....
Gdzieś w lesie, pod korą dębu, przyszedł na świat robaczek, tak samo jak setki mu podobnych w tym samym czasie. Pamiętał jak przez mgłę, że towarzyszyło temu stukanie, wibrowanie, jakby całe drzewo znalazło się pod wysokim napięciem. . Wszystkie starsze owady się pochowały wówczas w zakamarkach. Robaczek podobnie jak pozostali koledzy i koleżanki miał; cztery chropowate nóżki, parę skrzydeł i oczek. Ale brakowało mu jednej z trzech czarnych kropek na plecach, które każdy robak miał. Z tego powodu śniadania, obiady i kolacje jadał sam, gdyż nikt nie chciał mieć z nim do czynienia. Gdy tylko podchodził do grupki znajomych mu robaków w tym samym gatunku rozmowy cichły, wszyscy się rozchodzili.Za jego skrzydłami nazywano go odmieńcem. Chodząc smutny w poszukiwaniu mchu, albo porostu, natknął się wracając z jedzeniem na starego żuka bez dwóch górnych łapek.
-Pss… dzieciaczku podziel się ze mną, a w zamian opowiem ci o pięknym świecie, gdzie jest raz jasno, raz ciemno, zależnie jakie kółko jest na niebie.
Robaczek nie wiedział czym jest niebo ani o czym mówi stary żuk całe życie spędzał pod korą. A, że ciekawski z niego był owad miał zamiar przystać na układ, ale bał się, że go żuk wykiwa, więc rzekł.
-Wpierw opowiedz, po tym się z tobą panie Żuku podzielą.
-Ty mała paskudo nie będziesz mi dyktował warunków, wolę zdechnąć z głodu. -Wściekł się żuk miotając wyzwiskami. Robaczek zaczął odchodzić, gdy żuk ucichł na chwilę i powiedział po minucie.
-Wracaj paskudo, zgadzam się, ale oddajesz równiusieńko połowę tego czego masz.
Robaczek się zgodził podszedł bliżej żuka, by lepiej słyszeć jego słowa, zachowując jednak odpowiednią odległość.
Po czym żuk zaczął snuć swą opowieść, że robak mieszka w tak zwanym drzewie, które jest ogromne i nieskończenie wysokie. Zależności od pory roku zielone, pomarańczowo- brązowe albo i gołe bez tak zwanych liści w koronie.Mówił długo, a robaczek z każdym jego kolejnym słowem, coraz bardziej zakochiwał się w świecie, którego nigdy nie widział. Żuk zakończył wywód ostrzeżeniem.
-Za każdym pięknem na tamtym świecie kryje się współmierne zło
Tego już robaczek nie wziął do siebie, roznieciła się w nim żądza poznania świata, nie wierzył, że za takim pięknem, może się czaić coś złego. Siedział długo próbująć swoim małym rozumkiem pojąć to, co usłyszał, w tym samym żuk zdążył niepostrzeżenie zjeść wszystkie mchy i porosty poniesione przez robaczka.
-Opowiesz mi jeszcze więcej o świecie?- Zapytał robaczek.
- Jak następnym razem przyniesiesz świeże jedzonko… te jest zaśmierdłe ehh.
Tu wyszła na jaw prominentna cecha żuka , był z niego straszny maruda. A to był mu za zimno, wilgotno albo za duszno. Robaczkowi to nie wadziło, w końcu miał z kim wspólnie jeść, podzielić myśli, a opowieści starego żuka wynagradzały mu wysłucjiwanie narzekań.
Pewnego dnia przyszedł robaczek do starego żuka jak zwykle w porę posiłku, lecz wbrew zwyczaju, żuk nie zaczął od litani uwag.
-Paskudko dlaczego w sumie zdajesz się ze mną starym i głupim żukiem, a nie innymi ci podobnymi paskudami ?
Robaczek się motał z odpowiedzią.
- Tak jakoś… wolę ciebie jesteś od nich ciekawszy, tyle wiesz.
-A skąd wiesz, że oni nie wiedzą więcej ode mnie.? Rozmawiałeś z nimi?
Żuk poruszył w nim wrażliwą strunę, coś w małym robaczku pękło, zaczął się zwierzać płacząc.
-Rozumiem cię Paskudko inne żuki też postawiły na mnie krzyżyk, gdy, pająk mi zeżarł dwie ręce, byłem już ten “inny”. Musisz, jednak wiedzieć, że z trzema, czy dwiema kropkami lubię, Cię tak samo Robaczku.
Robaczek przytulił się się do starego żuka i poczuł ciepło na serduszku, rozchodzące się od czułek po odwłok. Nagle trach, uderzenie oderwali się od siebie, trach po raz drugi robaczek się przewrócił, żuk przewrócił się nad plecy. Robaczek drżał ze strachu pamiętał podobne uderzenia z dnia urodzenia. W drewnie zrobiła się szparka, przez którą wlał się światło. Szparka za kolejnym uderzeniem stała się na tyle spora,że dzięcioł jak szczypcami wybierał sobie smaczne robaki dziobem do pożarcia.Robaczek podbiegł do żuka, który nie mógł wstać leżąc na plecach , próbował go zapchać w głąb drzewa.
-Uciekaj- Wrzasnął i odepchał w mrok robaczka.
Dzięcioł chwycił starego żuka za czułki. Krząst długo się rozchodził w eterze. Zrozpaczony robaczek cisnął się samobójczo z pięściami na dzięcioła, który rad z kolacji odleciał, a robaczek został porwany przez tajemniczą siłę i był nią niesiony długo. Wicher ustał, robaczek spostrzegł, żę jest po za drzewem. Długo latał zapłakany po stracie przyjaciela. Latał po łące, świecie, który marzył przemierzyć wzdłuż i w szerz. Ubolewał, że w takich okolicznościach przyszło mu podziwiać jego majestat. Zmęczony przysiadł na pół widzialnych niciach. Patrzył jak złota poświata promieni płynących od zachodzącego słońca głaskała łodygi wysokich traw bujanych do snu przez wiatr. Robaczek zasnął zasnął razem z nimi, zapominając o cierpieniu. Śnił mu się żuk razem z nim zagubiony w źdźbłach traw, ale na nic nie narzekający.
Obudził się cały mokry od kropel rosy. Było mu ciasno, nie mógł oddychać. Krzyknął gdyby tylko starczyłoby mu tchu. Zaczął podać na niego cień potwora, jego oczom przyglądała się również para oczu, ale druga już para skupiała się na nici cerującej śliniaczki. Robaczek próbował się wykaraskać niepostrzeżenie.
-Nawet o tym nie myśl verme, i tak ci się nie uda.- Rzuciła pani pająk
- Dlaczego mnie spętałaś? Przepraszam nie wiedziałem, że to twój dom.
- och stupido verme- Skomentowała pani pająk.
-Wypuścisz mnie?. Już nigdy nie będę cię nachodził - Naiwnie zapytał robaczek
- Z choinki się urwałeś verme?..do jasnej anieli przestań szczebiotać, bo inaczej sama cię uciszę. Skupić się nie mogą, a do śniadania muszę zacerować śliniaki dla moich bambini.
Pajęczyca podskoczyła do robaczka, krzycząc i stukając szczękami.Robaczek zaczął dygotać, z nadzieją błagał panią pająk by go nie podawała na śniadanie dzieciom.
- To złe, to nie dobre .- Wykrzykiwał, co przyniosło gorszy efekt.
-To źle, że chcę być dobrą madre dla moich bambini? - wymachiwała sześcioma rękami-To źle, że chcem, żeby nie były głodne i żeby rosły duże ? Och no verme, ja staram się być najlepszą madre dla moich bambini.
-Stary żuk miał rację, świat jest piękny, ale za tym kryje się tyle samo zła.- Gorzko wspominał przestrogę przyjaciela.
-Świat jest światem stupido verme, gdybyś używał makówki to byś mi się nie podał jak na piatto.Ten twój żuczek powinien ci dawać lekcje o świecie, a nie rzucać ładnymi zdankami. Ahh szkoda mi cię verme, dlatego pozwolę ci w zamian zobaczyć wschód słońca. Dziś jest spora rosa i mgła. Będzie wyjątkowo piękny, potem szybko i bezboleśnie, przed moimi bambino cię uśpię pocałunkiem.
Słońce dreptało powoli ku niebu, jakby był świadome wartości każdej sekundy swojej drogi. Stopniowo wypełniało krople rosy złotym nadzieniem promieni. Budziło łąką do życia, stopniowo docierając do ciemnych zakamarków. Gdy już było w zenicie, pajączki dawno skończyły śniadanie.
Koniec
Dzięki za poświęcony czas
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania