Zrozumienie i Duma

Każdy ma jakiś cel w życiu i ja prawdopodobnie też, lecz mimo upływających lat nie udało mi się go odkryć pomimo licznych prób. Trzeba przyznać, że jestem troszeczkę zwariowany na punkcie własnego kraju. Zawsze chcę żeby był bogaty, sprawiedliwy, a ludzie żyli szczęśliwie i dostatnio. Nawet nie obrażam się jak podnoszą mi ceny i podatki. Tłumaczę sobie tą niedogodność, chęcią Rządzących, aby zaspokoić potrzeby najbardziej potrzebujących. Takie moje podejście do życia, często powoduje u innych gest pukania się w czoło, lub kręcenie palcem śruby na skroni.

Teraz wypada pochwalić się, co osiągnąłem w życiu. Do największego sukcesu zaliczam zdobycie kredytu konsolidacyjnego oraz własną rodzinkę. Moja familia jest niewielka i składa się z wiecznie narzekającej na mnie żony oraz dorosłej córki. Dziecko, choć wiele lat temu osiągnęło pełnoletniość, to stale jest na naszym utrzymaniu i zajmuje jeden z dwóch pokoi naszego niewielkiego mieszkania. Córeczka jest wyjątkowo zapracowana i jak słyszy od matki zrób to czy tamto, natychmiast odpowiada.

- Zaraz, za chwilę, nie musisz mi przypominać, wiem, pamiętam, już to mówiłaś, tylko się najem.

Takie i podobne argumenty, jak tylko jestem w domu, słyszę od rana do wieczora. Potrafi to trwać nawet przez cały długi weekend. Często mnie nerwy ponoszą, jak słyszę takie rozmowy, wtedy sam wykonuję te prace żeby tylko mieć spokój. Kiedy zbliża się zakończenie dni wolnych, pakuję swoje rzeczy i wyjeżdżam do pracy. Trzeba przyznać szczerze, że tam odpoczywam przynajmniej psychicznie. Wynajmowany pokoik sprzątam tylko po sobie i co włożę smacznego do chłodziarki nie znika mi w nocy. Rano spokojnie wyciągam schłodzone produkty i bez awantur szykuję sobie śniadanie przed wyjściem do pracy. Powoli kończy się miesiąc nieobecności w domu, dostaję wypłatę i ponownie, po powrocie do domu słyszę.

- Zaraz, za chwilę, nie musisz mi przypominać, wiem, pamiętam, już to mówiłaś, tylko się najem.

Pewnego dnia oszaleję, lub mnie krew zaleje i będę miał przynajmniej święty spokój. Jednak do tego czasu muszę dzielnie znosić takie rozmowy.

Rodzina, przyjaciele, znajomi często proszą mnie o pomoc w zaczepieniu się za granicą. Najwygodniej byłoby mi, im odmówić, tylko zwyczajnie nie mam sumienia kogokolwiek pozbawić wsparcia. Kiedyś przy rodzinnym spotkaniu starałem się zliczyć ilu potrzebującym udzieliłem pomocy. Niestety nie byłem w stanie podać dokładnej liczby, ponieważ aż tyle było tych przypadków. Zdecydowaną większość stanowiły kobiety, które chcąc zapewnić byt własnym dzieciom, decydowały się na wyjazd. Najłatwiej i najszybciej mogły zatrudnić się, jako opiekunki osób starszych. Żeby rozwinąć skrzydła na początku potrzebowały jedynie transportu, a później było im łatwiej. Pracę miały bardzo ciężką, lecz to było osiągalne źródło utrzymania i decydowały się na nią kosztem rozłąki.

Minął kolejny miesiąc i przyjechałem jak zawsze do domu, tym razem w dniu swoich imienin. Zaraz po przekroczeniu progu mieszkania usłyszałem standardową wymianę zdań miedzy żoną, a córką. Zawsze w takich chwilach kusiło mnie, żeby wyjść z domu i już nigdy do niego nie wracać. Nawet nie zdążyłem się rozpakować, gdy przyszli pierwsi znajomi z życzeniami imieninowymi, alkoholem i własnym prowiantem. Ledwo się z nimi przywitałem, a już do drzwi dzwonili kolejni przyjaciele. Dosłownie tłum przyszedł na moje imieniny, jak nigdy cały dom zapełnili goście. Nieplanowana impreza rozkręciła się jak za dawnych lat, nikt nie narzekał na ciasnotę i niedogodności z tym związane. Jeden przez drugiego chciał coś powiedzieć, nie czekając na swoją kolej. Wzajemne przekrzykiwania wypełniły całe mieszkanie i zwabiły zaciekawionych sąsiadów z butelkami. Przyjęcie zakończyło się nad ranem, dokładnej godziny nie wiem, ponieważ wcześniej usnąłem w fotelu.

Słońce zmęczone całodzienną pracą zachodziło i wtedy dopiero byłem w stanie posprzątać po gościach. Podczas tej czynności podchodzi do mnie dziecko i mówi.

- Chcę wyjechać do pracy, jako opiekunka ludzi starszych.

Całkiem spora liczba talerzy wyleciała mi z rąk, jak to usłyszałem. Nawet nie zwróciłem na to uwagi, tak bardzo się śmiałem. Dawno tak się nie ubawiłem, aż mi łzy z oczu poleciały, przez doskonale opowiedziany dowcip.

- Nie śmiej się tak bardzo, nasza córka nasłuchała się rozmów twoich koleżanek przy stole, o ich zarobkach. Błyskawicznie przeliczyła, jak to ona potrafi liczyć pieniądze, ile można tam zarobić.

- Jak zwykle to słomiany zapał i nie mam zamiaru brać w tej farsie udziału, nie ma głupich – odpowiedziałem i zacząłem zbierać z podłogi porcelanowe skorupy.

Wyjątkowo solidarnie obie wyszły do pomieszczenia zajmowanego przez córkę. Żona tam długo nie zabawiła, jeszcze szybciej się pokłóciły, niż potrzebowały czasu na przekroczenie progu i zamknięcie drzwi. Awantura jak zwykle dotyczyła nieposprzątanego pokoju, bałagan panował tam totalny i dlatego nigdy nie otwierałem tamtych drzwi.

Niedzielnym popołudniem pakowałem czyste ubrania do walizki i powoli szykowałem się do wyjazdu. Dzwonek do drzwi zakłócił moje upychanie rzeczy, przyszedł brat ze swoją żoną, żeby się pożegnać. Zaraz jak tylko weszli, złożyli mi spóźnione życzenia imieninowe. Wspólnie z żoną przyszykowaliśmy stół i zaprosiłem ich na poczęstunek. Oni mogli zjeść i napić się czegoś mocniejszego, niestety ja spożywałem tylko napoje bezalkoholowe. Podczas rozmowy przy stole wspomniałem, co mnie dzisiaj rozbawiło. Brat z bratową jak było do przewidzenia wybuchnę li śmiechem. Natomiast moja żona siedziała jak struta, decyzja córki wcale nie poprawiła jej humoru, wręcz go pogorszyła. Nastała pora mojego wyjazdu i pożegnałem się z obecnymi oprócz córki. Obrażona na mnie, zamknęła się w swoim barłogu i nie chciała wyjść.

W poniedziałkowy wieczór, kiedy wróciłem z pracy i szykowałem sobie posiłek przedzwoniła żona. Chciała poinformować mnie, że nasze dziecko było w firmie zatrudniającej do pracy za granicą opiekunki osób starszych. Została tam zakwalifikowana i wyjeżdża do Niemiec pod koniec tygodnia, jak tylko dostarczy od lekarza z medycyny pracy badania. Córeczka swoją konsekwencją zaskoczyła mnie kompletnie, prędzej bym się własnej śmierci spodziewał, niż jej chęcią do pracy.

Zdrowy rozsadek dopadł mnie już we wtorek, z samego rana, ponieważ nie wierzyłem w odmianę własnej pociechy. Ona przez tyle lat życia nie skalała się pracą, a teraz podejmuje karkołomny wysiłek i odpowiedzialność za osobę niedołężną. Miałem jeszcze nadzieję, że będzie się opiekować starym esesmanem, który uniknął sprawiedliwości. Teraz na starość za sprawą mojej córeczki poczuje, co to jest piekło na ziemi. Ostatnie lata swojego życia spędzi w poczuciu stałego zagrożenia, czyli podobnie jak ofiary przez niego traktowane.

Dobry nastrój nie opuszczał mnie do czwartku, lecz po pracy ponownie przedzwoniła żona z informacją.

- Daria opiekować się będzie trzydziestolatkiem na wózku.

- O, rany! Biedny kaleka nie dość, że nie chodzi to teraz dostanie taką opiekunkę, chłop ma w życiu pecha – dalsze moje utyskiwanie, przerwała żona.

- Ty nigdy w nasze dziecko nie wierzysz, wdała się w ciebie i ty jesteś winny, że ona taka jest!

Następnie darła się już bez opamiętania, więc żeby się nie denerwować zakończyłem połączenie i wyłączyłem telefon. Sielanka moja trwała do niedzielnego popołudnia, kiedy ponownie przedzwoniła żona, która płaczliwym głosem powiedziała.

- Bidulka busem pojechała.

- Nie martw się, jak tylko zobaczy, jaka praca ją czeka to powróci tym samym busem. Chyba, że kierowca jest szybki i uda mu się odjechać – zaledwie tyle udało mi się powiedzieć.

Krzyk, jaki usłyszałem, ponownie skłonił mnie do wyłączenia telefonu tym razem na cały tydzień. Pełen niepokoju o własne dziecko w niedzielę pod wieczór ja przedzwoniłem.

- Cześć, co słychać u Darii?

- Wróciła, taka wymęczona i zabiedzona. Tam w ogóle o nią nie dbali i karmili ją tylko potrawami dietetycznymi.

Rozmowa trwała przez godzinę i dowiedziałem się, że posiłki gotowała matka niepełnosprawnego. Niestety dla damy do towarzystwa nie prowadziła wykwintnej i wysoko kalorycznej kuchni. Jeszcze chciała żeby po sobie sprzątała i za wysokie wynagrodzenie, jakie otrzymywała wykonywała swoje obowiązki. Wymagania okazały się nie do pogodzenia z przyzwyczajeniem i oczekiwaniami córki odnośnie jej traktowania. Matka schorowanego, spracowana kobieta, przez tydzień miała do opieki dwoje niepełnosprawnych. Mojemu dziecku wypłaciła tygodniówkę, opłaciła busa do domu i bardzo szczęśliwa jeszcze machała na pożegnanie.

Pewnie też bym się cieszył gdyby mi ubyło nagle połowę pracy, pomyślałem sobie. Jednak z drugiej strony prawdopodobnie dla wszystkich Niemców był to prawdziwy szok. Poznali pierwszą Polkę, która za żadne pieniądze nie chciała pracować i do wysiłku nie zmusiłby ją nawet przystawiony pistolet do głowy. Poczułem się dumny z własnego dziecka, przecież to pierwsza przedstawicielka mojego narodu, jaka po przyjeździe nie rzuciła się do pracy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania