Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Życzliwe spojrzenie
Życzliwe spojrzenie
Ayn wstała późno, z gorączką. Miała zacząć korepetycje za piętnaście minut, ale odwołała esemesem. Napisała „ponad trzydzieści osiem”, zamiast „ponad trzydzieści siedem” - chciała mieć lepszą wymówkę.
Utrzymywała się z korepetycji - właściwie tylko wtedy odkładała książkę - nawet w parku czy lesie zawsze miała ją pod ręką. Jednym z jej ulubieńców był J. D. Salinger. Od dziecka zmagała się z depresją, a teraz dodatkowo z samotnością - miała dość rachitycznych kochanków.
„To nie mój świat”, myślała często i teraz znów tak pomyślała. „I nawet nie mój dzień”, pomyślała zerkając na leżący na stole termometr.
Gdy otworzyła znowu oczy, ujrzała nad sobą twarz Aldousa - musiała zapomnieć zamknąć drzwi wejściowe. Wciąż leżała na kanapie w koszuli nocnej, ale nie miała siły się ruszyć.
- Pisałam, że źle się czuję - powiedziała sennym głosem. - Dziś nie będzie lekcji.
Usłyszała wyznania miłości, które znała już na pamięć.
- Rozmawialiśmy już o tym, wyjdź proszę.
Klęknął przy niej i wrócił do swej „litanii”. Wciąż powtarzała „wyjdź”, ale tym razem nie dało się już tego zatrzymać.
- Źle się czuję, mam dużą gorączkę - dodała do swej wciąż powtarzanej kwestii. - Wyjdź.
„Mam gorączkę, jestem chora, w razie czego każdy sąd mnie uniewinni”, pomyślała.
***
Z dnia na dzień świat jakoś dziwnie schamiał... Z okna, z każdego rogu ulicy leciały słowa na k. Albo na p. Albo temu podobne. Wszędzie ze smartfonów czy innych urządzeń leciał głośno jakiś wyjątkowo wulgarny hip-hop. Wulgarność biła nawet z reklam internetowych na stronach dla literaturoznawców.
Mniej więcej co trzeci sąsiad nie zauważał jej powitania.
W mieszkaniu zaczęły się dziwne awarie. Woda w łazience miała kolor czerwony albo w ogóle jej nie było.
Za ścianą w środku nocy rozlegały się dzikie głośne dźwięki.
Przez tydzień każdego dnia coś nowego.
„Jednak nie każdy...”, myślała zasypiając. To znaczy próbując zasnąć.
***
Cały tydzień ignorowała jego telefony i esemesy, ale w końcu coś w niej pękło. Zaproponowała mu to, co najbardziej kochała: wycieczkę rowerową do lasu i nad rzekę. Powiedział rodzicom, że idzie z kolegami na rower, a kolegom - że jest z nimi.
Znała ten las, to było jej ulubione zaciszne miejsce. Rezerwat przyrody. W dogodnym miejscu wśród traw i mchu osunęła się z roweru udając omdlenie. Tylko mocno falująca pierś zdradzała oznaki tętniącego życia. Był delikatny, czuły i namiętny.
Potem roześmiani harcowali w rzece aż woda pluskała na wszystkie strony - zadziwieni kajakarze omijali z daleka generowane przez nich strugi wody i fale. Gdy się zmęczyli, w skupieniu podziwiali bujną podwodną roślinność oraz ławice ryb.
W drodze powrotnej towarzyszyło jej zaskakująco intensywne uczucie radości, choć oczywiście przebijały się w jej głowie różne smutne myśli – a to żeby powiedzieć, że ma jakby przez niego kłopoty i że to nie rokuje. Że nie należy sobie robić nadziei. Że trzeba ograniczyć spotkania do absolutnego minimum. Ale nie chciała psuć tego wyjątkowego nastroju i dzięki endorfinom z łatwością odpierała wszelki napór wątpliwości.
„Później, później”, myślała, uśmiechając się do mijanych drzew, do słońca i nieba.
Pożegnanie wypadło naturalnie – mieli szerokie uśmiechy, puściła do niego oko i zmierzwiła jego fryzurę.
***
Wracała do domu przy pierwszych oznakach zapadającego zmroku. Do windy wsiadł jakiś starszy pan, którego nigdy nie widziała. Miał ciepłe, życzliwe spojrzenie, z całej jego postaci biła jakaś szlachetność i dobroć, a przy jego nogach położyło się zasapane, stare, lecz wciąż piękne psisko.
- Niemłody już pewnie, ciężko mu... - zagaiła z grzeczności, gdy ich wzrok zetknął się.
- Nieletni jeszcze - odparł ciepło starszy pan – tylko trzynaście lat.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania