Zrodzeni
Zrodzeni
Ze zlepków różnych patologii
Ciągle poplątane drogi
Nie jednokrotnie prowadzące do złamania drogi
Licząc na krople zapomogi
Przepełnieni od małego poczuciem trwogi
Niczym dziecię pośród przestarzałych mogił
Rozwinęliśmy skrzydła niczym kruk
Nie wiem czy palec maczał w tym Bóg
Skoro większą część jego stworzenia to mój wróg
Podążam własna z drug
Po błąkaniu się w mroku
Najwyższa pora na w stronę światła trucht
Nienawiść poznałem
Z gniewem butelki opróżniłem
Z osamotnieniem spotykałem
Z upadkiem się przywitałem
W każdej chwili tamtego czasu
Rozumiałem wszystko dwujnasłup
Pomoc była przeszkodą
Rados smutku początkiem
Cały świat ponurym zakątkiem
Każde wspomnienie i marzenie niedokończonym wątkiem
Poprostu się czułem jak bym był mięsa workiem
Z postaci pustelnika
W której perspektywa świata realnego zanika
Niczym Feniks przeobrarzam się w wieszcza a wręcz słowika
Którego płęta nie zanika
Bowiem to nie wymysł tylko współczesna logika
Jeśli jest ktoś ślepy
To się potyka
A tępy kretyn stojący nad nim nadal stoju z napisem na ryju
Krytyk!
Ludzkie zachowania upadają niczym pasma wydm od zarania
Oczekują od was klękania
To chyba skutek uboczny ich niewyspania
Jeśli rozumiesz słowa
Poruszaj głowa do tego nagrania
Ruszaj do przodu
Bowiem życie przeminie
Pomimo Twego w miejsc stania
Z wilczego skowytu
Wypływa jedna płęta
Uważaj na życiowych zakrętach
Szanuj tych co Cię kochają
Nawet gdy reszta mówi do Ciebie przybłęda
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania