Zwiększona aktywność metafizyczna - dyptyk
Pierwsza miłość to taki wycierus
Po kątach wyraźnie podłamanego światła,
że nie ma to second handów. Ale ją stukniętą, spod chmurki,
będę klepał po grafomańsku. Z ulubioną herbatą bez komentarza,
czasem z sokiem limonki na bluzce żony, z podejrzanym makijażem.
Po powrocie z zakupów poprawiała jeszcze zlewne śnieżynki na twarzy.
Jak ona, topniejąca w oczach.
Wiosenki na torcie
Mój nadrealnie przekochany wnuk, ma urodziny, niech będzie,
że jest podobny do konkurencyjnych dziadków.
Przerósł mnie, niejadka w wieku dziesięciu lat,
apetytem na życie. Nie szkodzi, że nikogo w świecie
petrodaktyli na światłach przemijania i łez makowej panny,
nie przekonam, że kiedy czterodniowy walczył razem z matką
o sen, a potem już tylko o renomę specjalistycznego szpitala,
to ja z drugiego pokoju zawracałem Pana Boga.
I nie wiadomo gdzie jest, według niektórych przepadł w niesławie.
Chociaż mogę założyć się o ostanie życzenie do złotej rybki,
że Róża, która przestała już chodzić w nieswoich butach,
po ukończonym parterze ich domu, dokładnie w wigilię, obwiozła
swoją pierwszą nówką - wózkiem dla lalek, jakiegoś gapowicza.
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania