Zostań ze mną i nie opuszczaj mnie więcej. - Część.2

Patrycja:

 

Budziłam się i zasypiałam na przemian. Ręce, nogi, głowa wszystko bolało tak mocno, że nie byłam pewna czy nadal żyję. Spojrzałam na Daniela, który leżał nieprzytomny na łóżku i tak bardzo chciałam wstać, iść do niego, porozmawiać z nim, ale nie mogłam. Ból co chwilę nasilał się, a to zmniejszał, a to znów nasilał. - Jak najszybciej musimy jechać do szpitala!! - krzyczeli lekarze, a ja miałam wrażenie, że jestem jakby gdzieś z boku. Przyglądałam się tylko całej sytuacji, jak lekarze walczą o jego życie i nie mogłam nic zrobić. Tak bardzo chciałam, tak bardzo pragnęłam powiedzieć coś, błagać go by mnie nie zostawiał, ale nie mogłam nic kurwa zrobić. Po chwili znajdowałam się w karetce i na sygnale pędziliśmy do szpitala. Nie wiedziałam jakiego. Nie wiedziałam po co i dokąd, nie wiedziałam gdzie. Niczego nie pamiętałam. Jakąś rozmowę, dotyk jego dłoni, spojrzenie pełne bólu i to białe światło, które pędziło wprost na nas. - Daniel - jęczałam z rozpaczy, z bólu, ze strachu, że przecież mogę go już więcej nie zobaczyć.

 

- Proszę się nie ruszać, nie wiadomo jakie ma pani obrażenia. Proszę leżeć spokojnie! - zawołał lekarz, ale nie potrafiłam go posłuchać. Jak miałam leżeć spokojnie, jak miałam się nie ruszać, jak miałam się nie wyrywać, gdy tam walczyli o miłość mojego życia??? - Już dojeżdżamy, spokojnie - uspokajał lekarz. Tak bardzo czułam się już tym wszystkim zmęczona, tak bardzo chciałam zasnąć i więcej się nie obudzić. Chociaż próbowałam przypomnieć sobie co tak właściwie się tam stało, nie potrafiłam. Ten przeklęty samochód, który jechał wprost na nas. Zahamował? skręcił? uderzył nas? nic z tego nie pamiętałam i mimo starania, nie potrafiłam sobie nic przypomnieć.

 

- Co z samochodem? - zawołał jakiś miły, młody głos, a po chwili ujrzałam kobiecą twarz.

 

- Są ofiary śmiertelne. W wypadku ucierpiało pięciu osób, wiozą do nas małą dziewczynkę w stanie krytycznym. Jej rodzice zginęli na miejscu - odezwał się lekarz. Leżałam na łóżku i przysłuchiwałam się całej rozmowie. Zamykałam to otwierałam oczy, czując jak ręce i nogi pękają z bólu.

 

- Jedzie do nas mężczyzna z drugiego samochodu - kontynuował dalej.

 

- Daniel - wyszeptałam cicho, czując ukłucie igły. Po kilkunastu minutach nie wiedziałam gdzie jestem i co się ze mną dzieje. Białe fartuchy biegały naokoło mnie, robiąc co chwilę inne badania.

 

- Usg i to natychmiast! Musimy zobaczyć, czy nic się w środku nie dzieje. Jak nogi bolą panią jeszcze? - usłyszałam. Więcej nic nie pamiętam, nie wiem kiedy, ale poczułam jak kołuje mi się w głowie i straciłam przytomność.

 

 

***

 

Michał:

 

Otworzyłem oczy, cały czas zastanawiając się dlaczego nie było tu jeszcze policjantów. Chciałem wyjść, chciałem sam zacząć ją szukać, ale nie pozwolono mi. Ola nadal siedziała przy moim łóżku, a ja zastanawiałem się, czy jest tutaj, bo nadal jej na mnie zależy, czy po prostu z powodu wyrzutów, które gryzą jej sumienie. Nie obchodziło mnie to, tak samo jak nie obchodziła już ta dziewczyna. Nie kochałem jej, a powrót do niej był prawie nie możliwy. Kochałem Pati i tak bardzo żałowałem, że nie miałem odwagi jej powiedzieć. Ból jakby złagodniał, mogłem już swobodnie oddychać, ale nadal miałem trudności by się poruszyć. Ola siedziała na łóżku i z uwagą coś czytała, nawet nie zauważając, że mam już otwarte oczy.

 

-Możesz już iść - odezwałem się do kobiety, a ta dopiero teraz przestraszona spojrzała na moją twarz. W jej oczach znajdowały się łzy. Płakała, a strach był tak oczywisty, że sam już zacząłem się bać.

 

- Jestem w ciąży - wypaliła w pewnej chwili, a mi odebrało mowę. Chciałem wstać, chciałem usiąść na tym przeklętym łóżku, ale powstrzymała mnie, prosząc bym nie robił żadnych głupot. W ciąży to słowo brzęczało mi w uszach jak najpiękniejsza, a raczej najgorsza melodia. Kiedyś za takie słowa dałbym się pokroić, poszedłbym do piekła, zrobił wszystko, by wreszcie, po takich staraniach udało nam się mieć to upragnione dziecko. Jednak teraz sytuacja była zupełnie inna. Nie kochałem już tej kobiety, no może coś jeszcze do niej czułem, ale nie wyobrażałem sobie powrotu do niej, zraniony męską dumą. Teraz było zupełnie inaczej. Poczułem coś do innej kobiety, kobiety o której nie miałem żadnej wiadomości, kobiety, która zawładnęła moim umysłem i sercem. Pokochałem Patrycję i już byłem gotowy wyznać jej miłość, ale nie mogłem tego zrobić, skoro być może okaże się, że.. Nie, nie chciałem nawet o tym myśleć. Nie chciałem postąpić jak Daniel, ponieważ wiedziałem jak bardzo wiele ją to kosztuje. Wycierpiała wystarczająco, a ja nie miałem zamiaru przysparzać jej kolejnego bólu i następnych zmartwień. Kochałem ją i dlatego chciałem ją chronić, nie mogłem pozwolić, by ponownie była tą drugą, tą mniej ważną, tą, która musi się dzielić miłością. Tylko, czy miałem prawo ją okłamywać? - Nic nie powiesz? - usłyszałem rozczarowany, przygnębiony głos Oli.

 

- To moje dziecko? - zapytałem nadal oszołomiony, czując się, jakby ktoś ze mnie zadrwił. Przez kilka minut milczeliśmy, patrząc sobie w oczy. Tak wiele się zmieniło do tego momentu, gdy ostatni raz poruszyliśmy ten temat. Milczeliśmy, bo uważaliśmy, że zwyczajnie nie możemy mieć dzieci, że nie jest to nam pisane.

 

- Nie wiem, czy jest twoje. Zdradziłam Cię. Zdradziłam jeszcze przed tym zanim się o tym dowiedziałeś Michale. Dlatego naprawdę nie wiem czyje jest, ale chciałabym - spojrzała na mnie, a ja nie wytrzymałem i spuściłem wzrok. Nie potrafiłem patrzeć już jej w oczy. - Pragnę by było twoje. Tak bardzo marzyliśmy o stworzeniu rodziny Michaś - powiedziała tak łagodnie, że przez chwilę poczułem się jak wtedy.

 

- To było kiedyś. Teraz nie potrafiłbym już z Tobą być. Zakochałem się w kimś Olu - wyznałem. Kobieta spojrzała na mnie, ale nie widziałem w jej oczach rozczarowania, zupełnie jakby przewidziała to, albo dowiedziała się, że tak jest.

 

- Wiem. W mojej obronie nigdy nie stanąłeś - powiedziała ściszonym głosem, a w jej tonie usłyszałem jakby nutkę wyrzutu.

 

- Jak nie? - spojrzałem na nią zdziwiony, - A impreza w klubie? cztery, może pięć lat temu - przywołałem tamte wspomnienia, gdzie jeszcze Ola byłą całym moim światem.

 

- To było dawno - zbyła to machnięciem ręki i spojrzała na mnie po raz kolejny. - Pójdę już. Przemyśl to wszystko i odpoczywaj - wyznała i bez słowa odeszła, zostawiając mnie samego. Długo leżałem, bijąc się z myślami. Kocioł w głowie blokował logiczne myślenie. Dziecko. Kiedyś tak wiele bym dał, bym usłyszeć od niej te słowa, ale teraz? teraz prosiłem Boga, by nie okazało się moje. Nagle do sali weszło dwóch policjantów. Spojrzeli na mnie czujnym, niespokojnym wzrokiem, a ja przeczuwałem, że zaraz dowiem się czegoś nie dobrego.

 

 

***

 

Patrycja:

 

Powoli otwierałam oczy, jakbym poruszała się po niepewnym gruncie. Zapach szpitala przywoływał mnie o mdłości, a pisk maszyn była nie do opisania. Ból rozrywał moje ciało. Nie tyle ból fizyczny, który ustąpił, po podaniu odpowiednich środków, co ból psychiczny, który uświadomił mi co się właściwie stało. Nadal nie wiedziałam co się stało z Michałem. Czy karetka zdążyła na czas i uratowała mu życie? w jakim był szpitalu? gdzie? nie wiedziałam też co się dzieje z Danielem. Lekarze biegali co chwilę na OIOMIE a ja nie wiedziałam już nic. Lekarze chodzili to tu, to tam co chwilę robiąc nowe badania. Tylko jedna pani doktor wydawała się na tyle sympatyczna, że przez chwilę uwierzyłam, że wszystko się ułoży.

 

- Jak się pani czuje? - zapytała w pewnej chwili, gdy tylko weszła do mojej sali. - Mam dla pani dwie wiadomości, jedną dobrą, drugą złą od której zacząć? - zapytała, a w jej oczach skrywała się jakiś nieskrywany smutek.

 

- Co z Danielem? też go tu przywieziono z tego samego wypadku - wyjaśniłam.

 

- Jest w stanie krytycznym i leży na OIOMIE. Jednak musi być pani silna, tym bardziej teraz - powiedziała czułym głosem. - Ma pani jakąś rodzinę, przyjaciół, chłopaka? - zapytała jakby chciała się upewnić, że nie zostanę z czymś sama.

 

- Mam - odpowiedziałam przez łzy.

 

- Pani Patrycjo mam dla pani bardzo złe wieści. Nie zdołaliśmy uratować pani dziecka. Uderzenie było zbyt silne, nie potrafiło przeżyć - podeszła i spojrzała mi w oczy. Bez słowa położyła rękę na moim ramieniu, a ja nie do końca zrozumiałam co ona do mnie mówi.

 

- Dziecka? - spytałam próbując pohamować łzy, ale nie potrafiłam.

 

- Nie wiedziała pani? trzeci tydzień - powiedziała współczującym głosem. - Może przysłać tu psychologa? nie powinna być pani teraz sama. Ja rozumiem, że może być pani ciężko. Sama nie dawno straciłam - zawahała się i spojrzała na mnie. Nie słuchałam tego co do mnie mówi. W pośpiechu obliczyłam i przywołałam wspomnienia, zdając sobie sprawę, że to dziecko Daniela. Doskonale znałam czas i miejsce, ten moment kiedy się ono poczęło, a teraz już nie było go wśród nas.- Naprawdę mamy doskonałych psychologów - przekonywała. Nie słuchałam tego co do mnie mówi. Odwróciłam się do niej tyłkiem i zatykając tylko rękoma uszy zatraciłam się w swoim bólu.

 

- Niech pani z nią posiedzi. Nie powinna być teraz sama - poprosiła pielęgniarkę i bez słowa odeszła, tylko raz zatrzymując się w drzwiach. - Rozumiem pani ból. Tak strasznie mi przykro - powiedziała i odeszła, a ja zostałam sama, przeklinając wszystko, że ja nie odeszłam wraz z nim.

 

 

***

 

Daria:

 

- Nie wiem. Miał wypadek, leży na OIOMIE - wypowiedziałam tylko, a z moich oczu leciały krople łez. - Zaopiekuj się dziećmi, proszę Cię nie mogą wiedzieć, że ich ojciec walczy o życie - błagałam matkę, wciąż walcząc sama ze sobą. Tak bardzo zabolały mnie słowa policjanta. Mama pokiwała głową i obiecała pojechać po dzieci do szkoły, a ja wsiadałam właśnie do policyjnego radiowozu, który miał przedostać mnie do męża. Tak bardzo bałam się tego, co tam zastanę. Tak bardzo bałam się tego co za chwilę się dowiem.

 

- Mąż uczestniczył w wypadku samochodowym. Jechał wraz z kobietą, gdy uderzył w nich samochód. Mamy podejrzenie o próbie uprowadzenia - informował policjant, a ja nie mogłam uwierzyć w to, co do mnie mówił. Co chwilę zerkał niespokojnie na kobietę, która siedziała obok niego na fotelu pasażera i ponownie zerknął na mnie.

 

- Musi być pani dobrej myśli - pocieszała młoda policjantka. - Jest duża nadzieja - informowali. Dalszą drogę jechaliśmy w ciszy. Oni milczeli, a ja byłam im wdzięczna, że znów nie muszę słuchać ich kolejnych słów, które raniły jak żyleta. Nie mogłam zrozumieć zachowania męża. Ostatnim czasie był dziwny, podejrzanie się zachowywał i byłam niemal pewna o tym, że mnie zdradzał, ba nawet raz widziałam tę jego kochankę, ale miałam nadzieje, że już to zakończył. Traktowałam to raczej jako przelotny romans, który z czasem zwyczajnie mu się znudzi, niż coś poważniejszego. Po kwadransie wysiadłam z radiowozu i pognałam do szpitala. Moja komórka dzwoniła kolejny już raz, ale nie odebrałam telefonu. Tak naprawdę nie wiedziałam jeszcze nic. Nic, co mogłabym przekazać rozmówcy, który tak nachalnie do mnie wydzwaniał.

 

- Mój mąż został do państwa przywieziony. Trafił tu z wypadku samochodowego. - mówiłam zbyt szybko i chaotycznie, nie potrafiąc skleić żadnego sensownego zdania.

 

- Pan Daniel leży na OIOMIE i jeszcze nie odzyskał przytomności. Proszę iść do lekarza prowadzącego, o właśnie tam idzie - wskazała młoda pielęgniarka a ja podeszłam do mężczyzny w białym fartuchu.

 

- Pani jest żoną tego pacjenta z wypadku? jego stan jest ciężki, ale stabilny. Nadal jest nieprzytomny, ale dlatego, że wprowadziliśmy go w stan śpiączki. Miał liczne obrażenia, a tak szybciej nabierze sił. Jak pani chcę to może pani go tam zobaczyć przez szybę. Chcę pani? - zapytał. Kiwnęłam głowa i poszłam wraz za nim. Stanęłam przed szybą i patrzyłam na nieprzytomnego bezbronnego Daniela. Tak bardzo chciałam by otworzył oczy. Nie ważne, czy zostałby z nami, czy odszedłby do niej. Chciałam tylko by żył, by po prostu żył.

 

- Panie doktorze, a ta kobieta, która jechała z nim? - zapytałam, patrząc niespokojnym wzrokiem na lekarza. Minuty mijały, a my patrzeliśmy na siebie. Nie wiem czy przeczuwał, czy po prostu był ostrożny, ale nie chciał udzielić mi informacji. - Jest moją kuzynką. Mąż jechał właśnie z nią, bo odebrał ją z lotniska - kłamałam. Lekarz wciąż patrzył na mnie ostrożnym wzrokiem, próbując wyczytać z moich niespokojnym oczu kłamstwo.

 

- Jej stan jest lepszy. W prawdzie doszło do małych komplikacji, ale stan jej zdrowia jest dobry. Ma kilka zadrapań i stłuczek, jest jeszcze na obserwacji, ale nic nie zagraża jej życiu - poinformował.

 

- Komplikacji?- spytałam niespokojnym głosem. - Co się stało? zawiadamiam jej rodziców - udałam zatroskaną, wyciągając z torebki telefon i wykręcając jakiś obcy numer.

 

- Wyniku wypadku poroniła. - dodał na koniec i po chwili mnie opuścił, tłumacząc się, że musi wracać do innych pacjentów. Boże! Oparłam się o ścianę, czując jakbym zaraz miała zemdleć. Czy to możliwe by było to? nie dokończyłam bo znów usłyszałam dzwonek telefonu. Spojrzałam na mały wyświetlacz i zobaczyłam znajomy numer. - Cześć śliczna, gdzie jesteś? spotkanie aktualne? - odebrałam telefon, słysząc stęskniony głos.

 

 

***

 

Michał:

 

- Majka. Patrycja miała wypadek. Oboje leżymy w szpitalu na sportowej. Proszę Cię choć tutaj. Pati Cię potrzebuję - szeptałem, patrząc niespokojnie na dwóch policjantów, którzy przed chwilą udzielili mi dość przerażającej informacji. Ręce chodziły mi jak narkomanowi, a przerażenie blokowało każde słowo, które z taką trudnością przechodziło mi przez gardło.

 

- Jaki wypadek? co się Wam stało? Jak się czujecie? - zasypała mnie pytaniami obiecując, że za kilka minut się zjawi. Słyszałem tylko przez telefon jak pospieszała Roberta, drżąc się na niego i płacząc jednocześnie.

 

- Majka jej stan jest stabilny. Uważajcie na siebie na drodze i nie gnajcie tak. Pamiętaj potrzebujemy Was żywych - próbowałem lekkim żartem rozładować napięta sytuację i uspokoić trochę przyjaciółkę. - A co z Tobą? - dopytywała.

 

- Opowiem Ci jak będziesz - rzuciłem tylko i rozłączyłem się. Mimo niezadowolenia ze strony lekarzy i pielęgniarki, uparłem się, że chcę jechać do niej. Nie mogłem uleżeć w miejscu, gdy tam samotnie leżała Patrycja i płakała.

 

- Straciła dziecko. Podobno jej życiu nic nie zagraża, ale lekarze twierdzą, że jest załamana. Pan Daniel jest w stanie krytycznym, policja wyjaśnia przyczyny wypadku - kontynuował młodszy policjant. - Nie wiemy jeszcze, czy było to uprowadzenie, czy Patrycja dobrowolnie znalazła się w samochodzie. Nie wiemy jakie były plany i zamiary pana Daniela. Niczego jeszcze nie wiemy - kontynuował drugi z funkcjonariuszy.

 

- A co z drugom samochodem? - zapytałem oszołomionym informacjami, których się przed chwilą dowiedziałem.

 

- Przeżył tylko mały chłopiec, który walczy teraz o życie na stole operacyjnym. Rodzice zginęli. Zresztą nie możemy udzielać panu takich informacji, bo nie jest pan z rodziny - powiedział przytomnie funkcjonariusz i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.

 

- Przesłuchaliście już ją? - zapytałem.

 

- Ze wzgląd na jej stan psychiczny, nie. Chcemy odczekać i najlepiej zrobić to przy kimś bliskim. Rodzinie, przyjaciółce, Jak mówiliśmy jej stan psychiczny nie jest najlepszy - rzekł policjant i spojrzał na partnera.Nie odpowiedziałem. Zatrzymałem się przed salą, w której leżała i oparłem o zamknięte drzwi. Chciałem wejść, chciałem objąć ją i powiedzieć, że bardzo ją kocham, ale znów nie miałem odwagi. Nie musiałem się domyślać, by wiedzieć czyje było to dziecko. Tak bardzo współczułem jej tego, co musiała teraz czuć. Chciałem zabrać od niej cały ból, chciałem schować ją w ramionach, próbując w ten sposób uchronić ją przed złem tego świata, przed cierpieniem i bólem. - Potrzebuje teraz pana - powiedział młodszy z nich i spojrzał na mnie zatroskany. Wziąłem kilka głębszych wdechów, otarłem zapłakane, przerażone oczy i zbierając w sobie na tyle odwagi na ile pozwoliło mi serce, postanowiłem do niej iść. Gdy otworzyłem drzwi, ujrzałem niespokojną twarz kobiety, która właśnie przechodziła obok nas. Jej oczy szkliły, a twarz wydawała mi się dziwnie znajoma.

 

- Pati.Kochanie moje - wypowiedziałem cicho, patrząc na niespokojną i zatroskaną twarz pielęgniarki. Dałem jej znać, że z nią zostanę i po chwili zostaliśmy sami. - Słyszałem o tym co się stało. Tak strasznie mi przykro Patt - wypowiedziałem cicho i podchodząc położyłem dłoń na jej ramieniu.

 

- Ja nie wiedziałam. Rozumiesz? nie wiedziałam. Przysięgam, że nie miałam pojęcia o tym, że - rozpłakała się wtulając w moje ramiona.

 

- Ja wiem kochana. Ja to wiem - mówiłem najciszej i najspokojniej jak potrafiłem. Chociaż moje serce krajało się, umierało po kawałeczku, robiłem wszystko by mój głos był łagodny i spokojny.

 

- Michał ja nie wiedziałam, a teraz, gdy już się dowiedziałam jego - nie dokończyła. - Dlaczego ja przeżyłam a ono nie? - spytała nagle, a mi odebrało mowę. Chciałem coś powiedzieć, poszukać odpowiednich słów, ale nie potrafiłem. - Bałam się, jak leżałeś na tej trafię, jak on oszalał, tak bardzo się wtedy bałam. Myślałam, że nas zabiję, myślałam, że zabiję Ciebie. Zrozumiałam - znów przerwała, patrząc na mnie niespokojnym wzrokiem. - Zrozumiałam, że Cię kocham Michał - wydusiła nagle, a ja ponownie nie wiedziałem co mam jej powiedzieć.

 

- Cii już nic nie mów. Wiem, że jest Ci trudno. Poradzimy sobie. Oboje sobie poradzimy. Zobaczysz, że jeszcze świat się nie skończył - wypowiedziałem z ściśniętym sercem. - Zadzwoniłem po Majkę, ma zaraz tu być. Nie zostaniesz z tym sama - rzekłem

 

- A Ty? Ty zostaniesz przy mnie? - spytała, lecz nie doczekała się odpowiedzi.

 

Michał:

 

Co miałem jej powiedzieć? jak wybrnąć z tej sytuacji? minuty mijały, a my w milczeniu patrzeliśmy sobie w oczy. Chciałem coś odpowiedzieć, chciałem powiedzieć jej, że przecież wie jak będzie i jest, ale nie powiedziałem. Tak naprawdę niewiele wiedziała, tak jak ja. No bo niby co miała wiedzieć? być może zostanę ojcem, do tego matką dziecka miała być kobieta, której szczerze nienawidziłem. Kiedyś tak wiele bym oddał, by to usłyszeć. Jednak to kiedyś minęło sporo czasu temu, a teraz była mi jej ciąża nie po drodze. No bo przecież jak zareaguje, gdy dowie się, że zostanę ojcem? czy zechce mnie zobaczyć? a może zniknie tak nagle, jak nagle się pojawiła?

 

- Michał - wyznała ponaglającym głosem. Wiedziałem, że oczekiwała ode mnie jakiś deklaracji, jakiegoś zobowiązania, ale nie potrafiłem nic jej obiecać. Sam nie wiedziałem jak będzie wyglądało moje życie. Co teraz zrobię? jak będę z tym żył?

 

- Przecież przyjaciele nie zostawiają się w trudnych momentach, a my jesteśmy nimi, prawda? - wyznałem delikatnie, ale to było jedyne co przyszło mi do głowy.

 

- Ach tak, przyjaciółmi - przyznała i delikatnie się uśmiechnęła. Z tej dość kłopotliwej sytuacji wyciągnęła mnie Majka, która akurat z wielkim hukiem niemal wleciała do naszej sali.

 

- Boże Patrycja - załkała przyjaciółka, rzucając się Pati w ramiona.

 

- Ja poroniłam, Straciłam dziecko Maju - wyznała zapłakana Patrycja i rzuciła się w jej ramiona. Spojrzeliśmy z Robertem na siebie i porozumiewaliśmy się bez słów. Oboje zdaliśmy sobie sprawę, że nic tu po naszej obecności i zostawiliśmy przyjaciółki same.

 

- Trzymaj się mała - powiedział ciepło Robert i objął zapłakaną Patrycję. Zrobiliśmy kilka kroków w stronę drzwi i spojrzałem w tył, gdzie jeszcze raz ujrzałem jej zapłakane oczy. - Będziemy na korytarzu - wyznałem i bez słowa opuściłem szpitalną salę, w której leżała najważniejsza dla mnie kobieta.

 

- Ej stary co jest? - odezwał się Robert. Nie znałem go za dobrze, ale czułem, że nie odpuści tak szybko. Bałem się, że coś przeczuwa, że zacznie coś podejrzewać. Nie miałem ochoty zwierzać się obcemu człowiekowi, ale wydawał się godny zaufania i co najważniejsze zależało mu na szczęściu Pati. Wyszliśmy ze szpitala i zapaliliśmy papierosa. Zaciągnąłem szlugę i wypuściłem dym tytoniowy, próbując się jakoś uspokoić. - Kurwa mać! - rzuciłem wściekle i z nerwów uderzyłem ręką w ścianę. Ból, który towarzyszył mi od tamtego pobicia, nasilił się, ale w porównaniu z tym, co działo się w mojej głowie był nieszkodliwy.

 

- Powinniśmy porozmawiać - usłyszałem za sobą damski głos. Odwróciłem się i spojrzałem na Olę. - Nie zbywaj mnie tak, to przecież może być też twoje dziecko - powiedziała kobieta, z uwagą przyglądając się blademu ze strachu człowiekowi.

 

- Zamknij się! Kurwa zamknij się! - rzuciłem jej mordercze spojrzenie i spuściłem głowę. Robert patrzył na nas zmieszanym wzrokiem, zupełnie nie potrafiąc się połapać w tej sytuacji. - Teraz wiesz czemu taki jestem? być może zostanę ojcem. Dla niej - spuściłem wzrok i przełknąłem ślinę. Nie potrafiłem dokończyć zdania, zdając sobie sprawę jaki cios wymierzę tej wspaniałej i wrażliwej kobiecie. - Nie możesz jej tego powiedzieć, rozumiesz? dopiero co straciła dziecko! Przecież historia znów zacznie się powtarzać. Ile przeszła z Danielem? nie chcę dla niej takiego losu - wyznałem zagubiony. Robert stał wpatrzony w moją twarz i nie wiedział co ma zrobić, jak zareagować, co powiedzieć. Widziałem jak miota się między tym co słuszne, a co nie. Nie chciałem i jego postawić w tej sytuacji, nie chciałem zmuszać go do nielojalności ze strony Majki, ale musiałem. Przecież nie chodziło tu o mnie i moje uczucia. Chodziło o nią, a ja przysiągłem sobie chronić ją, nawet jeśli miałbym chronić przed samym sobą.

 

 

***

 

Patrycja:

 

Siedziałam na łóżku z mieszanymi uczuciami, próbując z jego oczu coś wyczytać. Po raz pierwszy nie widziałam co czuję, co myśli, zupełnie jakby zablokował się przede mną. A może mi się coś zwyczajnie pomieszało? może tak bardzo potrzebowałam bliskiej osoby, że wmówiłam sobie to, co działo się między nami w ostatnich dniach? może nic prócz sympatii nas nie łączyło, tylko mi wręcz wydało się, że był we mnie zakochany? niczego nie byłam już pewna. Straciłam dziecko. Straciłam w sposób najgorszy, zupełnie nieświadoma tego, że noszę w sobie owoc naszej miłości. Nadal nie wiedziałam co się z nim działo. Lekarze cały czas walczyli o jego życie, a ja tylko raz odważyłam się iść i spojrzeć w tamtą stronę. Nie chciałam zapamiętać go takiego słabego, takiego pokonanego przez los. Kochałam go. Może i to szaleństwo, może i głupota ale kochałam dziwnym uczuciem, którego już sama nie potrafiłam nazwać. Siedziałam wtulona w opiekuńcze ramiona Majki i płakałam. Co chwilę zanosiłam się nowym płaczem, zupełnie jakby z minuty na minutę przeżywała ten wypadek jeszcze raz. A może tak było? czułam się pusta w środku. Miałam wrażenie, że coś minuta po minucie wbija mi sztylet w serce. Tego dnia umierałam już setki razy. Naprawdę ubierałam za każdym razem od nowa, gdy przypomniałam sobie słowa lekarki.

 

- Co się mu stało? - zapytała Majka, zupełnie nie rozumiejąc zachowania Michała. Ja też powoli przestawałam go rozumieć. Nie chciałam myśleć o tym, co się między nami działo. Nie miałam do tego sił, jeśli traciłam go, wolałam zwyczajnie o tym nie myśleć, o tym nie wiedzieć. Nie teraz, nie w tej chwili

 

.- Jak się pani czuję? - usłyszałam ciepły głos lekarki.Ubrana w żakiet i spódniczkę, nie przypominała tej zatroskanej kobiety. - Schodzę z dyżuru, chciałam się upewnić, że niczego pani nie potrzeba. Może zostawię pani swój numer telefonu, albo numer do psychologa? jakby pani chciała z kimś porozmawiać - odezwała się, nieśmiało zerkając na zaskoczoną minę przyjaciółki.

 

- Jak miał na imię i ile miał lat? - spytałam nagle, przypominając sobie naszą ostatnią rozmowę.

 

- To była córka. Zmarła, gdy miała trzy latka, miała na imię Zuzia - wyszeptała tak cicho, jakby chciała ukryć swój ból. Tylko ja potrafiłam dostrzec ten ból w sercu, ten cierń, który wyrósł w jej sercu i za nic nie chciał odejść. - Miłej i spokojnej nocki - wyznała i z uśmiechem pożegnała się z nami, życząc spokojnych snów. Chociaż nie powiedziałam tego wprost, doceniałam ten miły gest.

 

- Pójdę po chłopaków - odezwała się Majka. Kiwnęłam głową i uśmiechnęłam się do przyjaciółki, obiecując jej, że nie zrobię sobie nic głupiego.

 

- Czy możesz? - spytałam nieśmiało, ale nie musiałam nic więcej mówić. Majka wiedziała o co chcę poprosić i kiwnęła głową.

 

- Dowiem się co tam z Danielem - obiecała i po chwili znikła za drzwiami sali. Nie wiem jak długo leżałam. Czas zupełnie się zatrzymał, a w mojej głowie wciąż dudniły słowa lekarki. - Nie zdołaliśmy uratować dziecka. Słowa niczym czarna otchłań zabierała mnie do innej rzeczywistości. Tej brutalnej, tej jakże bolesnej i nie do zniesienia. Chciałam zaniknąć, zasnąć i obudzić się tam gdzieś, szukając mego aniołka.

 

- Pani Patrycja? - W ciemnościach ujrzałam szczupła postać, a damski głos tak bardzo mi kogoś przypominał. Nie mogłam sobie przypomnieć skąd ani gdzie. Nie wiedziałam kim była ta kobieta, która znała moje imię i w takiej chwili ośmieliła się mi przeszkodzić.

 

- Proszę dać mi spokój - wyznałam podniesionym głosem.

 

- Przykro mi z powodu straty dziecka, ale pani nie potrafiła dać spokoju mojemu mężowi. Rozumie pani, że zniszczyła moją rodzinę? To twoja wina, że Daniel tam leży - powiedziała kobieta roztrzęsionym głosem. Dopiero teraz zorientowałam się z kim rozmawiałam. Mimo iż spotkałam ją raz, może dwa, widziałam ich zdjęcia, nie poznałam jej od razu. Stałam oko w oko z kobietą, której tak perfidnie kradłam męża i nie wiedziałam co mam powiedzieć. - To dziecko było Daniela, prawda? to Daniela dziecko pani straciła, a więc tez rodzeństwo moim dzieci - powiedziała chłodnym głosem.

 

- Ne pani sprawa! Proszę stąd odejść! Proszę odejść bo wezwę ochronę! - szepnęłam czując jak przyspiesza mi serce.

 

- Nie, proszę mnie wysłuchać, proszę tylko mnie wysłuchać - usłyszałam jej błagalny ton.

 

- Ta kobieta chyba powiedziała pani, że nie życzy sobie pani obecności tutaj? - odezwał się męski głos. Tuz za kobietą stał Robert, który zdecydowanie postanowił pozbyć się tego intruza.

 

- A ja nie życzyłam sobie jej obecności w moim życiu a mimo to uczestniczyła. Zabrałaś mi zbyt wiele. Chcesz jeszcze zabrać moim dzieciom ojca? proszę wycofaj te oskarżenia - błagała kobieta, ale Robert był nie ugięty. Niemal siła wyprowadził z sali kobietę, a ja spojrzałam na niego. Miałam mętlik w głowię i naprawdę nie wiedziałam co powinnam teraz zrobić.

 

 

***

 

Ola:

 

Stałam oko w oko z mężczyzną i nie mogłam skupić myśli. Może to dziwnie zabrzmi, ale wciąż go kochałam. Tak bardzo żałowałam tego, co zrobiłam i błędów, których popełniłam. Nie chciałam go zranić, nie chciałam skrzywdzić. Teraz natomiast stałam przed Michałem i próbowałam poszukać odpowiednich słów, które jak na złość nie chciały przyjść mi do głowy. Słowo przepraszam to za mało, nie wiedziałam, czy gdybym zrobiła cokolwiek i tak nie było by za mało, by mi wybaczył. Zraniłam go. Teraz widziałam to doskonale. Widziałam strach i ból w jego oczach. Kochał ją i nie miałam ku temu zastrzeżeń, kochał tak, jak chyba jeszcze nigdy nie kochał mnie.

 

- Zostawię Was samych - odezwał się męski głos, który po chwili znikł gdzieś za drzwiami szpitala. Nadal staliśmy na przeciwko siebie, szukając słów, które jak na złość nie chciały nadejść.

 

- Posłuchaj - zaczął niepewnie Michał, a w jego oczach ujrzałam strach. Ten sam strach, który towarzyszył mu tamtego dnia, gdy zobaczył mnie w łóżku z innym facetem. Strach świadczący o tym,że tak bardzo boi się straty kobiety, którą kocha. Boże! Ile bym dała, bym to ja była tą kobietą. Ile bym dała, by do mnie tak mówił i by mnie tak kochał jak ją. - Nie wiem co teraz zrobię. Dla mnie w tym momencie najważniejsze jest dobro Patrycji. - spojrzał na mnie niepewnie. Spuścił wzrok i chowając dłonie w kieszeniach spodni, kapnął nerwowo kamień. - Natomiast jeśli to dziecko okażę się moje - znów posłał mi uważne spojrzenie, a ja przełknęłam ślinę. - Chcę Ci powiedzieć,że nie mam zamiaru z Tobą być. Będę uczestniczył w wychowaniu dziecka, będę płacił alimenty, ale nie wrócę do Ciebie Olu. Za dużo się ostatnio wydarzyło - dodał i wypuścił nerwowo powietrze z ust.

 

- Michał? co tu się dzieje? Czemu z nią rozmawiasz? cześć Olu - usłyszałam nerwowy, znajomy głos Majki.

 

- Kogo moje oczy widzą. Co Ty tu robisz? lecisz na mojego chłopaka? - rzuciłam ostrym tonem i spojrzałam łagodnie na Michała.

 

- O ile dobrze kojarzę nie jest już twoim chłopakiem, prawda Michale? - zwróciła się do chłopaka, jakby chciała usłyszeć od niego potwierdzenie. Michał kiwnął głową, próbując coś jej tłumaczyć, ale nie interesowało mnie co. - Będziemy w kontakcie - zwróciłam się do chłopaka i posyłając Majce wrogie spojrzenie bez słowa odeszłam.

 

- O co tu do Cholery chodzi??? Michał! - usłyszałam z daleka jej głos.

 

Majka:

 

Zerkałam co chwilę raz na Michała, raz na Roberta zastanawiając się co tak naprawdę jest granę. Chociaż nie powiedzieli tego wprost znałam ich i wiedziałam, że coś się nie dobrego dzieje. Ukrywali coś, co miało wspólnego z moją najlepszą przyjaciółką, a ja za wszelką cenę chciałam dowiedzieć się co. Ola od kilku minut odeszła, a my wciąż milczeliśmy. Poczułam ciepłe, opiekuńcze ramiona mojego, ukochanego mężczyzny i spojrzałam na niego.Co tu się właściwie działo? w czym uczestniczyliśmy? Michał patrzył na mnie nerwowo, co chwilę kopiąc kamień.Widziałam, że ewidentnie unika kontaktu wzrokowego, co akurat u niego oznaczało, że ma coś do ukrycia, luk kłamie. Postanowiłam za wszelką cenę dowiedzieć się od Roberta prawdy, nawet jeśli przez całą noc i dzień miałam wiercić mu dziurę w brzuchu.

 

- Pójdę do Pati - odezwał się Robert i zostawił na samych. Stałam oko w oko z przyjacielem, z którym poznałam Patrycję i zastanawiałam się, czy dobrze zrobiłam tamtego wieczoru.Może nie powinnam nigdy ich spotykać, może nie powinnam bawić się w swatki, bo teraz nie wiedziałam co tak naprawdę nas wszystkich czeka.

 

- Ola prawdopodobnie jest ze mną w ciąży - usłyszałam wahanie w jego głosie.Przypomniał mi się wyraz twarzy, który mówił zwyciężyłam i niemal wszystko zrozumiałam. Ciąża, akurat teraz, gdy Pati straciła swoje dziecko. Wiedziałam, że w tym momencie, w tej chwili to będzie ostateczny cios dla mojej przyjaciółki. Nie mogłam na to pozwolić, nie chciałam by dowiedziała się o tym teraz, gdy jej życie prawie się zawaliło.

 

- Powiesz jej? - spytałam rozczarowana postawą chłopaków. - Robert o tym wiedział? - dopytywałam. Poczułam się zdradzona przez mężczyznę, który tak wiele mówił o miłości, który obiecywał mi góry i morza. Kłamał, kłamał tak samo jak każdy typowy facet. Mimo miłości, mimo uczuć do mnie, chociaż zapewne udawanych, odezwała się w nim męska solidarność, ta cholerna męska solidarność, która sprawiła, że straciłam do niego zaufanie. Może była tego warta nie wiedziałam, nie wiedziałam właściwie już nic. Jak teraz będzie wyglądać nasz związek? jak uwierzę w jego deklarację?

 

- Dowiedziałem się rano. Dlatego byłem taki dziwny, gdy rozmawiałem z Patrycja. - rzekł. - Wiesz, że dziecko to było nasze marzenie. Spełnienie naszych marzeń. Kiedyś dałbym się za to pokroić, ale teraz dużo się zmieniło.Kocham Pati. Zakochałem się bez pamięci i chcę ją chronić - mówił, a w jego słowach usłyszałam nutkę smutku.

 

- Nie zdołasz uchronić jej przed wszystkim i wszystkimi. Ona Cię potrzebuje bardziej niż kiedykolwiek. Jest w rozsypce. Nie chroń jej przed sobą, tylko po prostu zostań przy niej. Owszem potrzebuje spokoju, ale jeszcze bardziej potrzebuje Ciebie. Wy chłopacy tak mało rozumiecie - pokiwałam głową, na absurdalne myślenie mojego przyjaciela i pomyślałam o Pati. Jak zniesie prawdę o Michale, gdy dowie się wszystkiego?? - A Robert? od jak dawna wiedział? - spytałam z ściśniętym sercem. Tak bardzo obawiałam się, że po raz pierwszy przyłapałam go na kłamstwie, a wtedy nie wiem, czy bym potrafiła odbudować do niego zaufanie.

 

- Przed Tobą kawałek. Usłyszał rozmowę moją i Oli. Chciał Ci powiedzieć, ale - zatrzymał się i zaciągnął papierosem. - Błagałem go by tego nie zrobił. To moja wina, to ja namieszałem, ale proszę zrozum - znów spojrzał na mnie, a ja zmiękłam. - Nie mogłem pozwolić, by Pati dostała kolejny cios od życia. Nie mogłem - usłyszałam smutek, ten sam smutek, który znajduje się w głosie mojej przyjaciółki i poddałam się. Mieli rację.Michał, ja z Robertem to wszystko w tej chwili było nie ważne. Ważna była ona i tylko ona się teraz liczyła. Kochaliśmy ją i wszystko, co teraz zrobimy, zrobimy tak naprawdę dla niej.

 

- Boję się tylko jednego - Powiedziałam do Michała, ale chyba już doskonale wiedział co chcę powiedzieć. - Ja też się tego obawiam. Ona nas znienawidzi, ale wezmę to na siebie. Obiecuję, że Ciebie i Roberta w to nie wciągnę - usłyszałam zapewnienie. Kiwnęłam głową i wściekła, ale poddana, bo sama tak naprawdę nie wiedziałam, czy bym podobnie nie postąpiła, wróciłam do sali przyjaciółki.

 

 

***

 

Michał:

 

Czułem się rozdarty i pokonany. Nie było mi na rękę, że wszyscy prócz niej wiedza prawdę, ale musiałem jakoś z tym żyć. Żyć z tajemnicą, która paliła moją duszę. Żyć z tajemnicą, która zabijała mnie od środka. Powoli zmierzaliśmy do sali przyjaciółki. Majka poszła tylko na chwilę pod OIOM by dotrzymać słowa danego przyjaciółce i sprawdzić co z Danielem. Osobiście wolałbym by umarł. Po prostu gdybym mógł wszedł bym do sali i wyłączył wszystkie maszyny, które przetrzymywały go przy życiu. Tak wiele złego jej zrobił, tak bardzo ja zranił, a teraz ja miałem zachować się podobnie jak on. Patrycja leżała zapłakana, roztrzęsiona na łóżku, a Robert próbował ją uspokoić. Miałem wrażenie, że przed kilkoma minutami coś się wydarzyło, co mocno wstrząsnęło dziewczyną. Może umarł Daniel?może dowiedziała się, że nie będzie mogła mieć dzieci? a może? Może dowiedziała się o mnie i Oli? nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia i nie chciałem zgadywać. Wszystko teraz było w rękach Majki i Roberta, ich jedno słowo, a stracę ukochaną na zawsze. Co miałem zrobić? jak ich przekonać?

 

- Była tu żona Daniela - odezwał się Robert, a w jego oczach zobaczyłem dziwny niepokój. - Mała ja nie posłuchałbym tego co mówiła. Powinnaś złożyć zeznania. Powinien zapłacić za to co Ci zrobił - przekonywał Robert. Patrycja wciąż milczała. Leżała bezwładnie na łóżku, patrząc się w sufit, a z jej oczów wciąż kapały krople łez.

 

- Już płaci. Płaci wystarczającą cenę, nie sądzisz? - odezwała się nagle i po chwili znów zapłakała. Weszła Majka, informując nas, że jego stan nadal jest ciężki, ale stabilny i prosząc na chwilę Roberta, oboje wyszli z sali. Patrycja spojrzała niespokojnie na przyjaciół, obawiając się, że coś narozrabiał i ponownie położyła głowę na poduszkę.

 

- Powiadomię ochronę by jej więcej nie wpuszczali - wyznałem nagle i złapałem ją za rękę. Tak bardzo chciałem ja do siebie przytulić. Tak bardzo chciałem powiedzieć o tym, że pragnę z nią być, o tym jak bardzo ją kocham, ale nie odważyłem się. Siedziałem bez ruchomo obok kobiety, wciąż nie puszczając jej ręki i oboje patrzeliśmy w dal. Nie musieliśmy nic mówić. Chociaż znaliśmy się krótko, łączyła nas jakaś tajemnicza siła, rozumieliśmy się bez słów.

 

- A jeśli on nie przeżyję? ma żonę i dzieci, które osieroci a to wszystko - zawahała się i spojrzała mi w oczy.

 

- Nie. Absolutnie nie! To nie była twoja wina. Nie Ty Was porwałaś, nie Ty oszalałaś i jechałaś za szybko - powiedziałem, rozważnie dobierając słowa. - Bałam się. Myślałam o Tobie. Chciałam by tylko wezwał tą cholerną karetkę, nic więcej. Chciałam tą cholerną karetkę - zapłakała.

 

- Jestem tu maleńka. Jestem i będę przy Tobie nawet jeśli miałbym spędzić tu całe życie. Nie zostawię Cię już ani na moment. Kocham Cię. Kocham tak mocno, że sam nie wiem już co robić. Tak wiele bym chciał. Tak bardzo chciałbym byś wreszcie zaznała szczęście - wypowiedziałem na głos ale nie byłem pewny, czy zdołała to usłyszeć.Oderwała się ode mnie i spojrzała na mnie takim wyrazem, jakby chciała powiedzieć, po prostu zostań. Zostałem. Przytuliłem ją do siebie i kołysałem tak mocno i długo, że sam już straciłem rachubę czasu. - Zostań - błagała ze łzami w oczach, a ja jeszcze mocniej złapałem ją za rękę. Odwróciłem się do niej twarzą i spojrzeliśmy sobie w oczy. Zbliżyłem wargi do jej ust i nieśmiało ją pocałowałem. Nasze języki splecione, tańczyły melodie miłości, a ja pragnąłem ją bardziej niż kiedykolwiek. - Kocham Cię - odezwałem się w końcu, gdy po krótkiej chwili oderwaliśmy się od siebie zdyszani, ale szczęśliwi..

 

 

***

 

Daria:

 

Nerwowo stukałam obcasami, spiesząc się na umówione spotkanie. Byłam zła, rozdarta, przestraszona, ale bardzo stęskniłam się za tym mężczyzną. Stałam w małej alejce i niecierpliwiłam się co raz bardziej. Samochód jak zawsze zostawiłam nie daleko umówionego miejsca i przyszłam na nogach. Daniel wciąż nie odzyskał przytomności. Nie miałam wiele czasu, ale lekarze zapewniali, że jeszcze przez kilka dni jego stan zdrowia będzie taki sam i zapewne dopiero po kilku dniach go wybudzą. Z samochodu zadzwoniłam do matki, informując ją, że nie długo będę bo jeszcze chcę trochę zostać przy mężu, ale nie powiedziałam jej prawdy.

 

- Cześć kicia stęskniłem się - usłyszałam gruby donośny głos mężczyzny i odwróciłam do niego twarzą.

 

- Oszalałeś? Mój mąż leży na OIOMIE, walczy o życie a Ty co? - udałam wkurzoną, ale w głębi serca cieszyłam się na jego widok. Nie była to jakaś tam wielka miłość, przelotny romans, czy coś takiego. Uwielbiałam seks, który nas łączył, uwielbiałam to, co wyprawia z moim ciałem i uwielbiałam władczość w jego głosie. Tą władczość, która doprowadzała mnie do szaleństwa. - Mój mąż walczy o życie - przekonywałam sama siebie, ale wystarczyło, że tylko poczułam jego dotyk, gdy mój opór złagodniał. Weszliśmy do jego samochodu i po chwili odjechaliśmy piskiem opon.

 

- Nie masz dziś czasu? - powiedział z wyrzutem, smutno patrząc mi w oczy.

 

- Wszystko się skomplikowało. Boję się jak dzieci sobie poradzą - przyznałam cicho, nie będąc pewna, czy on chce o tym rozmawiać.

 

- Może trochę przesadziłem z tym przecięciem hamulców - zaśmiał się, a mnie sparaliżowało. Spojrzałam na niego oszołomiona, zaskoczona i rozgniewana, ale nie wiedziałam, czy dobrze usłyszałam.

 

- To Ty przeciąłeś im te hamulce? - wyznałam gniewnie, czując na nodze jego dłoń.

 

- Lalka uspokój się. Zrobiłem to dla nas. Zresztą jego szmacie zasłużyło się. Jak można rozbijać czyjąś rodzinę??? - zapytał urażony moją reakcją. - Pamiętasz? wspominałaś coś ostatnio, a ja po prostu robiłem to, czego chciałaś. Posłuchałem Cię moje droga - zaśmiał się i bez słowa zatrzymał samochód.

 

- No właśnie jak można rozbijać czyjąś rodzinę?? - szepnęłam mu do ucha i bez słowa wyszliśmy z auta. Znajdowaliśmy się w znajomym lesie, gdzie Sławek miał letniskowy domem. Weszliśmy do środka i bez zbędnych słów zaczęłam się rozbierać.

 

- Z Zabawkami, czy bez? - usłyszałam przy uchu jego głos, a po sekundzie słyszałam tylko pękające guziki bluzki.

 

- Bez. Naprawdę nie mam dziś czasu - zaśmiałam się i po króciutkiej chwili byłam w jego ramionach. Położyliśmy się do łóżka i poczułam mocny ból, z całą siłą wbił się we mnie bez przygotowania by następnie dać mi chwilę rozkoszy.

 

- Kocham Cię - wyznał chyba po raz pierwszy odkąd się znaliśmy i spojrzał na mnie jakoś inaczej niż zazwyczaj. Zamknęłam oczy i pochłonięta przyjemnością jaką zaznawałam, przez chwilę zapomniałam o tym, czego oboje się dopuściliśmy. Byłam współwinna wypadkowi Daniela. Chciałam by skrzywdził ją, chciałam by zabił tę małą sukę, która tak perfidnie niszczyła moje małżeństwo, a zamiast tego o życie walczył on. Po kilku minutach wzięłam szybki prysznic i już ubrana opuszczałam mieszkanie Sławka.

 

- Będziesz kontynuował? - zapytałam bez słowa, sięgając mu do ubranych już spodni.

 

- Hmm to zależy. - zaśmiał się mężczyzna i puścił do mnie oko. - Mam dać nauczkę tylko jej? - spytał jakby chciał upewnić się, że nie zmieniłam zdania.

 

- Tak. Chcę by ta młoda dziewczyna cierpiała i wyła z bólu. Chcę by życie jej tak dokopało, że już nigdy się nie pozbiera - powiedziała z uśmiechem na ustach.

 

- Załatwione. Mówisz i masz - uśmiechnął się mężczyzna, zapinając pas i już po sekundzie wracaliśmy w stronę alejki, w której zostawiłam samochód.

 

 

***

 

Patrycja:

 

Przebudziłam się, otoczona bezpiecznymi ramionami chłopaka. W sali było ciemno, a ja zdałam sobie sprawę,że oboje zasnęliśmy. Na szpitalnym korytarzu było pusto i cicho, zupełnie jakby nikogo tu nie było. Pacjenci leżeli już w swoich łóżkach, przekładając się na drugi bok i spokojnie oddawali się w sen morfeusza. Ja tylko nie mogłam już spać. Z minuty na minutę czułam się bardziej rozbudzona, a sen jakby opuścił mnie już na dobre dzisiejszej nocy. Nie lubiłam warunków szpitalnych, zapachy,białe fartuchy już od dziecka wywoływały u mnie złe wspomnienia. Spacerowałam cichutko po szpitalnym korytarzu, udając się w stronę sali, w której leżał Daniel. Ból złagodniał, może nie ten psychiczny, tylko fizyczny i pozwolił mi przejść kilka kroków. Zatrzymałam się przed wielkimi drzwiami z napisem OIOM. Oparłam się o nie i przyłożyłam dłoń do szyby. Nadal nie odzyskał przytomności, a mnie cieszyło to,że tak długo chcą trzymać go w śpiączce.

 

- Kochany wracaj do nas. Słyszysz?? Do cholery wracaj do nas! Masz dzieci! Oni Cie potrzebują! Potrzebują Cię, tak samo jak ja Cię potrzebuję! Daniel nie wygłupiaj się! Wracaj! - szeptałam na głos, ale najciszej jak umiałam by nikogo nie zbudzić. Zsunęłam się bezwładnie na podłogę i klęczałam na zimnych płytkach szpitalnego korytarza, nie mogąc złapać tchu

 

. - On Cię nie słyszy - usłyszałam za sobą łagodny,męski głos. Odwróciłam się w stronę Michała, który stał oparty o kolejną ścianę i przyglądał się mi ze smutkiem. - On Cię Pai nie słyszy - powtórzył ponownie, jakby chciał nas obu do czegoś przekonać.

 

- Niech państwo wracają do sali. Nie można tu przybywać w nocy - wyznała pielęgniarka, która właśnie wychodziła z sali, w której znajdował się Daniel.

 

- Posłuchaj tej miłej pani. Wracajmy - prosił łagodnie Michał i łapiąc mnie za rękę, bez słowa pociągnął w stronę mojej sali. Nie protestowałam. Pozwoliłam prowadzić mu się jak mała dziewczynka, a mi od razu przypomniała się tamta impreza, na której próbowałam się upić. Wtedy też Michał wyprowadził mnie z niej za rękę. Teraz od tamtego momentu tak dużo się zmieniło w moim życiu. Zaznałam tak wiele bólu. Michał położył mnie do łózka,a sam położył się obok mnie na łóżku. Zgasiliśmy światło w sali i leżeliśmy w ciemnościach, pochłonięci swoimi myślami.- Śpisz? - usłyszałam jego głos. Odwróciłam się do niego twarzą i w świetle lamp, które przedostawały się przez okno i oświetlały naszą twarz, spojrzałam mu w oczy. Widziałam w nich nieskrywany smutek. Nie wiedziałam co go właściwie gryzie, ale coś nie dawało mu spokoju. Coś, co zaczęło przerażać i mnie. Położyłam mu dłoń na twarzy i delikatnie gładziłam jego policzek. Palcem starłam łzy, które leciały z jego oczu i jeszcze mocniej się w niego wtuliłam. Zamknęłam oczy, czując jak tym razem to on błądzi rękami po moim ciele, czując na plecach przyjemny dreszcz. Odruchowo podskoczyłam do góry, a on pospiesznie zabrał rękę, jakby przestraszył się,że zrobił coś złego. Otworzyłam gwałtowne oczy i spojrzałam na jego twarz.

 

- Nie przestawaj - poprosiłam,a po chwili poczułam na wargach znów smak jego ust. Tym razem pocałunek był śmielszy, bardziej odważny niż poprzednio, a jego dłoń śmielej błądziła po każdych zakamarkach mojego ciała. - Jesteśmy w szpitalu - przypomniał mi, ale zbyłam jego słowa milczeniem. Chciałam go tu i teraz, w tej chwili, w tym miejscu, nie ważne, czy ktoś nas nakryje lub nie. Chciałam go teraz, potrzebowałam tego.

 

- Kocham Cię skarbie - wyznałam i zamknęłam oczy. Poddałam się przyjemności, którą od niego dostawałam, chociaż nie mogliśmy liczyć tu na seks, bo wciąż znajdowaliśmy się w szpitalu, wystarczała mi jego obecność, dotyk jego dłoni, która błądziła w zakamarki ciała i sprawiała,że wyłam z przyjemności i rozkoszy. Całowaliśmy się co raz zachłanniej, co raz odważniej,a ja byłam pewna jednego, chciałam, po prostu chciałam z nim być.

 

Patrycja:

 

Zerkałam niepewnie w stronę Majki, zastanawiając się, czy aby wszystko na pewno spakowałam. Rozejrzałam się po niemal pustej sali i ponownie spojrzałam na przyjaciółkę.Trudno się przyznać, ale trochę będę tęskniła za tym miejscem. Dziś miałam dostać wypis i mogłam wracać do domku. Lekarze kazali mi jeszcze odpoczywać, leżeć i brać zapisane leki, ale mój pobyt tutaj by w sumie już nie potrzebny. Tak wiele się zmieniło przez te trzy dni. No może niezbyt wiele, bo Daniel wciąż nie odzyskał przytomności, a moje serce krajało się, za każdym razem, gdy pomyślałam o stracie dziecka. Michał dzwonił, że nie zdąży na czas i przyjedzie do mnie do domu. Zdziwiło mnie to, bo wiedziałam jak bardzo zależało mu na tym, by mnie odebrać ze szpitala i zostać przy mnie aż do rana. Razem z Majką stwierdzili, że nie powinnam być teraz sama i nie zważając na moje zdanie, postanowili na przemian mnie pilnować. Młoda pani doktor, która okazała mi tyle serca, teraz stała w drzwiach, trzymając białą kartkę papieru i patrzyła na mnie smutny, zatroskanym wzrokiem.

 

- Będę za Tobą tęsknić - wyznała tak cicho, że przez chwilę nie byłam pewna, czy nie zdawały mi się te słowa. Przytuliłam ją, uświadamiając sobie, że przez kilka ostatnich dni tutaj bardzo zbliżyłam się do tej kobiety, czując jak po policzkach płynął mi łzy. Nie wiem, czy to ból po stracie dziecka, czy to, że tak bardzo się rozumieliśmy spowodowało, że tak trudno było mi się z nią rozstać. Nie mogliśmy utrzymywać kontaktu, a ja nie ośmieliłam się prosić ją o numer telefonu, bo wiedziałam, że mogą być z tego problemy. Ze wzgląd na nią, rodzinę i przyjaciół, zapisałam się na wizytę do psychologa, mając już jedną za sobą, ale nie poczułam się lepiej. Wciąż nie mogłam pogodzić się z utratą dziecka. Wciąż obwiniałam siebie o to, co stało się Danielowi, przeklinając to, że wdaliśmy się w romans. Kochałam go, ale wiedziałam, że nasza miłość jest zakazana. Nie byłam pewna, czy to on się zmienił, a może ja, ale zmiana która w nas zaszła była na tyle widoczna, że uniemożliwiła nam snucie dalszych planów. Nie mieliśmy szans i powoli zaczęło do mnie to docierać. Miał dzieci, które kochał i nie mogłam pozwolić by ze wzgląd na miłość do mnie ucierpiały. Jego żona była u mnie tylko jeden raz, ale ponownie została przegnana i nie mieliśmy czasu tak naprawdę ze sobą porozmawiać. Nie chciałam narobić mu kłopotów. Nie chciałam narażać jego, jego rodziny na nieprzyjemności, pod warunkiem, że będzie się trzymał ode mnie z daleka. Majka czasem wydawała się dziwna, dość dziwna bym nie zaczęła czegoś podejrzewać. Chociaż nikt nie powiedział tego wprost, miałam wrażenie, że to wcale nie koniec moich problemów.

 

- Córeczko! - usłyszałam zrozpaczony głos matki. Spojrzałam na rodzicielkę, której nie widziałam zbyt długo i zerknęłam na Majkę, do której miałam cichy żal. Przecież mówiłam jej wprost, by nie zawiadamiała moich rodziców. - Nie mogliśmy nie przyjechać. Taty nie ma, ale ja zostanę tak długo, jak długo będzie trzeba - szeptała trzymając mnie w ramionach. Nie wiem kiedy ostatnio ją widziałam. Rodzice odsunęli się ode mnie, gdy tylko dowiedzieli się o moim romansie z Danielem. Nie pochwalali tego, że wdałam się w romans z żonatym facetem, który ma do tego dwójkę dzieci. Tylko, że oni nie rozumieli. Nie rozumieli, że my zakochaliśmy się w sobie jeszcze przed tym, nim poślubił Darię. Urwaliśmy kontakt, przestaliśmy się spotykać, ale dwa lata temu ponownie wlecieliśmy na siebie całkiem przypadkiem i wtedy, wtedy po prostu zrozumieliśmy, że za sobą strasznie tęskniliśmy. Zdaliśmy sobie sprawę, że nie jest to przelotny romans, zwykły seks, a miłość, wielkie uczucie, które żyło w nas przez tyle lat. Jak można walczyć z przeznaczeniem? jak można oprzeć się sile miłości? a jednak można. Czasami po prostu trzeba, tak jak musiałam to zrobić teraz.

 

- Jak tam Daniel? - zapytała mama nie spuszczając z mej twarzy wzroku.Chciałam powiedzieć nie wiem, ale nie musiała. Mimo upływu lat, nadal rozumiała mnie najlepiej ze wszystkich. - Ja sprawdzę - wyznała i po sekundzie odeszła, zostawiając mnie samą z Majką.

 

- Oszalałaś!! Prosiłam Cię! Nie potrzebuję jeszcze jej gadania nad głową! Znów zacznie prawić mi te swoje morały - powiedziałam rozzłoszczonym głosem. - A gdzie Michał? dlaczego jeszcze go nie ma!! Ja chcę wracać do domu! - kaprysiłam jak mała dziewczynka. Nie wiem jak długo staliśmy na szpitalnym korytarzu i czekaliśmy za moją mamą. Minuty wlekły się w nieskończoność, a mnie brakowało już cierpliwości. Wszystko mnie drażniło. Zupełnie jakby w jednej chwili wszystko przysięgło się przeciwko mnie. I tak się czułam. Najpierw bójka chłopaków, wypadek mój i Daniela a teraz utrata dziecka. Tak bardzo chciałam umrzeć, chciałam zasnąć i więcej się nie obudzić. W pewnej chwili zadzwoniła moja komórka, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.

 

 

***

 

Michał:

 

Pędziłem jak szalony, by zdążyć na czas. Chciałem zobaczyć ją jak najszybciej, wziąć ją w ramionach i powiedzieć to krótkie słowo Kocham Cię. Miałem w głowie mętlik. Bałem się, że lada moment ją stracę, bałem się, że dowie się prawdy. Tak bardzo cieszyłem się, że wychodzi, ale też obwiałem się, że coś odwali Oli. Kobieta była nieobliczalna i teraz wiedziałem to na pewno. Boże! Jak mogło do tego dojść!! Sam nie wiedziałem co się właściwie wczoraj stało. Dlaczego wylądowałem u niej w mieszkaniu i dlaczego dałem się jej namówić. Tak mało by brakowało, a znów wylądowałbym w jej sieci. Słowa, które krzyczała wczorajszej nocy wciąż miałem w głowie. Pożałujesz! Obawiałem się, że Ola tego tak nie zostawi. Znałem ja i wiedziałem, że nie znosi, gdy ktoś ma odwagę się jej przeciwstawić, a ja właśnie wczoraj to zrobiłem. Byłem stanowczy, powiedziałem jej nie i wyszedłem, zatrzaskując za sobą drzwi. Dziś z kolei wracałem od brata Aleksandry, który chciał ze mną pilnie i natychmiast porozmawiać, a tego, co mu nakłamała po prostu nie mogłem słuchać. Przyspieszyłem gazu i pędziłem ponad sto dwadzieścia na liczniku, do kobiety, która za wszelką cenę, próbuje zniszczyć moje życie. Po kilku minutach zatrzymałem się pod znajomym adresem i niemal wybiegłem z samochodu. Chciałem raz na zawsze wyjaśnić sobie z nią tą kwestię i zażądać od niej, by odwołała te oszczerstwa.

 

- O Jesteś - zaśmiała się w drzwiach i bez słowa wpuściła mnie do środka. Zawahałem się, nie będąc pewnym, czy postępuje właściwie, ale zaryzykowałem.

 

- Powiedz mi co Ty do cholery jasnej nagadałaś Damianowi???że ja Ci co zrobiłem?! - warknąłem wkurwionym głosem, żądając od niej natychmiastowych wyjaśnień.

 

- No koteczku, że mnie wykorzystałeś bez mojego pozwolenia - podeszła do mnie i spojrzała mi kokietyjnie w oczy, a ja powstrzymywałem się, by nie dać jej w twarz. Gdyby nie to, że nigdy nie uderzyłem kobiety, bo dla mnie to nie do pojęcia, chyba naprawdę pożałowałaby takich oszczerstw.

 

- Masz to natychmiast odkręcić kobieto! Twój brat mnie bardzo dobrze zna, dlatego nie uwierzył, ale jeśli przez twoje kłamstwa poszedłbym siedzieć?? pomyślałaś trochę! - szepnąłem próbując opanować emocje. - Kobieto po tylu wspólnie spędzonych latach, mimo iż może nosisz w sobie moje dziecko, ty oskarżasz mnie o gwałt, którego wcale nie było? nie skrzywdziłbym Cię. Zrozum, że odmówiłem Ci, bo kocham inną, a Ty próbujesz zniszczyć mi życie! - wyznałem i na pięcie odwróciłem się w kierunku drzwi. - Nie dzwoń do mnie więcej - rzuciłem na odchodne i po chwili opuszczałem jej mieszkanie.Zatrzymałem się przed samochodem i z nerwów zapaliłem papierosa, zaciągnąłem się dymem, próbując zapanować nad złością. Nie potrafiłem uwierzyć w to, że wpadła na tak absurdalny pomysł. Nie wiedziałem co jeszcze może uderzyć jej do głowy. Chciałem być jak najdalej stąd. Chciałem odjechać i nigdy więcej jej nie spotkać. - Uważaj na nią. Potrafi być nieobliczalna - przypomniały mi się słowa jej brata i potrząsnąłem głową. Czy naprawdę nie znałem kobiety, z którą byłem przez tyle lat? pomyślałem o Patrycji i tak bardzo za nią zatęskniłem, chciałem zobaczyć ją jak najszybciej, ale nie miałem pojęcia, czy wróciła już do domu. No i jak zareaguje, gdy dowie się o odwiedzinach matki? czy wreszcie uda im się pogodzić?? miałem nadzieje, że tak.

 

 

***

 

Patrycja:

 

- Czy rozmawiam z Panią Patrycją? mogłaby pani podjechać do nas na komisariat? mamy już wstępne ustalenia - usłyszałam głos funkcjonariusza. Spojrzałam nieśmiało w zaciekawioną twarz Majki i przełknęłam ślinę.

 

- Tak będę tak za pół godzinki - szepnęłam parząc na zegarek, który wisiał na ścianie.

 

- Dobrze proszę podjechać na Poznańską i udać się do pokoju numer cztery. Ja, albo mój partner będziemy za panią czekać. Ustaliliśmy już wstępną przyczynę wypadku - kontynuował niskim głosem. Obiecałam, że nie długo zjawię się na posterunku i nie spuszczając wzroku z mamy, pożegnałam się i odłożyłam telefon. Usiadłam blada na krzesełku, zupełnie pozbawiona sił i nie wiedziałam co teraz się właściwie dzieje. Po co wzywali mnie na posterunek? po co kazali do siebie przyjechać? czy coś mieli? co było przyczyną tego wypadku? jaką przyczyną? czy to była wina samochodu? przez cały czas zastanawiałam się jak mogło do tego dojść. Bez przerwy o tym myślałam, nie potrafiąc zapomnieć. Zastanawiałam się, główkowałam aż w końcu poddałam się zrezygnowana. Myślałam, ba byłam pewna, że po prostu nie zachowaliśmy ostrożności. Zagadaliśmy się i nie zauważyliśmy samochodu z na przeciwka. Czy mogło być to coś innego?? Nagle z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Podskoczyłam przestraszona dzwonkiem i po chwili ujrzałam twarz Michała. Przedstawił się mojej mamie, przywitał z Majką i spojrzał na mnie zatroskany.

 

- Dzwonili z komisariatu - odezwała się Majka. Michał spojrzał na mnie pytającym wzrokiem, a ja tylko machnęłam im ręką

 

- Mam do nich zaraz przyjechać - powiedziałam poddanym głosem.

 

- Dobrze. Pojedziemy razem. Chyba nie zabronisz mi wejść tam z Tobą, co? nie możesz iść tam sama - stwierdził, nie zważając uwagi na urażone spojrzenie Majki, oraz mojej mamy. Rodzicielka próbowała jeszcze coś powiedzieć, jakby chciała sprzeciwić się podjętej przez niego decyzji, ale w ostateczności ujrzałam jej poddany wzrok i trzymając Michała za rękę, wyszliśmy z mieszkania.

 

- Pojadę do siebie. Zadzwonicie? - spytała Majka, a ja obiecałam przyjaciółce, że jak tylko czegoś się dowiem, od razu dam jej znak. Mamie obiecałam to samo. Weszliśmy do auta, ale nie odzywaliśmy się do siebie. Nie wiem czy martwił się tym czego się tam dowiemy, a może chodziło o coś zupełnie innego.

 

- Wszystko gra? nie przyjechałeś po mnie - wyznałam z wyrzutem. Michał spojrzał na mnie i delikatnie się uśmiechnął. Wyciągnął do mnie rękę i po chwili trzymał już mą dłoń. Delikatnym ruchem pociągną ją do swych ust i złożył na mojej dłoni delikatny pocałunek.

 

- Wiem maleńka, bardzo, a to bardzo Cię za wszystko przepraszam. Musiałem coś pilnego załatwić. - tłumaczył się, składając na mojej dłoni czułe pocałunki. Chciałam zapytać co było takie pilne i czy wszystko już jest dobrze, czy ma jakieś problemy, którymi nie chce mnie martwić, ale nie zrobiłam tego, ponieważ uznałam, że to zły moment. - Wkrótce Ci wszystko wyjaśnię na spokojnie, obiecuje królewno - rzekł, a jego oczy zdradzały dziwny smutek.

 

- Chodzi o Olę? - spytałam, bojąc się najgorszego. Obawiałam się, że pewnego dnia wejdzie do mego domu i ogłosi mi, że jednak do siebie wrócili. Nie zniosłabym chyba takiego ciosu.

 

- Tak o nią. Wrócimy do tej rozmowy wkrótce - zbył mnie, a jego głos drżał.

 

Wciąż nie puszczał mojej ręki, jakby bał się, że zaraz mogę mu zniknąć, albo mnie utraci. Nie chciałam wiedzieć nic więcej. Nie chciałam słyszeć o Oli, ponieważ obawiałam się tego, co jeszcze było między nimi. I może nie powiedział tego wprost to i tak przeczuwałam, że wciąż ją kocha. Weszliśmy na komisariat i udaliśmy się pod wskazany pokój, zapukaliśmy i po chwili byliśmy już w środku, a młodszy z funkcjonariuszy uśmiechnął się, przyznając, że na mnie czekał. Gestem dał nam znak, żebyśmy usiedli i zaproponował coś do picia, ale odmówiliśmy. Wolałam przejść do konkretów, ponieważ bardzo ciekawiło mnie to, czego się dowiedzieli

 

- Wezwaliśmy najpierw panią, ponieważ pan Daniel nadal znajduję się w śpiączce. Chcieliśmy oficjalne panią przesłuchać i zadać pani kilka pytań. Poznaliśmy też wstępne analizy samochodu i znamy przyczynę wypadku - poinformował oficjalnym głosem. Michał spojrzał na mnie zaskoczony, ale też przerażony i mocniej złapał mnie za rękę.

 

- Co się wtedy tam stało? - spytał policjanta.

 

- Jak długo zna pani pana Daniela? Orientuje się pani, czy miał jakiś wrogów? a może to pani jakiś miała? - dopytywał. Kiwnęłam głową zaskoczona takimi dziwnymi pytaniami.

 

- Daniela znam od lat. Jeszcze z czasów szkolnych. Poślubił Darię, a nasz kontakt się urwał - szepnęłam niepewnie.

 

- Rozumiem, że teraz miała pani z nim romans? czy jego żona o tym wiedziała? no bo pana nie podejrzewamy. Był pan w takim stanie, że nie mógł pan tego zrobić, chyba, że - spojrzał wymownie na Michała i wziął kilka głębokich wdechów. Przez chwilę wyglądało tak, jakby się nad czymś zastanawiał.

 

- O czym pan mówi? o co pan podejrzewa Michała? jakim prawem? - podniosłam głos i spojrzałam przepraszającym głosem na mężczyznę, który blady siedział nerwowo obok mnie i mocniej chwycił moją dłoń. - Jak chcesz to zostaw nas samych. Poczekaj na korytarzu - zwróciłam się łagodnym głosem do Michała i posłałam policjantowi mordercze spojrzenie.

 

- Nie, zostanę - powiedział Michał, próbując się uspokoić.

 

- Proszę się nie gniewać. Jestem w pracy i wykonuje tylko swoje obowiązki. Dostaliśmy wstępną analizę. Mamy prawo sądzić, że ktoś celowo przeciął hamulce w samochodzie pana Daniela. Prawdopodobnie ktoś chciał go zabić. Albo jego i panią - wyznał policjant, a ja zrobiłam się blada. Przez chwilę zamknęłam oczy, próbując uspokoić walące ze strachu serce.

 

- Chcę pan powiedzieć, że ktoś uszkodził samochód Daniela? ktoś przyczynił się do śmierci mojego dziecka? - zapytałam, patrząc na tak samo przerażonego jak ja Michała i mocniej ścisnęłam jego dłoń.

 

- Wszystko na to wskazuję. Proszę mi jeszcze powiedzieć, pani miała romans z panem Daniem, prawda? - zapytał delikatnie mężczyzna, przepraszając mnie i tłumacząc, że musi zadać takie pytanie. Kiwnęłam głową, czując się zażenowana tą sytuacją.

 

- Dobrowolnie przebywała pani w jego samochodzie, czy była to próba porwania? - usłyszałam ponowne pytanie, ale nie odpowiedziałam na nie.

 

- To wszystko? - spytałam, wstając z krzesełka i podchodząc w stronę drzwi. - Proszę na siebie uważać. Zostanie pani jeszcze raz przesłuchana, jak pan Daniel się wybudzi. Musimy mieć pewność, że nikt pani nie uprowadził - krzyknął policjant, a my po krótkim do widzenia opuszczaliśmy pokój. Spojrzałam wymownie na Michała i mocno łapiąc mężczyznę za rękę, przytuliłam się do niego i objęci, zmierzaliśmy w stronę parkingu, gdzie znajdował się samochód.

 

Ola:

 

Siedziałam na wielkim skórzanym fotelu, trzymając w ręku kubek z gorącą kawą i nie spuszczałam wzroku z zaskoczonej i zmartwionej twarzy brata. Już od kilku minut oczekiwałam do niego odpowiedzi, ale chyba nie udało mi się go przekonać. W jego oczach znajdowało się coś dziwnego, a ja zdałam sobie sprawę, że chyba proszę go o zbyt wiele.

 

- Nie pomogę Ci. - rzekł, wypuszczając powietrze z ust i usiadł zrezygnowany obok mnie. Jeszcze nigdy nie patrzył na mnie takim wzrokiem. Czasami miałam wrażenie, że żałuje, że jestem jego siostrą - Daj chłopakowi spokój. Przestań bawić się jego uczuciami. Zrozum on kocha inną - powiedział z naciskiem na inną, a ja upiłam kilka łyków kawy. Nie interesowała mnie ta wywłoka, która już nie długo miała zniknąć z naszego życia. Wystarczyło, że dowie się o tym, że jestem z nim w ciąży. wystarczyło ogłosić jej tą radosną nowinę, a miałabym jeden problem z głowy. - Nie graj tą bronią, bo się sparzysz - ostrzegł brat, ale nie zważałam na mądrości mężczyzny, który siedział obok mnie. W głowie układałam plan zdobycia Michała. Kochałam go i nie potrafiłam zrezygnować z tej miłości, oddając go tej kretynce.- Błagam daj spokój z tym rzekomym gwałtem, zniszczysz mu tym życie kobieto - uprzedził braciszek, ale nie chciałam go słuchać. Oskarżenie o gwałt, był celem ostatecznym, gdyby nic innego nie za skutkowało. Na razie miałam inne plany, co do jego osoby i zamierzałam grać bezbronną, zranioną kobietę. Łzy kobiety, to nasza najsilniejsza broń, która zawsze działa na płeć przeciwną. Dlatego zamierzałam tę broń zachować, a gdyby nawet była taka potrzeba zamierzałam grać ofiarę, która planuje samobójstwo w imię miłości. Wiedziałam, że zawsze to działało na niego najbardziej. Zawsze to powodowało, że miękł, ale nigdy nie odważyłam się tak go przy sobie zatrzymywać, chociaż teraz chyba był to mój jedyny sposób by skutecznie się nami zaopiekował. Przecież nie pozwoli by coś stało się dziecku, dziecku które tak naprawdę wcale nie było jego. Minie sporo czasu nim się o tym dowie. Zbyt wiele, by jego panienka wytrzymała tajemnice i kłamstwa mężczyzny. Znałam go na tyle, że doskonale wiedziałam o tym, że nie potrafi on kłamać i zamierzałam wykorzystać ten fakt. Zawsze rozpoznałam to, jak kłamie. Jak ściemniał, jak coś przede mną ukrywał. Ja natomiast byłam doskonałą aktorką, bo ani razu, ani razu nie zorientował się o moich licznych romansach. Teraz dla niego zamierzałam zmienić swoje życie. Byłam wstanie nawet przestać go zdradzać, gdyby tylko zechciał do mnie wrócić. - Daj mu spokój, proszę. Przestań kłamać go z tym dzieckiem. Przecież doskonale wiesz, czyje ono jest - rzekł braciszek, a ja zaśmiałam się mu w twarz.

 

- Wiem. Ale ty nie wasz się mu wyznać prawdy. Bo pamiętaj, że - spojrzałam na niego i wyciągnęłam małą komórkę, która znajdowała się w mojej torebce. Otworzyłam obraz, następnie filmik i pokazałam mu to, co się tam znajdowało.

 

- Nagrywałaś to? - spytał zaskoczonym głosem.

 

- Mam Cię w garści braciszku. Jedno słowo i po Tobie - powiedziałam z uśmiechem i bez słowa opuściłam jego mieszkanie.

 

 

***

 

Michał:

 

Szukałem odpowiednich słów, którymi mógłbym ją pocieszyć, chciałem dodać jej otuchy, porozmawiać z nią i zapewnić, że cokolwiek się stanie za zawsze będę obok. Nie mogłem patrzeć na strach w jej oczach. Zatrzymałem samochód w parku i chwytając jej dłoń, poprowadziłem ją nad staw. Chciałem wyciągnąć ją z domu, sprawić, by chociaż przez chwilę się uśmiechnęła. Nie mówiliśmy nic, słowa jak zawsze były nam nie potrzebne. Nie wiem jak to jest, ale przy niej wszystkie problemy wydają się tak mało ważne, wszystkie troski, wszystkie komplikacje uciekają gdzieś w dal. Jest ta jedna chwila przy niej, ten malutki moment, w którym jesteśmy razem. Tylko ona się dla mnie liczy. Tylko ona ma jakieś znaczenie w tym popapranym świecie. Chciałbym potrafić jej pomóc, zabrać od niej cały ból i smutek. Chronić przed każdym ciosem, który dostaje od życia. Zamknąłem oczy i mocniej się do niej przytuliłem. Staliśmy objęci, a ona cichutko zapłakała w moje ramiona. Chciałem zetrzeć z oczu jej łzy, ale nie odważyłem się. Wciągałem jej prześliczny zapach, delektując się chwilą, gdy trzymałem ją w ramionach.

 

- Kochanie - wyznałem tak cicho, jakbym bał się cokolwiek do niej odezwać. Z każdym słowem brnąłem dalej w swoje kłamstwa, oddalając nas od siebie jeszcze bardziej. Już przygotowywałem się by powiedzieć jej prawdę, już byłem gotowy, by wyznać wszytko i zostawić naszą decyzję w jej rękach, gdy zadzwoniła jej komórka.

 

- Tak Majka już wyszliśmy z komisariatu - powiedziała co chwilę zatrzymując łzy. Obiecała przyjaciółce, że nie długo przyjedzie do domu, a ta zdeklarowała się, że też nie długo tam będzie. Powoli musieliśmy wracać.

 

- Co takiego chciałeś mi powiedzieć? - spytała. Patrzyłem na zmęczoną, pokonaną kobietę, patrzyłem na łzy w jej oczach, na ból na jej twarzy. Patrzyłem na to, co zostało z tamtej kobiety, którą poznałem na imprezie, może nie była wtedy szczególnie szczęśliwa, ale była waleczna i pełna nadziei. Przyglądałem się jej z uwagą i zrozumiałem, że nie mogę wyznać jej prawdy.

 

- Chciałem Ci powiedzieć - wstrzymałem się, by jeszcze raz zastanowić się, jaką mógłbym podjąć decyzję i uśmiechnąłem sam do siebie - Chciałem Ci tylko powiedzieć, że jesteś najlepszą rzeczą jaka mnie w życiu spotkała. Kocham Cię słońce - wyznałem i uśmiechnąłem się do niej. Kobieta podeszła, ponownie się do mnie przytulając i zbliżyła swoje usta do moich. Na wargach zostawiła mi delikatny, czuły pocałunek, który był odpowiedzią na moje deklarację.

 

- Ja ciebie też kocham. Bardziej niż mógłbyś przypuszczać - wyznała cichutko, chyba tak trochę sama przestraszona swoimi deklaracjami. Trzymając się za ręce, zamyśleni, pokonani, ale z nadzieją na lepszą przyszłość wracaliśmy do samochodu, po to by następnie pojechać do domu i przekazać jej mamie i przyjaciółce to, czego sami jeszcze nie potrafiliśmy pojąć. - Dziękuje, że jesteś. Bez Ciebie chyba bym sobie nie poradziła - wyznała łamiącym się głosem, wsiadając do samochodu. Nie odpowiedziałem. Złapałem ją za rękę i mocno ściskając dłoń, dałem jej tym do zrozumienia, że zawsze będę obok. Czułem się jak ostatni gnojek. Byłem jej największą epoką, byłem jej nadzieją, a sam lada moment miałem zadać jej ostateczny cios.

 

 

***

 

Daria:

 

Weszłam do domu i udałam się wprost do pokoju dzieci, które spokojnie spały w najgłębszym śnie. Pocałowałam je na dobranoc, otulając ciepłym kocykiem i zeszłam na dół, gdzie przy stole wciąż niespokojnie siedziała mama.

 

- Jak jego stan? - usłyszałam jej podejrzliwe pytanie. Nie byłam pewna, czy domyślała się o tym, że nadal kontynuowałam ten romans, czy może uwierzyła, że zakończyłam go, dla dobra swojej rodziny. - Nie martw się, Daniel z tego wyjdzie. Jak to się stało? nadal nie rozumiem - powiedziałam pogubionym głosem, mocno przeżywając to, czego oboje dowiedzieliśmy się od funkcjonariusza.

 

- Mamo ja sama nie wiem. Nie mam pojęcia jak to się stało. Rozumiesz? nie wiem kim była ta kobieta. Co robiła w jego samochodzie - kłamałam. Podeszłam do stolika i nalałam sobie zimnego soku, upijając kilka łyków. - Nie wierzę w to, że mógłby ją uprowadzić. Nie jest przestępcą - przyznałam chyba bardziej sama przed sobą niż przed rodzicielką i spojrzałam na nią ze łzami w oczach. - Mamo pogubiłam się. Nie wiem już sama czego chce, co jest dla mnie ważne a co nie. Ja już sama niczego nie wiem - wyznałam.

 

- Spotykasz się z nim dalej? - zapytała mama, ale nie musiałam nic odpowiedzieć, by wiedziała prawdę. Nie wiem jak, ale ona potrafiła rozpoznać każde moje kłamstwo, każdą ściemę, wszystko to, co przed nią chciałabym ukryć. Kiwnęłam tylko smętnie głową i spuściłam wzrok. Skupiłam się na szklance, która z każdym kolejnym łykiem wydawała się bardziej pusta. Chciałam rzucić nią o ścianę, chciałam zgnieść ją w dłoni, ale zdałam sobie sprawę, że wtedy na pewno obudziłabym dzieci.

 

- Czasami wydaje mi się, że gdybym nie zaszłą w ciążę, on wcale by mnie nie poślubił. Chyba tak naprawdę wcale mnie tak mocno nie kocha - wyznałam swoje obawy, a mama tylko poruszyła się niespokojnie po krzesełku i spojrzała na mnie ze smutkiem w oczach.

 

- Ze mną i ojcem też nie zawsze było tak różowo, jak Ci się wydawało - powiedziała cicho matula i spojrzała na mnie z bólem w oczach. Wiedziałam, że każde przywołane wspomnienie ojca, którego kochała do szaleństwa wywoływało u niej ogromny ból.

 

- Ojciec świata po za Tobą nie widział - powiedziałam, przypominając sobie to spojrzenie, które tata wciąż kierował w stronę mamy. Zawsze, gdy o niej rozmawiał, zawsze gdy z nią rozmawiał oczy świeciły mu się tak bardzo, że nie potrafił tego ukryć. Daniel ani razu nie spojrzał na mnie takim wzrokiem. Ani razu nie widziałam błysku w jego oczach, gdy uśmiechał się do mnie, lub gdy razem się kochaliśmy. Czasem miałam wrażenie, że widziałam zły w jego oczach na naszym ślubie. Jednak za każdym razem, gdy patrzył na dzieci, gdy się z nimi bawił, czytał im, lub z nimi rozmawiał, widziałam ten błysk w oczach, który zawsze znajdował się w oczach mego ojca. Błysk miłości, szczęścia, że ma się przy sobie kogoś, kogo tak bardzo się kocha. Trudno było mi się z tym pogodzić, czasem nie chciałam przyjąć tego do świadomości. Wypierałam to, ale teraz właśnie to zrozumiałam. Nagle usłyszałam dzwonek telefonu, podskoczyłam go góry przestraszona, ale postanowiłam odebrać telefon.

 

- Dzwonię ze szpitala, stan pana Daniela znacznie się pogorszył. Znajduję się w stanie krytycznym. Jakby pani mogła to proszę przyjechać - odezwał się męski głos. Spojrzała na mamę i bez słowa wyjaśnień, wybiegłam z mieszkania, odpaliłam auto i pędziłam w stronę szpitala. Niech tylko przeżyję, niech tylko przeżyję. Obiecałam sobie, że jeśli z tego wyjdzie i nadal będzie chciał ode mnie odejść, nie będę go zatrzymywać. W niecałe pięć minut dojechałam na miejsce. Wysiadłam z auta i pognałam do szpitala. Pobiegłam na OIOM

 

- Panie doktorze co z moim mężem? - spytałam

 

 

***

 

Patrycja:

 

Siedziałam otoczona ramionami matki i pomalutku opowiadałam to, czego dowiedziałam się od Policjantów. Mama była przerażona, a ja rozumiałam dlaczego. Wszystko wskazywało na to, że nasz wypadek był udziałem osób trzecich, a póki policja nie dowie się kto to zrobił, nie zaznam spokoju. Majka chciała coś powiedzieć, ale milczała. Jakby bała się cokolwiek odezwać, albo jakby szukała odpowiednich słów. Michał patrzył raz na mnie, raz na Majkę, a z ich oczów wyczytałam jakby strach. Czasem miałam wrażenie, że coś oboje między mną ukrywały.

 

- Naprawdę nie wiesz, kto to mógłby być? - zapytała ostrożnie Majka, a mi nikt nie przychodził do głowy. Naprawdę nikt nie przychodził mi do głowy, aż w pewnym momencie coś mi się przypomniało.

 

- Nie sądzisz, że mogła to być jego żona? - spytała ostrożnie mama, a ja spojrzałam na nią oszołomiona jej słowami.

 

- Nie, to nie możliwe. Daria nie zrobiłaby czegoś takiego. Przecież Daniel to jej mąż, to ojciec jej dzieci - wypowiedziałam zaskoczona podejrzeniami mojej mamy. W sumie też na chwilę o niej pomyślałam, ale nie wydawało mi się, by to było prawdą.

 

- Zazdrosna i zagrożona kobieta jest zdolna do wszystkiego - powiedziała mama dziwnym głosem. Nie zapytałam wprost, ale podejrzewałam, że między nią a moim ojcem działo się ostatnio coś dziwnego.

 

- Nie możesz zostać teraz sama - zdecydowali wszyscy jednocześnie. Nie było mi to na rękę, ale postanowiłam odstąpić. Może i mieli racje, nie powinnam zostać teraz sama. Majka pożegnała się, tłumacząc, że musi wracać, odprowadziłam przyjaciółkę do drzwi i obiecałam, że jakby coś się działo dam jej znać. Michał spojrzał na mnie a w jego oczach wyczytałam wahanie. Nie wiedziałam, czy chcę zostać, czy nie, ale postanowiłam zaryzykować.

 

- Może zostaniesz? - zapytałam, widząc delikatny uśmiech mamy. Michał uśmiechnął się, zapewniając, że czekał tylko na moje słowo i pomógł w sprzątaniu ze stołu. Pocałowałam mamę, dziękując jej za to, że przyjechała i udałam się do łazienki, by wziąć kąpiel. Chciałam na chwilę pobyć sama, by zastanowić się nad wszystkim, co działo się w ostatnich dniach. Gdy zamknęłam za sobą drzwi, dostałam jakąś wiadomość. Numeru nie znałam, ale ujrzałam nie odebranego MMS. Poczekałam aż się wyczyta i ujrzałam...

Średnia ocena: 3.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania