. Był listopad, a wiatr roznosił po chodnikach suche liście. Marek czuł się jak jeden z nich – bezbarwny, bezwładny i zapomniany. Od dwudziestu lat pracował w tej samej firmie, w tym samym biurze, w tym samym mieście. Nie miał żony ani dzieci, tylko starą matkę, która mieszkała na drugim końcu miasta i którą odwiedzał raz w tygodniu. Nie miał też przyjaciół ani zainteresowań. Jego życie było nudne i monotonne.

 

Marek często myślał o tym, że mógłby coś zmienić. Mógłby spróbować znaleźć inną pracę, może nawet w innym kraju. Mógłby poznać kogoś ciekawego, zakochać się, założyć rodzinę. Mógłby podróżować, uczyć się nowych rzeczy, spełniać marzenia. Ale zawsze brakowało mu odwagi i determinacji. Bał się ryzyka i nieznanego. Wolniej trzymał się tego, co znał i co było bezpieczne.

 

Tak jak jego ojciec i dziadek przed nim, Marek został w tym samym miejscu, gdzie się urodził i wychował. Tutaj był jego dom, tutaj byli jego ludzie. Z tymi, co zostali.

 

Ale czy oni naprawdę zostali? Marek spojrzał na zdjęcia na biurku. Na jednym byli jego rodzice w dniu ślubu. Ojciec zmarł dziesięć lat temu na zawał serca. Matka od tamtej pory podupadła na zdrowiu i duchu. Na drugim zdjęciu byli jego koledzy ze szkoły podstawowej. Marek nie widział ich od lat. Większość z nich wyjechała za granicę lub do większych miast w poszukiwaniu lepszego życia. Niektórzy się ożenili, inni rozwiedli. Niektórzy mieli dzieci, inni nie. Niektórzy byli szczęśliwi, inni nie.

 

Marek poczuł nagły ucisk w piersi. Czy to był ból tęsknoty czy żalu? Czy to był sygnał ostrzegawczy czy wezwanie do działania? Marek nie wiedział. Wiedział tylko, że coś się zmieniło w nim.

 

Wstał z krzesła i podszedł do szafy. Wyjął z niej torbę podróżną i zaczął pakować rzeczy. Nie miał konkretnego planu ani celu. Miał tylko jedno przeczucie: musi wyjechać stąd.

 

Zostawił na biurku kartkę z napisem: „Tutaj byłem”.

 

Nie pożegnał się z nikim z pracy. Nie zadzwonił do matki ani do nikogo innego. Po prostu wyszedł z budynku i ruszył przed siebie.

 

Nie miał biletu ani rezerwacji hotelu. Nie miał nawet mapy ani przewodnika po mieście, do którego się udał. Pojechał tam pierwszym pociągiem, jaki nadarzył się na dworcu.

 

Było to duże miasto pełne ludzi i hałasu. Marek czuł się zagubiony i oszołomiony. Nie wiedział, gdzie się udać ani co robić.

 

Zatrzymał się przy kiosku z gazetami i kupił los na loterię fantowej.

 

- Może to będzie początek mojej nowej przygody – pomyślał.

 

Sprawdził numer na losie i porównał go z wynikami losowania podanymi w gazecie.

 

Nie mógł uwierzyć własnym oczom.

 

Wygrał główną nagrodę – milion złotych.

 

Marek poczuł dreszcz emocji i radości.

 

- To niesamowite! – wykrzyknął.

 

- Co się stało? – zapytała sprzedawczyni kiosku.

 

- Wygrałem milion! – odpowiedział Marek.

 

- Gratuluję! – powiedziała sprzedawczyni.

 

- Dziękuję! – powiedział Marek.

 

- Co zamierzasz zrobić z taką sumą? – spytała sprzedawczyni.

 

Marek pomyślał przez chwilę.

 

- Nie wiem – przyznał.

 

- Może kupić dom albo samochód? Albo wyjechać w podróż dookoła świata? Albo spełnić jakieś marzenie? – podpowiedziała sprzedawczyni.

 

Marek uśmiechnął się.

 

- To wszystko brzmi kusząco – powiedział.

 

- Ale wie pan co?

 

- Co? – spytała sprzedawczyni.

 

- Chyba wrócę do domu – powiedział Marek.

 

- Do domu? – zdziwiła się sprzedawczyni.

 

- Tak – potwierdził Marek.

 

- Tutaj jestem, gdzie byłem, gdzie się urodziłem. Tu się wychowałem i tutaj zostałem. Mogłem jechać, wyjechać i stąd się oddalić, ale jednak zostałem z tymi, co zostali – dodał cytując swoją ulubioną piosenkę Grzegorza Turnaua.

 

Sprzedawczyni spojrzała na Marka z niedowierzaniem.

 

- Ale jak to? – zapytała.

 

- Nie rozumiem. Ma pan milion złotych i chce pan wracać do tego nudnego życia?

 

- Nie jest nudne – zaprotestował Marek.

 

- Jest moje.

 

- Ale co pan zrobi z tym pieniędzmi? – nalegała sprzedawczyni.

 

- Nie wiem – przyznał Marek.

 

- Może podzielę się z matką i z tymi, co zostali.

 

- A może zainwestuję w coś sensownego.

 

- Albo po prostu odłożę na czarną godzinę.

 

Sprzedawczyni wzruszyła ramionami.

 

- Jak pan uważa – powiedziała.

 

- To pański wybór.

 

- Ale ja bym tak nie zrobiła.

 

Marek podziękował jej za rozmowę i odszedł.

 

Poszedł na dworzec i kupił bilet powrotny do swojego miasta.

 

Wsiadł do pociągu i usiadł przy oknie.

 

Patrzył na mijające krajobrazy i myślał o swoim życiu.

 

Czy podjął dobrą decyzję?

 

Czy nie zmarnował szansy na coś lepszego?

 

Czy nie żałował swojego wyboru?

 

Nie, nie żałował.

 

Wiedział, że tam, gdzie się urodził i wychował, czeka na niego coś ważniejszego niż pieniądze.

 

Czekało na niego poczucie przynależności i bezpieczeństwa.

 

Czekały na niego wspomnienia i marzenia.

 

Czekały na niego ludzie, których kochał i którzy go kochali.

 

Czekał na niego dom.

 

Tutaj był jego dom.

 

Marek dotarł do swojego miasta i wysiadł z pociągu.

 

Wziął taksówkę i kazał zawieźć się do domu matki.

 

Po drodze zadzwonił do niej i powiedział, że ma dla niej niespodziankę.

 

Matka była zaskoczona i ciekawa, co to może być.

 

Marek przyjechał pod jej dom i zapukał do drzwi.

 

Matka otworzyła i uśmiechnęła się na widok syna.

 

- Witaj, Marku! – powiedziała.

 

- Co cię sprowadza?

 

- Mam dla ciebie coś specjalnego – powiedział Marek.

 

- Wejdź, wejdź – zaprosiła matka.

 

Marek wszedł do domu i położył torbę na podłodze.

 

Wyciągnął z niej kopertę z czekiem na milion złotych i podał ją matce.

 

- To dla ciebie – powiedział.

 

Matka spojrzała na kopertę i nie mogła uwierzyć własnym oczom.

 

- Co to jest? – zapytała.

 

- To milion złotych – odpowiedział Marek.

 

- Wygrałem w loterii fantowej.

 

Matka była w szoku.

 

- Nie żartujesz? – zapytała.

 

- Nie, to prawda – zapewnił Marek.

 

- To jest twój prezent.

 

Matka nie wiedziała, co powiedzieć.

 

Była wzruszona i szczęśliwa.

 

Przytuliła syna i podziękowała mu za taki dar.

 

- Nie musiałeś tego robić – powiedziała.

 

- To za dużo dla mnie.

 

- Nie, to za mało – powiedział Marek.

 

- Zasługujesz na więcej.

 

- Jesteś najlepszą matką na świecie.

 

Matka uśmiechnęła się przez łzy.

 

- Jesteś najlepszym synem na świecie – powiedziała.

 

- Kocham cię, Marku.

 

- Ja też cię kocham, mamo – powiedział Marek.

 

Marek i jego matka spędzili razem resztę dnia.

 

Rozmawiali o wszystkim i niczym.

 

Marek opowiedział matce o swojej podróży i o tym, jak wygrał milion.

 

Matka opowiedziała Markowi o swoim życiu i o tym, jak bardzo go tęskniła.

 

Byli szczęśliwi i spokojni.

 

Wieczorem Marek zaproponował matce, żeby pojechali razem na wakacje.

 

- Chciałbym ci pokazać świat – powiedział.

 

- Zawsze marzyłeś o podróżach.

 

- Chciałbym cię zabrać tam, gdzie chcesz.

 

Matka uśmiechnęła się i przytaknęła.

 

- Chciałabym to z tobą przeżyć – powiedziała.

 

- Ale najpierw musimy zadzwonić do twoich przyjaciół ze szkoły.

 

- Dlaczego? – zapytał Marek.

 

- Bo mam dla nich niespodziankę – powiedziała matka.

 

- Co to za niespodzianka? – zapytał Marek.

 

- Zobaczysz – powiedziała matka i sięgnęła po telefon.

 

Marek był ciekawy, co matka wymyśliła.

 

Nie wiedział, że to będzie początek nowego rozdziału w jego życiu.

 

Że dzięki milionowi złotych odzyska kontakt ze swoimi starymi przyjaciółmi.

 

Że pośród nich znajdzie miłość swojego życia.

 

Że spełni swoje marzenia i zrealizuje swoje pasje.

 

Że będzie szczęśliwy i spełniony.

 

Że nie będzie żałował swojego wyboru.

 

Że będzie wiedział, że tutaj jest jego dom.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania