Życie
– Witaj.
Zdezorientowany Damian rozglądał się na wszystkie strony. Gdzie on jest?
– Nie wiesz, gdzie jesteś? To nie jest wcale najważniejsze.
– Co to jest za miejsce? Co się stało? – Dodatkowo czuł się jakoś dziwnie.
– To naprawdę nie jest ważne. Już ci mówiłem, ale ty jak zwykle skupiasz się na rzeczach nieistotnych.
Poczuł się dotknięty. Dlaczego niby to jest nieistotne? To jest cholernie istotne.
– Gdzie jestem!?
– Ponadto jak zwykle upierasz się przy swoim. Nie jest to ważne, gdzie jesteś. Uwierz mi. Wysil się więc i zacznij dostrzegać to, co powinno cię tak naprawdę zainteresować?
Damian pewnym krokiem szedł w kierunku głosu.
– Gdzie jestem?
– A ty znowu swoje. Czy nie możesz wyjść poza utarty schemat, czy nie możesz samodzielnie myśleć?
– Chciałbym porozmawiać twarzą w twarz – powiedział lekko zirytowany.
Usłyszał dobroduszny śmiech i w końcu coś zaczęło do niego docierać.
– Nie mogę cię zobaczyć?
– Nie, nie możesz.
– Po co tu jestem?
– Żeby sobie przypomnieć, co otrzymałeś.
W jednej chwili życie przeleciało mu przed oczami. Mimo przeciwności osiągnął naprawdę wiele, wciąż parł do przodu i pokonywał kolejne bariery. Nikt nie przypuszczał, by dziecko alkoholików, które niemal każdego dnia odczuwało głód i nie mogło go zaspokoić, z czasem stanie się właścicielem jednej z największych firm w Polsce. Jemu to się udało. Wymagało to stałej, ciężkiej, niemal katorżniczej pracy. Nie wiedział, co to znaczy odpoczynek, nie wiedział, co znaczą inni ludzie. Dla niego to były tylko trybiki, które układając się w całość, tworzyły wielką korporację, mogącą dosłownie wszystko.
– Tak naprawdę nic nie otrzymałem, doszedłem do wszystkiego, co mam, całkiem sam. Nie miałem w nikim wsparcia, nie mogłem na nikogo liczyć. A mimo wszystko mogę być dumny z moich osiągnięć.
– Ty znowu swoje. Nie widzisz, iż każdy twój krok oddala cię od celu?
– To dzięki tym rękom.
Damian podniósł przed oczy swoje ręce i zaniemówił. Dlaczego one są tak przeźroczyste? Próbował je dotknąć, ale się nie dało. Dopiero teraz spojrzał na swoje ciało i z przerażeniem odkrył, iż jest nagi. Całkowicie nagi i dyskutuje z tajemniczym głosem. Mimowolnie zakrył intymną część swojego ciała. Przeźroczystymi rękami!
– I co, dużo udało ci się przenieść do tego miejsca? Można to nazwać sukcesem?
Dostał jak obuchem. Teraz wspomnienia nie były już tak łaskawe. Już nie widział przed sobą człowieka sukcesu, który mimo wielu wyrzeczeń osiągnął wszystko. Zobaczył samolubnego osobnika, który w życiu nikomu nie pomógł, a często wręcz szkodził. Nieraz decydował się na zwolnienie osób, niebędących według niego, wystarczająco zaangażowanymi. Nie obchodziły go przyczyny, ważny był efekt. Był osobą mierną i pozbawioną skrupułów.
– Umarłem?
– Tak prawie.
– Pójdę do piekła?
– A widzisz tutaj jakieś piekło? Po prostu zostaniesz w tym miejscu do czasu, aż odnajdziesz właściwą drogę.
Ponownie się rozejrzał. Tym razem świadomie. Wszędzie tylko biel, nawet podłoga. Jednocześnie wszystko było takie nierzeczywiste, nierealne. Nie było tutaj dosłownie nic!
– Mam nadzieję, iż zobaczę cię jeszcze na ziemi. Powodzenia.
Nastała głucha, niezmącona cisza. Nawet nie słyszał swojego oddechu, nie mówiąc o biciu serca. Wiedział, że nie ma sensu iść, gdyż i tak nigdzie nie dojdzie. Miał nikłą szansę powrócić na Ziemię, a to co przeżywał, było prawdopodobnie śmiercią kliniczną. Czy miał rozdać swój majątek biedakom? Czy to by coś dało? Przypomniał sobie rodziców, którzy gdy nie pili, byli naprawdę fajnymi ludźmi. Nie zapomniał, jak umiał ich rozśmieszyć. Radosne chwile, których w późniejszym życiu nigdy nie doświadczył. Pamiętał, jak ojciec zapił się na śmierć, on uciekł z domu, a jego matka ponoć rzuciła nałóg. Nigdy się z nią nie zobaczył, nie był w stanie jej darować zmarnowanego dzieciństwa. Nie wierzył także w jej przemianę. Na swojej dłoni czuł czyjś dotyk, więc może ktoś z nim był?
– Czy ktoś tu jest?
Cisza.
– Halo…, czy ktoś tutaj jest?
Czyli znowu został sam. Całkiem sam. Tak samo było w dzieciństwie. Właściwie zawsze był sam, więc tutaj także. Usiadł na podłodze i postanowił medytować, może dzięki temu będzie wiedział co zrobić, może uda mu się spotkać swoją duszę? Czy były inne wcielenia? Czy dusza jest wieczna?
Cisza.
– Cholera jasna!
I wciąż niczym nie zmącona cisza. Podstępnie wypełniająca wszystko wokół. Zaczął tęsknić za głosem nieznajomego, jednak i jego nie było.
– Wybaczam ci mamo.
Wciąż to samo. Cisza.
– Wybaczam ci tato.
Nawet jego słowa nie zakłócały martwej ciszy. Były bezdźwięczne!
– Przepraszam za wszystko złe, co zrobiłem. Panie Boże przepraszam, że cię zawiodłem.
Cisza, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczył. Będąc młodym, wciąż uciekał, a wkroczenie w okres dorosłości związane było ze stałą gonitwą. Zawsze wokół tyle się działo, a teraz pozostała pustka.
– Zmienię się.
Bezgłośne słowa wypływały i tonęły w nicości.
– Naprawdę się zmienię.
Cisza, która być może nigdy się nie skończy.
Zostanie tutaj na zawsze. Nie przypuszczał, iż tak zakończy życie. Będzie w wiecznym zawieszeniu. Czy mogło go spotkać coś gorszego? Samotność, uczucie wywołujące strach w jego sercu, uczucie od którego uciekał, osaczało go niemal przez całe życie. Sam ze sobą, tylko on, a wokół dosłownie nic, z wyłączeniem myśli, przypominających o zmarnowanych szansach. Nie pozostało mu nic innego, jak wybaczyć sobie, że do czegoś takiego doprowadził. Z oczu spłynęły prawdziwe łzy, a on zaakceptował siebie i wybaczył swoje zaślepienie, głupi upór, ucieczkę od Boga, od siebie, od wszystkiego. Pogodził się z pustką, gdyż tak naprawdę tym właśnie był. Pustym naczyniem, które nie dawało szczęścia, a ułudę nadziei, zamienionej w cierpienie.
Był cierniem, niepotrzebnie raniącym napotkanych na swej drodze ludzi. Czuł rosnący ból, ogarniający ciało. Próbował krzyczeć, ale głos uwiązł mu w gardle. Ciało płonęło, jakby tysiące szpilek zostało w nie wbitych. Skulił się w sobie, zacisnął oczy i płakał już nie z powodu zmarnowanego życia, a bólu, który być może nigdy się nie skończy.
Czy tak miała wyglądać wieczność?
I gdy myślał już, że nie zniesie niczego więcej, potworny ból rozsadził mu piersi, uwalniając dotychczasową niemoc.
– Przebacz mi!!! – krzyknął w nicość i stała się jasność.
– Już będzie dobrze synku. – Poczuł na czole jej pocałunek. – Już będzie dobrze. – Dodała.
Komentarze (8)
Zrozumieć, że nie jest sie krystalicznie czystym - bezcenne.
Nieraz decydował się na zwolnienie osób, niebędących według niego, wystarczająco zaangażowanych. -- zaangażowanymi.
Podobało mi się.
Pozdrawiam.
Nie przekonał mnie punkt kulminacyjny. Ciut za płasko, ciut za mało. Przemiana bohatera, jego katharsis są mocno umowne, nie czuję tego z opisu. W sumie niewiele brakuje, jakieś jednego małego tąpnięcia...
Pozdrawiam
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania