Zwierz

Złym zwierzem jestem w swej norze,

Ostre mam kły i pazury.

Groźne jest moje spojrzenie,

Ma woń jest mordercza dla skóry.

Zgłodniałem, więc opuszczam leże,

Prostuje paskudne kolana.

Stopami stąpam i idę

Nasycić głód z samego rana.

W odbiciu moim lustrzanym,

(To z serca głębi wam zwierzam),

Że nigdy tak perfidnego

Jeszcze nie widziałem zwierza.

Mielę proch z malutkich nasion,

(Na wywar mnie dręczy ochota),

Gotowy produkt jest, szczerze,

ohydnie tożsamy do błota.

Ptakom co siedzą na drzewie,

Podkradam ileś tam jajek.

Wbijam je sobie do gardła;

Jak pyszne są nikt z was nie wie.

Umyć się idę w kałuży

Codziennie kontrolowanej,

By zmyć z siebie wstrętne odory,

i lepiej się czuć wykąpanym.

Kły swoje zaczynam szorować

Patykiem, tym z paroma liśćmi.

Maź, którą po chwili wypluwam

Ma aurę i woń nienawiści.

Ubieram się w jakieś tam szmaty,

Zakrywam znów to, co prywatne,

Dodaję co nieco dla stylu,

(A tylko dlatego, że ładne.)

Powracam gotowy do lustra,

I z pewnym uśmiechem wam zwierzam,

Że sam nigdy tak przystojnego

W tym lustrze nie widziałem zwierza.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania